Nieczęsto zdarza się sytuacja, w której zespół rusza w trasę po kontynencie, aby umożliwić wąskiej grupie wybrańców odsłuchanie swojej najnowszej płyty. Dla Nightwish projekt ten jest tak ważny, że w ową trasę wyruszył sam założyciel, klawiszowiec, kompozytor muzyki i autor tekstów - Tuomas Holopainen.
My również mieliśmy okazję wysłuchać tej płyty i z tym większą przyjemnością przyjęliśmy zaproszenie na wywiad z tymże panem. Poczęstowany wódką z colą i papierosem zasiadłem wygodnie w fotelu obok Tuomasa, aby porozmawiać z nim o materiale z nowego krążka, muzycznych inspiracjach projektu "Imaginaerum" i o Anette, której udało się w końcu przekonać do siebie całą rzeszę niedowiarków...
Właśnie przesłuchałem Wasz nowy album i muszę powiedzieć, że jestem pod dużym wrażeniem.
Dzięki, zawsze bardzo miło mi to słyszeć!
Skąd pomysł na kawałek "Slow, Love, Slow"? On mnie zupełnie zmiótł z powierzchni ziemi. Nightwish będzie grał jazz...?
Trochę to zabawne, bo każdy zwraca na niego uwagę już po pierwszym odsłuchu. Co ciekawe, w 95 proc. przypadków otrzymujemy bardzo dobre recenzje tego utworu. Będzie to chyba bardzo duże zaskoczenie dla fanów. Kiedy braliśmy się za jego nagrywanie, nie wiedzieliśmy, co z tego wyjdzie. Nikt z nas nie miał przyjemności grać takiej muzyki wcześniej, więc i dla nas była to spora niespodzianka. Musieliśmy na początku trochę zasięgnąć języka i przećwiczyć parę rzeczy, ale ostatecznie zagraliśmy jazz w naszym unikalnym stylu. Tym bardziej się teraz cieszę po tych pierwszych pozytywnych reakcjach. Ludzie bardzo dobrze przyjmują ten kawałek, a my przecież nie mamy zielonego pojęcia, jak grać jazz (śmiech).
Czy zatem Nightwish to nadal symfoniczny metal? Już "Dark Passion Play" było sporym odejściem od tego, co graliście z Tarją. Jak dzisiaj postrzegasz swoją muzykę?
Jeśli ktoś by mi kazał jakoś opisać naszą muzykę, to powiedziałbym, że jest to nadal symfoniczny metal. Spotykam się jednak z opiniami ludzi, którzy słuchali nowego albumu i twierdzą, że nie położyliby tej płyty na półce z krążkami metalowymi. Śmiem się jednak z tym nie zgodzić. Moim zdaniem jest to nadal metal. Znajdziemy tu co prawda kilka innych elementów i filmowych mechanizmów, ale pasuje to do ogólnej koncepcji powstającego równocześnie filmu, tak więc wszystko jest na swoim miejscu.
Czy możesz mi zatem coś powiedzieć o projekcie "Imaginaerum"? Wiem, że jest to bardzo duże przedsięwzięcie.
Pomysł na "Imaginaerum" zrodził się już latem 2007 roku. Mniej więcej w tamtym okresie skończyliśmy nagrywać "Dark Passion Play". Kiedy słuchałem skończonego albumu, pamiętam, że byłem bardzo zadowolony z końcowego efektu, ale jednocześnie zacząłem się martwić tym, czy będziemy go mogli kiedyś jeszcze przeskoczyć. Muzyka już była bardzo zróżnicowana i jak sam zauważyłeś, różniła się od tego, co można było usłyszeć na poprzednich płytach, więc tym razem potrzeba nam było czegoś, co by stało się kolejnym wyzwaniem i tchnęło życie w nowy materiał. W tamtej chwili nieważne było, czy będzie on w całości akustyczny, zaśpiewany po szwedzku czy fińsku. Musiał mieć to coś. W pewnym momencie dotarło do mnie, że nasza muzyka była zawsze bardzo filmowa, więc dlaczego by nie zrealizować całego filmu? Przecież kiedyś podobne rzeczy robili już Pink Floyd, Beatlesi czy Kiss, ale tym razem zrobienie tego z wielkim rozmachem i dużą dawką mroku stało się dla nas głównym celem.
Jaka jest w takim razie geneza powstania owego filmu?
Oryginalny pomysł zakładał stworzenie dwunastu oddzielnych historii i napisanie na ich podstawie piosenek. Do tego miało powstać dwanaście niezależnych teledysków, a sam album miał się ukazać w wersji dwupłytowej. Każdy mógłby nie tylko posłuchać tych historii, ale i je obejrzeć naszymi oczami. Ten właśnie pomysł przedstawiłem znajomemu reżyserowi. A ponieważ Stobe Harju pracował już z nami, więc wydał się idealnym człowiekiem do tego zadania. Od razu mu się spodobała cała koncepcja, ale zamiast robienia dwunastu małych filmów, zaproponował zrealizowanie jednego dużego. Miało to mieć taki sam wymiar jak wszystkie hollywoodzkie produkcje z mnóstwem efektów specjalnych. Musieliśmy zorganizować co prawda dużo większy budżet, ale na szczęście wszystko jak na razie idzie zgodnie z planem. Jedynym warunkiem, jaki postawiłem naszemu reżyserowi, było zawarcie w scenariuszu tych dwunastu historii, które wstępnie wymyśliłem. Większość pasuje idealnie do ogólnej koncepcji. Zobaczymy sceny jazzowe, cyrk pełen duchów czy chociażby diabelski młyn. Cały proces jest niesamowicie skomplikowany, ale mamy w naszej ekipie niezwykle utalentowanych ludzi, więc wszystko na pewno się uda.
A zatem mamy spodziewać się musicalu?
Nie będzie to musical, ale sama muzyka będzie tam odgrywać dużą rolę. Aktorzy nie śpiewają swoich dialogów, więc nie będzie to "Sweeney Todd" czy coś w tym stylu. Jest to klasyczna opowieść fantasy z mocną, umuzycznioną fabułą.
Wizualnie mamy się spodziewać czegoś w stylu klipu do utworu "Storytime"?
Dokładnie tak to będzie wyglądało. Sceny z teledysku są niemalże zwiastunem samego filmu. Znajdzie się tam bardzo dużo efektów specjalnych. Stobe powiedział mi ostatnio, że finalnie mogą one stanowić nawet 75 proc. całego filmu.
Czyli estetyka będzie utrzymana w klimatach Tima Burtona?
Jest to bardzo dobre porównanie. Wszyscy jesteśmy wielkimi fanami jego twórczości i chociaż nie staraliśmy się niczego kopiować, to zapewne znajdzie się kilka podobieństw. Innym reżyserem, którego można tu przytoczyć, jest David Lynch i jego "Twin Peaks". W filmie jest mnóstwo dziwnych i tajemniczych elementów. Mimo wszystko jest to bardzo wzruszająca i ujmująca historia, która powinna się spodobać nie tylko fanom Nightwish.
Tarja była bardziej śpiewaczką operową niż metalową. Teraz waszym głosem jest Anette. Czy kiedy komponujesz muzykę, bierzesz pod uwagę ich różnice wokalne? Ma to dla Ciebie jakieś znaczenie?
To, jak dzisiaj brzmi muzyka Nightwish, nie ma chyba tak naprawdę wiele wspólnego z głosem wokalistki. Kierunek rozwoju określamy jako kolektyw. Niemniej jednak, pracując nad "Imaginaerum", miałem ułatwione zadanie. Znałem już bowiem możliwości wokalne Anette, co nie było możliwe przy realizacji "Dark Passion Play". Wtedy, będąc bardzo krótko w zespole, była dla nas dużą niewiadomą. W tym jednak wypadku mam wrażenie, że wspięła się na zupełnie nowe wyżyny swoich możliwości. Możliwe, iż ma to związek z faktem, że po raz pierwszy czuje się zrelaksowana i pewna siebie w tym zespole. Pamiętam, jak kiedyś rozmawialiśmy na temat "Dark Passion Play" i wyjawiła mi wtedy, że nagrywając ten album, cały czas chodziła przerażona i zestresowana. Nie mogła być sobą i bała się, że jeśli będzie źle śpiewać, to zostanie wyrzucona z Nightwish. Na szczęście już jej to przeszło (śmiech).
Album ten okazał się sukcesem. To była chyba jednak dla niej bardzo stresująca sytuacja, również z powodu Tarji. Prasa fińska nie zostawiała na Was suchej nitki.
To prawda, ta sytuacja miała na nią bardzo duży wpływ. Mimo to genialnie poradziła sobie na "Dark Passion Play". Pamiętam jednak, że kiedy rok temu weszła do studia, aby nagrać kilka demówek na album, to coś w niej zaskoczyło. Do tego stopnia, że byłem naprawdę zszokowany. Kiedy fani posłuchają nowego materiału, to będą się zastanawiać, czy przypadkiem znowu nie wymieniliśmy wokalistki (śmiech).
Posiadasz bardzo solidne wykształcenie muzyczne. Sam komponujesz wszystkie utwory i piszesz teksty. Czy takie przygotowanie okazało się dużym atutem?
Rzeczywiście zajmuję się komponowaniem piosenek i pisaniem tekstów, ale ich ostateczna wersja kształtowana jest przez cały zespół. Czasami to, z czym do nich przychodzę, zmienia się nie do poznania i jest dużo lepsze na końcu całej tej drogi tworzenia. W szkole pamiętam, że grałem na pianinie i klarnecie. Poznałem też sporo zasad i teorii, które - muszę tu przyznać - wykorzystuję do dziś w swojej pracy.
Grasz jeszcze na klarnecie?
Od piętnastu lat nie miałem go w dłoniach (śmiech), więc ten pociąg już chyba odjechał. Wprawdzie nadal podoba mi się jego brzmienie, ale dziś nie wiedziałbym, jak grać.
Pocieszę Cię, że na keyboardzie dajesz sobie radę, i to całkiem nieźle (śmiech).
Dzięki, miło mi to słyszeć. Uspokoiłeś mnie (śmiech).
Czy z perspektywy czasu uważasz, że zmiana wokalistki była dobrą decyzją?
Jestem o tym jak najbardziej przekonany.
Czym różni się pisanie muzyki do filmu od zwykłego albumu?
Dla mnie osobiście różnica była prawie żadna. Nasze wcześniejsze albumy już i tak były bardzo filmowe. Zawsze, kiedy tworzę nowy utwór, to najpierw pojawia się jakaś historia i obraz. Dopiero potem buduję dokoła tego muzykę, która wprowadza ten obraz w ruch. W tym wypadku uczucie to było jedynie bardziej konkretne i bardziej namacalne. Wiedziałem, że moja wizja zostanie ostatecznie zrealizowana w postaci filmu.
Nie czułeś zatem potrzeby skomponowania więcej kawałków bez wokali?
Nie, i to z konkretnego powodu. Bardzo nam zależało na tym, aby album mógł funkcjonować bez filmu. Jeśli z jakichś przyczyn nie udałoby się zrealizować obrazu, to sam dźwięk miał się obronić bez niego. Nawet jeśli ktoś nie obejrzy filmu lub nawet przesłucha album do połowy, to będzie w stanie go docenić jako oddzielne dzieło.
Czy w takim razie w samym filmie znajdą się jeszcze inne utwory niż tylko te z albumu?
Tak, jesteśmy w trakcie tworzenia niezależnej ścieżki dźwiękowej do filmu. W pewnym momencie zdaliśmy sobie sprawę z faktu, że nie możemy jedynie korzystać z piosenek na płycie. Mocna nuta i wokal nie będą dobrze brzmieć na tle dialogów. Dlatego właśnie postanowiliśmy zaprosić do współpracy Petriego Alanko, który komponuje dla nas 40-minutowy set utworów instrumentalnych wykonywanych przez całą orkiestrę. W dużej mierze materiał ten jest oparty na naszych kawałkach, ale posiada swój własny charakter.
Z tego, co wiem, jeśli nie zajmujesz się tworzeniem muzyki, to na pewno ją komponujesz. Czy widzisz siebie w jakiejś innej roli?
Jak do tej pory nie czułem potrzeby poszukiwania innej drogi. To, co robię, jest wszystkim, czego chcę - i to właśnie daje mi sens życia. Mieszkam tam, gdzie chcę, i tworzę muzykę z naprawdę utalentowanymi ludźmi. Czuję, że mam spore szczęście, mogąc się tym zajmować.
Nawet kiedy jesteś zmuszony odwiedzić dziesięć krajów w dwa tygodnie? (śmiech).
Każda praca ma swoje minusy (śmiech). Czasami, kiedy jesteśmy w trasie, mam wrażenie, że sporo rzeczy mi umyka, ale w ostatecznym rozrachunku sądzę, iż mam najlepszą możliwą pracę, jaka jest na świecie.
Dlaczego zatem kazałeś nam czekać tyle lat na nowy krążek?
Powody były dwa. Pierwszy to taki, że kiedy już piszę jakąś piosenkę, to potrzebuję dużej dawki spokoju i samotności. Drugi powód to trasa koncertowa "Dark Passion Play", która trwała niecałe dwa lata, więc trudno mi było się w tamtym okresie skupić na pisaniu nowej muzyki. Prace na tym albumem zacząłem tak naprawdę jesienią 2009 roku, kiedy skończyliśmy grać poprzedni krążek. W tym przypadku jestem typowym facetem, który nie potrafi się skupić na dwóch rzeczach jednocześnie (śmiech). W kwietniu 2010 weszliśmy do studia nagrywać demo, potem były próby i dopiero w październiku zaczęliśmy nagrywać finalny materiał. Mogliśmy co prawda skończyć ten krążek już w czerwcu i wydać go we wrześniu tego roku, ale realizacja filmu przeciągnęła się w czasie. Nie chcieliśmy za bardzo oddzielać tych dwóch elementów, więc opóźniliśmy wydanie płyty do maksimum. Sam film ukaże się najpewniej w okolicach kwietnia 2012, więc nie będzie już tak dużej dziury.
Czym różni się kręcenie teledysku od filmu?
Rutyna i czas. Tak na dobrą sprawę teledysk do utworu "Storytime" nakręciliśmy w przerwie na lunch (śmiech). Nie mieliśmy zbyt wiele czasu, ale skoro istniała już cała scenografia i kostiumy, to nakręcenie tego było jedynie formalnością. Sam proces tworzenia filmu nie różnił się prawie niczym od kręcenia teledysku. Wystarczyło przywdziać kostium i wczuć się w rolę.
Jakiej muzyki słuchasz w domu?
Zazwyczaj staram się nie słuchać niczego. W domu lubię delektować się ciszą. Jeśli jednak już czegoś słucham, to zazwyczaj jest to muzyka filmowa lub metal. To dwa dominujące gatunki w moim domu. Nie zamykam się jednak na inne brzmienia. Jeśli piosenka sama w sobie jest dobra, to może to być nawet pop.
Masz jakąś ulubioną ścieżkę dźwiękową?
Na pewno ścieżki z takich filmów, jak: "Osada", "Gladiator", "Kobieta w błękitnej wodzie", "Karmazynowy przypływ", "Twierdza", "Miasteczko Halloween", "Jeździec bez głowy"...
Czy na Waszej trasie koncertowej jest już może Polska?
Niestety jeszcze nie, ale istnieje szansa, że coś się w tym temacie zmieni. Czas pokaże.
Jesteś założycielem zespołu i osobą, która dba o jego wizerunek. Czy są takie rzeczy, których żałujesz?
Historia zespołu pełna jest wzlotów i upadków. Niejednokrotnie była to jazda bez trzymanki, ale wszystkie te doświadczenia ukształtowały nas i obecnie jesteśmy znacznie silniejsi. Nie ma sensu żałować czegokolwiek, bo bez tego nie bylibyśmy dzisiaj w tym miejscu, w którym jesteśmy.