BUGERA V55
Rodzaj sprzętu: Wzmacniacz
Rynek produktów gitarowych gęstnieje z roku na rok. Trzeba mieć wyjątkowy produkt, jego wizję i dużo samozaparcia, by wpaść na pomysł powołania do życia nowej marki wzmacniaczy gitarowych, a następnie zrealizować go i nie polec przy tym karkołomnym przedsięwzięciu
Bugerze jednak to się udało, a sprawa staje się oczywista, jeśli przypomnimy, kto stoi za tą marką - Uli Behringer, wizjoner i ojciec założonej w roku 1989 firmy Behringer, a obecnie głównodowodzący holdingu Music Group, który ma także pod swoimi skrzydłami takie marki, jak Midas, Klark Teknik czy Eurotec. Jakkolwiek Behringer narodził się w Niemczech, to obecnie wszystkie jego produkty wytwarzane są w południowych Chinach, gdzie w mieście Zhongshan powstało w roku 2002 Behringer City - ogromna, rozciągnięta na 110 tysiącach metrów kwadratowych fabryka skupiająca wszystkie oddziały Behringera.
Jest to odzwierciedleniem głównej idei firmy, zgodnie z którą samodzielne wytwarzanie wszystkich potrzebnych komponentów pozwala na maksymalną kontrolę jakości i pełny wpływ na finalny produkt przy jednoczesnym zachowaniu możliwie jak najniższej ceny. Tak więc i w przypadku Bugery dokładnie wszystkie części tworzone są na miejscu - przykładowo głośniki nie tylko tam się nawija, ale nawet wytwarza od podstaw papkę, z której potem formowane są do nich membrany. Tam również powstał wzmacniacz, który dotarł do naszej redakcji, z którym za chwilę poznamy się nieco bliżej - Bugera V55.
V55
Bugera V55 to w pełni lampowe combo gitarowe o mocy 55 W nawiązujące stylistyką do konstrukcji vintage’owych, co symbolizuje "V" w oznaczeniu modelu. Preamp oparty został na schemacie z lat 60., w którym wykorzystane są trzy lampy 12AX7. Końcówka mocy ma dwie lampy 6L6. Pod grillem kryje się 12-calowy głośnik Bugera Vintage Guitar Series o oznaczeniu kodowym 12G70J8 - 70 W (w szczycie do 280 W) i impedancja 8 Ohm. Sama obudowa jest dość spora i zamyka się w wymiarach 690x363x620 mm. Combo nie należy także do najlżejszych - jego waga wynosi około 25 kilogramów.
Panel kontrolny umieszczony jest od przodu i znajdziemy na nim cztery przełączniki, dziewięć potencjometrów i dwa wejścia. Patrząc od lewej, natkniemy się najpierw na gniazda typu jack: NORMAL i BRIGHT. Następnie gałki CLEAN i GAIN z umieszczonym pomiędzy nimi przełącznikiem kanałów CHANNEL. Dalej VOLUME, BASS, MID, switch BOOST, TREBLE, MASTER, PRESENCE i REVERB. Błękitny klejnot to lampka sygnalizująca pracę wzmacniacza, który aktywujemy umieszczonymi skrajnie z prawej przełącznikami POWER i STANDBY. Z tyłu od lewej znajdziemy gniazdo zasilania oznaczone jako POWER SOURCE i zaraz obok niego slot na bezpiecznik FUSE. Natomiast z prawej strony tylnego panelu umieszczone zostały pozostałe przyłącza i switche. Pierwszym z nich jest MODE TRIODE/PENTODE, który, jak łatwo się domyślić, przełącza lampy końcówki mocy z pentody na triodę. Dwa wyjścia na głośniki wraz z przełącznikiem INTERNAL 4/8/16 Ohm pozwolą podpiąć zewnętrzne paczki. Dalej znajduje się gniazdo FOOTSW, do którego podłączyć możemy załączony w zestawie przełącznik nożny Bugera FSB102A. Posiada on dwa pedały umożliwiające załączenie pogłosu oraz wybór kanałów. Uzupełnieniem funkcjonalności wzmacniacza jest pętla efektów: FX LOOP SEND/RETURN.
Gramy
Wzmacniacz posiada dwa wejścia (NORMAL i BRIGHT), dzięki czemu możemy dokonać odpowiedniego wyboru względem posiadanej gitary, a raczej przetworników w niej zamontowanych i przenoszonych przez nie pasm. Przykładowo dla Stratocastera odpowiedniejsze będzie wejście normalne, chociaż i na nim jest tu bardzo dużo góry. Kanał czysty to klasa sama w sobie i dla mnie jest to niespodzianka roku. Zaskakująco dobry czysty sound sam w sobie jest wart ceny tego wzmacniacza. Brzmienie jest klasyczne i przywodzi na myśl stare, tweedowe wzmacniacze. Headroom mamy tu prawie do końca skali - pokrętło CLEAN pełniące rolę regulatora głośności nie przełamuje się w okolicach 50%, tak jak to się dzieje w wielu innych wzmacniaczach lampowych.
Preamp zestrojony jest raczej sopranowo - jak już wspomniałem, góry jest tu nadmiar, dlatego trzeba oszczędnie dawkować dobro wylewające się spod gałek TREBLE i PRESENCE. Przykładowo, grając na singlu pod gryfem, TREBLE miałem skręcone na godzinę dziewiątą. Natomiast basu mogłoby być trochę więcej, bo maksymalne rozkręcenie gałki BASS daje nam mniej więcej tyle basu, co zwykle w okolicach godziny dwunastej. Pozytywna strona tej sytuacji jest taka, że odkręcanie BASS ociepla nam nieco brzmienie, co szczególnie słychać w charakterystycznym "puknięciu" ataku, ale nie zamula całości.
Z kolei pokrętło MID jest bardziej skuteczne niż w innych konstrukcjach, i tutaj naprawdę ma znaczenie, czy ustawimy je na godzinę jedenastą czy dwunastą. Jego odkręcenie do godziny piętnastej bardzo ładnie podbija countrowe barwy w pierwszej międzypozycji Strata (czyli równolegle połączone przystawki spod mostka i ze środka). BOOST pomiędzy gałkami MID i TREBLE podbija wyraźnie wyższy środek pasma, dodając barwie agresywności i pazura. Obie funkcje dotyczące środka (gałka MID i switch BOOST) najbardziej słyszalną różnicę oddają na kanale przesterowanym. I tu dochodzimy do drugiego zaskoczenia, jakie mnie spotkało podczas pracy z Bugerą V55. Wbrew nazwie i wyglądowi wzmacniacza kanał przesterowany nie ma charakterystyki vintage. Tylko lekki drive, będący w zasadzie bardziej jak clean-boost, zachowuje jeszcze ten klasyczny charakter. Wyższe poziomy gainu skutkują już bardziej przesterowaniem typu distortion niż overdrive. I jest to ów specyficzny rodzaj efektu distortion z przyciętym niskim pasmem, jaki kojarzy nam się ze słynnym Bossem DS-1. Trzeba się trochę nakręcić gałkami, między innymi aktywować BOOST, podbić MID i obciąć TREBLE, że nie wspomnę o kneblowaniu PRESENCE, aby uzyskać w miarę rasowy overdrive o charakterze bluesrockowym, a nie metalowym.
Przełącznik TRIODE/PENTODE minimalnie obniża sygnał wyjściowy i łagodzi harmoniczne. Dlaczego jednakże konstruktorzy wybrali akurat taką charakterystykę przesterowania - pozostaje dla mnie tajemnicą. Na szczęście rekompensuje to jakość kanału czystego, który gada naprawdę fenomenalnie. Wystarczy zapiąć mu na wejściu jakiś rasowy drive, jak Fulltone Full-Drive 2 lub Weehbo Helldrive, i wszystko zaczyna się zgadzać. Wtedy mamy rasowy kanał clean, równie rasowy drive z kostki i ewentualnie drugi kanał wzmacniacza jako distortion. Jednakże za sam kanał przesterowany odejmuję w wynikach testu dwie gwiazdki z kategorii brzmienie - gdybym miał oceniać sam kanał czysty, to gwiazdek byłoby tam 6. Pogłos cyfrowy, który znajdziemy na pokładzie, także nie ma charakteru vintage. Przydałaby się tutaj tradycyjna sprężynówka, ale zapewne wówczas nie byłoby możliwe zachowanie obecnej ceny. Na szczęście Bugera daje nam do dyspozycji pętlę efektów, w którą można zapiąć dowolne efekty przestrzenne i modulacyjne.
Podsumowanie
Combo Bugera V55 nawiązuje do drogich wzmacniaczy segmentu boutique, ale możemy je dostać za dużo mniejsze pieniądze. Pomimo tego nie ma tu miejsca na tandetę - jakość wykonania nie budzi zastrzeżeń, a całość prezentuje się elegancko i rasowo. Na pochwałę zasługuje załączenie w zestawie footswitcha, ale akurat on jest jedynym elementem, który nie pasuje do stylistyki vintage i mógłby być wykonany z lepszych jakościowo materiałów. Lekką niespodzianką może być kanał przesterowany o charakterystyce distortion. Pod względem możliwości brzmieniowych jest to jednak obecnie jedna z lepszych ofert w tym segmencie cenowym, z moim wskazaniem na kanał czysty, który gra, jakby był wycięty z dużo droższego, boutique’owego wzmacniacza.
kanały: Clean, Drive
preamp: 3x12AX7
końcówka: 2x6L6
głośnik: 1x12" Bugera Vintage Guitar Series
regulatory: CLEAN, GAIN, VOLUME,
BASS, MID, TREBLE, MASTER, PRESENCE, REVERB
przełączniki: ON/OFF, STANDBY,
CHANNEL, BOOST, MODE TRIODE/
PENTODE, INTERNAL 4/8/16 Ohm
przyłącza: INPUT NORMAL, INPUT BRIGHT,
FX LOOP SEND/RETURN, 2xLOUDSPEAKER,
POWER SOURCE, FOOTSW
efekty: cyfrowy pogłos
w zestawie: footswitch Bugera FSB102A
Krzysztof Inglik