MARSHALL 1959RR

Rodzaj sprzętu: Wzmacniacz

Pozostałe testy marki MARSHALL
Testy
2009-12-09
MARSHALL - 1959RR

Czy 100W to duża moc? Patrząc na miniwieżę hi-fi albo zaczarowane komputerowe głośniki produkujące w nieznany sposób taką energię (działając na napięciu 12V i przy poborze zaledwie 20W) można stwierdzić, że to niewiele.

Prawdziwe 100W lampowej mocy może człowieka ogłuszyć oraz dosłownie i w przenośni zwalić z nóg. Przyjrzyjmy się konstrukcji, która pomogła niewysokiemu, młodemu gitarzyście z Santa Monica zadziwić świat. Randy Rhoads urodził się 6 grudnia 1956 roku w Santa Monica w Kalifornii. Jego matka prowadziła szkołę muzyczną The Musonia School Of Music w północnym Hollywood. Mając 6 lat, zaczął ćwiczyć na instrumencie dziadka (Gibson Army- -Navy, model produkowany od 1918, który żołnierze mogli zabrać ze sobą na front podczas I wojny światowej).

Po krótkiej przygodzie z muzyką folk Randy zaczął łączyć harmonię muzyki klasycznej z mocą hard rocka. Jego wizytówką w tej sferze działalności został utwór "Dee" nagrany na gitarze klasycznej, dedykowany mamie. Przez kilka lat grał w niezbyt szczęśliwej pod względem kontraktów grupie Quiet Riot. Przełomem okazało się spotkanie z Ozzym Osbourne’em, który odszedł z Black Sabbath i zaangażował Randy’ego do swojego nowego zespołu, a stało się to po krótkim przesłuchaniu, gdy ten zdążył zagrać zaledwie kilka riffów.

Niestety tragiczna śmierć muzyka 19 marca 1982 roku to kolejny bolesny dowód na to, że po narkotykach rozum wysiada. Niskie przeloty małym sportowym samolotem nad autobusem zespołu, pilotowanym przez szpanującego kierowcę będącego pod wpływem kokainy, i do tego bez uprawnień, zakończyły się katastrofą, w której na miejscu zginęli wszyscy trzej pasażerowie, a wśród nich jeden z najbardziej wpływowych gitarzystów świata Randy Rhoads. Jest on do dziś podziwiany nie tylko dzięki świetnej technice i biegłości harmonicznej, ale też ze względu na brzmienie, które powstało dzięki modyfikacji popularnego wówczas wzmacniacza Marshall "Plexi", zwanego tak dzięki panelowi potencjometrów wykonanemu z pleksiglasu.

BUDOWA

Testowany wzmacniacz to replika egzemplarza, na którym Randy Rhoads grał podczas nagrywania płyt i odbywania tras z Ozzym. Jest to nieco zmieniona konstrukcja modelu JMP 1959 Super Lead opartego na trzech lampach ECC83 w przedwzmacniaczu i czterech EL34 w końcówce mocy. Randy zamówił wzmacniacz w roku 1980, a technik wykonał żądaną modyfikację. Zwykły Plexi posiada cztery wejścia - dwa stopnie czułości dwóch kanałów, czyli odwrotnie niż obecnie - aby zmienić kanał, trzeba było przełożyć wtyczkę kabla gitarowego z gniazda do gniazda. W praktyce muzycy (jak np. Pete Townshend z The Who) łączyli wszystkie wejścia razem albo korzystali wyłącznie z jednego, które im najbardziej odpowiadało.

Modyfikacja Marshalla 1959RR polegała na kaskadowym połączeniu 1 i 2 kanału wzmacniacza. Wynikiem tego jest charakterystyczne brzmienie biorące się z przesterowania drugiego przedwzmacniacza. Potencjometr głośności kanału drugiego działa w tym przypadku jako regulacja poziomu przesterowania. Jeśli włożymy wtyczkę do wejścia kanału 2, wzmacniacz działa jak zwykły Plexi - pojedyncza regulacja głośności daje przester przy mocnym odkręceniu gałki w prawo, gdy wzmacniacz gra bardzo głośno. Druga modyfikacja polegała na wyjęciu z układu elektrycznego jednego opornika, jednak kto to zrobił, do dziś pozostaje tajemnicą. Wzmacniacz posiada wspólną 4-pasmową korekcję (BASS, MIDDLE, TREBLE i PRESENCE) oraz dwa wyjścia głośnikowe.

W kolumnie Randy’ego produkowane były niegdyś głośniki Altec Lansing 417-8H. Współczesna dedykowana kolumna to model 1960A WEG ze ściętym przodem, w białej okleinie przypominającej fakturą skórę słonia - White Elephant Grain. Ma ona moc 300W dzięki czterem głośnikom Celestion G12T-75W, które mogą pracować zarówno w trybie mono, jak i stereo (po dwa pionowo).

WRAŻENIA I BRZMIENIE

Znając charakterystykę tego wzmacniacza z targów Music Media i relacji kolegów, na sprawdzenie jego możliwości umówiłem się w odpowiednim do tego celu miejscu. Zacisze ukrytego pod ziemią studia umożliwiło wykonanie najkrótszego w mojej dotychczasowej pracy testu. Granie na naturalnie przesterowanym 1959RR w zamkniętym pomieszczeniu szybko przestaje być przyjemne nawet dla zagorzałego miłośnika gitary i zaczyna to grozić uszkodzeniem słuchu. Wzmacniacz niemający regulacji MASTER VOLUME przesterowuje się przy ustawieniu dużej głośności. Wtedy stuwatowa głowa z wielką kolumną wytwarza poziom ciśnienia akustycznego będący nie do zniesienia dla przeciętnego śmiertelnika.

Ostre, surowe brzmienie mocniejszego niż w tradycyjnych Plexi przesteru idealnie pasuje do klasycznego Gibsona Les Paula - to niczym podróż w czasie 30 lat wstecz. Jednak okazuje się, że brzmienie Randy’ego Rhoadsa powstawało jeszcze z kilku kostek efektowych, m.in. MXR Distortion Plus i 10-pasmowego korektora tej samej marki. Ze Stratocasterem i na podstawowym kanale wzmacniacza brzmienie zaczyna wędrować w klimaty Jimiego Hendriksa. Wzmacniacz ma bardzo dobrą naturalną kompresję. Różnicując siłę uderzenia w struny, przechodzimy od czystych, czytelnych dźwięków, przez pojawiający się nieśmiało overdrive aż do ostrego przesteru. Pod względem artykulacji wzmacniacz wymaga dobrego opanowania i cierpliwości, chyba że ograniczymy się tylko do dźwięków czystych albo tylko do mocnego przesteru, tracąc plastyczność i całą gamę subtelności.

Zestaw nie dysponuje dużą różnorodnością barw, ale można być pewnym, że swoim drapieżnym brzmieniem przebije się przez każdy, nawet najmocniej grający zespół. By zyskać czytelność brzmienia wystarczy całkowicie obciąć korektorem dół pasma, a pozostałe gałki korekcji ustawić w okolicach "godz. 13.00", czyli tak jak to czynił Randy. Po teście z małą głośnością, i co za tym idzie bez przesteru, sprawdza się jako znakomita końcówka mocy.

W warunkach koncertowych można zrezygnować z transmisji na przody i grać jak za dawnych lat, kiedy nie było dobrych systemów PA, a wzmacniacze gitarowe pełniły rolę podstawowego nagłośnienia. Nic dziwnego, że weterani rocka i metalu wśród wielu różnych przypadłości zdrowotnych mają też trwałe uszkodzenia słuchu, nawet gdy ich ściany Marshalli w większości składały się z atrap tworzących scenografię, a tak naprawdę grał tylko jeden half-stack.

PODSUMOWANIE

Biały Marshall 1959RR to dziś unikat, bo wyjątkowy niczym albinos wśród ludzi. Testowany zestaw to nie tylko wyjątkowej piękności eksponat, ale sprzęt zapewniający klasyczne heavymetalowe brzmienie. By je osiągnąć, trzeba mocno podkręcić głośność, wysterowując wzmacniacz i pozwalając kolumnie głęboko oddychać. Podmuch ten jest w stanie zanieść dźwięk na koniec sali koncertowej czy nawet stadionu. Biorąc pod uwagę, że na scenie przeważnie gra się w zespole, do łask wrócą rozwiązania, które wykorzystywano niegdyś: odwracanie kolumny głośnikami w tył sceny czy przykrywanie kocem. Jedno i drugie jednak oszpeciłoby zestaw, więc ostatnim logicznym rozwiązaniem jest eksperyment z kostkami efektowymi. Stosując dobrej jakości efekty, wymarzone brzmienie możemy osiągnąć przy dużo niższej głośności.

Marshall 1959RR
moc: 100W
lampy: 3×ECC83/ 12AX7 (przedwzmacniacz),
4×EL34 (końcówka mocy)
kanały: 2
korekcja: BASS, MIDDLE, TREBLE, PRESENCE
wymiary: 740×270×210mm (S×W×G)
waga: 21,4kg
Marshall 1960A WEG
moc: 300W
głośniki: 4×12" Celestion G12T-75W
impedancja: 4/16Ohm (mono), 2×8Ohm (stereo)
wymiary: 760×830×360mm (S×W×G)
waga: 36,4kg


Dziękuję Fundacji Artystycznej Jam Session za
udostępnienie mi studia.

Wojciech Wytrążek

Wynik testu
Funkcjonalność:
3
Wykonanie:
6
Brzmienie:
5
Jakość / Cena:
5
Dystrybutor