Matt Fox (Shai Hulud)
Siedem miesięcy czekania, jeden telefon a rozmowa mogła by trwać godzinami. Matt Fox, gitarzysta i założyciel hardcore’owego Shai Hulud wykazał się wylewnością, opanowaniem, a przede wszystkim - co bardzo sobie cenię, szczerością i otwartością, o czym u innych moich rozmówców mógłbym tylko pomarzyć.
Matt opowiedział mi między innymi o pracach nad nowym albumem, wymarzoną trasą jak i również o tym co trapi amerykański hardcore.
Co do tytułu, tak, mamy jeden, ale nie mogę Ci go zdradzić. Na chwilę obecną jest to tylko tytuł roboczy, ale jeśli zostaniemy przy nim, wzbudzi wiele kontrowersji i zmusi ludzi do poważnego wgłębienia się nie tylko w sferę muzyczną, ale przede wszystkim w konceptualne teksty. W każdym bądź razie, pozostawimy wiele miejsca na własne interpretacje i jestem bardzo ciekaw, jak to wszystko wyjdzie.
Wiem za to jak ten album będzie się różnił od "Misanthropy Pure’’. Tym razem w przeciwieństwie do tamtego nowoczesnego, mrocznego i bardzo selektywnego soundu, postawimy na naturalną dynamikę brzmienia i pewną surowość. O ile naprawdę doceniam to, co zrobiliśmy na "Misanthropy Pure", bardziej naturalne i żywe brzmienie wydaje się być lepszym rozwiązaniem. Sam zobaczysz.
Co do jakiś znaczących zmian, chyba takich nie będzie. Kiedy nagrywaliśmy "Misanthropy Pure" postawiliśmy sobie za cel by mocno dołożyć do pieca. Wiesz, walić po łbie, grając ciężko i brutalnie. I to założenie udało nam się zrealizować w stu procentach. Tym razem, postaramy się postawić na różnorodność, skrajne emocje, oczywiście nie zapominając o ciężarze, groove, czy szybkości z której również jesteśmy znani.
Chcemy też rozwinąć nasze podejście do harmonii i melodii. To ważny element, ale wydaje mi się, że hardcore jako gatunek mocno nas w tym względzie ogranicza. Co się tyczy inkorporowania nowych elementów, tak, robimy to niemal bezustannie i czasem zastanawiam się skąd biorą się te wszystkie pomysły. Innymi słowy, są całe miliony pomysłów i tematów, z których możemy skorzystać.
A wracając do tematu… odpowiem za siebie. Szwedzki death metal, jako gatunek, nie jest inspiracją, ale nie zaprzeczę, że takie zespoły jak Opeth, Entombed czy In Flames i takie albumy jak (zwłaszcza) "The Whoracle" czy "Jester Race" miały na mnie ogromny wpływ i otworzyły mi oczy na wiele interesujących rzeczy. Tak więc, kocham muzykę powyższych i nadal śledzę ich poczynania i być może w pewnym sensie nadal jestem pod wpływem ich muzyki. Jednakowoż, żaden gatunek, czy to hardcore, metal czy szwedzki death nie są dla mnie głównym źródłem inspiracji.
Odnośnie bycia częścią sceny - to naprawdę ekscytujące! Nigdy nie zakładałem, że ten zespół będzie istniał dłużej niż dwa lata, a tu proszę! Szczerze mówiąc, nigdy nie liczyłem na to, że przetrwamy tyle lat. Z góry w imieniu całego zespołu i jego byłych oraz obecnych członków, dziękuję za te wszystkie lata na scenie i za waszą wiarę w nas! To naprawdę wiele znaczy. Jesteśmy w pełni świadomi tego, że istniejemy wyłącznie dzięki tym którzy nas słuchają i serdecznie za to dziękuję.
Jak na ironię, wydaje mi się, że hardcore praktycznie w ogóle się nie rozwinął. Sądzę, że wraca do brzmienia NYHC, które wprost uwielbiam, a czego nie słychać w naszej muzyce. Jak sam z pewnością wiesz, doceniam, gdy kapele łączą różne elementy i starają się grać nieco progresywniej. Dlatego większość kapel z lat ’90, lub takich jak Burn to moi faworyci. Niestety, progres często okazuje się zbędny i staje się, niefortunnie, zwykłym trendem.
Dziesięć lat temu każdy zespół hardcore grał chaotycznie i był pełen nienawiści. Strasznie mnie to wkurwiało. A famę i ogólną zajawę na southern rock i stonera nienawidziłem chyba jeszcze mocniej! Potem pojawiły się wolne, nieefektywne i wtórne breakdowny, a potem, spora część kapel, robiąc na złość metalowcom, bo nie wiem jak inaczej to nazwać, zaczęła grać metalcore. Straszne rzeczy (śmiech). Wszystkie te dziwne trendy zrodziły się na scenie hardcore, możesz mi nie wierzyć - ale nigdy mnie to nie interesowało. Na chwilę obecną wszystkie te ówczesne trendy mają swoje podgatunki, a hardcore niejako odkrywa się na nowo. To mi się podoba. Za to zupełnie nie kumam i nie trawię tej dziwnej postawy macho, która towarzyszy teraz koncertom. Debilizm. Co więcej, wydaje mi się, że głupota, brak zaangażowania i emocji towarzyszy tej muzyce, i czy tego chcę czy nie, to się pogłębia. Może zabrzmiało to trochę nieskładnie, biorąc pod uwagę to co powiedziałem wcześniej, ale z postawą głupiego macho nie chcę mieć nic wspólnego z tymi ignorantami.
Ale, jest nadzieja. Bo, na tyle na ile jestem w stanie powiedzieć sądząc po tym, co widzę na koncertach i czego słucham, wiele kapel manifestuje swoje punkowe korzenie. Wiesz, są bandy, te z zamierzchłych czasów jak Zeke czy Snuff, które mają według mnie więcej wspólnego z hardcore, niż co najmniej połowa tej sceny teraz. Przyznam Ci się, że na swój sposób mnie to kręci! To po prostu wspaniałe. Na całe szczęście, nawet teraz ten punk wciąż gdzieś tam jest, on nie zniknął, grając hardcore nie da się tego uniknąć. Jako metalowiec z długim stażem nie mam nic przeciwko temu, by kapele miały więcej wspólnego z metalem niż punkiem. Sam osobiście preferuję mieszankę punka, metalu i hardcore’a. To chyba najlepsze rozwiązanie.
Czy Shai Hulud to wciąż hardcore? To zależy kogo spytasz. Są tacy, którzy to potwierdzą, ale dla wielu jesteśmy już niemal szatańscy (śmiech). Każdy ma swoja definicję hardcore’a. Moja opiera się na szczerości i zaangażowaniu w to co robisz. Jeśli poświęcasz temu duszę, pot, łzy i krew to to jest właśnie hardcore. Żadnej pozy, image, pieprzyć to. Biorąc to pod uwagę, tak, jesteśmy hardcore’owcami!
https://twitter.com/shaihulud
Grzegorz "Chain" Pindor