Jazz i metal to gatunki, które nie mają ze sobą wiele wspólnego. Ale jest ktoś, kto się świetnie czuje i w jednym, i w drugim. Tym kimś jest Alex Skolnick z grupy Testament, który zabierze nas w ciekawą muzyczną podróż - od thrash metalu poprzez jazz aż do flamenco... A zatem bez ociągania wyruszamy z nim na ten szlak!
Miał zaledwie szesnaście lat, kiedy rozpoczął swoją karierę w metalowym zespole Legacy (nazwanym później
Testament), z którym po ukończeniu szkoły średniej nagrał już pierwszą płytę. Grupa wydała jeszcze pięć kolejnych krążków i koncertowała z takimi formacjami, jak: Megadeth, Slayer, Judas Priest i White Zombie. Ale
Skolnick wciąż poszukiwał. W wieku dziewiętnastu lat - czyli w czasie, kiedy jego zespół pracował nad swoją drugą płytą - Alex przypadkiem trafił w telewizji na koncert zespołu grającego muzykę Milesa Davisa. To zainspirowało go do poważniejszego zajęcia się tym gatunkiem. Ostatecznie przeprowadził się do Nowego Jorku, gdzie w 2001 roku uzyskał tytuł licencjata na kierunku Jazz i Muzyka Współczesna New School University.
Każdy zagorzały fan muzyki metalowej z pewnością pamięta moment, kiedy
Skolnick zadebiutował na scenie heavymetalowej. Były to lata 80. - długie włosy, obcisłe jeansy i... niekwestionowany talent.
Skolnick miał okazję grać i tworzyć z najlepszymi w okresie, kiedy thrash święcił triumfy na całym świecie. Gdy na początku lat 90. gatunek ten ustąpił pola grunge’owi, gitarzysta grupy
Testament poszedł w swoją stronę - w 1993 roku odszedł z zespołu i na poważnie zajął się muzyką spod znaku jazz fusion.
Skolnick wypełnił istniejącą na rynku muzycznym niszę i został frontmanem jazzowego składu o nazwie
Alex Skolnick Trio. Po kilku latach okazało się jednak, że po prostu nie może żyć bez ostrzejszego grania, tak więc w 2005 roku wrócił do zespołu
Testament i teraz dzieli swój czas między tymi dwoma formacjami. Z muzykiem spotykamy się, żeby porozmawiać o nowym albumie jazzowego tria, który nosi tytuł
"Veritas", a także o pracy nad nową płytą
Testament. Naszym zdaniem nie było lepszej sposobności, żeby spotkać się ze
Skolnickiem, i wreszcie zapytać go, jak mu się udaje być tak wszechstronnym muzykiem...
Czy bardziej postrzegasz siebie jako gitarzystę jazzowego, czy raczej metalowego?
Jestem i jednym, i drugim. Wprawdzie miałem okresy w życiu, kiedy raz skupiałem się bardziej na metalu, innym zaś razem na jazzie, ale czuję się w równym stopniu tak gitarzystą metalowym, jak i jazzowym. Co jest dla mnie ważne, mam dużo wsparcia ze strony środowiska, choć w obu obozach są puryści, którzy uważają, że nie można być jednocześnie metalowcem i muzykiem jazzowym. Według nich trzeba się jednoznacznie określić. Jednak dla mnie o wiele ciekawsze jest funkcjonowanie w obu tych światach i pozwalanie im na wzajemne przenikanie się.
Czy zdarzają Ci się sytuacje, w których się zapominasz i grasz na przykład dive bomb podczas prób jazzowego tria albo zgrabny jazzowy akord przy muzykach z Testamentu? (śmiech)
Niezupełnie tak jest, ponieważ ja to robię świadomie. Wiadomo, że pewne elementy się zazębiają, ale te style nie mają ze sobą wiele wspólnego. Pozostają zupełnie oddzielne. Zresztą trudno byłoby wymagać od gitarzysty, żeby czuł się swobodnie w obu tych stylistykach. Jest wielu gitarzystów metalowych, których podziwiam i którzy nie mają pojęcia o jazzie. Mnie osobiście znajomość i zrozumienie obu tych stylów dało wiele nowych możliwości. W jazzie jest niezwykle dużo różnych sposobów na poprowadzenie głosów, skonstruowanie akordów itd., czego nie można powiedzieć o muzyce rockowej, w której królują proste powerchordy, a jeśli chodzi o skale, to używa się w niej przede wszystkim skali pentatonicznej czy bluesowej. Oczywiście one są wspaniałe i wszystkie je wykorzystuję, ale jazz pozwolił mi przekroczyć granice, pozwolił mi wyjść poza skale.
Uczenie się jazzu również pozwoliło mi dostrzec harmonie, z których wcześniej nie zdawałem sobie sprawy. To właśnie dzięki jazzowi mam głębsze wyczucie harmonii, lepiej panuję nad rytmem, a tym samym jestem w stanie grać zarówno przed, jak i po bicie, kontrolując w ten sposób swoją ekspresję. Właściwie to jestem niezależny od rytmu. Jazz jest niezwykle synkopowany, bo ma afroamerykańskie korzenie. Żeby go grać, trzeba rozumieć bluesa, funk i swing - to niezwykle złożony świat rytmu. Jeśli uda ci się opanować te rytmy, to daje ci to większe możliwości także podczas tworzenie solówek heavymetalowych.
Te style, jak już wspomniałeś, przenikają się nawzajem. A zatem jazz wpływa na metal, i odwrotnie...
W jazzie mamy przecież sweep picking, a także speed picking, który też się w nim pojawia. Co dziwne, techniki speed picking nauczyłem się od Johna McLaughlina i Ala Di Meoli, którzy nie są gitarzystami jazzowymi w tradycyjnym rozumieniu tego słowa. Mają zupełnie inny sposób ekspresji.
Dlaczego zdecydowałeś się odejść z Testament w 1993 roku, a więc w momencie, kiedy zespół był właściwie na szczycie?
Chciałem się rozwijać jako muzyk, ale nie byłem pewien, jaką muzykę chcę grać. Po odejściu z zespołu grałem rocka, później zacząłem pogłębiać swoją wiedzę na temat jazzu i okazało się, że ten gatunek bardziej do mnie przemawia. Jazz okazał się bardziej skomplikowany, a mnie potrzebne były nowe wyzwania. Przede wszystkim chodzi tu o rytm, o czym już zresztą mówiłem, a w tym o podziały rytmiczne. Zaskoczeniem dla mnie było jednak to, że jazz łamał wszystkie zasady w tym zakresie. Wiedza, którą wcześniej zdobyłem, a przede wszystkim sposób, w jaki należy użyć odkreślonych dźwięków w danym kontekście harmonicznym, przestała się liczyć i straciła na wartości. To, co można znaleźć w jazzie, tak naprawdę nie powinno być możliwe do zagrania, technicznie jest zupełnie na opak, ale mimo wszystko brzmi dobrze! Opanowanie i zrozumienie tego zajęło mi kilka lat.
Ze zmianą stylu wiązała się zmiana instrumentu...
Kiedy zaczynałem swoją przygodę z jazzem, grałem na tym samym sprzęcie, co w Testament. Dopiero na targach NAMM wpadła mi w ręce gitara typu archtop. Nigdy wcześniej nie interesowały mnie te instrumenty. Zastanawiałem się, dlaczego mają otwory rezonansowe jak w skrzypcach. Okazało się, że proste jazzowe zagrywki, których się nauczyłem, brzmią na nich absolutnie świetnie. Postanowiłem więc poszerzyć swoją kolekcję o kilka nowych wioseł: kupiłem gitarę archtop Heritage z klonową płytą wierzchnią (w tej chwili to moje główne wiosło) i piękną gitarę vintage Gibson L-5 ze świerkową płytą wierzchnią. Używam wzmacniacza Budda, kostki MXR Carbon Copy i rejestratora fraz Bossa. W Testament gram na sygnowanej przeze mnie gitarze Heritage solidbody H-150. Na tej ostatniej gram też kilka kawałków jazzowych.
Na płycie "Veritas" znalazła się jazzowa wersja klasycznej ballady Metalliki "Fade To Black". Mogłeś się w niej popisać swoimi talentami aranżacyjnymi...
Nie chciałem nagrywać "Fade To Black" w formie ballady. Owszem, chciałem zachować oryginalny nastrój utworu i oryginalną melodię, żeby ten kawałek był rozpoznawalny, ale chciałem też trochę dać się ponieść fantazji. Zachowałem wszystkie harmonie z pierwszej połowy utworu, w drugiej części zastąpiłem je bardziej jazzującymi partiami. Na początku działalności naszego tria graliśmy wiele coverów utworów metalowych, na przykład "Goodbye To Romance" Ozzy’ego Osbourne’a czy "Detroit Rock City" KISS. Ale kiedy odnaleźliśmy już własny styl, zaczęliśmy pisać własne utwory i covery odłożyliśmy na bok. Wyjątkiem jest "Fade To Black", bo brzmi naprawdę świetnie.
A propos metalu, kończycie właśnie album z Testament "The Dark Roots Of The Earth". Płyta ma ukazać się pod koniec roku. Co możesz o niej powiedzieć?
Ta płyta jest projektem zespołowym w odróżnieniu od naszego poprzedniego krążka - ostatnim razem większość materiału została napisana zanim wróciłem do zespołu. W studiu pełniłem rolę producenta, choć podrzuciłem też kilka pomysłów na nowe kawałki. Tak więc od nowa uczymy się razem pracować. Myślę, że nasz najnowszy krążek spodoba się nie tylko fanom naszych wczesnych płyt, ale też albumu "The Formation of Damnation" (2008)
A zatem można powiedzieć, że lubisz wyzwania, szukasz nowych rozwiązań i eksperymentujesz z nowymi technikami w metalu.
Tak, lubię być oryginalny. Przez pewien czas w ogóle nie używałem techniki sweep picking, bo wszyscy naokoło ją stosowali, a nawet jej nadużywali. Teraz do niej powracam, ale staram się jej używać dość oszczędnie i w bardziej kreatywny sposób. Pojawia się tu i ówdzie na nowej płycie. Poza tym napisałem jedno solo w harmoniach zainspirowanych barokowym kontrapunktem. Ciężko coś takiego napisać, dlatego jestem z tego bardzo dumny.
Joel McIver