MUSIC MAN John Petrucci 6

Rodzaj sprzętu: Gitara elektryczna

Pozostałe testy marki MUSIC MAN
Testy
2009-03-04
MUSIC MAN - John Petrucci 6

Historia marki Music Man sięga początków lat 70., kiedy to panowie Forrest White i Tom Walker, obaj pracujący w Fenderze (należącym już wówczas do koncernu CBS), namówili Leo Fendera do założenia wspólnej firmy.

Nazwa "Music Man" skrystalizowała się dopiero w 1974 roku. Wtedy też zbudowano pod tą marką pierwszy wzmacniacz - Sixty Five. W 1976 rozpoczęto produkcję gitar oraz basów StingRay, w których projektowaniu brał udział Stearling Ball. Gitary Music Man produkowane były wtedy w fabryce zbudowanej przez drugą firmę Leo Fendera - CLF Research w Fullerton, Kalifornia. Jednakże niskie dochody firmy były powodem frustracji Leo i jego zaangażowania się w kolejną, nową markę G&L, a wkrótce - rozstania się ze wspólnikami.

Źle zarządzany Music Man już na początku lat 80. stał u progu bankructwa. Prawa do marki wraz z projektami kupił w 1984 roku Ernie Ball, ojciec pracującego w firmie Stearlinga. Wtedy też produkcja została przeniesiona do jego fabryki w San Luis Obispo w Kalifornii, w której Ernie produkował wcześniej gitary pod marką Earthwood. Można powiedzieć, że dopiero w rękach rodziny Ball marka Music Man naprawdę ożyła.

W roku 1985 zaprezentowano na targach NAMM model Silhouette, a dwa lata później sygnaturę Steve’a Morse’a. Wkrótce do rodziny zaczęli dołączać kolejni artyści, tacy jak: Eddie Van Halen (1991), Albert Lee (1993) i Steve Lukather (1993). Słynny model Axis Sport wprowadzono w 1997 roku, a dwa lata później Super Sport (wersję z piezo tej gitary testowaliśmy w "Gitarzyście" 8/2008).

Firma Music Man kwitła, a jej instrumenty zyskiwały wśród muzyków coraz więcej zagorzałych wyznawców. Nic więc dziwnego, że w stronę Ernie Balla zaczęli spoglądać również endorserzy innych marek. Jednym z nich był John Petrucci, którego sygnatura zadebiutowała w roku 2001.

OGLĄDAMY 

Music Man John Petrucci 6 to gitara, której korpus wykonano z lipy. Na płycie wierzchniej znajdziemy dwa przetworniki pasywne, tremolo, trzy potencjometry i dwa przełączniki trójpozycyjne. Jednakże pierwszą rzeczą, jaka rzuca się w oczy po wzięciu do ręki sygnatury Petrucciego, jest niespotykany w innych gitarach kształt frezowania pod prawą rękę. Zwykle mamy do czynienia z wypukłym, łagodnym ścięciem. Tutaj moment ścięcia zaznaczony jest wyraźną linią, a jego środkowa część jest wklęsła.

Zamontowane tu pickupy wykonała firma DiMarzio. Pod mostkiem czuwa model D-Sonic reklamowany przez producenta hasłem: "Pierwszy ciężki humbucker XXI wieku". Jest to przetwornik oparty na magnesach ceramicznych, zbudowany z dwóch różnych cewek, z których jedna ma  tradycyjne nabiegunniki, a druga pojedynczą sztabkę. Dają one w sumie sygnał o sile 390mV i oporność prawie 12kOhm.

Warto dodać, że nabiegunnik tradycyjny zwrócony jest w stronę mostka, a więc w położeniu, które DiMarzio sugeruje w przypadku standardowych strojów i gry zorientowanej na solówki. Do niższych strojów i grubych strun rekomendowane jest ustawienie odwrotne, i takie właśnie spotkać można w siedmiostrunowej wersji tej sygnatury. Przetwornik pod gryfem to znany już z wcześniejszych odsłon tej sygnatury DiMarzio Custom Humbucker. Jest to nieco zmodyfikowana i udoskonalona według wskazówek Johna wersja modelu AirNorton.

Mostek to customowa konstrukcja Music Man zaprojektowana specjalnie dla Petrucciego. Wygląda podobnie jak mostki spotykane w Stratocasterach, ale ma częściowo zasłonięte siodełka od strony śrub. Blok tremola, przez który przewleczone są struny, jest dość masywny, zdecydowanie cięższy niż w innych konstrukcjach tego typu. Można zgadywać, że celem takiego zabiegu jest zrekompensowanie mniejszej niż we Floyd Rose wagi górnej części mostka i poprawa sustainu.

Dwa pierwsze potencjometry, patrząc od środka korpusu, służą do kontroli pasywnych przystawek: VOLUME i TONE. Oba mają oporność 500kOhm, natomiast kondensator przy TONE ma wartość 0.022μF. Trzecie pokrętło reguluje głośność sygnału piezo.

Przełączniki rozmieszczone są daleko od siebie. Ten przy potencjometrach służy do wyboru połączeń humbuckerów. W pozycji górnej mamy obie cewki pickupu pod gryfem połączone szeregowo. W środkowej - wewnętrzne cewki obu przystawek połączone są równolegle. W dolnej mamy sam pickup pod mostkiem z cewkami połączonymi szeregowo.

Przełącznik umieszczony przy górnym rogu gitary Music Man John Petrucci 6 pozwala nam na miksowanie sygnału przystawek pasywnych z piezo. W górnym położeniu switcha gra nam samo piezo, w środkowym mamy oba systemy naraz, a w położeniu dolnym grają wyłącznie humbuckery. Na spodzie korpusu znajdziemy płytkę zakrywającą dostęp do bloku tremola i sprężyn, boks na baterię zasilającą preamp, piezo oraz trzy minipotencjometry umożliwiające dostrojenie preampu: MIX, TREBLE i BASS.

Na bocznej krawędzi, nieco wyżej niż standardowo, zamontowane zostały dwa gniazda typu jack. Pierwsze z nich podaje nam sygnał magnetyczny i piezo, którego proporcję możemy ustawić pokrętłem MIX, a drugi - tylko piezo. Z tym że w przypadku włączenia wtyczki do tego drugiego, w pierwszym mamy tylko sygnał z humbuckerów, a potencjometr MIX zostaje odłączony.

Gryf wykonany jest z jednego kawałka pięknego, selekcjonowanego klonu oczkowego i połączony z korpusem za pomocą pięciu śrub. Od tego miejsca aż do siodełka wykończenie jest matowe, co stało się już znakiem firmowym Music Mana. Przyjemną w dotyku fakturę uzyskuje się przez olejowanie, a następnie ręczne woskowanie. Dopiero tylna powierzchnia główki jest lakierowana i wypolerowana na wysoki połysk. Profil gryfu jest spłaszczony, co jest cechą charakterystyczną współczesnych "wyścigówek".

Palisandrowa podstrunnica również ma płaski, piętnastocalowy radius. Uzbrojono ją w 24 progi o (jak podaje producent) szerokim i wysokim profilu. Struny opierają się przy główce na siodełku kompensowanym. Menzura strun jest tu sztucznie wydłużona, co najbardziej widać na strunach wiolinowych. Ma to poprawić strojenie gitary. Na główce zamontowane są klucze blokowane Schallera w układzie 4+2. Inspirującym dodatkiem jest umieszczony na jej końcu autograf Johna Petrucciego.

GRAMY 

Jak przystało na wiosło sygnowane przez rockowego wymiatacza, gitarę można opisać, biorąc do ręki słownik synonimów i odczytując wszelkie możliwe zamienniki słowa "ergonomia". Wspomniane wcześniej wklęsłe wycięcie w korpusie to rewelacja stulecia. Prawa ręka układa się do gry tak wygodnie, że w głowie rodzi się zasadnicze pytanie: "dlaczego nikt wcześniej na to nie wpadł?". Jeśli myślicie, że przesadzam, to zapraszam do najbliższego sklepu - niech każdy przekona się sam.

Gryf leży w ręku znakomicie i nie można oprzeć się wrażeniu, że jest mniejszy niż wynikałoby to ze specyfikacji. Bez problemu gra się w najwyższych pozycjach - i to nie tylko na wiolinowych strunach, ale również na ostatnich progach szóstej struny. Dużym plusem jest to, że lewą ręką zagramy na nim komfortowo zarówno po bluesowemu, z kciukiem na górze, jak i klasycznie, z kciukiem z tyłu. W tym drugim przypadku wielką frajdę sprawia szczupły profil szyjki, który natychmiast przywodzi na myśl pewną znaną japońską markę. Jest to pierwszy taki instrument w katalogu Music Mana, który może stać się prawdziwym "killerem" w tym segmencie rynku.

Potencjometry znajdują się dość daleko od strun, co zapewne docenią ci, którym przeszkadza gałka VOLUME w Stratocasterach. Każdy z nich ma na sobie gumowy pierścień, który pomaga szybko i pewnie dostroić tony lub głośność. Trochę zastrzeżeń mam w stosunku do umiejscowienia przełącznika pickupów pasywnych. Być może, grając z prawą ręką patologicznie przyklejoną do mostka, nie grozi nam żadna z nim kolizja. Mnie zdarzało się przełączać go przypadkowo przy bardziej żywiołowym ataku na struny. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że to miejsce wybrał wielki John i oglądając jego koncerty, łatwo zrozumieć dlaczego - przy swoim sposobie gry ma switch zaraz pod palcami, co pozwala mu na szybkie i wręcz niezauważalne przełączenia przystawek.

Na uwagę zasługuje mostek. Nieświadomy obserwator mógłby odnieść wrażenie, że jest to zwykłe, tradycyjne, jednostronne tremolo. Nic bardziej mylnego. To w pełni funkcjonalny, obustronny mostek o możliwościach znanych z konstrukcji typu Floyd Rose. Po przyduszeniu dostajemy rasowy dive bomb, a przy ciągnięciu dźwięku w górę dochodzimy do tercji wielkiej. Po uderzeniu w wajchę dłonią uzyskujemy oczywiście flutter. Piszę o tym dlatego, że dla wielu użytkowników Floyd Rose flutter jest wyznacznikiem przydatności mostka w ogóle. Rodzi się pytanie, jak to funkcjonuje bez blokady na główce. Otóż całkiem dobrze. Mamy tu przecież blokowane klucze i brak drzewek dociskających struny. O ile ktoś nie wpadnie na pomysł nawinięcia na te klucze pięciu zwojów struny, to jedynym miejscem, na którym struna może się rozstroić, jest siodełko. Podczas intensywnego "wajchowania" zdarzyło mi się kilka razy słyszeć skrzypnięcia w tym miejscu, co oznacza blokowanie się struny w rowku. Sprawę załatwił jednak grafit i myślę, że wystarczy zadbać o odpowiednie "smarowanie", a problemy ze strojeniem nie będą miały prawa się przytrafić.

Sercem Music Mana John Petrucci 6 są jednak przetworniki. Jeśli zawierzycie w ciemno Petrucciemu i firmie DiMarzio, to nie spotka Was zawód. Przetwornik przy mostku daje silny sygnał, powodując mocne nasycenie przesteru, jednakże jego najlepszą cechą jest czytelność i definicja granych dźwięków. Przystawka pod gryfem pozwala na uzyskanie śpiewnego, wokalowego wręcz soundu. Oba humbuckery są podatne na potencjometr VOLUME i potrafią ładnie się wyczyścić, jeśli będziemy chcieli uzyskać crunch lub overdrive.

W środkowym położeniu przełącznika czeka nas prawdziwa niespodzianka - na czystym brzmieniu uzyskujemy "szklankę" zbliżoną charakterem do Stratocastera. Jedyne, do czego mam zastrzeżenie, to zbyt duża różnica poziomów sygnału pomiędzy mocnymi pozycjami skrajnymi a słabszą środkową. Pamiętajmy, że końcowy sound zależy w dużej mierze od użytego wzmacniacza i "kanapek" włączonych przed nim, a John ma przecież pod nogami prawdziwą elektrownię.

Przetwornik piezo Music Mana John Petrucci 6 sprawuje się znacznie lepiej niż w innych gitarach, na jakich miałem okazję grać. Oczywiście nikt o zdrowych zmysłach nie będzie oczekiwał, że patent ten zastąpi prawdziwe pudło z grubymi strunami phosphor-bronze. Jednakże, jak na instrument elektryczny ze strunami niklowanymi 10-46, to piezo jest bardziej niż użyteczne. Spokojnie możemy zagrać na nim akustyczne wstawki na koncertach, bez potrzeby sięgania po akustyka. Największej jednak siły tego rozwiązania upatrywałbym nie w symulacji pudła, a w wykorzystaniu tych barw jako czegoś zupełnie nowego, jako nowego koloru. Tym bardziej że niezwykle interesujące możliwości daje miksowanie sygnału piezo z pasywnym. Brzmienia czyste zyskują wtedy jakby kolejny wymiar.

PODSUMOWANIE

Obcowanie z Music Manem John Petrucci 6 było dla mnie czystą przyjemnością. Mając go w rękach, aż chce się ćwiczyć i grać więcej. Instrument ten potrafi naprawdę zainspirować. Od strony technicznej trudno znaleźć w nim jakiekolwiek obiektywne wady. John Petrucci 6 to bardzo wygodna, nowoczesna gitara, którą łatwo można dostosować do swojego indywidualnego stylu. Niech najlepszą dla niej rekomendacją będzie ów podpis na główce. Jeśli z tej konstrukcji jest dumny John Petrucci i jest ona dla niego wystarczająco dobra, to dlaczego nie miałaby być dobra i dla nas.

Krzysztof Inglik

konstrukcja: bolt-in; korpus: lipa; gryf: klon; podstrunnica: palisander; progi: 24; menzura: 648mm; radius: 15" (381mm); mostek: Music Man Custom John Petrucci (z przetwornikami piezo); klucze: Schaller M6-IND, blokowane; układ elektryczny: DiMarzio (2), VOLUME, TONE, PIEZO VOLUME, przełączniki 3-pozycyjne (2); struny: Ernie Ball Slinky RPS-10; wykończenie: poliester, wysoki połysk (korpus), olejowe (gryf); waga: 3,29kg


Wynik testu
Wykonanie:
6
Brzmienie:
6
Jakość / Cena:
6
Wygoda:
6
Posłuchaj Testowany sprzęt
Dystrybutor