Dexter Allen jest wokalistą, który karierę muzyczną zaczynał w zespołach gospel takich jak Dixon Singers czy Robinson Brothers. Na właściwej drodze znalazł się, kiedy dostał się do zespołu Bobby’ego Rusha, w którym rozpoczął edukację bluesową.
Jego umiejętności wokalne zaowocowały w 2008 roku nagrodą Jackson Music Award, a już rok później uhonorowano go kolejną, w kategorii "Entertainer Of The Year". Najnowszym dziełem Dextera Allena jest album "Bluez of My Soul".
Przyznam, że odrzuca mnie już sama okładka płyty, która wygląda jak połączenie kadru z teledysku śląskiego disco polo z amerykańskim rapem w najgorszym wydaniu. Może jednak zawartość krążka okaże się lepsza…
Album zaczyna się, o zgrozo, hip-hopowo. Na szczęście później przechodzi w soulowo-funkowego bluesa z gościnnym udziałem znanego i lubianego w naszym kraju Boo Boo Davisa. Sama piosenka, chociaż nowoczesna, opowiada o powrocie do Missisipi, co można zrozumieć jako powrót do korzeni, nie tylko rodzinnych ale i muzycznych. Dalej otrzymujemy na nowo znany patent - brzmienie jadącego pociągu i galopujący rytm 'All aboard'!
Odnoszę wrażenie, że zamierzeniem artysty było przerobienie każdego typowego motywu pojawiającego się w bluesie i przeniesienie go na siłę w XXI wiek z nawiązaniem do nowoczesnych brzmień popowych, soulowych czy hip-hopowych. Tak jest na przykład w "Come Out and Play", który zaczyna się powoli i dostojnie i jest typowym powolnym bluesem. Gdyby jednak nie ta wymuszona nowoczesność...
Zabiegi, którym poddane zostały utwory Dextera Allena nie porywają. Nie przeczę, że dobrze jest kombinować w muzyce inaczej nie działoby się nic nowego, a artyści zjadaliby własne ogony. Jednak próba przeniesienia bluesa na grunt, nazwijmy go - komercyjny, nie wyszła "Bluez Of My Soul" na dobre. Najlepsze momenty pojawiają się na samym początku, no może jeszcze warto zwrócić uwagę na solo na Hammondzie w "Bluez Party". No właśnie, "Bluez"... Naprawdę?
Karol Duda