Zbigniew Hołdys znów nagrywa

Newsy

Zaledwie cztery godziny potrzebował Zbigniew Hołdys, aby wejść do studia i nagrać kolejno: partie ośmiu gitar elektrycznych, gitary basowej i fletu do słynnego utworu Jimiego Hendrixa "Fire". Przeczytaj fragment eseju Zbigniewa Hołdysa Dzień, w którym usłyszałem Jimiego Hendrixa

Fire znajdzie się na nowej płycie "Hey Jimi", wydanej przez wytwórnię Baobab. Hołdysowi po raz pierwszy w życiu towarzyszył w studio syn Tytus, który zagrał na gitarze akustycznej i razem z ojcem zaśpiewał. Były Perfektcjonista ostatni raz na gitarze elektrycznej nagrywał w 2000 roku (płyta Hołdys.com). Brian Ibott z amerykańskiego portalu Coverville.com napisał, że jest to jeden z najlepszych coverów Hendrixa w historii - nagranie będzie prezentowane w jego programie i amerykanskich stacjach radiowych wielokrotnie.

Dla tych, którzy nie wiedzą: Hołdys już jako 17-latek dostał wyróżnienie za grę na flecie (od samego Zbigniewa Namysłowskiego), więc rezultaty mogą okazać się zdumiewające. Artysta niezbyt chętnie występuje i nagrywa. W tej chwili Hołdys jest namawiany, aby kontynuowac pracę w studio. Czy do tego dojdzie - nie wiadomo.

O ostatniej sesji Hołdys mówi z entuzjazmem. Pracowałem ze świetnymi ludźmi w znakomitym studio. Tytus bardzo fajnie gra i ma niezwykły dar poruszania się w świecie muzyki. Zachowywał się jak rasowy producent, rzucił mi kilka uwag, które dodały nam wiatru w skrzydła - ujawnia. Niestety, woli być aktorem - dodaje. Dwudziestoletni Tytus Hołdys jest członkiem awangardowej grupy teatralnej Niewinni Chłopcy.

"Fire" Hołdysa zostało wybrane przez wydawców płyty "Hey Jimi" na singla promującego całe wydawnictwo, jest także tłem reklamówki, jaka ma się pojawić na antenie kilku rozgłośni. W nagraniu towarzyszył Hołdysom perkusista jazzowy, Grzegorz Grzyb.

Płyta "Hey Jimi", na której znajdzie się "Fire", jest hołdem złożonym przez najlepszych polskich gitarzystów Jimiemu Hendrixowi. Swoje wersje słynnych utworów wykonali ponadto m. in. Waglewski, Borysewicz, Raduli, Królik, Cichoński. W dołączonej do płyty książce znajduje się również niezwykły esej Hołdysa "Dzień, w którym pierwszy raz usłyszałem Jimiego Hendrixa". Poniżej zamieszczamy jego fragment.

Dzień, w którym usłyszałem Jimiego Hendrixa (fragment)

Najpierw musicie spróbować wyobrazić sobie tamte czasy. Pomogę Wam. Jest rok 1967. Marzec. W Polsce nie ma jeszcze coca coli. Nieznane są hot dogi i hamburgery. Nie ma keczupu. Furorę robi świeżo odkryty ortalion i białe jak śnieg koszule non iron. Nie ma jeszcze nylonowych rajstop ani podpasek. Nie istnieją a naszym kraju t-shirty. I nie ma pojęcia adidasów – są ewentualnie białe pepegi, ulubione obuwie dziewcząt. I nie ma dżinsów. Ulubionymi zespołami są m.in. Filipinki i Czerwone Gitary (...)

Zbliżała się godzina 16. Pstryknąłem klawisz fal długich w radiu „Tatry”* by posłuchać audycji „Popołudnie z młodością”. To stała pozycja mojego rozkładu dnia - zawsze coś ciekawego usłyszałem, wszak zachodnich płyt, Internetu i mp3-ek nie było. Tego dnia byłem podekscytowany szczególnie: jakiś czas temu wyszła piosenka „I Put A Spell On You” Alana Price, organisty Animalsów (a tego gościa uwielbialiśmy wszyscy za solówkę w „Domu Wschodzącego Słońca”) i czyhałem na nią od kilku tygodni.

Teraz w napięciu wpatrywałem się w zielone „magiczne oko” radioodbiornika, które wolno zamykało swoje powieki. Zagrał sygnał i facet prowadzący audycję powiedział: Dziś zaczniemy od ciekawostki. Będzie to nagranie mało znanego angielskiego gitarzysty, Jimiego Hendrixa, który ostatnio wzbudził spore zainteresowanie swoim dość dziwnym, niezwykłym sposobem gry (...)

Całość znaleźć można w książce „Hey Jimi”, stanowiącej część wydawnictwa książkowo–płytowego. Copyright Zbigniew Hołdys 2008