Kerry King (Slayer)
Wywiady
2009-03-02
Thrashmetalowi giganci z Los Angeles - mowa o zespole Slayer - są na scenie już od dwudziestu sześciu lat.
Mają na koncie liczne płyty i miliony fanów na całym świecie. Kerry King, połowa gitarowo-kompozytorskiego duetu Slayera, budzi trwogę już samym swym wyglądem. Obawiamy się, że możemy zostać potraktowani pieszczochą albo skuci łańcuchem. Na szczęście nic takiego się nie dzieje. Mimo że Kerry wygląda na psychopatycznego mordercę w istocie okazuje się, że jest on przezabawnym i miłym facetem. W dodatku, lubi sobie pofilozofować...
Zacząłeś grać na gitarze w wieku trzynastu lat. Gdybyś nie wybrał kariery muzycznej, w jakim zawodzie byś się widział?
Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Pierwsza płyta, na której grałem, ukazała się, gdy miałem zaledwie dziewiętnaście lat ("Show No Mercy", 1983). Wszystko potoczyło się na tyle szybko, że nie miałem nawet czasu pomyśleć o jakimś alternatywnym zajęciu. Jednak zaraz po tym, jak ukazał się krążek "Hell Awaits" (1985), tata zaproponował mi pracę w swojej firmie. Miałem się przyuczać do zawodu... technik prześwietleń promieniami Roentgena. Pierwsze pytania, jakie wtedy zadałem, brzmiały: "Czy muszę obciąć sobie włosy?" i "Czy będę mógł jeździć w trasę, kiedy tylko będę chciał?". Włosów nie musiałem ścinać, ale co do wyjazdów, odpowiedź była zdecydowanie negatywna. Więc podziękowałem za propozycję.
Z jakiego albumu Slayera jesteś najbardziej dumny?
Myślę, że najważniejszym albumem zespołu jest wciąż "Reign In Blood". Ale jestem też dumny z aktualnych osiągnięć - mówię tu o dwóch naszych najnowszych albumach: "God Hates Us All" i "Christ Illusion". Jestem dumny, bo miałem przy tych płytach bardzo dużo pracy. Moim zdaniem "Christ Illusion" to bardziej kompletny album, za to "God Hates Us All" ma... genialny tytuł! (śmiech)
Odpowiedz szczerze - czy jesteś zadowolony z płyty "Undisputed Attitude" (1996)?
Uwielbiam "Undisputed Attitude"! Myślę, że ma on wspaniałe brzmienie. Staraliśmy się nawet przekonać producenta tego albumu, Dave’a Sardy’ego, żeby wyprodukował również nasz ostatni krążek. Niestety nie udało się. Co ciekawe, wielu naszych fanów nie miało pojęcia, że jest to płyta z coverami. Myśleli, że to nowy album Slayera! Slayer grający punka - to musiał być dla nich szok. Musieliśmy oficjalnie ogłosić, że nie są to nasze utwory. Od tamtej pory fani mieli trochę lepszy stosunek do tej płyty, ale wiem, że wciąż są tacy, którzy jej nie znoszą.
Płyta z 1998 roku "Diabolous In Musica" była odejściem od stylu Slayera. Zawierała elementy nu-metalu...
Rzeczywiście, album "Diabolous In Musica" jest dla mnie zbyt lekki. Widać to wyraźnie, gdy porównuje się go z naszym kolejnym albumem zatytułowanym "God Hates Us All", na którym znajduje się czysty, przesiąknięty agresją thrash. Większość utworów na tę płytę napisał Jeff Hanneman - choć ma punkowe korzenie, nikt nie podejrzewał go o takie talenty...
Ostatnio przyznałeś, że od kiedy zginął Dimebag Darrell, intensywniej pracujesz nad swoimi solówkami...
Nie śmiem się do niego porównywać, ale rzeczywiście podniosłem sobie poprzeczkę. Niestety on już nic nowego nie nagra i świadomość tego jest okropna. Gdy więc jeden z największych poległ, to postanowiłem dać z siebie wszystko. Cóż, nigdy nie wiadomo, kiedy wybije nasza godzina...
Wyliczyłeś kiedyś, że Slayer jako zespół ma jeszcze przed sobą pięć, może dziesięć lat. Co zamierzasz zrobić później? Otworzysz wytwórnię płytową?
Nie sądzę. Zresztą obawiam się, że do tego czasu wszystkie wytwórnie płytowe zbankrutują. Trudno powiedzieć, co będę robił. Mam firmę zajmującą się produkcją podkoszulek (KFK Industries), więc być może skupię się właśnie na niej. Chciałbym, żeby się prężniej rozwijała. Mam też pewien biznes związany ze zwierzętami, a konkretnie - gadami. Chciałbym, żeby w ciągu następnych kilku miesięcy zaczęła działać związana z tym witryna internetowa. Jak widać, pomysłów mi nie brakuje, wystarczy tylko, żebym zajął się ich realizacją na poważnie. Czy jestem wystarczająco bogaty, żeby odejść na emeryturę? Nie! Za bardzo lubię chodzić do pubów! (śmiech).
Czy waśń pomiędzy tobą a Robbem Flynnem z Machine Head należy już do przeszłości?
Tak. Jestem facetem, który nie lubi roztrząsać konfliktów z przeszłości. Nie wiem, co mu zrobiłem, że tak mnie zaatakował w prasie. Kiedy przeczytałem przeprowadzony z nim wywiad, wściekłem się i postanowiłem, że kompletnie go skreślę. Jednak w zeszłym roku podczas rozdania nagród "Metal Hammera" spotkałem się z menedżerem Flynna i pozostałymi członkami z zespołu. Bardzo przyjemnie nam się rozmawiało. Wiem, że oni nic do mnie nie mają i że nigdy nic złego o mnie nie powiedzieli. Doszedłem zatem do wniosku, że czas zakopać topór wojenny i jakoś zakończyć tę przykrą sprawę. Pomyślałem sobie również, że ci goście przecież grają świetną muzę, więc czas zapomnieć o urazach i ruszyć razem w trasę.
Wchodzicie w skład tak zwanej Wielkiej Czwórki thrash metalu. Na którym miejscu stawiasz siebie w panteonie gitarzystów thrashmetalowych?
No przecież nie powiem, że na pierwszym miejscu! A tak na poważnie - myślę, że najbardziej niedocenionym gitarzystą thrashowym jest Gary Holt z zespołu Exodus. Ten facet rządzi!
Patrząc wstecz na swoją karierę, myślisz, że miałeś duży wpływ na gitarzystów metalowych?
Muzyka, jaką grają współczesne kapele, jest dla mnie zbyt lekka, za to poziom gry młodych gitarzystów jest imponujący. Mógłbym tu wymienić naprawdę wielu genialnych instrumentalistów, którzy potrafią zadziwiać swoimi umiejętnościami. W dziedzinie gry na gitarze standardy są teraz nieporównywalnie wyższe niż kiedyś, a do tego jest bardzo duża konkurencja. Młodym gitarzystom jest więc trudniej się przebić. Poza tym wiele podstawowych patentów na dobre riffy zostało już wykorzystanych przez takie zespoły, jak: Black Sabbath, Judast Priest, Iron Maiden, Metallica czy Slayer. W tej sytuacji naprawdę trudno jest wymyślić coś oryginalnego. Proste riffy są świetne, ale niestety również i one zostały w większości wykorzystane.
Joel McIver