Wyniki plebiscytu - Muzyczne Podsumowanie Roku 2009

Newsy
Wyniki plebiscytu - Muzyczne Podsumowanie Roku 2009
Mija kolejny rok kalendarzowy. Co przyniósł nam dobrego muzycznie? Zastanowimy się wraz z czytelnikami naszego Magazynu!
 
Przez ostatni miesiąc, do 21 grudnia, zbierane były głosy czytelników w dziesięciu kategoriach. W każdej z nich można było podać jeden, dwa lub trzy swoje typy. Pierwszy z nich otrzymywał pięć punktów, drugi trzy, a ostatni jeden. Możliwe było wypełnienie dowolnej ilości pól. W plebiscycie brały udział tak maile z pojedynczymi głosami, jak i z w pełni wypisanym zgłoszeniem.
 
 


 1. Behemoth - 7524 punkty
2. Riverside - 2352 punkty
3. Hunter - 1684 punkty

Behemoth w tym roku był bezkonkurencyjny. Na podium zmieściły się jeszcze dwa zespoły z wytwórni Mystic Production: Riverside oraz Hunter. Niewiele zabrakło Vaderowi (1421 punktów). Co ciekawe, za nim uplasował się Frontside (1184 punkty), który w tym roku nie wydał płyty.



1. Metallica - 2902 punkty
2. Mastodon - 2125 punkty
3. Nile - 1424 punkty

Nieważne, że nie uraczyli nas w tym roku albumem. Nieważne, że zabrakło spektakularnych teledysków, ba, nawet nie zwrócili na siebie uwagi żadnym pozwem w stosunku do MP3-kowców ani doniesieniami o nadużywaniu substancji łatwo- i trudnodostępnych dla zwykłych śmiertelników. Po prostu grali koncerty. Wystarczyło. Na dalszych miejscach uplasował się Mastodon oraz Nile. Dalej było długo, długo nic i blisko siebie Pearl Jam, Megadeth, Slipknot i Electric Wizard.



1. Behemoth "Evangelion" - 5524 punkty
2. Riverside "Anno Domini High Definition" - 2942 punkty
3. Hunter "HellWood" - 1413 punktów

Lista podobna jak w przypadku głosowania na najlepszy zespół. Behemoth, Riverside i Hunter, wszystkie z wytwórni Mystic Production zwyciężyły w tym roku w polskiej kategorii.



1. Mastodon "Crack The Skye" - 2424 punkty
2. Them Crooked Vultures "Them Crooked Vultures" - 1597 punktów
3. Slayer "World Painted Blood" - 1148 punktów

Mastodon był w tym roku bezkonkurencyjny i swoją płytą równo wykosił konkurencję. Daleko za nim uplasował się debiutancki album wyjadaczy z Them Crooked Vultures. Na trzecim miejscu znalazł się Slayer wzbudzający mieszane uczucia wśród redakcji Gitarzysty, ale czytelnicy mocno go docenili Dalej ponownie była spora przepaść, 725 punktów zdobył Dream Theater.



1. Mastodon "The Last Baron" - 1118 punktów
2. Behemoth "Lucifer" - 1094 punkty
3. Green Day "21 Guns" - 950 punktów

Niewiele zabrakło a Mastodon mimo wysmażenia najlepszego albumu nie znalazłby się na podium w kategorii utworów. Na "Crack The Skye" pojawiły się bardzo równe kompozycje przez co uczestnicy plebiscytu głosowali na wszystkie z nich. Ostatecznie "The Last Baron" zdobył rzutem na taśmę wystarczającą ilość głosów by zająć pierwsze miejsce. Niewiele mniej nabił "Lucifer" Behemotha i chyba największa niespodzianka w całym plebiscycie: "21 Guns" Green Day! Dalej różnice były również niewielkie. 894 punkty to wynik "A Rite Of Passage" Dream Theater, a 614 "Impulse" autorstwa Blindead.



1. Asymmetry Festival - 1442 punkty
2. Przystanek Woodstock - 1394 punkty
3. Papa Roach w Stodole - 1358 punktów


Zaskakująco wypadło głosowanie na najciekawsze wydarzenie minionego roku. Wygrał festiwal muzyki niezależnej, Asymmetry Festival, który mimo celowania w niszę został brawurowo zrealizowany. Niewiele mniej punktów zdobył Przystanek Woodstock, a dosłownie milimetry za nim znalazł się koncert... Papa Roach w Stodole! Koncert grającego alternatywnego rocka zespołu, którego nie ma już na pierwszych stron gazet wygrał m.in. z występem Slipknota na Torwarze (1094 punkty) i trasą Behemotha po Polsce (994 głosy).



1. Brent Hinds (Mastodon) - 1842 punkty
2. Nergal (Behemoth) - 1529 punktów
3. John Petrucci (Dream Theater) - 1121 punktów


Brent Hinds, Nergal i John Petrucci to najlepsi gitarzyści mijającego roku. Za nimi powyżej 1000 punktów zdobyli jedynie Kirk Hammett (Metallica) i Karl Sanders (Nile).



1. Them Crooked Vultures - 2015 punktów
2. Proghma-C - 1528 punktów
3. Tides From Nebula - 1148 punktów


Ten rok nie obfitował w mnóstwo wysokiej klasy debiutantów. Powyżej 1000 punktów zdobyło jedynie Them Crooked Vultures, w którym grają muzycy Led Zeppelin, Queens Of The Stone Age oraz Foo Fighters, a także dwa polskie zespoły: Proghma-C i Tides From Nebula.



1. Iron Maiden "Flight 666" - 1158 punktów
2. Riverside - "Live In Amsterdam" - 1045 punktów
3. Nirvana - "Live At Reading" - 832 punkty


"Flight 666" to DVD roku. Drugie miejsce to szokująco DVD z holenderskim koncertem grupy Riverside dołączone do albumu "Anno Domini High Definition". Gdyby regularne DVD live zespołu "Reality Dream" nie było opóźniane od ponad roku, pewnie mogłoby powalczyć o koronę. Trzecia lokata to zapis jednego z lepiej kojarzonych występów Nirvany z Reading.

|

1. Płyta "Modern Rocking" Agnieszki Chylińskiej - 2053 punkty
2. Płyta "Liebe Ist Fur Alle Da" Rammsteina - 1525 punktów
3. Festiwal HunterFest - 1395 punktów


Bezapelacyjnie największym rozczarowaniem tego roku według naszych czytelników była płyta Agnieszki Chylińskiej. Drugą lokatę zajął zespół Rammstein, który zebrał sporo głosów w kategorii na najlepszy zespół, a ich występ w katowickim Spodku na najciekawsze wydarzenie. Ostatecznie jednak nowa płyta nie zyskała takiego uznania i "Liebe Ist Fur Alle Da" czytelnicy uznali za jedną z porażek tego roku. Trzecie miejsce zajął koncertowy niewypał w postaci HunterFestu - dzień przed imprezą większość zespołów wycofało się z uczestnictwa, a oficjalne oświadczenie zakończyło pięcioletnią historię festiwalu. Mało nie zabrakło by to miejsce na podium zajął comeback grupy Creed. Ich nowy album zdobył 1294 punkty w głosowaniu.

 

Zdaniem Marcina Kubickiego:


Mija kolejny rok i czas na jak najbardziej precyzyjne podsumowanie go. A skoro ma być precyzyjnie to będzie trochę obiektywnie i trochę subiektywnie. Niewątpliwie najlepszą płytę nagrał w tym roku Mastodon. To album instruktażowy jak nagrać coś kultowego. Podobać się również mógł świeży Converge, nowe wcielenia Devina Townsenda, Nile, pomijany przez wszystkich (bardzo niesłusznie) Be'lakor, a także niesamowita Katatonia. Nie można nie zwrócić uwagi osobom, które jeszcze nie kojarzą kapel Ghost Brigade oraz Insomnium, by nadrobiły swoje braki. Kolejny krok do przodu postawiła Epica, a z nieco innych klimatów trzeba pamiętać o jazz-rockowym powrocie zza grobu Morphine. Megadeth, za którym nigdy nie przepadałem, zarejestrowało godny uwagi album, w przeciwieństwie do nudnego Slayera. Życzyłbym sobie żeby więcej osób zaczęło kojarzyć Gazpacho, Thrice i z podobnych do tego ostatniego klimatów Future Of The Left. Z oczywistych oczywistości na pewno ciśnie się na usta Them Crooked Vultures. Gdybym jednak miał typować osobisty TOP 5 to obok Mastodona najczęściej słuchałem płyt Brand New (dla mnie czysty geniusz), Alice In Chains (choć nie wierzyłem w cuda), Isis (mimo że nigdy nie pałałem wielką miłością) i oczywiście (choć tylko dla mnie) Marilyna Mansona.

Jedziemy dalej. Skoro już jesteśmy przy Mansonie to piękny koncert wydarzył się w warszawskiej Stodole w listopadzie. Chyba się starzeję, bo wolę iść na tego starego pierdziela czy choćby Alice In Chains grane dla dwóch tysięcy ludzi niż zdecydować się na piwny spęd 70 tysi na Metallice (prawie dwie dekady po wydaniu ostatniego naprawdę zajebistego albumu). "Wielka Czwórka" się skończyła (poza wracającym ostatnio do formy Megadeth): DEAL WITH IT! No ale miało być o tym roku, a nie o przyszłym. A był to rok cudu nad Wisłą, a w zasadzie nad Wartą, bo w Poznaniu wystąpiło jedyne, niezastąpione Nine Inch Nails... Szkoda, że było to "wave goodbye". Miejsce miały dwa świetne festy: Knock Out i Asymmetry. Behemoth, Coma i Hunter zarejestrowały swoje występy na potrzeby DVD, które ukażą się w przyszłym roku.

No właśnie. DVD. Tych godnych uwagi było naprawdę niewiele. Jak dla mnie najważniejsze to krążki Iron Maiden, Pain Of Salvation i Jeffa Becka. Może jeszcze Coheed And Cambria... Wśród albumów polskich najczęściej w odtwarzaczu lądowały płyty Behemotha i Riverside, a także Indukti i Heya (gdy ostatecznie po wielu latach fochowania zaakceptowałem ich nową stylistykę).

 

Zdaniem Grzegorza Żurka:


Z metalowej strony mijający ro(c)k nie był jakiś szałowy. Owszem, dostaliśmy kilka porażających i świeżo brzmiących krążków, takich jak np. nowe albumy Mastodon i Mustasch, ale gdy najwięksi wydawali nowe płyty odczuwaliśmy lekkie deja vu, nawet gdy ich poziom był naprawdę wysoki. Tak działo się przy Alice in Chains, Heaven and Hell czy Megadeth - do tych płyt nie można mieć praktycznie żadnych "ale", aczkolwiek niczym wielkim nie zaskakują. Gorzej gdy najwięksi postanawiali raczyć nas takimi "wyrobami" jak nowy Rammstein czy, nie do końca wciąż przez mnie zrozumiany, nowy Slayer. Kolejny rok bez debiutanta, który wstrząsnął by metalowym światkiem, a gwiazdy tego gatunku robią się coraz starsze...

W Polsce wysyp naprawdę dobrych płyt i zaskakująca liczba debiutantów na poziomie. Bohaterem roku na pewno jest Maciej Taff - człowiek, który zniszczył swymi wokalami w proch na aż dwóch tegorocznych krążkach (Rootwater, Black River). Niezwykle mocno trzymał się rodzimy rock/metal progresywny - Indukti, Riverside czy Spiral, że wymienię pierwszych z brzegu. Kilku mocnych nowych graczy - Proghma-C czy Maqama. No i jak zwykle pokazaliśmy światu, że nasz metal ekstremalny to absolutna ekstraklasa. Gdy wszyscy skupiali się na Behemoth i Vader, którzy uraczyli nas dobrymi płytami, psikusa zrobiło wszystkim Lost Soul wydając najlepszy death metalowy album całego roku.

 

Zdaniem Michała Czarnockiego:


Już za parę dni koniec 2009 roku. I powiem wam, że z łezką w oku będę wspominał powoli przemijającego nam "staruszka". Bo - przynajmniej jeśli chodzi o muzykę, tą jedyną słuszną, o dużej zawartości stężonego "gitarowodoru" - był to całkiem przyjemny rok. Do Polski zawitało wiele mocnych kapel, że wspomnę tu chociażby Alice In Chains (jakby co, to nikomu nie mówcie, że głupek Czarnocki zapomniał kupić bilet, a potem było już za późno…), Paul’a Di Anno, Blaze’a Bailey’a (koncert życia przy zaledwie 80 osobowej publice? - TAAAAK!!!), thrashowe legendy w postaci Testamentu (wyśmienity Knock Out Fest), Death Angel i Tankard (stołeczna Progresja) czy chociażby Mr. Mansona (tego Pana akurat absolutnie nie trawię, ale że red. prowadzącemu, monsieur Kubickiemu podlizać się czasem trzeba, więc muszę o tym wspomnieć). No i oczywiście Iced Earth w Stodole, na które czekałem chyba "od zawsze".

Jeśli chodzi o wydawnictwa płytowe, było jeszcze lepiej. Sabbaci (zakamuflowani jako Heaven & Hell, żeby przypadkiem Ozzy nie zauważył, że się nie załapał) wysmażyli całkiem zgrabny albumik (chociaż uczciwie przyznaję, że do "Dehumanizera" to mu daleko), Slayer nagrał prawdopodobnie najbardziej klasyczny thrashowy album dekady (tak, wiem, kolega Żurek napsioczył na łamach naszego portalu jak Tomaszewski na PZPN, ale ja umywam ręce od tych "bluźnierstw" :P), śmierć-metalowi bracia Tardy wystrzelili z wyśmienitym solowym projektem Tardy Brothers a w październiku odkryłem nowy album duńskich thrashersów z Artillery i stwierdziłem, że to jest właśnie płyta roku ("When Death Comes" - ten album zjada wszystkie Metaliki, Megadefy, Slejery etc.). I jak zwykle się pomyliłem, bo jeszcze przez wizytą św. Mikołaja przyszedł Mr. Cantrell, pozamiatał i zjadł cały światowy rock na śniadanie. Tak, Panowie i Panie "Black Gives Way To Blue" to w moim rankingu najjaśniejszy moment, wydarzenie i płyta 2009 roku. I nie myślcie, że zmienię zdanie.

A w Polsce też nie najgorzej: chłopaki z Rootwater i Black River wysmażyli multi-genialne wydawnictwa, z martwych powstał Alastor a generał Peter nagrał najbardziej nostalgiczny album Vadera w całej swojej karierze (czy wspomniałem, że bardzo dobry???). No i temat rzeka: NERGAL. Czy jeszcze rok temu ktokolwiek z was pomyślałby, że Pan "wysokie czoło" zgarnie wszystkie wisienki z tortu: Złotą Płytę, miano najbardziej rozpoznawalnego rockmana w kraju no i oczywiście rękę Królewny? Czy tam Królowej…

Oj działo się… Ale pewien niedosyt pozostaje. Bo czy można zapomnieć/wybaczyć takie beznadziejne wpadki jak HUNTERFEST 2009 (po prostu masakra, brak słów, obciach i wstyd - a fu!), frekwencja na koncertach legend rocka w stołecznej Progresji (Blaze - 80 osób, Di Anno - 45 etc. - ludzie, Bemowo to nie Białołęka, tam się naprawdę da swobodnie dojechać!!!) czy nowa płyta Agnieszki "Rozczarowanie Roku" Chylińskiej. O medialnym spektaklu "Nergal & Doda Love Story" nie wspominam, bo już po prostu wymiotuję…

Reasumując - było nieźle, mogło być jeszcze lepiej. Na szczęście dopóki Panowie Iommi i Cantrell dzierżą gitarowy oręż w dłoni możemy spać spokojnie, rock nie umrze.

Tylko tego nieszczęsnego "Modern Rocking" nigdy nie wybaczę…

P.S. A na Święta i nadchodzący Nowy Rok życzę Wam Drodzy Czytelnicy Wszystkiego Najlepszego i przede wszystkim Zdrowia, bo bez tego to i nowy Gibson pod choinką nie cieszy. I pamiętajcie - zamiast kolejnego seansu z Kevinem, Kargulem i Pawlakiem lepiej w Święta pobrzdąkać na gitarze. Stay Heavy!

 

Zdaniem Jacka Walewskiego:


Rok 2009 właśnie mija, a ja ponownie, co powoli staje się moją tradycją, wyrzucam sobie, że ani nie usłyszałem wszystkich albumów, z jakimi zamierzałem się zmierzyć, ani też nie udało mi się "zaliczyć" wszystkich ciekawych imprez. O tym, co jednak na dłużej zagościło w napędzie mojej wieży, albo w rekordowym czasie go opuściło, możecie przeczytać poniżej.

Przyznam, że ze sporym niepokojem czekałem na nowy album Mastodona. Słuchając "Crack the Skye" aż trudno uwierzyć, że nagrali go ci sami muzycy, którzy popełnili kilka lat temu tak brutalny krążek co "Remission". Po fascynacji death metalem nie pozostało w ich twórczości kompletnie nic, uwypukliły się za to, słyszalne już na "Blood Mountain", inspiracje King Crimson, a nawet Black Sabbath. Stutonowe riffy zostały zastąpione miłymi dla ucha melodiami, zaś Troy Sanders zamiast gwałcić swoje struny głosowe, nauczył się całkiem ładnie śpiewać. Może i dla niektórych to zdrada i pójście w komercję, dla mnie… płyta roku.

Wielu rozczarował faworyt sprzed paru lat, Minsk. Ich najnowszy album nie dorównuje "The Ritual…", członkowie zespołu najwyraźniej wcale nie mieli ambicji "przebijania" swojego poprzedniego dzieła. W ten sposób powstał krążek może i stanowiący dla nich krok w tył, wcale jednak nie słaby, w niektórych momentach pokazujący w jakim intrygującym kierunku dźwięki Amerykanów mogą podążyć w przyszłości.

Mnie rozczarowało z pewnością Lamb of God, popełniając album nijaki i wręcz wyrobniczy. Pobodnie jak Slayer i Megadeth, które śladami Metalliki, starają się powrócić do łask fanów sprzed blisko dwóch dekad, nie zważając na to, że ich dokonania z lat 90. brzmiały o wiele autentyczniej.         

Warto odnotować kilka ciekawych debiutów, które ukazały się na naszym krajowym podwórku. Przede wszystkim bardzo pozytywnie zaskoczyła Proghma-C. Co prawda, muzykom nie spieszyło się chyba zbytnio z wydaniem swojej pierwszej w dyskografii płyty, zatytułowanej ostatecznie "Bar-do Travel", efekt końcowy jest jednak na tyle intrygujący, że nikt nie powinien mieć im tego za złe. Za propagowanie wśród metalowców twórczości Bjork należy im się zaś niechybnie medal od ministra kultury… Równie ciekawie wypadło ze swoim albumem "Aura" Tides From Nebula. Pomimo malkontenctwa niektórych recenzentów odnośnie braku potencjału komercyjnego instrumentalnego post-rocka, zespół nie tylko ściąga na swoje koncerty niemało, jak na nasze warunki, swoich fanów, to jeszcze zagrał na dwóch najważniejszych festiwalach w tym roku, Asymmetry Festival oraz Knock Out Festival.

Pewne zamieszanie swoim debiutem wywołała Maqama. Dla jednych są już teraz objawieniem, dla mnie osobiście, grupą, która może dopiero w przyszłości sporo namieszać. Narazie jednak ich oblicze na "Maqamat" wprowadza mnie w pewną konsternację i niezrozumienie.

W bardzo ciekawy sposób rozwija się Blindead, który na dobre zaistniał w świadomości polskich fanów post-metalu zeszłorocznym albumem "Autoscopia". Wydana parę miesięcy temu EP-ka "Impulse" pokazuje, że zespół nie zamierza przestać poszukiwać i eksperymentować. Podobne podejście reprezentują członkowie Antigamy. "Warning" to płyta dość schizofreniczna - z jednej strony agresywna i grindcore’owa, z drugiej ukazująca fascynację muzyków ambientem.

Na żadne innowacje nie można już liczyć ze strony Vadera. Po drastycznych zmianach składu, Peter nagrał najbardziej przewidywalny krążek w swojej karierze, brzmiący jak zlepek utworów pochodzących z różnych okresów działalności jego grupy. W życiowej formie od paru lat zdają się być Nergal i jego koledzy z Behemotha. "Evangelion" ukazuję trochę inne, bardziej diabelskie i blackmetalowe oblicze pomorskiego potwora.

Choć rok 2009 minął bezpowrotnie, kolejne dwanaście miesięcy zapowiadają się równie ciekawie. Swoje debiuty nagrywają właśnie Forge of Clouds czy Unipolar Manic-Depressive Psychosis, zaś organizatorzy Asymmetry Festival przygotowują już drugą edycję swojej imprezy. Miejmy nadzieję, że dobrych płyt i koncertów w 2010 nam nie zabraknie, a ja za rok ponownie będę narzekał, że nie wszystkich wydawnictw udało mi się wysłuchać i nie na wszystkich koncertach być. 

 

Zdaniem Szymona Kubickiego:


Rok 2009 dobiega końca, a szczególnych płytowych fajerwerków zabrakło. Na szczęście lekiem na całe zło okazał się "World Painted Blood". Rok, w którym nową płytę wydał Slayer, ma oczywistego zwycięzcę wszelakich rankingów. Król jest jeden i póki co nie zamierza składać korony. Zresztą abdykacja nie wchodzi w rachubę, bowiem to władztwo dożywotnie, hehe. Tak znakomita płyta jak "World Painted Blood" nie pozostawia miejsca na choćby cień wątpliwości. Świetnym krążkiem popisała się również Kylesa, której "Static Tensions" towarzyszył mi w tym roku przez długi czas. W moim prywatnym rankingu, dzięki debiutanckiemu albumowi, mocno namieszał też Ravens Creed. Prosto, wulgarnie i do przodu. Tak powinno się grać death metal. Na wyróżnienie zasługują Cobalt i Oranssi Pazuzu, udowadniając, że w black metalu można jeszcze sporo zdziałać.

Doommetalowa scena także ma się czym chwalić. Ze znakomitym materiałem, z krótkiego niebytu, powrócił Yob. Również Om przekonująco wykazał, że "God is Good". A skoro o OM mowa, nie można nie wspomnieć o debiutanckim dreamteamie w postaci Shrinebuilder, pod którego banderą dobry krążek nagrali Al Cisneros, Wino, Scott Kelly i Dale Crover. Wino zresztą ma też na koncie świetny "Punctuated Equilibrium". Było o winie, czas na spirytus, a konkretnie Spiritus Mortis, którego trzeciej płyty żaden fan tradycyjnego doomu nie może pominąć. Tak samo, jak ostatniego wydawnictwa Isole. Znakomity "Silent Ruins" umocnił pozycję Szwedów na podium w dziedzinie takiego grania. I kolejny raz pokazał, że tę nazwę można wymieniać jednym tchem obok tuzów w rodzaju Solitude Aeturnus czy Candlemass. Ten ostatni - na "Death Magic Doom" - niestety rozczarował. W kategorii funeralowych walców pierwszeństwo przyznaję kapitanowi Ahabowi. Mastodon i Depeche Mode pomijam w pełni świadomie. Owszem, wiodą prym w kategorii "najpiękniej wydana płyta". Szkoda, że na tym koniec. Tunnelbook "Crack the Skye" i gigabox "Sounds of the Universe" nie zmieniają faktu, że materiały te mocno rozczarowują.

By znaleźć się w gronie najlepszych AD 2009 nie trzeba jednak wydawać płyty. W kategorii koncertów, po pierwsze - Electric Wizard. Do dziś nie mogę otrząsnąć się z wrażenia, jakie wywarła na mnie ich miażdżąca sztuka na Hellfest ’09. Skruszone kości nijak nie chcą się zrosnąć na powrót, a czasu nie ma wiele, bo powtórka szykuje się na Asymmetry 2. Po drugie - Ufomammut. Dzięki podwójnemu bezlitosnemu atakowi - na tegorocznym Asy i ponownie na Hellfest. Na przeciwnym biegunie, wśród występów, o których chciałoby się zapomnieć, pierwsze miejsce na antypodium należy do Sisters of Mercy. Show Siostrzyczek w warszawskiej Stodole to porażka ciężkiego kalibru. Dla mnie bolesna o tyle, że zawsze ceniłem ten zespół. Fatalne, mizerne, nieczytelne nagłośnienie. Żenujące wykonanie, drażniące techno-beaty plus mruczando Eldritcha, który nie starał się nawet kryć braków w wokalnym warsztacie. Efekt - bezlitośnie zarżnięte (wspaniałe) klasyki SOM. Zawiódł mnie także, choć w mniejszym stopniu, Ulver na Brutal Assault.

Nawet dla tych, którzy - jak ja - nie są szczególnie na bieżąco z polskim muzycznym podwórkiem, oczywiste jest, że w 2009 w tej kategorii karty rozdaje Behemoth. "Evangelion" to - poza wszelką dyskusją - nie tylko polska płyta roku, ale zarazem jeden z najlepszych krążków ostatnich 12 miesięcy. Sukces materiału potwierdza dodatkowo szereg znakomitych występów hordy Nergala na żywo. Na zainteresowanie, choć w innej kategorii wagowej, zasługuje też Riverside, którego dobrą passę podtrzymuje bardzo udana "Anno Domini High Definition" oraz Osada Vida z "Uninvited Dreams". Poza tym, warto mieć na uwadze oldschoolowców z Witchmaster i debiutantów z Proghma-C.

 
 
WYNIKI KONKURSU!!! Wśród głosujących rozlosowaliśmy płyty. Zostaną wysłane do następujących osób:
Martyna Leśniewicz z Nowych Skalmierzyc, Krzysztof Chmielewski ze Lwowka, Roman Grygoruk z Hajnówka, Marcin Kozioł z Bolesławca, Wiktoria Najman z Krakowa, Piotr Borowski z Warszawy, Włodzimierz Kowalski z Łodzi, Anna Twardowska ze Szczecina