Dawid Lewandowski (Orange The Juice)

Wywiady
2011-12-01
Dawid Lewandowski (Orange The Juice)

Orange The Juice, po udanym, zachwalanym, ale przede wszystkim szalonym debiucie, nadal zaskakują, mieszają ze sobą - czasami wręcz pozornie odpychające się - gatunki muzyczne i robią wszystko, by słuchacze nie mogli do końca połapać się, o co właściwie im chodzi. O idei zespołu i jego nowej EP-ce, zapowiadającej drugi "duży" album, opowiedział mi Dawid.

Logo
Czy w muzyce powinny, Twoim zdaniem, znajdować się jakiekolwiek granice i bariery?


Logo
Myślę, że nie. Przecież nawet najbardziej karkołomny eksperyment, który na pierwszy "rzut ucha" wydaje się kompletnie poronionym pomysłem, ostatecznie, czasami po latach, może stać się inspiracją dla innych muzyków popychając ich w zupełnie nowe rewiry. Ponadto, sama muzyka oraz to jak ją postrzegamy jest rzeczą bardzo indywidualną. Coś, co dla jednych jest eksperymentem, dla innych może być zwykła piosenką. Myślę, że właśnie dzięki artystom, którzy za nic sobie mają granice i bariery muzyka wciąż się zmienia i rozwija. Daleki jestem zatem od stwierdzeń, że w świecie dźwięku wszystko już było. Eksperyment, brak kompromisów to dla mnie osobiście katalizatory mutacji w muzycznym DNA.


Logo
W Orange The Juice na Waszej nowej EP-ce "Romanian Beach" dosyć mocno eksperymentujecie z DNA tytułowego utworu. Skąd taki pomysł i jak powstawały koncepcje kolejnych wersji nagrania?


Logo
Nie było żadnych koncepcji, a raczej ciekawość, co stanie się, gdy kilku kreatywnych "laborantów" wypocznie na rumuńskiej plaży. Daliśmy im wolną rękę, trochę czasu i koniec końców nikt nie ma wątpliwości, że było warto! Chcieliśmy żeby EP-ka była różnorodna, żeby nas zaskoczyła. Mamy trzy nowe, zupełnie inne smaki. Trzy świeże spojrzenia, dzięki którym sami możemy widzieć nasz utwór z innej perspektywy. A to naprawdę bardzo ciekawa perspektywa.


Logo
Która z wersji najbardziej Cię zaskoczyła? Czy to co słyszymy na EP-ce jakoś odzwierciedla to, co usłyszymy na albumie?


Logo
Mi osobiście najbardziej podoba się wersja Halszka Nabira, ostatni numer na EP-ce. Naprawdę super pomysł, abstrakcyjny, świetnie oddaje klimat tekstu. Tą wersją byłem najbardziej zaskoczony. Pozostałe też są super, każda rzucają zupełnie inne światło na ten numer, a oto chodziło.


Logo
Wiesz, zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz. Słuchając to, co mówisz i muzyki Orange The Juice myślę, że Wasz zespół obrał bardzo ryzykowny kierunek. Mieszacie ze sobą kilka stylistyk. Jak więc dokonujecie selekcji materiału? Przy tak liberalnym podejściu do komponowania trudno jednoznacznie ocenić, czy coś jest słabe czy nie…


Logo
Jak każdy zespół mamy swoje kryteria, czy może raczej kodeks muzyczny, który jest wypadkową naszych osobowości, upodobań, inspiracji itd. Pomimo wolności, którą niezmiernie sobie cenimy, to nie jest tak, że akceptujemy każdy pomysł, każde dziwactwo, które przychodzi nam do głowy. Zawsze nagrywamy utwory na bieżąco, słuchamy, dyskutujemy między sobą, próbujemy różnych pomysłów. Pracujemy nad każdym motywem osobno, żeby dopracować szczegóły. Później myślimy nad formą, bo to chyba najważniejszy aspekt naszych opowieści. Poza tym pojęcie "słabe - mocne"… Co to znaczy? Zapewne dla każdego coś innego.

Wspomniałeś o ryzyku. W jakim sensie? Komercyjnym? Już kiedyś ktoś napisał, że jesteśmy "komercyjnym strzałem w kolano". Do dziś mnie to bawi oraz to, jaką świadomość muzyczną mają niektórzy polscy dziennikarze. Choć przyznam szczerze, czasami nie wiem czy to zabawne, czy wręcz raczej zatrważające.


Logo
Ok., ale nie wmówisz mi, że nie chciałbyś, by Orange The Juice docierał do większej ilości ludzi. Chyba każdemu artyście na tym zależy… Zresztą z jakich innych powodów udzielałbyś mi teraz wywiadu (śmiech).


Logo
Niczego nie chcę Ci wmówić, uważam po prostu, że nasza muzyka nie jest wiadrem tranu, który ciężko przełknąć, a my nie jesteśmy narcyzami grającymi w piwnicy przed lustrem. Gramy dla ludzi, bo kochamy to robić. Jak wszystkim zespołom zależy nam na publiczności i na tym żeby przekazać im naszą wersję prawdy, jednak nie za wszelką cenę. Każdy koncert utwierdza mnie w przekonaniu, że samobójcze tezy o "strzałach w kolano" są ignorancją, lub po prostu niechęcią na spotkanie z czymś świeżym i nieco innym. Nie można z góry zakładać, że jeżeli coś odstaje od radiowej "papki" to nikt tego nie łyknie. Nie wszyscy ulegają naszemu urokowi, ale też mało kto jest wstanie potraktować nas obojętnie. To całkiem sympatyczna infekcja duszy, polecam. Przecież to jest chyba najwspanialsze w muzyce: jej różnorodność.


Logo
Zgadza się! Jesteście tym razem aż tak różnorodni, że sięgnęliście nawet po stylistykę okołometalową. Jeszcze nigdy Orange The Juice nie grali chyba aż tak mrocznie jak w "Something You’re Not Meant to Know"…


Logo
Mrocznie mówisz... Cóż, żarty się skończyły! (śmiech).  Ten numer, podobnie zresztą jak "A Body Without a Head", to aperitif przed znacznie większym kąskiem. Jakim? Przekonacie się niebawem. W "Mesjaszu" skorzystaliśmy z nowych środków wyrazu takich jak chociażby chór dyszkantowy, czy elementy elektroniki. Resztę niespodzianek zostawmy na potem.  Będzie różnorodnie, ale na pewno inaczej, niż na pierwszej płycie. Więcej powietrza, dużo skrajności. Zresztą usłyszycie sami. Opowiadanie o muzyce nie ma większego sensu.


Logo
Ponoć oprócz nowej płyty zakończyliście prace także nad innym projektem…


Logo
Tak. Za pewne masz na myśli soundtrack do filmu "Gabinet Dr Caligari. To nie jest nowy projekt, szczerze mówiąc. Nawet dokładnie nie pamiętam, kiedy to wszystko się zaczęło. Więc cóż mogę powiedzieć: nareszcie!  Nie jest to też nasza pierwsza i jedyna muzyka filmowa, którą wspólnie stworzyliśmy, mamy jeszcze jednego asa w rękawie. Wyjaśnię tylko, że MINIMATIKON to "my", czyli nieco powiększony skład Orange The Juice. Bardzo cieszymy się, że materiał ujrzał wreszcie światło dzienne. Co prawda jakiś czas temu miała miejsce ogólnopolska premiera kinowa "Doktora" z naszą muzyką, ale pięknie wydany soundtrack cieszy mnie jeszcze bardziej.


Jacek Walewski
Zdjęcia: Dawid Parus