Z zespołem Kasabian jest jak z piłkarską Polonią Warszawa. Jedni i drudzy chcą być najwięksi (w światku muzyki rockowej/ w lidze polskiej), mają szalonych liderów (Sergio Pizzorno/ Józef Wojciechowski), posiadają spory kapitał umożliwiający myślenie o sukcesach (talent do pisania przebojów/ pieniądze i nieźli piłkarze), ale jakoś nie mogą osiągnąć czegoś naprawdę wielkiego.
"Velociraptor!" to znów płyta "jedynie" dobra.
To nie zgadza się z wyobrażeniami kwartetu. Gdy nadajesz swoim albumom napompowane do granic możliwości tytuły "West Ryder Pauper Lunatic Asylum" lub ociekające testosteronem "Velociraptor!", masz naprawdę dobrego singla, Twoja wytwórnia ładuje w kampanię promocyjną horrendalne pieniądze, Twoje ego zapewne pozwala Ci nasikać na rabatki Królowej Elżbiety, ale ciągle nie jesteś w stanie nagrać albumu, który zapewni Ci miejsce w panteonie największych gwiazd rock’n’rolla, to zaczynasz się zastanawiać, czy czasami nie uciec z pierwszych stron muzycznych gazet z podkulonym ogonem. Mało jest zespołów, które dopiero na piątej płycie stały się gigantami (ewentualny następny krążek Kasabiana będzie miał własnie taki numerek).
Dobra, skupmy się na tym, co zawiera "Velociraptor!". Jako się rzekło, jest to płyta udana, przepełniona duchem The Beatles. Przy okazji: Yoko Ono uparcie twierdzi, że gdyby John Lennon żył, na pewno tworzyłby obecnie muzykę elektroniczną - tak więc tego typu wstawki, wszechobecne na nowym albumie Brytyjczyków, jak najbardziej mieszczą się w tej stylistyce. I właśnie beatlesowsko zaczyna się ten album. "Let’s Roll Just Like We Used To" to jeden z najlepszych kawałków na "Velociraptor!", dynamiczny, z dobrą melodią, okraszony partiami instrumentów klasycznych (jest gong na dzień dobry, są skrzypce) - no bardzo ładnie. Równie dobrze prezentuje się oparty w dużej mierze na elektronice i miło przycinającej gitarce "Days are Forgotten" - łatwo wpadający w ucho (od razu rozpoznawalny zaśpiew "aaaaaaaa" przed refrenem) singiel.
Fanom psychodelicznego okresu w twórczości The Beatles spodoba się z pewnością "La Fee Verte", gdzie echa "Strawberry Fields Forever" są słyszalne z kilku kilometrów. Raz jeszcze fascynacja Żukami (czy raczej "Rzukami") daje o sobie znać w "Man of Simple Pleasures", którego zaletą jest gęsta jak angielska mgła atmosfera. Elektronika w "I Hear Voices" i w "Switchblade Smiles" (utwór jest w soundtracku do "Fify 12" - to nie pierwsza przygoda zespołu z serią gier o piłce kopanej) też intryguje, wprowadza sympatyczny, rozleniwiający klimat.
Problem polega na tym, o czym mówiłem na wstępie - "Velociraptor!" jest po prostu kolejną dobrą płytą rockowego zespołu z Wysp. Mającą przeboje, radującą ucho, godną ładnych ocen od recenzentów. Tyle, że to nadal nie jest ekstraklasa. Kasabian wciąż nie ma marki, która pozwoli za 40 lat pisać recenzentom: "o, właśnie słuchamy zespołu, który wyraźnie inspirował się stylem zespołu Sergio Pizzorno". Bo Kasabian takiego unikatowego, inspirującego stylu po prostu nie ma…
Józef Wojciechowski zapowiedział, że jeżeli w najbliższym czasie jego drużyna nie zacznie odnosić sukcesów, wycofa się z jej sponsorowania. Czekam na analogiczną deklarację Kasabian. No chyba, że nagle wyskoczą z czymś rozkładającym na łopatki…
Jurek Gibadło