Nic tak nie konserwuje, jak dobry blues. John Mayall to chodzący dowód na właściwości zdrowotne tej muzyki.
Gdy patrzę na Johna Mayalla, właśnie tak wyobrażam sobie starość idealną. 81-letni facet, który wciąż kocha to co robi, jest pełen wigoru i pomysłów na nowe piosenki. Śpiewa, gra na klawiszach, gitarze, harmonijce. Już dawno pogodził się ze światem, więc tryska optymizmem i zalewa nas falą pozytywnych dźwięków. Zdecydowanie, gdy już będę duży, chcę zostać Johnem Mayallem.
Brytyjczyk na swojej najnowszej płycie (nie podejmuję się liczyć, która to) serwuje nam 40 minut silnie osadzonego w bluesie rocka, w dużej mierze napisanego samodzielnie, a po części - ze swoimi współpracownikami. Nie brakuje oczywiście wycieczek w przeszłość, czego najlepszym dowodem jest "Long Distance Call" autorstwa McKinleya Morganfielda.
Najlepszy Mayall to ten zdrowo rozpędzony bluesman, który nawiązuje do chicagowskich i nowoorleańskich aranżacji (gitara elektryczna, dęciaki). Przykładem takiego wcielenia jest pogodny, radosny tytułowy "Find A Way To Care", który może posłużyć za soundtrack do porannej kawy - daje równie mocnego pozytywnego kopa!
Na uwagę zasługuje nie tylko główny bohater, lecz także jego towarzysze. Jay Davenport to facet, który ma bluesowy stomp w nodze i nie waha się go użyć - vide "I Want All My Money Back". Greg Rzab, oprócz standardowych pochodów, lubi sobie od czasu do czasu poprzebierać paluszkami po gryfie. Najsprawniej czyni to w znakomitym "The River's Invitation". Z kolei Rocky Athas to gitarzysta wyraźnie zafascynowany Hendrixem i Claptonem. Ich styl pobrzmiewa w większości kawałków na "Find A Way To Care", zarówno w solówkach, jak i riffach prowadzących.
Oczywiście, nie usłyszymy na tej płycie żadnego zaskakującego dźwięku, ani nietypowej aranżacji. To stary dobry blues rock, za który świat pokochał Johna Mayalla. I dlatego polubi także tę płytę.
Jurek Gibadło