The Apocalypse Blues Revue
Gatunek: Blues i soul
Czyli jak to chłopaki z Godsmack za bluesa się brali.
Umówmy się: rzeczony Godsmack nigdy nie był przesadnie ekscytującą kapelą. Wiem, że płyty "Awake" czy "Faceless" mają swoich fanów, ale ani to artystycznie udane, ani oryginalne granie. Jednak spotykamy się w tym miejscu nie po to, by odprawić sąd ostateczny nad kwartetem, ale by pomówić o płycie "The Apocalypse Blues Revue" bandu o tej samej nazwie.
W jego skład wchodzą perkusista i gitarzysta Godsmack: Shannon Larkin i Tony Rombola. Do tego Rafer John na wokalu oraz Brian Carpenter na basie (grywa też Blackfoot). Taki dobór osobowości jeszcze przed włożeniem płyty do odtwarzacza zrodził we mnie nadzieję, że dostaniemy od nich odpowiedź na Rebel Meets Rebel. Czytaj: metalowy blues oraz klasyczne zawodzenie gardłowego. Koniec końców The Apocalypse Blues Revue bliżej do Chickenfoot, tyle że stawiającego przede wszystkim na klasyczne bluesowe patenty.
Ostatnie słowa poprzedniego akapitu mogłyby posłużyć za wstęp, rozwinięcie i zakończenie recenzji. Kwartet z USA nie ma nam bowiem nic nowego do zaproponowania. I - Boże broń - nie traktuję tego jako obelgi, wszak bluesa nie gra się po to, by odkrywać nieznane lądy, a pięknie wyśpiewać swoje emocje. Chcę po prostu was uświadomić, na co możecie liczyć w czasie godziny spędzonej z zespołem.
Choć numery The Apocalypse Blues Revue to swego rodzaju kalka, to jednak kilka z nich bez wątpienia się wyróżnia. Weźmy takie "Devil Plays A Strat" - skojarzenia z pierwszymi płytami Black Sabbath i kawałkami pokroju "Electric Funeral" nasuwa się samo. To najbardziej metalowy w duchu numer na omawianym krążku. Bardzo przyjemnie słuchało mi się "I Think Not" - to niemal podręcznikowy knajpiany bluesior dwunastotaktowy, oparty na pentatonice. Nic dodać, nic ująć. Singlowy "The Tower" to przepiękny smutas, doskonały soundtrack do deszczowych dni. "Work In Progress" ma w sobie coś z Cream albo muzyki Jimi’ego H. Czyli bardzo zacne inspiracje.
Jednak słuchając "The Apocalypse Blues Revue" odnoszę wrażenie, jakby muzycy grupy nie mieli w sobie ognia, który odróżnia bluesmana przeciętnego od wybitnego. Brzmienie jest za grzeczne, produkcja zbyt ugłaskana, kompozycje (w większości) pozbawione ikry. Dlatego nie czerpię z tej płyty takiej przyjemności, jakiej oczekiwałem.
Potraktujcie moje ostatnie słowa jako marudzenie zblazowanego recenzenta. Wierzę, że wielu z was The Apocalypse naprawdę się spodoba. A już na pewno dużo bardziej, niż Godsmack. ;)
Jurek Gibadło