DEAN Dime -O-Flame ML

Rodzaj sprzętu: Gitara elektryczna

Pozostałe testy marki DEAN
Testy
2006-05-04
DEAN - Dime -O-Flame ML

8 grudnia 2004 roku odszedł od nas jeden z największych gitarzystów naszych czasów. Muzyk związany z takimi zespołami jak Pantera czy Damageplan - Dimebag Darrell. Jego legenda trwa nadal, a najlepszym na to dowodem jest ilość sprzętu gitarowego sygnowanego jego nazwiskiem. Mam niewątpliwą przyjemność zaprezentować Wam najważniejszy element całego zestawu sprzętu - jedną z gitar firmy Dean.

Przyznam się szczerze, że - jako zwolennik gitar o raczej tradycyjnych kształtach - ciężko było mi się przekonać do opisywanego instrumentu. Jednak po kilku dniach spędzonych sam na sam z gitarą prawie się w niej zakochałem. Dlaczego prawie? Przeczytaj Drogi Czytelniku ten test, a dowiesz się wszystkiego. Zaczynamy więc: Dean Dime-O- -Flame dzień po dniu.

 

PONIEDZIAŁEK

Kurier przywiózł sporych rozmiarów paczkę. Zniecierpliwiony i niezwykle zaciekawiony szybko ją otworzyłem, wypakowałem instrument, położyłem na wprost siebie i… mój entuzjazm nieco opadł. Przed sobą widziałem coś, co powstało z połączenia klasycznych już dziś, gibsonowskich kształtów - Explorera i Flying V. Szczerze mówiąc kompletnie nie rozumiem gitar z takimi korpusami, uważam je za absolutnie niewygodne w graniu i po prostu brzydkie. Muszę zaznaczyć, że jest to wynikiem mojego gitarowego gustu, a nie samego wykonania instrumentu, do którego, po doza kładniejszym zapoznaniu się z nim, nie mam absolutnie żadnych zarzutów. Jedyną rzeczą, która naprawdę mnie ujęła już na samym wstępie jest wykończenie instrumentu - płomienie dodatkowo potęgują jego przerażający wygląd, nie wspominając o trupiej czaszce wkomponowanej w pomalowany korpus.

Gitara Dean Dime -O-Flame ML wykonana jest techniką set-neck, czyli gryf został wklejony w korpus. Obydwa te elementy zostały wykonane z mahoniu, zaś na gryfie umieszczono palisandrową podstrunnicę. Na podstrunnicy znalazły się 22 bardzo dobrze nabite progi (gitara stroi we wszystkich pozycjach) oraz markery w kształcie kropek, imitujące masę perłową. Mając do czynienia z gitarą za grubo ponad tysiąc dolarów możemy się spodziewać niezłego wyposażenia instrumentu i tak jest również w tym przypadku. Klucze olejowe firmy Grover, mostek na licencji Floyd Rose’a (oryginalny można spotkać w wyższych modelach sygnowanych nazwiskiem Darrella), trzy potencjometry (dwa głośności i jeden tonu), gniazdo wyjściowe, umieszczone na płycie wierzchniej korpusu oraz trójpozycyjny przełącznik. Elektronika to dwa humbuckery, z czego jeden to oczywiście sygnowany przetwornik firmy Seymour Duncan - Dimebucker. Ciekawie został zamontowany pickup przy gryfie - z dołu i z góry jest zaklejony taśmą klejącą, co, jak przypuszczam, ma zapobiegać zaczepianiu się strun o przetwornik, zwłaszcza przy agresywnym sposobie gry.

Po dokładnej analizie budowy instrumentu stwierdziłem, że z nadmiaru wrażeń nie będę w stanie obiektywnie ocenić walorów brzmieniowych gitary, toteż następny etap testu postanowiłem przenieść na kolejny dzień.

WTOREK

Uważam, że dobra gitara powinna fajnie zabrzmieć już "z dechy", czyli bez żadnego wzmacniacza. Instrument nie może być głuchy, co często ma miejsce w przypadku sprzętu z niskich pułapów cenowych. Na szczęście w przypadku testowanej gitary już po pierwszych dwóch akordach byłem usatysfakcjonowany.

Następnie wyciągnąłem swoje ulubione urządzenie do trenowania i nagrywania w domu - Line 6 POD w wersji 2.0. Wzmacniacz - Mesa Boogie Dual Rectifier, paczka - 4x12" na głośnikach Celestion Vintage 30, delay i odrobina pogłosu. Pierwszą rzeczą, która rzuca się w uszy, jest niesamowita wręcz potęga przetwornika przy mostku - Dimebucker to świetny pickup, który został specjalnie zaprojektowany jako fabryka potężnego sygnału z solidnymi niskimi tonami, ale bez pominięcia środka i góry, której według mnie brakuje wielu przetwornikom, nawet tym z najwyższej półki. Charakterystyka brzmieniowa Dimebuckera wręcz zachęca do wplatania w partie gitarowe sporych ilości sztucznych flażoletów, ze względu na niezwykłą wręcz prostotę ich uzyskiwania.

Gryf jest bardzo wygodny i choć nie jest tak szybki jak konstrukcje np. firmy Ibanez, to mimo to palce same rwą się do biegania po całej jego długości. Mostek na licencji firmy Floyd Rose poddałem strasznym mękom, jak zwykle zresztą zwykłem czynić przy testowaniu sprzętu. Na szczęście dzielnie zniósł kolejne dive-bomby i dopiero po kilkunastu minutach męczarni okazało się, że jest konieczna korekta stroju za pomocą mikrostroików na mostku. Klucze Grover i blokada na siodełku świetnie spełniają swoje zadanie, ale warto pamiętać, że jeszcze nie stworzono gitary, która nie rozstrajałaby się - najlepiej wiedzą o tym profesjonalni gitarzyści i ich niezastąpieni techniczni.

Po przesterach przyszedł czas na barwy czyste. Dean Dime-O-Flame najlepiej wypada w przypadku górnej (włączony przetwornik przy gryfie) i środkowej (obydwa humbuckery naraz) pozycji przełącznika. Po dodaniu odrobiny chorusu uzyskałem brzmienie, którego na pewno nie przypisałbym bądź co bądź tak metalowemu ze swej natury instrumentowi. Miłe zaskoczenie, które tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, jak bardzo można się pomylić w ocenie gitary tylko na podstawie jej wyglądu. Chcecie się przekonać? Po prostu przesłuchajcie próbki dźwiękowe, które zostały zamieszczone na płycie CD dołączonej do "Gitarzysty".

ŚRODA

Postanowiłem dowiedzieć się czegoś więcej na temat genezy powstania instrumentów sygnowanych nazwiskiem Dimebaga Darrella. Podczas wertowania zasobów internetu natrafiłem na bardzo ciekawy wywiad z Darrellem, nakręcony za kulisami któregoś z wielu koncertów Pantery (patrz - "Więcej informacji", str. 66). Nie chcę Ci, Drogi Czytelniku, zdradzić całej treści wywiadu, ale najważniejszą rzeczą jaką zapamiętałem jest zdanie: "Z firmą Dean stworzyliśmy broń, a nie instrument". Zważywszy na niezwykłą moc, z jaką Dime masakrował nasze uszy przez wiele lat, nie sposób się z nim nie zgodzić.

Powróćmy jednak do samej gitary. Po trzech dniach intensywnego testowania instrumentu stwierdziłem, że paskudnie bolą mnie żebra, co wynika z wbijania się w nie górnej krawędzi gitary podczas ćwiczenia na siedząco. Zdecydowanie zapisałem to po stronie wad testowanej gitary, bo uważam, że trenowanie na stojąco raczej mija się z celem. Muszę jednak zaznaczyć, że w pozycji stojącej grać również trzeba, bo może się okazać, że nie jest to takie łatwe jak się wydaje. Mimo tej sporej niedogodności moja sympatia do Dean Dime-O-Flame pogłębiała się z godziny na godzinę.

POD, mimo swoich niewątpliwych zalet, nigdy nie odda w pełni brzmienia prawdziwego wzmacniacza lampowego. Dalszą część testu przeprowadziłem zatem w sali prób mojego zespołu, czyli tam, gdzie mogłem spokojnie odkręcić Marshalla JCM 2000. Dałem sobie spokój z intensywnym osłuchiwaniem barw czystych, bo wiadomo, że kupując taki instrument głównie zależy nam na mocnych brzmieniach przesterowanych. Po raz kolejny byłem pod wielkim wrażeniem potęgi przetwornika Dimebucker. Niesamowicie nasycony dźwięk, brzmienie absolutnie profesjonalne i z najwyższej półki. Przestrojona gitara? Żaden problem! W zależności od grubości założonych strun spokojnie można zjechać ze strojem w dół do C# czy nawet C. W testowanym instrumencie założony był komplet dziesiątek, więc przy niższych strojach struny były już zbyt luźne i uniemożliwiały komfortową grę, niemniej jednak wystarczy założyć komplet o grubościach strun od 12 czy 13 i cieszyć się z niskich, nu-metalowych dźwięków.

Próbki dźwiękowe, które znajdziecie na płycie, zostały zarejestrowane z użyciem POD-a, a przyjęty schemat nagrywania wygląda w taki sposób, że posłuchać możecie brzmienia instrumentu na wszystkich możliwych konfiguracjach przetworników (w przypadku testowanej gitary są to trzy możliwości: pickup przy gryfie, przy mostku i obydwa naraz). Zarejestrowano brzmienia czyste, crunche, brzmienia przesterowane, które podzielone zostały na dwie kategorie: riff i solo. Zachęcam do przesłuchania.

CZWARTEK

Gdy pakowałem instrument i wysyłałem go z powrotem do redakcji, przyznaję szczerze, że ciężko było mi się z nim rozstać. Wystarczyły trzy dni, żebym zachwycił się nim do tego stopnia (prawie zakochał), że chciałbym mieć taką gitarę w prywatnej kolekcji. Sądzę również, że mógłbym jej nieraz użyć w studiu, zwłaszcza w momentach, w których konieczne jest zarejestrowanie mocnych, gitarowych riffów, do których Dean Dime-O-Flame jest wręcz stworzony. Świetnie wykonany i brzmiący instrument średniej klasy. Poza tym naprawdę robi wrażenie i zwraca na siebie uwagę, a na tym przecież muzykom koncertującym niewątpliwie najbardziej zależy.

Nie sposób zakończyć recenzji Dean Dime- -O-Flame bez kilku zdań podsumowujących, jak i również wypunktowania zalet i wad testowanego instrumentu. Ból żeber co prawda już minął, ale nie można nie wspomnieć o tej wyraźnej niedogodności wynikającej z pewnej konieczności trenowania na stojąco, czego ja osobiście nie lubię. Wręcz pokusiłbym się o stwierdzenie, że mamy do czynienia z instrumentem przeznaczonym przede wszystkim do użytku scenicznego. Wpływa na to przede wszystkim efektowne wykonanie, pomijając skrajne odczucia estetyczne, które bez wątpienia gitara firmy Dean wywołuje.

Z pewnością największą zaletą instrumentu Dime-O-Flame jest jego profesjonalne brzmienie, które sprawdzi się zarówno na scenie, jak i podczas pracy w studiu. Ze względu na agresywny wygląd gitary została jej przyczepiona etykietka gitary heavy metalowej, co oczywiście jest stuprocentową prawdą, ale mimo wszystko uważam, że jest to opinia odrobinę krzywdząca ten świetnie brzmiący instrument. Starałem się to udowodnić nagrywając próbki dźwiękowe instrumentu. Zachęcam do szczególnego przysłuchania się brzmieniom czystym i brzmieniom typu crunch.

Po stronie plusów instrumentu dodatkowo możemy zapisać dobrą pracę mostka, który pozwala na wybitnie karkołomne akrobacje. Można stwierdzić, iż sprzyja temu też reszta osprzętu zastosowanego w gitarze.

O ile ocena wykonania i brzmienia gitary dla gitarzysty z kilkuletnim stażem jest dość prosta, o tyle ustosunkowanie się do ostatniej, istotnej cechy sprzętu jest zadaniem raczej trudnym - chodzi mi tutaj o jego cenę. W przypadku chęci zakupu gitary Dean Dime- -O-Flame, nasz portfel zostanie odchudzony o ponad cztery tysiące złotych. Jest to suma niemała i znacznie wykraczająca poza możliwości finansowe młodych gitarzystów, w tym fanów talentu i umiejętności Dimebaga Darrella. W zamian jednak dostajemy kapitalnie wykonany i brzmiący instrument, który według mnie swoją cenę zawdzięcza tylko i wyłącznie temu, że został wykonany w Korei, a nie w Stanach Zjednoczonych. Na szczęście firma Dean ma w swej ofercie również tańsze gitary sygnowane nazwiskiem Darrella.

Zachęcam do bliższego zapoznania się z testowanym instrumentem, jak również z całą ofertą firmy Dean, w Polsce niedocenianej, a na zachodzie uwielbianej przez rzesze znanych i lubianych gitarzystów. Warto również dokładniej poznać postać Dimebaga Darrella i zapoznać się z jego twórczością.

Kuba Dębski

korpus: mahoń; gryf: mahoń, wklejony w korpus; podstrunnica: palisander;
klucze: Grover; osprzęt: chromowany; mostek: na licencji Floyd Rose;
przetworniki: 2 humbuckery Dimebucker Treble;
wykończenie: płomienie


Wynik testu