Kurt Cobain - historia pewnej gitary

Wywiady
2012-03-08
Kurt Cobain - historia pewnej gitary

24 września 2011 roku minęło dwadzieścia lat od ukazania się kultowej płyty zespołu Nirvana zatytułowanej "Nevermind". Z tej okazji Fender wypuścił na rynek nowy model: Kurt Cobain Jaguar. Opowiemy Wam historię jego pierwowzoru, czyli gitary Kurta, na której nagrał wszystkie swoje największe przeboje...

Był rok 1992, a dokładniej 30 sierpnia. Nirvana grała na festiwalu w Reading już nie jako support, ale jako główna gwiazda. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że Nirvana była wtedy najbardziej popularnym zespołem na świecie. A stało się tak za sprawą płyty "Nevermind". Jest to album, który chyba najlepiej w historii muzyki oddaje ducha młodzieńczego buntu tamtych czasów. Te ostre, ocierające się o punka bezkompromisowe 43 minuty na zawsze zmieniły nie tylko muzykę, ale też życiowe postawy wielu młodych ludzi. Nirvana na nowo odzyskała rocka, który stał się własnością długowłosych metalowców. Kurta Cobaina okrzyknięto rzecznikiem młodego pokolenia, choć pewnie nie do końca by sobie tego życzył...

Nirvana grała na festiwalu w Reading rok wcześniej. Wtedy zespół wystąpił w piątkowy wieczór jako szósty z kolei. Rok później grupa zamykała festiwal koncertem na dużej scenie. Krążyły plotki o fatalnym stanie zdrowia Cobaina i jego uzależnieniu od heroiny. Obawiano się, że może w ogóle nie wyjść na scenę. Słysząc te plotki, artysta postanowił odegrać scenkę i poprosił, aby wwieziono go na scenę na wózku inwalidzkim. Gdy z niego wstał, udał, że mdleje i upadł na deski sceny. Kiedy wstał, podano mu gitarę - Fendera Jaguara z 1965 roku... Gitara Kurta była jedną z niewielu stałych elementów w jego życiu. Występowała w roli głównej podczas imprezy z okazji ukazania się płyty w Beehive Records w Seattle, towarzyszyła artyście podczas koncertów telewizyjnych w programach "Saturday Night Live" i "The Word". Nie mogło jej również zabraknąć w Reading. Choć jego osobistym projektem była gitara Fender Jagstang, opatrzona jego sygnaturą, to jednak w ważnych koncertach wybór Cobaina prawie zawsze padał na Fendera Jaguara. I to właśnie ta gitara przeszła do historii rocka.

Jej replika ukazała się też z okazji rocznicy wydania płyty. Człowiekiem, który jest prawie w całości odpowiedzialny za stworzenie modelu Fender Kurt Cobain Jaguar, jest Justin Norvell, lutnik Fendera i wielki fan Nirvany. Praca nad gitarą trwała wiele lat. Czynny udział brali w niej: Nick Close i Earnie Bailey (techniczni Kurta), a także menadżer zespołu. "Zajmuję się tym projektem od 2005 roku. Wtedy zacząłem poszukiwania oryginału - mówi Norvell. - Zawsze uważaliśmy w Fenderze, że Jagstang to wspaniałe wiosło, bo Kurt je osobiście zaprojektował. A chodziło nam o to, żeby pośmiertnie uhonorować tego znakomitego artystę. Wybraliśmy więc gitarę, która była mu po prostu najbliższa i na której grał najczęściej".

Kurt kupił Fendera Jaguara w 1991 roku za pośrednictwem LA Recycler. Instrument był wcześniej modyfikowany i stanowił dziwną składankę elementów pochodzących z różnych okresów. Problemem też okazało się namierzenie jego poprzedniego właściciela. Gitara została dostarczona w profesjonalnym futerale, którego na ogół nie używa pierwszy lepszy muzyk. Z takich futerałów korzystają raczej zespoły, które dużo koncertują. Earnie Bailey wspomina: "To dla mnie największa tajemnica. Mówimy tu o gitarze, która w owym czasie była warta 300 dolarów. Tak więc ktoś najpierw zlecił te dość znaczne modyfikacje w instrumencie, a potem kupił porządny futerał. Nigdy nie dowiemy się, kto to był. Ta osoba nigdy się nie ujawniła". Norvell dotarł natomiast do obecnego właściciela instrumentu, który chce pozostać anonimowy.

Gitara ma logo "spaghetti" Fendera, które funkcjonowało tylko do 1965 roku, a później zostało wycofane. Poza tym gitara ma typową główkę Stratocastera, na której widać nazwę modelu pisaną mniejszą czcionką, taką jak w Jaguarze. Wiele osób, które wcześniej widziały tę gitarę, twierdziło, że gryf nie jest oryginalny. Z kolei Bailey twierdzi, iż binding oraz znaczniki pozycji są na pewno oryginalne i pochodzą z 1965 roku. To jedyne elementy, co do których jest pewny, natomiast sam 24-calowy leworęczny gryf został prawdopodobnie wykonany na zamówienie: "To było jedno z tych dziwactw, które wyszły z taśmy produkcyjnej w tamtym czasie. Coś nam tu nie pasowało".

To właśnie modyfikacje stanowią o charakterze tego instrumentu i Fender wszystkie je wiernie odtworzył w nowym modelu. Przetworniki single-coil, które zwykle występują w modelu Jaguar, zostały zamienione na humbuckery DiMarzio: przy gryfie zainstalowano przetwornik PAF, przy mostku DiMarzio Super Distortion (Earnie zmienił ten ostatni na przetwornik Seymour Duncan JB mniej więcej w czasie nagrywania albumu "In Utero"). Zamiast typowych dla Jaguara trzech niezależnych przełączników zastosowano w tej gitarze standardowy przełącznik 3-pozycyjny. Przełącznik został zamontowany na płytce ochronnej nad przetwornikiem przy gryfie. Do całego układu dołożono dodatkowy potencjometr głośności.

Poza tym w nowym modelu zostały zainstalowane potencjometry odpowiedzialne za kontrolę brzmienia przetwornika przy gryfie. "Te potencjometry były wielokrotnie instalowane, a później demontowane. Jednak my postanowiliśmy je wszystkie zainstalować. Nie chcieliśmy, żeby ludzie myśleli, iż gitara jest zepsuta" - mówi Norvell. Nie tylko elektronika została podrasowana. Zmieniony został również metalowy osprzęt: zainstalowano czarny chromowany mostek i klucze firmy Gotoh.

Podczas gdy Jaguar jest najbardziej rozpoznawalną gitarą z tamtego okresu, Kurt miał też w swojej kolekcji nowe Fendery, głównie Stratocastery i Mustangi. Te gitary niestety uległy zniszczeniu, bowiem artysta rozbijał je pod koniec koncertów. Jedyną gitarą, która może konkurować z Jaguarem, jest czarny Stratocaster Vandalism. Instrument ten wziął swoją nazwę od naklejki przyklejonej do korpusu: "Vandalism: As beautiful as a rock in a cop’s face". To tytuł płyty zespołu The Feederz z Arizony. "Kiedy Kurt kupił Jaguara, najpierw używał go jako gitary zapasowej, a jego głównym wiosłem był czarny Stratocaster Vandalism - tłumaczy Earnie. - Niestety gitara ta uległa zniszczeniu we Francji i wtedy jej miejsce zajął Jaguar".

Choć Kurt rozbił na koncertach większość swoich gitar, to na szczęście Jaguar pozostał w jednym kawałku, choć to wcale nie znaczy, że artysta nie próbował go zniszczyć. Na teledysku do utworu "Lithium" widać, jak Cobain usiłuje zerwać z niego struny. Na innym teledysku Cobain uderza nim o scenę podczas koncertu w Rotterdamie w 1991 roku. Zdarzyło się też, że uderzył gitarą bramkarza w klubie Trees w Dallas, a podczas fatalnego koncertu w Sao Paulo, ku przerażeniu Earniego Baileya, uderzał w korpus gitary melonem: "Moją pierwszą myślą było wtedy to, żebym nie musiał tego bajzlu sprzątać". Nic więc dziwnego, że gitara Kurta pokryta jest siatką zarysowań i licznych wgnieceń. Fender zresztą wszystkie je wiernie odtworzył. Co więcej, instrument został pokryty warstwą nitrocelulozy. Jest ona lepsza od poliestru, ponieważ lepiej się starzeje i jest bardziej odporna na uderzenia. Zanim producenci pomyśleli o lakierze, trzeba było najpierw idealnie dopasować rodzaj materiału, z którego wykonany jest korpus: "Bardzo wiernie udało nam się odtworzyć olchowy korpus z wykończeniem tabacco burst".

Cobain miał zdecydowanie punkrockowe podejście do życia, co przekładało się również na jego podejście do sprzętu - nie zwracał uwagi na klasę ani markę, z reguły wybierał tanie gitary. Model Fender Kurt Cobain Jaguar nie jest może tani, ale w porównaniu z oryginalnym Jaguarem z 1965 roku jego cena jest wciąż przystępna. Utrzymanie ceny gitary na rozsądnym poziomie było dla ekipy z Fendera priorytetem: "Kurt nie chciałby, żebyśmy wyprodukowali instrument za 10.000 funtów, który trzeba by było trzymać w gablocie zamykanej na klucz. To byłoby zupełnie nie w jego stylu. On był bliższy punkowej idei samodzielnego przerabiania taniego sprzętu, dlatego my również staraliśmy się być jej wierni" - mówi Norvell.

Dwa lata po koncercie w Reading Kurt Cobain niestety już nie żył. I choć minęło już dwadzieścia lat od ukazania się płyty "Nevermind", to nadal nic się nie zmieniło - album pozostał tak samo świeży jak w momencie, kiedy się ukazał. Gra Kurta zainspirowała miliony gitarzystów na całym świecie, co jest dowodem na to, że granie, które płynie prosto z duszy, może być tak samo inspirujące jak popisy techniczne. Najlepiej podsumował to Norvell: "Wiem, że na świecie powstało tysiące modeli sygnowanych przez znanych artystów. Ale nam zależało na tym, żeby model stworzony w hołdzie Kurtowi Cobainowi był przede wszystkim autentyczny. Choć nie był on shredderem, to jednak był jak Jimi Hendrix naszego pokolenia - zrewolucjonizował muzykę i sprawił, że zaczęła ona zmierzać w zupełnie innym kierunku".

Stuart Williams

Były członek zespołu Nirvana, Chad Channing, po raz pierwszy opowiada o sesji nagraniowej z 1990 roku w Smart Studios. Podczas tej sesji powstało kilka utworów, które później znalazły się na płycie "Nevermind"...

Pewne daty nierozerwalnie związane są z albumem "Nevermind": 24 września 1991 - data ukazania się płyty, 11 stycznia 1992 -  "Nevermind" zepchnął z pierwszego miejsca amerykańskiej listy przebojów Bilboard płytę Michaela Jacksona "Dangerous". Jest jeszcze jeden bardzo ważny okres w historii płyty: 2-6 kwietnia 1990 roku. W ciągu tych pięciu dni wokalista i gitarzysta Kurt Cobain, basista Krist Novoselic i perkusista Chad Channing spotkali się w studiu nagraniowym Smart Studios w Madison (stan Wisconsin), gdzie pod bacznym okiem producenta Butcha Viga powstały pierwsze wersje utworów, które później znalazły swoje miejsce na krążku "Nevermind", z tą tylko różnicą, że podczas właściwej sesji nagraniowej za bębnami zasiadł Dave Grohl. Ale jeden utwór nagrany z udziałem Chada trafił na płytę. Za chwilę perkusista opowie nam o tym, co zdarzyło się w studiu w 1990 roku...

Gdy Kurt zaprezentował Wam piosenki, które miały znaleźć się na płycie "Nevermind", wiedziałeś już, że znacznie różnią się one od utworów z płyty "Bleach" i że idą w zupełnie innym kierunku...

Trudno powiedzieć. Zawsze, kiedy słucha się nowych piosenek, wydają się one inne - to całkiem naturalne. Zresztą uważam, że odmienność to naturalna ewolucja, którą przechodzi każdy zespół. Ale szczerze mówiąc, nie wydawały mi się aż tak radykalnie inne.

Jak wyglądały zawodowe relacje pomiędzy Butchem Vigiem a Kurtem?

Generalnie dobrze nam się współpracowało z Vigiem. Za każdym razem, gdy wchodziliśmy do studia, Kurt i Krist mieli konkretny pomysł, nad którym danego dnia chcieli pracować. Ja raczej nie wychylałem się z żadnymi pomysłami. Starałem się pozostawać w cieniu. Myślę, że wszyscy byli zadowoleni z efektu końcowego. O ile pamiętam, Kurt chciał, żeby na płycie znalazły się wersje piosenek nagrane w Madison, ale ludzie z wytwórni Geffen nalegali, żeby wszystkie utwory nagrać od nowa. Chcieli dostać jak najbardziej dopieszczoną i dopracowaną wersję całego materiału. W związku z tym trzeba było nagrać praktycznie wszystko od nowa, żeby płyta była jednolita brzmieniowo.

Między innymi utwór "In Bloom" został zarejestrowany podczas sesji w Madison...

Ten utwór od razu mi się spodobał. Zanim wyruszyliśmy w trasę, odbywaliśmy próby w Seattle i Kurt zaczął go grać. Ćwiczył go z Kristem już wcześniej, a ja wskoczyłem na gotowe. W tej piosence nie wprowadziliśmy absolutnie żadnych zmian. Była idealna od samego początku.

Czy utwór "In Bloom" opowiada o młodych ludziach? Wiadomo przecież, że muzyka Nirvany przyciągała jak magnes właśnie młode pokolenie...

Kurt raczej nie mówił o swoich tekstach, nie wyjaśniał nam ich. Tyko raz - a byliśmy wtedy w jakimś hotelu - poprosił nas o pomoc w pisaniu tekstu. Powiedział, że szuka słów, które się rymują. Prosił, żebyśmy podrzucali mu wszystkie słowa, które przyjdą nam do głowy. Było to więc coś w rodzaju burzy mózgów. A le to się zdarzyło tylko ten jeden raz. Kurt zawsze był raczej tajemniczy i skryty.

Pracowałeś też nad utworem "Polly"...

Tak. W 2000 roku ktoś powiedział mi, że na "Nevermind" jest jeden mój utwór. Nie miałem o tym pojęcia. Potem się dowiedziałem, że chodziło o utwór "Polly". Posłuchałem go i wszystko mi się przypomniało. Rzeczywiście była to pierwotna wersja, w której nagraniu brałem udział. Mieliśmy w studiu mały pokoik - mieściły się w nim najwyżej dwie osoby i wzmacniacz. Usadzili mnie w tym pokoju z talerzem ride. Słuchałem utworu i w odpowiednich momentach uderzałem w talerz. W ciągu trwania całego utworu uderzyłem w niego może ze cztery razy. I to był mój cały udział w przedsięwzięciu... (śmiech).

Podczas tej sesji nagraliście też pierwszą wersję utworu "Lithium"

Też bardzo lubię ten utwór. Materiał był dla mnie naprawdę nowy. Oswajałem się z nim i uczyłem się swoich partii już w trakcie trwania trasy koncertowej. Nie mieliśmy zbyt dużo czasu na to, żeby dobrze przećwiczyć wszystkie utwory przed wyruszeniem w tę trasę. Kurt i Krist znali je lepiej, ale jako zespół mieliśmy może jedną lub dwie próby. Gdy wróciliśmy i znowu weszliśmy do studia, czułem się o wiele pewniej z tym materiałem. Grało nam się gładko, wszystko wydawało się być na swoim miejscu.

Czy traktujesz jako komplement fakt, że Dave Grohl podczas sesji nagraniowej powtórzył dokładnie Twoje partie na bębnach?

Tak, to dla mnie prawdziwy zaszczyt. A le wprowadził on trochę subtelnych zmian... Myślę, że całość brzmi świetnie. Jego drobne modyfikacje są rzeczywiście tak subtelne, że właściwie nie sposób zwrócić na nie uwagi, no poza jedną wyraźną zmianą, którą słychać w utworze "In Bloom" - chodzi tu o to, że w jednej z głównych zwrotek ja użyłem tylko jednego uderzenia stopy, a Dave dorzucił dodatkowo jeszcze jedno uderzenie. Reszta partii na bębnach jest praktycznie bez zmian.

Czy pamiętasz, jakiego sprzętu używał Kurt?

Jestem prawie pewien, że używał głowy Randall Commander. Mieliśmy też dwa zestawy głośnikowe SoundTech, z których każdy wyposażony był w dwa głośniki dwunastocalowe. Nigdy nie używał dużej liczby sprzętu. Jedynym efektem, jaki miał, był przester Boss DS-1. Kurt lubił prostotę. Nie sądzę też, żeby jakoś szczególnie dbał o swoje gitary. W trasę brał ich kilka - jeśli jedną z nich zniszczył, to brał do ręki następną. Wtedy techniczni przekładali na nią cały osprzęt. Usiłuję sobie przypomnieć, której gitary użył podczas owej sesji w 1990 roku. Pamiętam, że Krist prawie nie rozstawał się z wiosłem Ibanez Black Eagle, i jestem pewny, że właśnie na niej wtedy grał. A le przez ręce Kurta przewinęło się zbyt wiele gitar.

Co sądzisz o albumie "Nevermind"?

Pierwszy raz słuchałem tej płyty u Bena Shepherda, basisty zespołu Soundgarden. Powiedział: "To nowa płyta Nirvany. Powinieneś jej posłuchać. Wychodzi w przyszłym miesiącu". Nie wiem, jak udało mu się dotrzeć do niej przed premierą. Kiedy po raz pierwszy ją odsłuchałem, wiedziałem, że mam do czynienia z genialnym materiałem. Paradoksalnie to właśnie wtedy zostałem fanem Nirvany! Kiedy jest się w zespole, to zupełnie co innego. Nie można w pełni docenić muzyki, bo nie można się do niej zdystansować i spojrzeć na całość z boku. Teraz po raz pierwszy mogłem się tą muzyką zwyczajnie delektować. Ta płyta faktycznie wywarła na mnie ogromne wrażenie.

Greg Prato