Feralny krakowsko-łódzki weekend był nie lada nauczką dla Suicide Seed. Młodzi metalcore’owcy w towarzystwie starszych kolegów z Niemiec oraz sensacji - Eris is My Homegirl - doświadczyli rzeczy, których nie życzy się nawet znienawidzonym kapelom.
O przygodach na koncertach, o tym jak radzą sobie z odgrywaniem naszpikowanego elektroniką materiału oraz o planach na przyszły rok opowiadał wokalista grupy - Jakub Urbaniak.
Dobry wieczór Jakub! Zanim przejdziemy do drażliwych tematów, na początek krótka piłka. Kto, dlaczego i kiedy założył Suicide Seed? Asking Alexandria to Wasi faworyci na dzisiejszej scenie? (śmiech)
Witaj! Więc samo Suicide Seed powstało kiedy już dołączyłem do chłopaków - wcześniej grali oni we trójkę pod innym szyldem Sam nie pamiętam kiedy to było dokładnie, ale mniej więcej na początku tego roku. Wtedy to zdecydowaliśmy się na nadanie takiej właśnie nazwy. Zgadza się, Asking Alexandria jest naszym faworytem, ale broń Boże nie chcemy się na nich wzorować, ani do nich upodabniać.
W zespole śpiewasz. I to dosłownie. Przyznam się, że czyste partie - choć wymagają praktyki, wychodzą Ci zaskakująco dobrze. Nie sądzisz, że w przyszłości wzorem innych kapel, mogli byście postawić właśnie na ten element, a ze screamów uczynić dodatek?
Wiem, że wymagają praktyki dlatego też są takie rzadkie (śmiech). Chcę pracować nad czystymi wokalami i myślę, że w przyszłości będziemy mogli pozwolić sobie na więcej takich partii. Aczkolwiek scream nigdy nie będzie dodatkiem. A żeby być dokładnym - w naszych najnowszych kawałkach to właśnie scream daję tą moc i myślę że tego będziemy się trzymać. Tym bardziej, że staram się używać różnych technik. Teraz głownie w refrenach jest melodyjny i lekki krzyk i to chyba też jest fajnym patentem.
Da Bóg to nie będziesz się wspomagał autotunem. Swoją drogą, ochoczo korzystacie z elektroniki. To swoisty fenomen na naszej scenie wśród metalcore’owej młodzieży, - zarówno w studio, ale przede wszystkim na żywo. Jak odtwarzacie te partie na koncertach?
Nie, myślę że autotune nigdy u nas nie zagości! Owszem, elektroniki mamy sporo, rzeczywiście jest to w pewnym sensie nowość na naszej scenie, ale właśnie w odegraniu tego na żywo pojawia się problem. W studiu to nie był kłopot, dopiero później szukaliśmy kogoś kto mógłby grać na synthach i dawać całą elektronikę. Znaleźliśmy, ale jednak po jakimś czasie okazało się to niewypałem. Od tego czasu na koncertach obchodzimy się bez naszej elektroniki - zastępujemy to nowymi partiami gitarowymi. Cały czas szukamy jakiegoś "klawiszowa", ale jeśli nasze poszukiwania legną w gruzach będziemy musieli wprowadzić sample - a to niestety będzie wymagało bardzo ciężkiej pracy z metronomem, bowiem w takim wypadku jakiekolwiek wypadnięcie z rytmu może wszystko zepsuć.
No i masz Ci los, przez to będziecie bliżej zachodu (śmiech). Niestety, klik zmienia postać rzeczy i jeśli pałker albo sample pójdą nie tak, sypie się wszystko. Dlatego, ja osobiście życzę nie tylko znalezienia gościa od elektronicznych bajerów, ale przede wszystkim samozaparcia i pieniędzy na te cuda. A jako, że zaczynacie - może być ciężko. Przechodząc do nieprzyjemnych tematów - co właściwe zaszło w Łodzi?
Dzięki, też mamy nadzieję że kogoś znajdziemy i będziemy w stanie ogarnąć cały potrzebny sprzęt. A co do startu - rzeczywiście często jest pod górkę. Szczególnie źle wspominamy organizację, a właściwie jednego z głównych organizatorów naszej ostatniej trasy z Madison Affair, Curse Of Society, Bury Her Memories i Eris Is My Homegirl. Graliśmy w Krakowie i Łodzi - w obu tych miastach były ciekawe przygody... Zacznijmy od tego, że jeszcze przed wyruszeniem w trasę wiedzieliśmy, że będziemy mieć zapewnione jedzenie, picie, spanie i jakieś imprezy! (śmiech) Dojeżdżając na miejsce gigu w Krakowie na umówioną godzinę 17 - o której to miały zjawić się zespoły żeby ustawić sprzęt, zrobić soundcheck itp, zostaliśmy wpuszczeni do klubu ale nic więcej tam nie znaleźliśmy. My i chłopaki z Madison Affair i Curse Of Society już się niecierpliwiliśmy o sprzęt - bowiem czas mijał a sprzęt "był w drodze". W między czasie nawet nie mogliśmy dostać wody za darmo. Nie mówiąc o Niemcach, którzy podobnie jak my byli głodni i dopiero po naciskach na słynnego już pana S. dostali z łaski trochę kasy żeby mogli sobie wyjść po coś do jedzenia. Sprzęt dotarł o 19,30 - koncert oczywiście miał zacząć się wcześniej. Wszystkie kapele zagrały, ale pojawił się kolejny problem - chcieliśmy już się zwijać z klubu. My jak i Madison byliśmy nadal głodni i chcieliśmy wreszcie dotrzeć na obiecanego aftera, zjeść obiecany "kawior", napić się i pójść spać. Niestety nie mogliśmy gdyż pan S. jak gdyby nigdy nic siedział sobie ujarany i podpity w klubie. Cały czas powtarzał: "jeszcze 20 minut", "jeszcze chwila", "tylko 1 papieros". No i tak czekaliśmy pod klubem do ponad 1 nad ranem. Nie macie pojęcia jak Niemcy byli wkurwieni. No ale udało się wyciągnąć pana S. po dosyć ostrym ponagleniu. Dotarliśmy do jego miejscówki i okazał się to pokój w akademiku - dosłownie 3m x 3m, na podłodze syf i ogólny rozpierdol. Nie wyobrażam sobie jak chłopaki z Madison Affair dali radę tam przekimać.
Yuri widząc to wszystko powiedział mi że chyba prześpi się w aucie. Nasze zdenerwowanie sięgnęło już zenitu - nic nie było przygotowane. Zaglądnęliśmy do lodówki a tam.... 3 jajka, dżem i musztarda. Bez zastanowienia wyszliśmy szukać sobie noclegu. Nie chcieliśmy już widzieć tego gościa. Kolejnego dnia wyruszaliśmy do Łodzi. My i Eris Is My Homegirl dotarliśmy na czas. Jednak znowu pojawił się problem z dostarczeniem sprzętu i niemieckich zespołów przez pana S. Dotarli chyba ok godziny 20, potem musieliśmy jeszcze czekać aż organizator Good Warning skołuje paczki gitarowe bo nasz bohater o nich zapomniał. Niemcy mieli już wszystkiego dość - prawie nie zagrali. Powiedzieli że musieli czekać 2h w Krakowie na pana S. bo 'zabawiał się z jakąś panienką' jak powiedział mi to Florian. Stąd ich opóźnienie. Jednak najgorsze okazało się to jak potraktowano ich pod względem finansowym - nie wiem dokładnie ile euro mieli zgarnąć za te 2 gigi, ale w rezultacie dostali chyba tylko 150 euro za wszystko na 2 zespoły.
Paranoja. Właściwie, to nie da się tego ogarnąć za jednym razem. To, co sam przedstawiłeś to i tak jak mniemam tylko skrócony opis tego co się wydarzyło. Czego Wy wymagacie od organizatorów?
Tak, masz rację, jest to jest dość mocno skrócony opis... Dla nas ten gość to mega porażka. My wymagamy słowności - jeżeli ktoś nam coś obiecuje to na to się nastawiamy i liczymy, że organizator zapewni nam podstawowe rzeczy. A nie wymagamy wiele - woda dla zespołu, ewentualnie jakiś alkohol, miejsce do spania i zwrot kosztów dojazdu. W tym przypadku wiedzieliśmy że koszty dojazdu pokrywamy sami - ale poszliśmy na to gdyż wiedzieliśmy że zagranie z takimi bandami będzie dla nas dużą promocją. Jednak liczyliśmy że to co mieliśmy obiecane - posiłki, napoje itp. Nie sądziliśmy że zostaniemy olani na całej linii...
A jak do tej pory nie zagraliście zbyt wielu koncertów. Miejmy nadzieję, że tego typu sytuacje będą nauczką i przestrogą na przyszłość. Zostawmy ten niemiły temat. Jak na tak młody zespół macie już kilka wzorów koszulek. Nie za szybko? (śmiech)
No jest to dla nas wielka przestroga i mamy nadzieję że ani nas ani żadnego innego zespołu już to nie spotka. A koszulki - cóż, mamy tylko dwa wzory w tym jeden w dwóch kolorach (śmiech) Wszystko potoczyło się szybko ponieważ mój dobry kumpel Karol to właściciel 98 clothing i dzięki jego pomocy udało się to wszystko zrobić. Chyba nie mieliśmy na co czekać - koszulki są, zachęcamy do kupowania, a jak się sprzedadzą to się sprzedadzą szczególnie że chcemy brać nasz merch też na koncerty - na ostatnich gigach trochę koszulek poszło.
To się chwali. Jednakże, wasza muzyka jest dostępna wyłącznie poprzez Internet. Nie myśleliście nad fizycznym wydaniem swojej EP?
Póki co nie mamy nikogo kto chciałby to wydać. Jeżeli sami zrobilibyśmy fizyczne wersje wówczas dostępne byłyby one i tak albo przez Internet albo na koncertach. Natomiast bierzemy się za nagrywanie LP i tutaj już poważniej myślimy nad fizyczną wersją. Na Epce szukaliśmy jeszcze własnego brzmienia. Teraz jesteśmy lepszymi muzykami i też idziemy w trochę innym kierunku. Dlatego nie gramy już jednego z kawałków z Epki.
Życzę powodzenia w nagraniach. Dzięki za rozmowę. Ostatnie słowa dla Ciebie.
Dziękuję również no i zachęcam do przychodzenia na nasze koncerty i do polubienia nas na facebooku - www.facebook.com/suicideseed.
Grzegorz "Chain" Pindor