Seesaw
Gatunek: Blues i soul
Zainteresowanie Joe Bonamassą nie słabnie. Można to wytłumaczyć nieco przerzedzonym rynkiem gitarowego rocka, na którym Bonamassa wydaje się być rodzynkiem w cieście.
Duże znaczenie ma też taktyka samego artysty, który wydaje płyty w tempie przyprawiającym o zawrót głowy. Tym razem ukazał się album w duecie z Beth Hart.
Beth Hart to dla mnie taka bohaterka z przypadku. Chociaż dysponuje bardzo ładną barwą naturalnego głosu, z pewnych powodów namiętnie posługuje się kozim vibrato. Trudno jej się jednak dziwić, bo im bardziej beczy jak koza, tym częściej porównywana jest do Janis Joplin, a przecież wiadomo - nic się lepiej nie sprzedaje, jak coś, co już znamy. Bez względu na fakt, że Beth Hart ma się do Janis Joplin, jak pies do jeża. Z Bonamassą jest dość podobnie, bo choć nie męczy nikogo żadnymi "ochydnikami" (przeciwieństwo ozdobników), to jednak kolejna płyta z utworami w schemacie: blues - rockowy riff, solówka, riff, solówka, może wywołać rozczarowanie u osób ceniących w muzyce coś więcej. Na szczęście Beth Hart w duecie z Bonamassą należą do zupełnie innej bajki, czego dowodem jest już ich drugi, również przyzwoity album "Seesaw".
Z pewnym niedowierzaniem przesłuchałem "Seesaw". Co rusz trafiałem na utwory, których nie spodziewałem się w dorobku zarówno Hart, jak i Bonamassy. Sporo tu swingujących, big-bandowych klimatów, soulowych wstawek i rhytm & bluesowych partii. Sekcja dęta jest używana częściej, niż kiedykolwiek wcześniej, a słucha jej się wybornie. Utwory są ciekawie zaaranżowane i nawet blues-rockowe patenty, z których znani są oboje artyści, nie wypadają wtórnie i powtarzalnie. Wszystko za sprawą dużego zróżnicowania albumu i dobrego ułożenia kolejności kawałków. Beth Hart mniej beczy, a Joe Bonamassa nie gra długich solówek z prędkością światła. Zdecydowanie świetnie sprawdziło się przesunięcie jego gitary z głównej roli na drugi plan. Dzięki temu pokazał się on w zupełnie innym świetle, mając szansę trafić także do osób nie będących wielkimi miłośnikami jego dotychczasowej twórczości.
"Seesaw" nie jest płytą przełomową w gatunku. Słucha jej się przyjemnie, choć trzeba przyznać, że nie wszystkie utwory zostają na dłużej w pamięci. Uważam jednak, że to najlepszy studyjny album w dorobku zarówno Beth Hart, jak i Joe Bonamassy. I mam nadzieję - nie ostatni tego typu w ich dyskografii.
Kuba Chmiel