Najlepsze w drugiej po reaktywacji płycie Pixies jest to, że w końcu brzmi ona jak płyta Pixies, a nie zbiór odrzutów z jakiejś solowej sesji nagraniowej Franka Blacka, co było główną słabością poprzedniczki - "Indie Cindy".
Oczywiście "Head Carrier" nie jest nawet w połowie albumem na miarę klasyków bostończyków z przełomu lat 80 i 90, ale w końcu słychać, że po wznowieniu działalności zaczęli iść w stronę tamtych chlubnych czasów. Nowy krążek Pixies jest pierwszym nagranym z pełnym udziałem "nowej" basistki Paz Lenchantin, która koncertuje z grupą już trzeci rok. Ten tak charakterystyczny dla muzyki Pixies żeński pierwiastek jest tym czego chyba najbardziej zabrakło na "Indie Cindy". Nowy impuls, jaki na "Head Carrier" dała zespołowi Paz, słychać najlepiej w utworze "All I Think About Now". To swoisty muzyczny dziękczynny list, jaki Frank Black napisał do Kim Deal, zaczynający się od linii basu łudząco przypominającej początek "Where is My Mind" i pięknie przez Paz zaśpiewany.
To jednak tylko jeden z kilku świetnych momentów nowego albumu Pixies. O tym, że nikt tak jak oni nie potrafi pisać tak przesłodkich piosenek o umieraniu przypomina "Might As Well Be Gone". W końcu po reaktywacji, doczekaliśmy się też porządnej gitarowej jazdy z Frankiem drącym się z energią tylko niewiele mniejszą niż 30 lat temu ("Baal’s Back"). Moimi faworytami na "Head Carrier" są jednak single - "Talent" przypominający kultowego "Debasera" i trochę balladowe "Tenament Song" z kapitalnym refrenem.
Nowy album Pixies doceniam jednak nie tylko za samą muzykę ale i za sprostanie niełatwym okoliczności jego powstania. Jakoś w połowie września rockowy światek obiegła wieść o tym, że gitarzysta grupy Joey Santiago udał się na przynajmniej 30-dniową terapię, która miała mu pomóc uporać się z utrzymywanym w tajemnicy uzależnieniem od alkoholu i narkotyków. W przypadku faceta po pięćdziesiątce zabrzmiało to dość mocno niepokojąco. Na szczęście pod koniec października Pixies w pełnym składzie z Joeyem wrócili do koncertowania. Panu Santiago wypada zatem życzyć zdrowia, aby polska publika na zaplanowanym na 16 listopada koncercie w Poznaniu mogła wraz z Frankiem wykrzyczeć słynne "Rock me, Joe!".
Maciej Pietrzak