MOOG Guitar Paul Vo Collector Edition
Rodzaj sprzętu: Gitara elektryczna
Pomimo że firma oficjalnie została zarejestrowana w latach 50., dopiero prezentacja syntezatora Minimoog w 1970 roku wzmocniła jej pozycję na rynku i na zawsze zmieniła świat muzyki. Odtąd marka Moog kojarzona była z innowacyjnością i swoistą rewolucją technologiczną.
Kiedy 1 kwietnia 2008 roku świat obiegła informacja o pojawieniu się gitary elektrycznej sygnowanej przez tego producenta, wielu wzięło ją za żart primaaprilisowy, zwłaszcza że firma Moog nigdy wcześniej nie konstruowała gitar. Okazało się jednak, że nie jest to żart ani marketingowe plotki, lecz Moog faktycznie postanowił skonstruować gitarę elektryczną od podstaw, tworząc całkiem nowy instrument, czym wprawił gitarowy świat w osłupienie. Do naszej redakcji dotarła limitowana edycja Moog Guitar sygnowana przez jej pomysłodawcę Paula Vo.
WYGLĄDA JAK ZWYKŁA GITARA...
Ci, którzy spodziewali się kosmicznych kształtów, mogą poczuć się nieco rozczarowani - Moog Guitar wygląda jak tradycyjna gitara elektryczna. Mamy do czynienia z mahoniowym korpusem, do którego wklejono w dość oryginalny sposób klonową szyjkę. Elegancji dodaje gitarze piękny top z klonu falistego - swoją drogą dość gruby, bo 6,35mm. Ruchomy mostek to modyfikacja Wilkinsona z grafitowymi siodełkami i systemem piezo. Ciekawie wyglądają dwa przetworniki zaprojektowane przez Mooga. Mają budowę singlecoil, ale - jak się okaże w dalszej części testu - potrafią więcej niż klasyczne pickupy. Gryf wykonano z jednego kawałka klonu i wraz z główką stanowi on całość, co jest rozwiązaniem drogim i spotykanym zazwyczaj w ekskluzywnych instrumentach. Gryf jest dość gruby (właściwie najgrubszy, jaki widziałem), więc osoby z małymi dłońmi mogą poczuć się niepewnie. Podstrunnicę wykonano z hebanu i wyposażono w 22 progi medium jumbo. Ich nabicie i wypolerowanie jest po prostu wzorcowe. Podstrunnica nie posiada markerów poza jednym, usytuowanym na 12 progu (wykonany z abalonu jest miniaturą logo firmy). Dla odmiany główka jest bardzo cienka i, podobnie jak korpus, posiada klonową nakładkę. Stroju pilnuje sześć blokowanych, złoconych kluczy Sperzel. Tył główki posiada własnoręczny podpis pomysłodawcy - Paula Vo. Na uwagę zasługuje także perfekcyjnie wykonane z grafitu siodełko, które gwarantuje strojność i wygodę gry w pierwszych pozycjach.
Pod względem lutniczym testowana gitara to majstersztyk - wykonana idealnie aż do bólu. Nic w tym dziwnego, skoro powstała przy udziale ekskluzywnej firmy Zion. Cóż, jak do tej pory, Moog Guitar niczym nie odbiega od standardowej gitary, gdyby nie fakt, że jest dość ciężka, a jej tył zdobi spora płytka maskująca. Odkręcamy ją zatem i oczom naszym ukazuje się pokaźna płyta drukowana z układami scalonymi. Powyżej widać sześć śrub zlokalizowanych na wysokości pickupów. Tak, służą one do regulacji ich wysokości. Innym ciekawym elementem jest regulacja mostu tremolo. Przez tę całą elektronikę nie starczyło już miejsca na tradycyjne sprężyny, dlatego skrócono je i umieszczono z tyłu płetwy mostka. W ten sposób zamiast rozciągać się przy obniżaniu stroju, działają na odwrót, czyli są ściskane. Patent ten wygląda dość zabawnie, ale - co ważne - działa bez zarzutu. Zakrywamy tylną płytkę ochronną i wracamy do korpusu, a raczej jego wydzielonej części, na której znajduje się centrum sterowania rodem ze Star Treka. Teraz rozpocznie się prawdziwa zabawa...
GITARA CZY SYNTEZATOR?
Moog Guitars to nie syntezator, nie jest to także gitara korzystająca z technologii MIDI. To właściwie zwykła gitara elektryczna, w której oryginalnie brzmiące zjawiska dźwiękowe nie zachodzą na drodze elektronicznej, lecz generowane są przez sam instrument poprzez struny. Brzmi to może bardzo enigmatycznie, ale dokładny opis funkcji powinien sprawę nieco rozjaśnić. Na początku należy wspomnieć o dodatkowym wyposażeniu, które niezbędne jest do korzystania z instrumentu. Znajdziemy je oczywiście w komplecie i, co ciekawe, w całości mieści się wraz z gitarą w futerale. Do dyspozycji mamy pedał ekspresji, zasilacz oraz specjalny 5-żyłowy przewód. Podłączenia wyglądają następująco: zasilacz podłączamy do pedału ekspresji, do niego także należy wpiąć 5-żyłowy kabel podpięty do gitary. Z pedału ekspresji za pomocą standardowego gniazda jack wypuszczamy sygnał do wzmacniacza. Ponieważ w gitarze mamy wyjście 5-pinowe, nie da się jej podłączyć wprost do wzmacniacza bez opisanych wcześniej klamotów. Oczywiście instrument posiada także zwykłe gniazdo jack, lecz podany jest na nie jedynie sygnał przetwornika piezo. Co ciekawe, jeśli chcemy grać, korzystając jedynie z piezo, to nie potrzebujemy zewnętrznego zasilania z dołączonego zasilacza, bowiem gitara posiada baterię 9V. Zobaczmy teraz, do czego służą przełączniki i potencjometry zamontowane na korpusie Moog Guitar. Potencjometr MASTER VOLUME ustala nam głośność ostateczną sygnału opuszczającego gitarę. Regulacji głośności możemy także dokonać dzięki dodatkowemu potencjometrowi wbudowanemu w pedał ekspresji. PICKUP SELECTOR to klasyczny 5-pozycyjny przełącznik kombinacji przetworników. Do wyboru mamy pickup przy szyjce, obydwa pracujące w fazie, obydwa w przeciwfazie, pickup przy mostku oraz piezo. Dodatkowo uzupełnieniem jest potencjometr PIEZO BLEND pozwalający w każdej chwili dodać do każdej kombinacji przetworników, w ustalonych proporcjach, sygnał z piezo. Następnym, nieco tajemniczym przełącznikiem, jest FILTER TOOGLE. W pierwszej pozycji układ gitary działa bez zmian, a sprzęgnięty potencjometr TON/FILTER działa jak tradycyjny potencjometr TONE w gitarach elektrycznych. W środkowej pozycji uaktywnia się specyficzny rodzaj filtra, coś w stylu automatycznej kaczki wrażliwej na artykulację. W trzeciej pozycji ten sam filtr sterowany jest już pedałem, podobnie jak w tradycyjnej kaczce.
Teraz przyszedł czas na regulatory, które są sercem układu elektroniki Moog Guitar. Przetworniki zamontowane w gitarze potrafią nie tylko odbierać drgania strun, ale także je w nie wprawiać lub gasić! Jest to więc podobne działanie do znanego układu Sustainer firmy Fernandes, lecz bardziej zaawansowane. Dzięki przełącznikowi MODE SELECTOR mamy do wyboru wzmacnianie sustainu wszystkich strun, skracanie oraz sytuację, kiedy gitara sama tłumi nieużywane struny i wzbudza te, na których gramy! Siłę efektu regulujemy potencjometrem VO POWER. Uzupełnieniem jest potencjometr HARMONIC BALANCE, którym ustalamy, czy efekt wzbudzania strun ma pochodzić z przetwornika przy mostku czy przy gryfie - różnica jest ewidentnie słyszalna w postaci innych alikwotów. Jak działa układ w praktyce? Gdy wybierzemy funkcję wydłużania sustainu, to po uderzeniu w strunę zamiast gasnąć, ona zaczyna sama drgać! Uderzony dźwięk, w zależności od ustawienia VO POWER, może brzmieć w nieskończoność! Możemy również przesuwać palec po strunie na inne progi lub np. lewą ręką łapać akordy, a prawą dogrywać dźwięki. Gitara niejako sama "trąca" struny, wzbudzając je. Możemy także ustawić sytuację odwrotną, kiedy gitara sama będzie wyciszała struny. Efekt dźwiękowy przypomina zastosowanie mechanicznego tłumika - po uderzeniu struny, w zależności od ustawienia VO Power, po prostu przestaje ona drgać. Dzięki temu można np. grać szybkie stacatta (bez zlewania się dźwięków) lub oburęczne tappingi.
NO TO GRAMY
Wiele osób, ze mną włącznie, które spodziewały się rewelacyjnych efektów zaraz po uruchomieniu Moog Guitar, czekał zawód. To zupełnie nieintuicyjny instrument, którego trzeba się po prostu nauczyć - najlepiej dzięki dołączonej instrukcji. Ponieważ gitara oferuje też tradycyjne brzmienia, zacznijmy od nich. Pomimo że zastosowane przetworniki to single, grają one grubo i ciemno, przypominając humbuckery. Nie jest to jednak brzmienie, jakiego byśmy się spodziewali po ekskluzywnej gitarze elektrycznej - mało dynamiczne, ubogie w częstotliwości wysokie. Zdecydowanie zastosowanie Moog Guitar jako typowej gitary elektrycznej, bez wykorzystania rozbudowanych funkcji, mogłoby nie być satysfakcjonujące. Pozytywnie za to zaskakuje brzmienie z mostka piezo - świetny sygnał, szerokie pasmo - słowem, pierwsza klasa. Duże słowa uznania za samą konstrukcję lutniczą - mimo swojej wagi i grubego gryfu gitara jest bardzo wygodna, idealnie stroi i świetnie rezonuje. Bez wątpienia jest to najwyższa półka, jeśli chodzi o rzemiosło lutnicze.
Jaki efekt daje zastosowany układ wzbudzania i wyciszania strun? Na początku gitara wydaje się nie do okiełznania. Gitarzysta bowiem jest przyzwyczajony do tego, że ma absolutną kontrolę nad strunami w instrumencie. Dlatego, kiedy same zaczynają się "ruszać" lub nagle gasną, można poczuć się nieswojo. Odnosi się wrażenie, że gitara żyje i chyba nawet nie potrzebuje nas do gry. Jeśli jednak spędzimy trochę czasu z tą maszynką i nauczymy się nad nią panować, to okazuje się, że za pomocą zwykłej gitary możemy wydobywać dźwięki absolutnie niemożliwe dotąd do realizacji. Nie jesteśmy już bowiem np. uzależnieni od czasu drgania strun, lecz możemy grać tyle dźwięków i brzmiących tak długo, jak chcemy. Kolejne dźwięki, jak również akordy, mogą się pojawiać bez przerw i bez słyszalnego uderzania palcami lub kostką strun. Możemy również przesuwać akordy wzdłuż gryfu, uzyskując płynne glissanda bez gaśnięcia dźwięków. W sytuacji odwrotnej z kolei gitara sama tłumi struny, więc teoretycznie nie musimy już o tym myśleć sami podczas szybkiej gry. Ciekawa jest też opcja, dzięki której instrument sam tłumi nieużywane struny i wzmacnia sustain tych, na których gramy - kto z nas nie marzył, szczególnie podczas nauki gry, żeby ktoś tłumił nieużywane struny w czasie gry na przesterze... Można by więc zaryzykować stwierdzenie, że mamy do czynienia z inteligentną gitarą czynnie współpracującą z muzykiem. Jeśli opanujemy w pełni możliwości, jakie daje Moog Guitar, będziemy mogli wydobywać brzmienia przypominające pady syntezatorowe, jak również oryginalne barwy orientalne sitaru, banjo... Ciekawe, psychodeliczne efekty możemy także osiągnąć w połączeniu z filtrem sterowanym za pomocą pedału ekspresji. Nie jest to brzmienie typowej kaczki, lecz filtr schodkowy - mówiąc potocznie, zamiata nam wysokimi i niskimi częstotliwościami w bardzo szerokim zakresie.
Jak wypada instrument podłączony do wzmacniacza ustawionego na kanał przesterowany? Niestety o mocnych gainach możemy zapomnieć, gdyż układ elektroniki gitary emituje szumy, które zintensyfikowane przez przester właściwie uniemożliwiają grę. Bez problemu jednak całość działa na mniejszych gainach, umożliwiając w efekcie osiągnięcie ciekawych rezultatów podczas gry solo - szczególnie stosując system tremolo pozwalający płynnie zmieniać wysokość brzmiącego w nieskończoność dźwięku. Na koniec warto także dodać, że gitara przyjechała z fabrycznie założonymi stalowymi strunami Moog o grubości .011-.052" oraz z zapasowymi .010" w futerale. Firma Moog zaleca stosowanie oryginalnych strun, jeśli chcemy uzyskać odpowiednią pracę przetworników. Awaryjnie można też jednak zakładać stalowe struny innych producentów.
PODSUMOWANIE
Moog Guitar to z pewnością instrument wyjątkowy, niemający na świecie absolutnie żadnego odpowiednika. Być może to też wpływa na cenę, która wydaje się nieco przesadzona. Oczywiście otrzymujemy perfekcyjnie wykonaną gitarę, która odkrywa zupełnie nowe możliwości brzmienia i techniki gry. Jednak fakt, że właściwie nie możemy z zawodowymi rezultatami korzystać z niej jako z podstawowej, tradycyjnej gitary - sprawi z pewnością, iż znajdzie się ona jedynie w rękach kolekcjonerów i nielicznych profesjonalnych muzyków jako ciekawostka. Szkoda, bo zastosowana tu technologia otwiera pewien nowy rozdział w historii gitary, albowiem daje jej możliwości artykulacyjne charakterystyczne do tej pory dla instrumentów dętych czy smyczkowych. Zaporowa cena może więc zmniejszyć popularność zastosowanej technologii, być może sprowadzając z czasem Moog Guitar do zapomnianych, konstrukcyjnych osobliwości. Jeżeli jednak ktoś zechce zakupić testowaną gitarę, z pewnością wejdzie w posiadanie niesłychanie inspirującego instrumentu, na którym im dłużej się gra, tym ciężej przestać...
płyta wierzchnia: klon falisty
gryf: klon
podstrunnica: heban
progi: 22
przetworniki: Moog (2)
klucze: Sperzel, pozłacane
mostek: Wilkinson, złocony, z grafitowymi siodełkami piezo
Krzysztof Błaś