JAY TURSER JT-300M

Rodzaj sprzętu: Gitara elektryczna

Pozostałe testy marki JAY TURSER
Testy
2012-11-14
JAY TURSER - JT-300M

Niedawno testowaliśmy basówki ze stajni Jay Turser - najwyższy czas przyjrzeć się gitarom tego producenta. Czy za niecałe pięćset złotych można kupić prawdziwy instrument, a przede wszystkim: czy na Turserze można się spokojnie i bez burzliwych przejść uczyć gry na gitarze? Zostawcie Internet - tego wszystkiego dowiecie się tylko u nas.

Kim jest Jay Turser i czy można sobie z nim zrobić zdjęcie? Nie, na to pytanie już Wam nie odpowiemy. Możemy za to zdradzić, że Jay Turser to marka należąca do US Music Corporation, mająca swą siedzibę w stanie Illinois, notabene bardzo nam bliskim, ze względu na największe w USA skupisko Polaków. Wspomniana korporacja US Music ma pod swoimi skrzydłami cały arsenał zacnych marek, takich jak Washburn, Randall, Oscar Schmidt czy Eden. Jedną z nich jest Jay Turser - to produkty adresowane do początkujących (ale nie tylko) muzyków.

Instrumenty opatrzone rzeczonym logo produkowane są w Chinach, prawie wyłącznie w oparciu o azjatyckich dostawców materiałów i osprzętu. Celowo piszę "instrumenty", a nie tylko "gitary", bo Jay Turser to szeroka gama gitar elektrycznych (również hollow-body), akustycznych, gitar basowych (również akustycznych), a nawet mandolin i banjo. Jeśli chodzi o gitary elektryczne typu solid-body, to do dyspozycji mamy kilka serii: "50" (model w stylu SG), "200" (a'la Les Paul), "300" (gitara a'la Stratocaster) oraz "LT" (korpus a'la Telecaster). Tym razem przetestujemy model JT-300M, nawiązujący do Strata (notabene, za miesiąc obejrzymy z kolei JT-220D - nawiązanie do LP). A więc, do dzieła...

JT 300M


Jak już zostało powiedziane, Jay Turser o symbolu "300" to kopia - nie bójmy się tego określenia - Stratocastera, a więc konstrukcji, która została powołana do życia w roku 1954 przez Fendera. Design ten przetrwał w praktycznie niezmienionej formie blisko sześć dekad, więc można już bez cienia wątpliwości stwierdzić, że jest ponadczasowy. Korpus testowanego egzemplarza wykonano ze sklejonych kawałków topoli, a gryf i podstrunnicę z klonu. Do dyspozycji muzyka producent oddał 21 cienkich progów, co nawiązuje raczej do epoki vintage. Na główce zamontowano sześć zamkniętych, olejowych kluczy, a także dwa drzewka przytrzymujące struny 1-2 oraz 3-4. Co ważne, główka nie została doklejona do gryfu, a stanowi z nim jedną całość. Nie jest to oczywiście oryginalny kształt główki Strata, a autorska interpretacja firmy. Dostęp do pręta napinającego gryf typowy dla Strata i bez żadnych dodatkowych osłon.

Również typowo dla tej konstrukcji - na górnej płaszczyźnie korpusu - zostało umieszczone gniazdo jack. Porządnej jakości, trójwarstwowa płytka, przykręcona jedenastoma śrubkami, podtrzymuje trzy przetworniki typu single-coil, pięciopozycyjny przełącznik oraz potencjometry: 1x VOLUME i 2x TONE. Mostek to tremolo typu vintage, niesłusznie zwane jednostronnym, przytwierdzone do korpusu na sześć śrub. Jednakże siodełka są już jak najbardziej współczesne i bardziej przypominają te, które do niedawna stosowano w serii American Standard, lub Deluxe Fendera - czyli bardziej masywne, a nie z giętej blachy. Z tyłu - maskownica, przykrywająca blok tremolo i sprężyny. Gryf przykręcony do korpusu za pomocą czterech wkrętów poprzez chromowaną blachę bez żadnych oznaczeń - jednym słowem klasyka. Gitarę otrzymujemy w tekturowym kartonie, w którym oprócz instrumentu odnajdziemy kabel i klucze do regulacji.

Gramy


Pierwsze wrażenie jest jak najbardziej pozytywne - instrument prezentuje się znakomicie, a osprzęt zamontowany jest solidnie i wzbudza zaufanie. Czas wypuścić w przestrzeń kilka dźwięków... I tutaj niespodzianka - instrument przysłany nam do testu ma dość wysoko ustawione struny i źle ustawioną menzurę (nie stroi w oktawach) - trzeba użyć załączonych kluczy i trochę ją podregulować. Od strony manualnej wszystko tu się zgadza. Gitara jest dość ciężka (ale nie za ciężka), a gryf daje odpowiedni komfort gry. Zastrzeżenia można mieć jedynie do płynności pracy tunerów, ale i te także spełniają swoje zadanie tak, czy inaczej.

Podłączamy więc JT-300M do klasycznego wzmacniacza lampowego i sprawdzamy ile jest tu Strata w Stracie. Gitara ma dość zdecydowany i bezpośredni atak. W paśmie przeważa środek, z naciskiem na wyższy środek. Podobne odczucia miałem podczas testowania Music Mana sygnowanego przez Steve'a Morse'a, który również jest z topoli, więc może to właśnie zasługa użytego do budowy korpusu materiału. Przystawki single-coil nie są może szczytowym osiągnięciem technologicznym, ale jak na instrument "entry level" w zupełności spełniają swoje zadanie. Mamy tu więc cały przekrój stratocasterowatego brzmienia: ostrą pozycję pierwszą, inspirującą frazy chicken-pickin' pozycję drugą (czyli połączenie cewki mostkowej ze środkową), samotnego singla pośrodku w pozycji trzeciej, duel rzeczonej cewki z jej przygryfową przyjaciółką oraz ulubioną przez bluesmanów pozycję piątą, w której gra sam singiel pod gryfem.

Jeśli miałbym wybierać jakieś ulubione barwy, to wybrałbym pozycję II, IV i V. W czwartej da się nawet wyczarować nieco dzwoneczków, a dodanie szczypty chorusa pozwala na dość przyjemne granie fraz w stylu Hendrixa. Piąta pozycja gra równie przyjemnie na kanale czystym, co na kanale overdrive. Potencjometr VOLUME spełnia właściwie swoje zadanie, umożliwiając wyczyszczenie przesteru wraz z jego skręcaniem.

Podsumowanie


Jay Turser JT-300M z pewnością pozwala na prawidłowe poznawanie wspaniałego instrumentu, jakim jest gitara, ale - jak już pisałem we wstępie - nie tylko. Gitara spełni swą rolę także jako instrument zapasowy (zastępczy) czynnego muzyka posiadającego już lepszy sprzęt. JT-300M nie jest wolny od drobnych mankamentów, ale nie jest to także nic, czego nie załatwiłaby jedna wizyta u lutnika, który tak czy inaczej powinien ustawić go pod rękę młodego adepta sztuk muzycznych. Cena z pewnością jest łaskawa dla portfela i to z pewnością jest bardzo duży atut tej gitary.


konstrukcja: bolt-on
korpus: topola
gryf: klon
podstrunnica: klon
progi: 21, cienkie
przetworniki: 3x single-coil
potencjometry: 1x VOLUME, 2x TONE
przełącznik: 5-pozycyjny
mostek: Standard Fulcrum Bridge
klucze: olejowe, die-kast
kraj pochodzenia: Chiny




Krzysztof Inglik

Wynik testu
Funkcjonalność:
5
Wykonanie:
5
Brzmienie:
4
Jakość / Cena:
6
Posłuchaj Testowany sprzęt