Nie miałem pojęcia czego się spodziewać po tej płycie, na której udziela się wokalista
Linkin Park. Podchodziłem do niej z tylko jedną prośbą, żeby nie brzmiała jak "
Minutes To Midnight". Czy dlatego, że nie lubię wspomnianej płyty? Nie, bo ostatnią propozycję macierzystej formacji Chestera wspominam miło, od czasu do czasu ląduje ona w moim odtwarzaczu. Więc czemu nie chciałem dostać kopii albumu, który przypadł mi do gustu? Otóż, bo po co nagrywać w pobocznych projektach, jak nie po to, żeby odskoczyć od muzyki granej w pierwotnej kapeli.
Tymczasem, niestety, Dead By Sunrise to "Minutes To Midnight" wersja druga, okrojona. Znów, jak na ostatniej płycie Linkin Park, dostajemy pop-rockowy twór, jednak niestety bez znaku jakości Q. Elektronika miesza się na "Out Of Ashes" ze schowanym w mixie gitarowym rzeźbieniem tworząc bardzo "radio friendly" kompozycje, które można spokojnie nucić przy goleniu, bez groźby zacięcia się.
Na "Minutes To Midnight" Linkin Park znalazł złoty środek w balansowaniu pomiędzy formą spokojniejszą a mocniejszą. Tymczasem Dead By Sunrise to rock w wersji wykastrowanej... Początek "Out Of Ashes" niezbyt cieszy. "Fire" przelatuje przez łepetynę nie zostawiając w niej niewiele ponad uczucie deja vu. "Crawl Back In" to rzecz już bardziej udana, z mocnym refrenem i fajną partią gitary. Jednak już następny w rozpisce płyty "Too Late" sprawia, że mam ochotę podcinać sobie żyły suchą bagietką. To na co czekałem dostaje w tracku numer 4, "Inside Of Me", kawałku godnym, zaryzykuje, nawet "Hybrid Theory" czy "Meteory". Tak powinien grać nowy zespół Benningtona! Ale niestety nie gra.
Puls podskoczył mi ponownie przy obcowaniu z "Out Of Ashes" dopiero przy "My Suffering" i "Condemned". To kawałki znów z ewidentnym rockowym zacięciem, w których elektronika oddaje pierwsze skrzypce gitarom. Jednak żeby nie zrobiło się za ciekawie do końca albumu dostajemy od Dead By Sunrise same zamulacze... Gdyby te balladki, czy tam power-balladki były jeszcze jakieś ciekawe (choć to kwestia gustu jest przecież; ogólnie mnie mało które wolniejsze kawałki cieszą), to nie. Przy tych smętach idzie serio usnąć!
Na ten album czekało zapewne wielu fanów rockowego wygaru. Czy się zawiedli czy nie, jest to sprawa gustów. Dla mainstreamowych słuchaczy, dla których Kasia Kowalska gra metal a nowa płyta Chylińskiej to rzecz jawnie rockowa będzie to zapewne płyta porywająca. Ja jednak za młodu słuchałem "Fuel" Metallicy. Cztery kawałki przypadły mi do gustu, zatem taka ocena.
Grzegorz Żurek