BLACKSTAR HT-Studio 20
Rodzaj sprzętu: Wzmacniacz
Blackstar to brytyjska firma mająca swą siedzibę w Northampton, której nazwa zaczerpnięta została z piosenki Radiohead "Black Star".
Wszystko zaczęło się, kiedy założyciele Ian Robinson i Bruce Keir porzucili pracę w dziale R&D Marshalla, zabierając ze sobą kilku innych pracowników. Skąd taka decyzja? Jak przystało na muzyków i pasjonatów elektroniki, w ich głowach kłębiło się mnóstwo pomysłów, których nigdy nie byli w stanie zrealizować u Marshalla, gdzie byli zmuszeni konstruować wyłącznie wzmacniacze zgodne z wizerunkiem tej marki.
Jakkolwiek wydarzenia te miały miejsce już w 2004 roku, przez pierwsze lata Blackstar w tajemnicy pracował nad własnymi technologiami, wprowadzając na rynek pierwszy oficjalny produkt dopiero w roku 2007. Ich pierwszym krokiem w samodzielnym biznesie była seria efektów HT (dziewiczą kostką był overdrive HT-Dual). Potem przyszedł czas na pierwszą linię wzmacniaczy Artisan, wykorzystującą w preampie pentodę EF86 charakterystyczną dla konstrukcji Voxa. HT-5 - kolejna seria w ofercie Blackstara - zachwyciła gitarzystów bogactwem brzmienia przy mocy zaledwie 5 W. Od tego momentu nowości angielskiej firmy, takie jak higainowa linia Series One, były skazane na sukces, a wśród artystów używających wzmacniaczy z czarną gwiazdą znalazły się takie nazwiska, jak James Hetfield, Neal Schon czy Gus G.
Jedną z ostatnich nowinek w katalogu Blackstara jest seria HT Venue, której przedstawiciela mamy przyjemność właśnie testować.
Budowa
Blackstar HT-Studio 20 to dwukanałowy wzmacniacz typu combo ukryty w stylowej, czarnej obudowie o szerokości 57 cm, wysokości 47 cm i głębokości 27 cm. Jego waga wynosi około 20 kg, ale to nie od niej pochodzi nazwa. Nawiązuje ona do mocy combo, która wynosi 20 W. W preampie wykorzystano dwie lampy ECC83, a we wzmacniaczu mocy dwie EL34. Pod grillem kryje się 12-calowy głośnik Celestion.
Spójrzmy, co znajdziemy na frontowym panelu tego combo. Idąc od lewej, natkniemy się na gniazdo INPUT oraz na sekcję czystego kanału: VOLUME i TONE. Dalej w prawo znajduje się dioda sygnalizująca pracę kanału Overdrive, switch uruchamiający go oraz gałki GAIN i VOLUME. Kolejne potencjometry należą do sekcji equalizera: BASS, MIDDLE, TREBLE i ISF. Z prawej strony panelu znajdziemy MASTER VOLUME i REVERB oraz przełącznik ON/OFF wraz z lampką sygnalizującą pracę wzmacniacza.
Z tyłu umieszczony został drugi panel, na którym znajdziemy komplet bezpieczników, wyjścia na głośniki (1x16 ? i 2x8 ?), EMULATED OUTPUT, czyli wyjście do bezpośredniego nagrywania, złącza pętli efektów SEND/RETURN z przełącznikiem poziomów (+4/-10 dBV) oraz gniazdo FOOTSWITCH.
Praca
Kanał czysty ma naprawdę spory headroom. Na gitarze z singlami jest czysty właściwie do końca. Nawet to "coś", co pojawia się na szczytach dźwięków przy maksymalnym rozkręceniu gałki VOLUME, trudno nazwać przesterem. Jest po prostu jakby więcej harmonicznych.
TONE to jedyny kontroler barwy na tym kanale, ale za to tak dostrojony, że nie odczuwa się braku innych potów. Skręcając go, uzyskujemy przydymione, ciepłe brzmienie. Nie działa on jednak tak jak TONE w gitarze, gdzie przy maksymalnym skręceniu zostajemy z praktycznie nieużyteczną "bułą". Tutaj przy skręcaniu wycofuje się nie tylko góra, ale też bas i środek, a barwa nadal jest grywalna, szczególnie w liniach solowych. Przy odkręcaniu przybywa wyraźnie basu, a barwa staje się bardziej kąśliwa.
Kanał przesterowany oferuje dużo więcej możliwości ustawień. Przede wszystkim potencjometr GAIN, który nie pracuje tutaj liniowo. W wielu innych konstrukcjach wraz z rozkręcaniem gainu przybywa też głośności. Tutaj dostrzegalny jej wzrost występuje jedynie w zakresie od zera do godziny dziewiątej.
Od tego miejsca przybywa już tylko przesteru, który ewidentnie ma higainowy charakter, biorąc pod uwagę przebogatą zawartość harmonicznych. Mam wrażenie, że samego przesteru przestaje przybywać w ustawieniu pomiędzy godziną jedenastą a dwunastą (jeśli przybywa, to ze względu na saturację barwy jest to niedostrzegalne "uchem nieuzbrojonym"). Zwiększa się za to kompresja, dzięki czemu na końcu skali mamy właściwie niekończący się sustain.
Interesująco zestrojone zostały pasma equalizera. Skręcenie potencjometru BASS nie sprawia, jak w niektórych innych konstrukcjach, że dźwięk staje się druciany. W pierwszym jego zakresie barwa ma zwarty, skupiony charakter, ale nie pozbawiony siły. Śmielsze rozkręcenie basów wyraźnie ociepla barwę, ale w rozsądnym wymiarze.
Natomiast w skrajnym położeniu na humbuckerze pod gryfem daje efekt określany przez Anglosasów jako "thump". Gałki MIDDLE i TREBLE również dają satysfakcjonujące muzycznie barwy praktycznie w dowolnym położeniu. Ich działanie jest zbalansowane i pozbawione nieużytecznych skrajności. Widać wyraźnie, że inżynierowie Blackstara poświęcili sporo czasu na dopieszczenie tej konstrukcji.
Bardzo dobrym rozwiązaniem jest tu także umieszczone z tyłu gniazdo EMULATED OUTPUT, dzięki któremu możemy wyjść bezpośrednio do konsolety lub rejestratora, zamiast nagrywać wzmacniacz za pomocą mikrofonu zbierającego dźwięk z głośnika. Jeśli musimy nagrywać w ciszy, wystarczy skręcić potencjometr MASTER VOLUME do minimum. Barwa z tego wyjścia jest naprawdę przyzwoita.
Jednakże największą niespodzianką dla muzyka, który pierwszy raz gra na wzmacniaczu tej firmy, będzie potencjometr ISF, czyli Infinite Shape Feature. Nie każdy wie, że podczas projektowania pierwszych schematów Blackstar postanowił udostępnić gitarzystom kilka presetów, dzięki którym mogliby się przełączać między charakterystyką amerykańską i brytyjską. W tym celu w prototypie zamontowano gałkę, którą płynnie można było zmienić charakter brzmienia wzmacniacza, po czym zaproszono muzyków, aby wybrali swe ulubione ustawienia. Okazało się, że każdy z nich miał inne preferencje, ale wszyscy zgodnie uznali tę prototypową opcję za rewelacyjną. Zrezygnowano więc z pomysłu sztywnych presetów i teraz każdy użytkownik może sam dobrać sobie właściwe proporcje - ów mityczny "sweet spot". Rozwiązanie proste, a jakże genialne.
Podsumowanie
Brytyjczycy spod znaku Czarnej Gwiazdy zdołali w krótkim czasie zająć znaczące miejsce na rynku rządzonym dotąd przez marki z sięgającą kilku dekad tradycją. Testowany Blackstar HT-Studio 20 udowadnia, że nie stało się to przypadkiem. Wzmacniacz jest naprawdę solidnie wykonany, oferuje spore spektrum brzmień, a rozwiązania typu ISF pozostawiają konkurencję daleko w tyle. Warto więc przejść się do najbliższego punktu obrotu sprzętem dla muzyków i przekonać się na własnej skórze.
Kto wie, być może będzie to brakujący stopień na schodach Waszej kariery?
lampy: 2xECC 83, 2xEL34
waga: 20,4 kg
wymiary: 570x470x270 mm (SxWxG)
footswitch: FS-4 (w zestawie)
Krzysztof Inglik