Morley to jeden z trzech najpopularniejszych obecnie producentów efektów typu wah-wah, a wśród użytkowników urządzeń tej właśnie firmy można znaleźć wielu znanych i cenionych gitarzystów.
Do muzyków używających urządzeń marki Morley należą m.in.: Mark Tremonti (eks- Creed, Alter Bridge), George Lynch, a przede wszystkim Steve Vai. Ponieważ pisanie o kaczkach wzbudza ostatnimi czasy spore kontrowersje, postaram się nie mieszać tutaj w politykę.
W tym miesiącu weźmiemy pod lupę kaczkę sygnowaną przez pierwszego z wyżej wymienionych gentlemanów, czyli model Mark Tremonti Power Wah-efekt, który już na pierwszy rzut oka zdradza, do czego został stworzony. Wystarczy na niego spojrzeć i od razu można się domyśleć, jakie dźwięki da się tworzyć za jego pomocą. Ale zacznijmy od początku...
BUDOWA
Efekt Morley Mark Tremonti Power Wah skonstruowany jest w podobny sposób jak większość produktów firmy Morley. Mamy tu zatem szeroką i dość niską prostokątną podstawę, do której przytwierdzony jest charakterystyczny pedał w kształcie trapezu. Jest on pokryty czarną gumową nakładką imitującą ryflowaną blachę diamond plate, która bardzo skutecznie zapobiega ślizganiu się stopy. Całość wygląda bardzo solidnie, głównie za sprawą metalowej obudowy. Również waga efektu wskazuje, że nie jest to zabawka.
Na spodzie mamy małe gumowe nóżki oraz bardzo wygodny dostęp do baterii. Producent zadbał nawet o proste i skuteczne zabezpieczenie przed zgubieniem pokrywki. Wszystkie gniazda wejścia/wyjścia znajdują się po bokach. Tradycyjnie z prawej strony znajdziemy wejście oraz gniazdo zasilacza, z lewej zaś wyjście i... to wszystko.
Pedał oparty jest na sprężynie, co sprawia, że powraca on samoczynnie do pozycji otwartej, gdy tylko zdejmiemy z niego stopę. Takie rozwiązanie było konieczne, ponieważ efekt włącza się automatycznie w momencie choćby minimalnego wciśnięcia i wyłącza tuż po powrocie do pozycji wyjściowej. Informuje nas o tym duża czerwona dioda, umieszczona w prawym dolnym rogu podstawy efektu.
W lewym dolnym rogu podstawy znajduje się jedyny regulator, jaki mamy do dyspozycji: WAH BOOST. I nie służy on wcale do zmiany zakresu działania efektu wah, lecz do regulacji gainu dopalacza, który włącza się razem z kaczką po naciśnięciu pedału. Podobnie jak w innych urządzeniach Morleya, dużą zaletą jest tutaj fabrycznie zamontowany bufor impedancyjny, przeciwdziałający utracie jakości sygnału.
A teraz najlepsze: efekt Morley Mark Tremonti Power Wah zbudowany jest na układzie optycznym. Nie ma klasycznego potencjometru, który w tradycyjnych kaczkach dość szybko się zużywa. Optyka gwarantuje nam bardzo precyzyjną pracę i, co najważniejsze, przy normalnej eksploatacji urządzenia będzie nam ono służyło przez lata, bez konieczności wymiany czegokolwiek.
GRAMY
Zapinamy kable, gitara w dłoń, uśmiech na twarz i... na początek niezbyt miła niespodzianka - włączony efekt wprowadza szumy nawet przy skręconym do minimum potencjometrze BOOST. Grając solówki na przesterowanym kanale, trzeba uważać, żeby nie robić zbyt wiele pauz. Kiedy uderzam akord i naciskam pedał "do dechy" nagle przeżywam kolejne zaskoczenie - tym razem już jak najbardziej pozytywne. Sprawdziły się bowiem moje przewidywania - prezentowane urządzenie to prawdziwie rockowo-metalowa kaczka. Efekt brzmi niesamowicie potężnie i ma ogromny zakres modulacji (a gram dopiero na czystym kanale i bez dopalacza!).
Próbując zagrać podkład rytmiczny w stylu funky, udawało się to tylko wtedy, gdy operowałem pedałem w okolicach środka zakresu, i to bardzo delikatnymi ruchami. Naciskając pedał od początku do końca, brzmienie było po prostu przerysowane. Bardzo spodobało mi się natomiast brzmienie Morleya z lekko przesterowanym kanałem wzmacniacza. Ostre i kąśliwe, szczególnie w połączeniu z gitarą z przetwornikami single-coil.
Efekt Morley Mark Tremonti Power Wah skutecznie przebija się przez cały zespół, a dźwięk nie traci przy tym nic ze swojej dynamiki. Odkręcając potencjometr BOOST, otrzymujemy zarówno większą głośność, jak i lekki crunch. Za jego pomocą możemy podbić sygnał do +20dB. Świetna sprawa, bo żeby wybić się na solo z użyciem wah-wah nie musimy wykonywać nogą dwóch czynności naraz, czyli: włączyć overdrive, a następnie włączyć kaczkę. Wystarczy tylko, że naciśniemy pedał.
Prawdziwa zabawa zaczyna się na mocnym przesterze. Tu Morley czuje się jak ryba w wodzie. Dźwięk jest wyrazisty i selektywny zarówno w dolnym położeniu pedału, jak i w górze. Efekt działa płynnie w całym zakresie i nie ma tu mowy o tak zwanych martwych punktach, które są bolączką kiepskiej jakości efektów typu wah.
Bardzo cieszy wrażliwość urządzenia na skręcanie gałki VOLUME w gitarze - mamy dzięki temu jeszcze większą wrażliwość na artykulację i lepszą dynamikę wydobywanego dźwięku. Morley Mark Tremonti Power Wah zdecydowanie najlepiej sprawdza się w graniu lejących się solówek w stylu Joe Satrianiego. Posłuchajcie utworu "Love Thing" z płyty "Crystal Planet" - właśnie takie głębokie i śpiewne brzmienie można z łatwością uzyskać za pomocą tej kaczuchy.
Dwa słowa komentarza należą się diodzie sygnalizującej pracę wah-wah, o której pisałem wcześniej. Jest to rozwiązanie dobre, ale pod warunkiem, że gra się lewą nogą. Ja niestety lewą nie potrafię, a grając prawą, dioda jest zupełnie niewidoczna...
Warto zwrócić też uwagę na fakt, iż po zdjęciu stopy z pedału efekt wyłącza się z opóźnieniem ok. 0.5 sekundy. Jednym się to spodoba, bo kaczka nie wyłączy się przypadkiem podczas szybkiego "kwakania", natomiast dla innych będzie to czas zbyt długi. Sprężyna sprawia też, iż pedał chodzi z pewnym oporem, co akurat uważam za zaletę, ponieważ mamy dzięki temu większą kontrolę i wyczucie. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby pedał był odrobinę dłuższy.
Lekkim szokiem natomiast był dla mnie skok pedału, który jest prawie dwa razy większy niż w popularnych efektach Crybaby. Przyzwyczajenie się do tego zapewne zajmie trochę czasu. Krótko mówiąc, efekt Morley Mark Tremonti Power Wah w zastosowaniach, do których został stworzony, sprawdza się wręcz perfekcyjnie.
PODSUMOWANIE
Nie ulega wątpliwości, że mamy do czynienia ze sprzętem z wysokiej półki. Zarówno wykonanie, jak i brzmienie stoi na światowym poziomie. Nie jest to jednak efekt uniwersalny i nie wszystko da się na nim ukręcić. Na przykład gitarzyści grający pop, reggae czy funky raczej nie będą zadowoleni, bo ten mały potwór z każdego lekkiego kawałka zrobi co najmniej hard rocka. Za to entuzjaści bardziej radykalnych brzmień koniecznie powinni go wypróbować.
W moim odczuciu, gdyby dodano regulację zakresu działania efektu, rozszerzyłoby to znacznie jego możliwości brzmieniowe i funkcjonalność. Wtedy z czystym sumieniem mógłbym go polecić dosłownie wszystkim. Nie zapominajmy jednak, że jest to urządzenie zrobione od podstaw według sugestii konkretnego gitarzysty i pod jego rękę (a raczej stopę), więc jednym przypadnie do gustu, innym nie. Tak to już jest z tymi sygnaturami.
Jakub Szostak
regulatory: WAH BOOST (20dB); przyłącza: IN, OUT, 9V DC;
zasilanie: bateria 9V lub zasilacz; obudowa: metalowa