Lata mijają, a Gojira rośnie w siłę. Ostatni jej koncert w Polsce na warszawskich Ursynaliach był jednym z lepszych występów festiwalu, porywając tłum ludzi, nad którymi już przy otwierającym występ "Oroborusie" nagle zaczęły kłębić się wielkie chmury kurzu. Po koncercie rozmawialiśmy z liderem zespołu, Joe Duplantierem, o jego przekazie, nowej płycie zespołu i... najbliższej trasie koncertowej, na której chcą odwiedzić więcej polskich miast.
Graliście w Polsce kilka razy na przestrzeni ostatnich dwóch lat. Byłem na wszystkich tych koncertach i wydaje mi się, że dzisiaj było chyba najlepsze przyjęcie ze strony publiki?
Też mam takie wrażenie. Byliśmy bardzo zaskoczeni tym co działo się przed sceną - totalne szaleństwo. Od dawna wiemy o tym, że Polska to wspaniały kraj i bardzo docenia tego typu muzykę, dlatego kiedy tylko pojawia się ku temu okazja, pakujemy swoje graty i pędzimy do was. Graliśmy parę razy w Warszawie, no i w Krakowie i muszę powiedzieć, że do dzisiaj nie widzieliśmy bardziej pokręconych ludzi - oczywiście w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu tego słowa (śmiech). Wszyscy zdają się rozumieć to o co nam chodzi i dają upust tej energii. Większość z nich zna słowa piosenek i dobrze wie czego się spodziewać. Za każdym razem kiedy spotykamy się z czymś takim traktujemy to jak nagrodę za te wszystkie lata grania po małych klubach dla często pustych widowni. Między innymi dlatego odbyliśmy przed dzisiejszym koncertem małą naradę. Ponieważ byliśmy u was raptem miesiąc temu, chcieliśmy zrobić coś ekstra, aby zagrać jeszcze lepiej niż ostatnio. Co więcej, planujemy wrócić jeszcze raz w tym roku w okolicy końca roku w ramach trasy promującej nowy album na parę koncertów w waszym kraju - obiecuję, że damy z siebie wtedy jeszcze więcej (śmiech).
Koncerty we Francji są równie spektakularne? Czy wasi krajanie równie żywiołowo podchodzą do waszych występów?
Nie jest aż tak żywiołowo jak u was, ale też dają radę (śmiech).
Za chwilę dosłownie do sklepów trafi wasz nowy album, którego tytuł będzie wypowiadany błędnie przez wszystkich bez znajomości języka francuskiego (śmiech). Możesz mi coś o nim więcej powiedzieć?
Naszym głównym celem było tym razem skopanie kilku tyłków (śmiech).
To całkiem dobry cel (śmiech).
To prawda. Kiedy robisz muzykę metalową, chcesz, żeby każdy kolejny album był mocnym uderzeniem, które trafi w samo sedno. Od samego początku byliśmy zmotywowani do tworzenia silnych i zapadających w świadomość brzmień. Na tym przecież polega ten gatunek muzyki - musi mieć energię. Traktujemy to zatem jak nasze narzędzie do wyrażania tych wszystkich emocji, które wykrzykuję w mikrofon. Fajnie kiedy nasze granie wywołuje w ludziach cały wachlarz tych emocji i pozwala im przeżyć coś większego - coś co zamiast dołować, podnosi na duchu i daje energię do zmierzenia się ze wszystkimi problemami codzienności.
Czy tematycznie wasze teksty przeszły jakąś transformację?
Cały czas jest to w gruncie rzeczy to samo - poznawanie samego siebie i szukanie złotego środka. Chciałbym, aby ludzie stawali się lepsi, będąc świadomi swojej wartości i swoich wad. Myślę, że wszystkie nasze albumy można by podsumować jako jedną długą wyprawę w poszukiwaniu szczęścia w życiu. Z jednej strony może to brzmieć trochę śmiesznie, ale tym właśnie dla nas jest muzyka Gojiry. Nikt nie powiedział przecież, że takie emocje można wyrażać tylko za pomocą muzyki popowej czy rockowej - metal też jest do tego świetnym narzędziem. Ludzkość jest popieprzona i każdy z nas nosi w środku jakieś demony, dlaczego zatem mielibyśmy ich nie wypuścić na światło dzienne i wykrzyczeć to wszystko robiąc miejsce dla czegoś lepszego?
Nie zastanawialiście się może w takim razie nad zrobieniem czegoś trochę bardziej mainstreamowego? Nie daleko szukając, grający po was Mastodon nagrał ostatnio płytę The Hunter, która jest o niebo łatwiejsza w odbiorze niż ich poprzednie krążki.
Oczywiście zależy nam na dotarciu z muzyką do szerszej rzeszy odbiorców - chcemy się rozwijać i stawać lepszymi muzykami. Chcemy też na tym zarabiać, bo w tej chwili nie gramy w tej samej finansowej lidze co większość zespołów (śmiech). Możecie w to wierzyć lub nie, ale nie jestem bogatym człowiekiem. Nie stać mnie na zakup domu czy drogiego samochodu (smiech).
Dlaczego w takim razie nagrywacie muzykę, która z założenia nie jest w stanie wygenerować dla was fortuny?
Bo to nie byłoby szczere. Nigdy nie narzekam na zawartość swojego portfela i może nie powinienem mówić, że chcę więcej, ale z drugiej strony jest to oczywiste i szczere. Każdy chciałby moc godnie żyć robiąc to co kocha, niemiej jednak nigdy kosztem takiego kompromisu. Nie potrafiłbym poświęcić tego wszystkiego co osiągnęliśmy dla kilku dodatkowych banknotów. Cieszymy się z tego, że możemy grać to co chcemy i znajdujemy ludzi, którzy to doceniają - ich liczebność nie jest w tym wypadku priorytetem. Oczywiście pracujemy nad tym, aby nasze koncerty były coraz lepsze i bardziej spektakularne, co w perspektywie ma przyciągnąć więcej ludzi, ale nigdy nie odbędzie się to kosztem muzyki.
Z tego co wiem jesteś również mocno zaangażowany w ekologię. Czy będąc poniekąd zmuszonym do podróżowania samolotami i samochodami po całym świecie nie czujesz się czasami z tego względu trochę winny?
Na pewno nie winny, ale masz rację, że jest pewien paradoks w naszym postępowaniu. Podczas koncertu zużywamy przecież ogromną ilość prądu. Potem wsiadamy do samolotu czy autokaru i zasuwamy przez całą świat na kolejny występ. Z jednej strony jest to okropne, ale bez tego nie bylibyśmy w stanie pojawić się w tych wszystkich miejscach. Jakiś czas temu postanowiłem to nawet obliczyć i okazało się, że podróżując w 14 osób autokarem i dając koncerty zużywamy mniej prądu niż byśmy żyli normalnie w domu, korzystając ze wszystkich sprzętów, komputerów, ogrzewania, itp. Nie czuję się przez to jakoś specjalnie lepiej, ale wierzę w to, że nasz przekaz choć trochę pozwoli ludziom zauważyć potrzebę zmian w myśleniu. Nie przemieszczając się nigdzie i żyjąc w lesie nie mógłbym dotrzeć do tych ludzi - proste. Bycie zupełnie "zielonym" też nie jest zresztą dobrym wyjściem, bo nie pomaga w zwalczaniu problemu na szerszą skalę.
Twój brat Mario jest zaangażowany również w inne dziedziny sztuki i z tego co wiem, ty również. Co takiego jeszcze tworzysz?
Uwielbiam malować i bardzo amatorsko zajmuję się fotografią. Wszystko to zostawiam jednak dla siebie. Oczywiście, ponieważ współtworzę również okładki naszych albumów to siłą rzeczy pewne koncepcje wypływają na światło dzienne, ale ponieważ ta forma sztuki jest dla mnie czymś bardzo osobistym toteż resztą dzielę się wyłącznie z moją rodziną.
Dzisiaj widziałem cię na scenie z dość nietypową gitarą. Cóż to takiego było?
Jest to instrument, który na zamówienie wykonał dla mnie pewien znajomy z Francji. Razem z kilkoma kolegami konstruuje takie potwory i musze przyznać, że gra się na nich całkiem nieźle. Normalnie korzystam jednak również z wioseł Jacksona i to na nich głównie nagrywam. Raz na jakiś czas nie mogę się jednak czasami powstrzymać i chwytam za starego Fendera lub Gibsona. Uwielbiam grać na Flying V i nie omieszkam z niego więcej korzystać na scenie podczas tej trasy.
M. Kubicki / M. Lis
foto: Asia Kubicka (http://kubicka.asia)