Kasabian

48:13

Gatunek: Alternatywa

Pozostałe recenzje wykonawcy Kasabian
Recenzje
2014-07-07
Kasabian - 48:13 Kasabian - 48:13
Nasza ocena:
5 /10

Syzyfowych prac w wykonaniu Sergio Pizzorno i spółki ciąg dalszy, znów zakończony niepowodzeniem.

Rockman musi mieć w sobie butę, tupet i wiarę, że jego piosenki są najlepsze pod słońcem. Najlepiej by było, gdyby te cechy szły w parze z autentyczną wartością artystyczną jego propozycji. Pewnością siebie tego braku nie nadrobisz, czego Kasabian jest najlepszym przykładem.

Brytyjczycy uparcie chcą być największą kapelą na ziemi, zbawcami rocka, nowymi Beatlesami, bla bla. Chwała im za to, tyle że nie są w stanie zaproponować kawałków nawet w połowie tak dobrych, jak ich słynni rodacy. Poprzedni krążek "Velociraptor!" narobił trochę zamieszania wokół kapeli, chyba tylko ze względu na oryginalny tytuł i może ze dwie-trzy niezłe piosenki. "48:13" nie osiągnął nawet tego - co prawda w Wielkiej Brytanii tradycyjnie wdrapał się na szczyt, ale już Amerykanie ostentacyjnie go olali, a w innych krajach płyta zaliczyła najgorsze wyniki popularności od czasów "Empire".

Dlaczego? Odpowiedź jest prosta jak budowa cepa: bo fajnych kawałków jest tu jak na lekarstwo. Dramat zaczyna się w jazgotliwych aranżacjach. Sergio zapowiadał, że tym razem Kasabian postawi na prostotę brzmieniową, ale słowa nie dotrzymał. Rządzi tu posmarowana syntetykami perkusja, pierdząca gitara i elektroniczne wstawki potrzebne jak Eskimosowi lody. Najlepszym przykładem aranżacyjnego zmarnowania potencjału niektórych zagrywek jest kawałek "bumblebeee" - gdyby odpowiednio ozdobić riff, mógłby z tego wyjść niezły stoner, serio. No ale Pizzorno miał nań inny pomysł…


Znajdą się tu może ze dwa-trzy utwory, których słucha się z przyjemnością. Na pewno za taki należy uznać britpopowy "stevie" - nic to, że melodia zerżnięta od Blur, ważne, że się wkręca. Podoba mi się singlowe "eez-eh", a i owszem, nie mające z rockiem nic wspólnego, ale obdarzone luzem, w jakimś sensie minimalistyczne (aranżacyjne), no i chwytliwe jak diabli. Plusika stawiam przy numerze "Clouds" za wyraźne odniesienia do myślenia muzycznego imć Johna Lennona.

Reszta brzmi jak odrzuty, które Kasabian chce pomalować milionem warstw dźwiękowej farby i ma nadzieję, że nie dosłyszymy ich słabości. Przykro mi - ja słyszę i zdaje się, że coraz więcej słuchaczy także.

Jurek Gibadło