Film The Rolling Stones Olé Olé Olé! w kinach
25 listopada do kin trafi film The Rolling Stones Olé Olé Olé! dokumentujący ostatnią trasę zespołu po Ameryce Południowej.
Film ten, to podróż pełna emocji, wypełniona po brzegi rock'n'rollem i najbardziej wielbionymi utworami The Rolling Stones. Podczas seansu nie zabraknie wykonanych na żywo utworów, rejestrowanych podczas całej trasy po Ameryce Łacińskiej, m.in: Start Me Up, Paint It Black, Wild Horses, Sympathy for the Devil czy niezapomniane Saticfaction.
Nie zostało na świecie zbyt wiele miejsc, gdzie zespół The Rolling Stones nie występował. Jeszcze zeszłej wiosny jednym z nich była Kuba. Ten porywający film drogi, poświęcony muzyce rockandrollowej, powstał jako zapis trasy Stonesów, którą odbyli na początku 2016 roku po Ameryce Południowej. Jej zwieńczeniem był historyczny występ w Hawanie — na Kubie było to zdarzenie o bezprecedensowej skali. Każdy występ zespołu to poważne wydarzenie, ale tamten koncert przebił zdecydowanie wszystkie poprzednie. Dzięki temu reżyser Paul Dugdale zyskał świeżą perspektywę, z której mógł przyjrzeć się tej legendzie rocka. The Rolling Stones "przetoczyli się" przez obszar od Santiago po Buenos Aires, a poziom oddania fanów zespołu jego muzyce przybrał tam znamiona oficjalnego kultu. Będąc w São Paulo Ronnie Wood całkowicie zatracił się w sztuce ulicznej; w Mexico City 12-osobowa orkiestra mariachi zagrała utwór Happy, a w Limie Mick wraz z Keithem wspominali prace nad Honky Tonk Women, aby chwilę później wykonać urzekającą interpretację tego utworu w wersji unplugged.
Im bardziej zespół zbliżał się do finałowego koncertu w Hawanie, tym większe napięcie paraliżowało jego organizatorów — występ nie tylko pokrywał się z pierwszą od 88 lat wizytą urzędującego prezydenta USA, ale także doprowadził do utarczki z samym papieżem. Oba te zdarzenia omal nie doprowadziły do anulowania występu. Zaraz po oficjalnym ogłoszeniu, że koncert się odbędzie, fani oszaleli — a mówimy przecież o kraju, w którym przed laty zdarzało się, że ludzie trafiali do więzienia za słuchanie muzyki rockowej. Dugdale nawiązał z zespołem współpracę bazującą na zaufaniu, a ponadto z dużą łatwością potrafił uchwycić Stonesów poza sceną, gdy są po prostu sobą i niczego nie udają. Od Chile aż po Kubę zespół witany był z takim aplauzem, jaki udawało im się wydobywać z tłumów widzów w latach 60. ubiegłego wieku. Widać to szczególnie wyraźnie w czasie koncertu plenerowego, gdy ich występ zbiega się w czasie z ulewą, której rozmiary są niemal takie, jak biblijnego potopu.
Reżyser, Paul Dugdale o filmie: "Charlie Watts powiedział mi kiedyś, że to publika spaja zespół. To jest mój czwarty film z The Rolling Stones i przez cały ten czas zespół dzieli scenę właśnie z publicznością. Stonesi podczas trasy bardzo chętnie spotykają się z miejscowymi artystami, muzykami czy zwykłymi ludźmi, poznają ich kulturę, przez co film rysuje intymny portret ich wzajemnej relacji. Pamiętajmy, że w wielu z tych krajów Ameryki Łacińskiej rockn’n’roll był kiedyś zakazany. Dlatego symbolika tego rock’n’rollowego wydarzenia, zwłaszcza na Kubie jest ogromna. To święto wolności i buntu, które dla Ameryki Łacińskiej są uosobieniem The Rolling Stones. Chciałem opowiedzieć tę historię tak, by widz miał wrażenie uczestniczenia w całej wyprawie i możliwość odkrywania kolejnych etapów trasy koncertowej razem z nami. Nigdy do końca nie wiemy co czai się za rogiem i to jest jeden z najważniejszych elementów naszego tournée."
Magazyn Gitarzysta jest patronem medialnym filmu.