Kiedy na początku tego roku rozmawiałem z Tommym o koncertach w naszym kraju oraz o albumie, żaden z nas nie przypuszczał, że pół roku później, Tasters zasili szeregi Nuclear Blast. Ortodoksyjni metalowcy za nic w świecie nie polubią tego zespołu, a fani metalcore mogą nie przełknąć sporej ilości autotune i intrygującego image.
Mimo to, o Tasters warto mówić, choćby dlatego, że wraz z Fleshgod Apocalypse, przywrócili Włochy na muzyczną mapę Europy
Cześć! Na początek przedstaw się.
Hey! Nazywam się Tommy i szarpię za sześć strun we włoskim Tasters.
Podpisanie kontraktu z Nuclear Blast to niemal błogosławieństwo dla takiego zespołu jak Twój. Zwłaszcza, że nie gracie power metalu, czy generalnie metalu. To samo dotyczy nowych nabytków tej wytwórni - Texas in July oraz We Came As Romans. Jak do tego doszło?
Złożyło się na to wiele rzeczy. To skomplikowany proces, i cieszę się, że doszło to do skutku. Sporo pracowaliśmy by to osiągnąć.
Co według Ciebie zmieniło się w Tasters od momentu powstania tego zespołu. Jak zmienił się Wasz pogląd na ten biznes, na to jak sami się zachowujecie czy wreszcie - jak komponujecie?
Przede wszystkim, ze zwykłego hobby uczyniliśmy pracę i zawód. Przez cały czas istnienia Taster sami poradziliśmy sobie z podziałem obowiązków: od projektowania grafik, przez booking, a na bardzo ważnych kwestiach produkcyjnych kończąc. Dzięki temu staliśmy się dobrze pracującą maszyną.
Co ostało się waszego wcześniejszego oblicza - Taster’s Taste w nowej odsłonie zespołu? Czy w odniesieniu do poprzednich albumów dojrzeliście jako muzycy?
Zdecydowanie dojrzeliśmy. Zmieniliśmy sposób produkcji i realizacji nagrań, co spotkało się z duża aprobatą ze strony Nuclear Blast. W kwestiach czysto muzycznych, nasz nowy album brzmi nowocześniej, czego chcieliśmy, bo właśnie takie brzmienie kochamy.
Czy traktujesz Tasters jako część sceny hardcore? Jeśli nie, to jak sklasyfikowałbyś swoją muzykę?
Wiesz co, zdecydowanie mamy dużo metalowych riffów, ale również sporo hardcore’owych wpływów. Poza tym, sam nie wiem. Stary, niektórzy mówią, że to po prostu metalcore, inni, że epic-core (śmiech), a jeszcze inni, że pirate-core (śmiech). Wybór pozostawiamy Wam!
Jesteście świeżo po trasie z Texas in July. Wyciągnąłeś z tych koncertów jakieś wnioski?
Przede wszystkim, był to wspaniale spędzony czas z niezwykłymi ludźmi zarówno na scenie jak i poza nią. Przemierzyliśmy prawie całą Europę (oprócz Polski, ale obiecuję, że wkrótce trafimy i do Was!), grając same dobre koncerty. Niczego więcej nie trzeba dodawać.
Ja i Luke mamy bardzo zbliżony zestaw. Obaj gramy Peaveyach 5150, do tego ręcznie robione paczki z głośnikami Celestion Vintage 30. Do tego tuner Bossa, bramka szumów Bossa i przester Maxon.
Grać jak najwięcej koncertów by pozostawić po sobie ślad w przemyśle muzycznym. Poza tym, zawsze grać z pasją.
Włoskie zespoły, na które powinniśmy zwrócić uwagę? Disease Illusion? Fleshgod Apocalypse? Ready, set, fall?
Zdecydowanie Fleshgod Apocalypse. Jesteśmy w tej samej wytwórni i mamy wobec nich naprawdę ogromny szacunek. Cieszę się, że wspomniałeś o Ready, set,fall - to nasi bardzo dobrzy znajomi. Piekielnie utalentowany zespół.
Pozostając przy temacie włoskich zespołów. Z czym najtrudniej jest się zmagać na Waszej scenie?
Może z faktem, że mimo, iż grasz na fenomenalnym poziomie, nikt nigdy nie porówna cię do artysty z zachodu. A dokładniej, ze Stanów Zjednoczonych. Nie ma sposobu by zmienić sposób postrzegania muzyków we Włoszech. No i promotorzy wolą zespoły spoza Włoch…
Oczywiście grać ile tylko się da, oraz nagrać nowy album.
Dzięki za rozmowę. Ostatnie słowa dla Ciebie.
To ja dziękuję! Mam nadzieję, że wkrótce się spotkamy.
Grzegorz "Chain" Pindor