O ile pamiętam, jak do tej pory nigdy nie przeprowadzałem wywiadu z muzykiem - kobietą. Edyta Glińska ze stołecznego NAO nadała się na mój "dziewiczy raz" wprost znakomicie. I szczerze mówiąc, w tym roku, była to jedna z ciekawszych rozmów.
Wieczorową porą, przy herbacie. Edyta, powiedz, skąd pomysł na NAO? A dokładniej na feminizację tego projektu. Miałaś już styczność z metalowym światkiem?
Do NAO zostałam zaproszona, więc pomysł nie wyszedł ode mnie. Jednak po pierwszej próbie bardzo przypadliśmy sobie do gustu muzycznie, więc wszystko wyszło bardzo naturalnie. Styczność ze światkiem muzycznym o nieco mocniejszych klimatach od NAO miałam jako nastolatka, kiedy zaczynałam zabawę z muzyką w moim rodzinnym mieście - Pabianicach. Grałam na gitarze i śpiewałam. Jakiś czas temu, przez kilka miesięcy, byłam również wokalistką warszawskiego zespołu Licorea.
Wokalnie odbiegasz od ciężkiego - zarówno wagowo, jak i w skali głosu - metalowego śpiewu. Rozmawialiśmy o tym po koncercie w Katowicach i nie pamiętam czy się ze mną zgadasz. Twój głos nadaje (w dobrym sensie) popowego, chwytliwego charakteru dla całości. Bo muzycznie, NAO jednak wymaga.
Mam taką barwę głosu i dobrze się z tym czuję. Faktycznie spotykam się z opiniami, że jest popowy i zgadzam się z tym. Jednak wydaje mi się, że muzycznie do popu jest nam daleko. Zależy oczywiście jeszcze jaki pop mamy na myśli. Jeśli to pop w kierunku Bjork, czy Tori Amos to mogę być jak najbliżej, jeśli mówimy o śpiewających divach to raczej się odsunę.
Do słuchaczy takich jak ja, lepiej się przysuń (śmiech). Ten pop nie jest tutaj najważniejszy, jest tylko aspektem kształtu NAO. A czy Ty sama, orientujesz się w post-rockowo/metalowych rzeczach? Czy to piękne, momentami wręcz płynące i rozmarzone granie jest ważne w Twoim życiu?
Oczywiście, siłą rzeczy zostałam wessana w ten klimat w momencie kiedy dołączyłam do zespołu, ale dopiero wtedy dowiedziałam się o nazewnictwie post-rock. Wcześniej byłam dobrze zapoznana z takimi zespołami jak Mogwai, Oceansize, czy Sigur Ros, nie miałam jednak świadomości, że to tak duże pole. Jednak nie przywiązuję się tak bardzo do tego gatunku. Wydaje mi się, że już bardzo dużo wydarzyło się na tym polu, a zawsze bardziej intrygujące są rzeczy nieprzewidywalne. To pole już znamy, więc teraz chętnie zajrzę na inne.
To zaś wymaga otwarcia się na inne - zupełnie niezwiązane z muzyką gitarową nurty. Jako wokalistka czego poszukujesz w muzyce? Kto i czy wpływa na Twój aranż, i gdzie zaczyna się a gdzie kończy Edyta Glińska w NAO.
Jestem otwarta na inne nurty, tak samo jak panowie z NAO. Nie chcemy się niczym ograniczać. Zarówno jeśli chodzi o gatunek muzyczny jak i siebie wzajemnie. W NAO każdy jest odpowiedzialny za swój instrument, część rzeczy powstaje z improwizacji, reszta jest dopracowana w domu. Często jest tak, że zaczynam na próbie, kończę w domu. Rzeczy na próbie powstają z emocji, jaka pojawia się, kiedy wspólnie gramy i zostają przemyślane i doszlifowane na spokojnie. Muzycznie jako wokalistka chcę eksperymentować, jednak staram się, by nie była to szalona impresja, tylko przemyślana całość. Zarówno muzycznie, tekstowo jak i graficznie. Chociaż nigdy nie wiadomo co mi strzeli do głowy. Muzyka to wolność.
Mówisz o grafice. Obrazek zdobiący wasz album oraz ten widniejący na koszulkach, tworzy barwny, ale trochę niepokojący i frapujący zarazem koncept. NAO po prostu zaskakuje.
O to chodziło. Pozornie, tak jak nasza muzyka, jest ładnie i czasami słodko, ale jak się przyjrzysz coś jest nie tak. Chodzi o to, że wiele rzeczy na pozór wygląda zupełnie inaczej, niż po dokładnym przyjrzeniu się. Chcemy by ludzie wsłuchali się w muzykę, wczytali w teksty i wpatrzyli w grafikę. Wydaje mi się, że pozostawiliśmy dość duże możliwości do interpretacji i sprawia mi wiele radości kiedy ludzie opowiadają o tym, co w tym wszystkim odnaleźli, nawet jeśli jest to dalekie od pierwotnych pomysłów.
A jak rozumieć tytuł albumu?
Dla nas ta płyta to podróż w głąb siebie. Próba zmierzenia się ze sobą, co wymaga sporej odwagi, całkowitego odcięcia się od wszelkich bodźców. Szukaliśmy czegoś, co będzie o tym mówiło. Dodatkowo sugeruje słuchaczowi by zamknął się sam na sam z naszą muzyką.
W przyszłości planujecie poszerzyć swój koncertowy arsenał o wizualizacje?
Myśleliśmy o tym. Jeśli pojawi się dobry pomysł to być może będą.
Czego nauczyliście się na własnej trasie, oraz gościnnych występach z Tides From Nebula?
Na pewno nauczyliśmy się, że granie koncertów to prawdziwy poligon. Trzeba być przygotowanym na wszystko. Nigdy nie wiadomo, co może spowodować, że koncert wiele straci na jakości. W dużej mierze niestety nie zależy to od nas. Nauczyliśmy się przewidywać niektóre takie sytuacje. Nigdy też nie wiadomo, szczególnie na gościnnych występach, jak zareaguje publiczność. Zawsze się tego boję, bo bardzo chłonę wszystkie emocje wysyłane do mnie i często nie umiem poradzić sobie ze złymi. Dla mnie jest to jeszcze lekcja do przerobienia. Żeby zawsze być pewnym swego, mimo wszystko. Od TFN dostaliśmy ogromne wsparcie moralne, bo tak naprawdę trochę nie wierzyliśmy w to, że taka muzyka może być tak dobrze odbierana.
Wasze plany na przyszły rok?
Będziemy grać koncerty i pisać nowy materiał.
Kto by pomyślał (śmiech). Dzięki za rozmowę. Do zobaczenia.
Prawda? Dziękuję bardzo. Do zobaczenia!
Grzegorz "Chain" Pindor
Foto: Grzegorz Chorus