Nie płakałem po Kim Deal. Jasne, że była sercem Pixies. Jednak mózgiem grupy był, jest i będzie Frank Black.
Szkoda tylko, że z nowej płyty swojej macierzystej kapeli zrobił właściwie swój solowy, w dodatku bardzo przeciętny album.
Krytyka w zdecydowanej większości miesza "Indie Cindy" z błotem. Za to, że wydanie tego albumu to wyłącznie chęć nachapania się kasy. Za brak Kim Deal. Albo nawet za to że są starzy, a Frank Black gruby. Nie mam zamiaru jakoś szaleńczo bronić tej płyty. To fakt, że nie dorasta ona do pięt dotychczasowemu dorobkowi grupy z Bostonu. Jednak jeśli ktoś śledził dokonania Franka Blacka przez ostatnie lata, to nie powinien być specjalnie zdziwiony zawartością nowego longplaya Pixies. Kubła pomyj na "Indie Cindy" nie wyleje też z prozaicznie prostego powodu - jest na niej kilka świetnych, bardzo pixiesowych piosenek.
Właściwie ten tekst mógłby powstać dawno temu, bo "Indie Cindy" (poza bonusowym "Women of War") to materiał opublikowany wcześniej na trzech Ep-kach. Chciałem jednak sprawdzić nowy album Pixies jako całość. Zmieniło to niewiele. Kto nie zapoznał się z EP1, EP2 i EP3 powinien przesłuchać nowy krążek dla pięciu kawałków: "What Goes Boom", "Bagboy", "Magdalena", "Snakes" i "Blue Eyed Hexe" Myślę, że spokojnie wejdą one do pixiesowego kanonu.
Niestety pozostałe siedem utworów na "Indie Cindy" brzmi jak kiepska kontynuacja solowej kariery Franka Blacka. W ogóle nie słychać w nich, że towarzyszą mu Joey Santiago i David Lovering. Tak nieudane piosenki jak "Andro Queen" "Greens and Blues" czy "Silver Snail" Black mógłby nagrać z losowymi muzykami.
Czy zatem studyjny powrót Pixies po 23 latach miał sens? Wszystko zależy od tego co stanie się dalej. Chyba trudno wyobrazić sobie lepszą następczynię Kim Deal niż Paz Lechantin, która zasiliła grupę już po nagraniu premierowego materiału. Bonusowe na nowym krążku "Women of War" to właśnie jej pierwszy, bardzo udany wkład w muzykę Pixies. Mam nadzieję, że w przyszłości będzie tego więcej. Niedowiarkom proponuje sprawdzić jak Paz znakomicie wkomponowała się w zespół na koncertach. Mimo całej słabości "Indie Cindy", na żywo Pixies prezentuje się wciąż bardzo dobrze. Tym lepiej, że w czerwcu wreszcie zagrają w naszym kraju.
Maciej Pietrzak