Boję się tegorocznego podsumowania. Wyszło tyle genialnych albumów, a rok się jeszcze nie skończył, więc zadanie wydaje się trudne - a powoli trzeba nad tym myśleć. Przynajmniej w kwestii debiutantów, zarówno w hardcore jak i w metalu, sprawę mam z głowy. Obok Circles i of Virtue, metalowy debiut roku to zdecydowanie "Discoveries", dzieło Australijczyków z Northlane.
Między djentem, progresywnym hardcore a po prostu piękną, nietuzinkową muzyką, znalazło się miejsce dla własnej tożsamości i unikalnego podejścia do gry. Świata jeszcze nie zawojują, ale mają ku temu podstawy. O historii zespołu, sprzętowych zawiłościach oraz kondycji australijskiej sceny rozmawiałem z gitarzystą grupy - Joshem Smithem.
Cześć! Słuchaj, na początek trochę tendencyjnie. Przedstaw się czytelnikom Magazynu Gitarzysta.
Cześć wszystkim! Nazywam się Josh i gram na gitarze w Northlane.
Jak doszło do powstania tego zespołu? Kto wpadł na nazwę? Czy kryje się za nią jakaś historia?
Zespół założył Jon (drugi gitarzysta) i Alex (basista). Chłopaki poznali się przez Internet i przesyłali sobie riffy. Po pewnym czasie, doszło do tego, że nagrali jeden utwór, który jest pierwszą kompozycją Northlane. Mowa tutaj o "The Deadmines". Całe nagranie było dziełem tej dwójki, ale na potrzeby zespołu z prawdziwego zdarzenia, skompletowali resztę składu, w tym mnie. Nazwa pochodzi od jednej z pierwszych piosenek brytyjskiego Architects.
Kiedy rok temu wydaliście swoją debiutancką EP, magazyny z całego świata zwróciły uwagę na Australię. Tymczasem "Discoveries", wasz długometrażowy debiut to, obok Circles, bodaj najlepszy debiut w tym roku. Czekam na dalszy rozwój wydarzeń.
Dziękuję! To naprawdę miłe słowa! Swoją drogą jestem fanem Circles, i żałuję, że tutaj na miejscu nie mają takiej pozycji jak za Oceanem. Uważam, że są fantastyczni!
Strasznie podoba mi się złożoność waszej muzyki. Oprócz oczywistych porównań do djentu, osobiście wrzuciłbym Was do jednego worka ze Structures. To nie ta sama muzyka, ale podejście do pisania riffów, układania harmonii, inteligentnego użycia polirytmii czy wreszcie, aranżowania interesujących partii wokali, to nie lada wyczyn. Większość kapel sobie z tym nie radzi. Zgadasz się ze mną?
To jasne, że Structures różni się od nas bardziej chaotycznym stylem gry, a przede wszystkim szybszymi tempami. Wiem jednak o co Ci Chodzi. Dodam jeszcze, że żaden z nas nie chciał nagrać djentu jak Periphery czy Tesseract. Po prostu chcieliśmy mieć solidny groove, który mógłby ubarwić progresywny hardcore. Chcieliśmy, i chcemy nadal, tworzyć naprawdę rozbudowane kompozycje, o wielu warstwach i płaszczyznach. A w skrócie, już podsumowując - zgadzam się i z porównaniem, jak i z Twoją opinią. Ponownie, dziękuję za miłe słowa.
Skoro już mówimy o Structures. Jakie inne zespoły mogą być dla Was inspiracją?
Cóż, od zawsze byłem wielkim fanem After The Burial. Ostatnio zakochałem się w Periphery. To z tych oczywistych. Poza tym, wszyscy uwielbiamy Born of Osiris, Veil of Maya - a zwłaszcza, co może wielu zdziwić, Stray From The Path.
Jak wygląda rynek w Australii? Z czym musicie się borykać? Ja osobiście nie zauważam jakiejś mega konkurencji w Twoim kraju. Wszyscy się znają, lubią i wspierają w budowaniu sceny. To fantastyczne. Jedyne co rzeczywiście może być irytujące, przynajmniej z mojego punktu widzenia, to odległości między miastami.
Niestety w porównaniu z Europą czy USA, w Australii nie ma tylu możliwości. To smutne, ale prawdziwe. Zaczynając od miejscówek do grania, wytwórni, generalnie niezbyt dużej ilości ludzi dla których możesz zagrać - no i rzeczonych odległości między miastami. Australia to generalnie bardzo specyficzne i odizolowane miejsce na ziemi. Niestety, wytwórnie zza Oceanu, niechętnie podpisują umowy z zespołami z Australii. Wiąże się to z ogromnymi kosztami w razie koncertów w Europie czy Stanach - więc generalnie, jesteśmy w dupie (śmiech). Ale na miejscu ludzie wynagradzają nam wszystkie niedogodności. Nasz kraj kocha muzykę, a kiedy zwiedzasz go wzdłuż i wszerz, widzisz kawałek naprawdę pięknej rzeczywistości.
Co myślisz o używaniu, bądź nadużywaniu autotune’a i sampli przez zespoły? Jak wygląda to w waszym przypadku?
Standardy nagrań są tak wysokie, że młodzi artyści są wręcz zmuszeni by z tego skorzystać. Takie są niestety warunki aby osiągnąć wypolerowaną produkcję i powiedzmy, zawodowo brzmiący album. Jakkolwiek jednak, powinno się tego unikać i używać sporadycznie. Jeśli Twój wokalista nie jest w stanie tego odtworzyć na żywo, to po co mamić ludzi? Northlane używa naprawdę sporej ilości sampli. Do tego wszystkiego zawsze w tle mamy puszczone dodatkowe ścieżki gitar, do tego bass dropy, kilka efektów nałożonych na wokal - no jest tego trochę (śmiech). Niestety, bez tego nie potrafimy odtworzyć własnego materiału w 100%, a bez tych dodatków, surowo, brzmimy co najmniej dziwnie. To wszystko idzie w parze z clicktrackiem naszego perkusisty, bez czego pewnie nigdy nie zagralibyśmy równego koncertu. Nie ma miejsca na pomyłki, dlatego trzeba bez przerwy ćwiczyć.
Używam procesorów gitarowych Fractal AxeFx Ultra, które wkrótce zmienię na AxeFxII. Podłączam je bezpośrednio do nagłośnienia, a dodatkowo, na scenie mam własny odsłuch i kolumnę aktywną Mackie HD1531. Cały zespół, włącznie z basistą gra na takim samym zestawie. I to działa! Jeśli soundsystem w sali jest słaby, albo jestem zmuszony, to gram na normalnym backline. Co do kaczek, switchy i tego typu rzeczy mam na stanie switch Voodoo Labs GCP, dodatkowo bezprzewodowy system Line 6 G50 i zaufany tuner Boss TU-2 który ma już sędziwe 10 lat!
Odnośnie gitar gram na Ibanezie RG7421XL, mam jeszcze kilka innych Ibanezów, oraz jeden model gitar Bernie Rico Jr. Dokładnie - Hesperian. W przeciągu kilku dni mam odebrać prototyp własnej gitary od jednej z najlepszych firm lutniczych w Australii ET Guitars. Wspólnie zaprojektowaliśmy model o roboczej nazwie Katana, który powstaje od podstaw wedle moich wskazówek. Nie mogę się doczekać gry na tym instrumencie! Wszystkie gitary mają pickupy Bareknuckle, a moja ulubiona kombinacja to mostek Aftermath i Rebel Yell.
Co motywuje Cię do gry w zespole?
Przyjaciele, możliwość podróżowania. Wspaniały, wspólnie spędzany czas, i muzyka! Wszystko to mimo naprawdę beznadziejnej kasy z grania.
Najlepszy niezakontraktowany zespół z Australii?
Cholernie trudne pytanie. Jest tyle naprawdę świetnych zespołów, że nie sposób wybrać. Ale jeśli mam być szczery, to w Sydney jest taka kapela Stories, która nagrywa właśnie epkę z naszym drugim gitarzystą - Jonem. Takie skrzyżowanie Meshuggah z The Acacia Strain. Myślę, że mają ogromny potencjał!
Dzięki za wywiad. Do zobaczenia!
Wielkie dzięki za zainteresowanie. Mam nadzieję, że kiedyś zagramy w Europie. Cześć!
Grzegorz "Chain" Pindor