Fred aka Schizmo, to niezwykle sympatyczny, ale straszliwie zapracowany wokalista czeskiego Smashed Face. Chłop żyje deathcorem i nowymi odmianami metalu, a w zespole propaguje treści związane z ochroną środowiska, życia - oraz pozytywnych wartości. Dodatkowo, Schizmo jest jednym z filarów organizacji festiwalu Brutal Assault.
O tym jak doszło do jego pojawienia się w ekipie BA, jak interpretować teksty oraz tytuł nowego albumu Smashed Face przeczytacie poniżej.
Z chwilą wydania waszego nowego albumu, Smashed Face wkracza do czołówki europejskiej sceny deathcore. Według Ciebie te wszystkie zmiany w zespole i stylu grupy ostatecznie doprowadziły do tego, że dojrzeliście? To, co słyszymy na "Misanthropocentric" to finalne stadium rozwoju?
To wszystko zależy od opinii danej osoby. Ja z góry dziękuję za miłe słowa. Wiesz, kiedy piszesz album a potem go nagrywasz, starasz się spełnić jakieś założenia. Gdy już masz gotowy produkt, okazuje się, że i tak mogłeś zrobić coś lepiej i tak jest za każdym razem. To walka z samym sobą, której nie wygrasz. Już tacy jesteśmy. Co do zmian w składzie - było ich tak wiele, że nawet nie chcę przynudzać czytelników, tym co gdzie z kim i kiedy. W każdym razie, nasz aktualny line-up jest stabilny i myślę, że cały czas się rozwijamy. Czy dojrzeliśmy? Możliwie, ale nie chcę wypowiadać się za resztę zespołu.
Jak komponujecie utwory? W jaki sposób aranżujesz swoje wokale?
Żaden z nas nie ma wykształcenia muzycznego, więc najpierw nagrywamy pomysły na komputerze, a potem wybieramy najlepsze i nad nimi pracujemy. A co się tyczy mnie, staram się kombinować na swój sposób. Przynajmniej, kiedy jesteśmy na etapie prób i preprodukcji materiału we własnym zakresie. Kiedy już mamy opracowany cały utwór, wtedy wkraczam ja i na poważnie, szczegółowo aranżuję swoje partie.
Przy okazji - jestem miło zaskoczony dwoma wersjami bookletu - angielskiej i czeskiej. Czyj to był pomysł i co Was do tego skłoniło?
Zacznijmy od tego, że my jako zespół mamy konkretny przekaz, który tyczy się ochrony środowiska i poszanowania natury - ale nie tylko. To niezwykle istotny element w naszym życiu, i chcieliśmy aby każdy ze słuchaczy miał wgląd do tego, oraz - widział jak poważnie podchodzimy do tematu. Tłumaczenie jest perfekcyjne i jestem w pełni zadowolony z osiągniętego efektu. Nawet jeśli nie rozumiesz obrazowych metafor, i brakuje tej atmosfery co w języku czeskim, to masz doskonały, bo poetycki - obraz tego czym jest ta kapela. Jeśli zaś poszukujesz sensu naszych liryk, odsyłam do odpowiednich komentarzy. To też dodatek, ale wydaje mi się, że kluczowy dla zrozumienia całości.
Do czego odnosi się tytuł albumu?
Generalnie nie odnosi się do niczego szczególnego. To bardziej zlepek słów/tematów kluczy zawartych na albumie. Ja osobiście pozostawiam wolne pole do interpretacji "Misanthropocentic’’.
Jak wygląda rynek muzyczny w Czechach? U nas brakuje promotorów dla młodych zespołów oraz miejsc do zagrania na przyzwoitym poziomie bez horrendalnych kosztów.
Wydaje mi się, że na chwilę obecną wszędzie jest tak samo. Kryzys dobił wszystkich i widać tego efekty. Jeszcze parę lat temu mieliśmy naprawdę solidne zaplecze i wytwórnie. Wydanie dla nich albumu było honorem i splendorem dla muzyka. Poza tym, konkurencja jest ogromna, i kiedy już uda ci się podpisać papiery i nie ponosić kosztów wydania albumu - możesz tylko i wyłącznie dziękować za takie błogosławieństwo. W kwestii koncertów jest ich za dużo, co przenosi się na frekwencję. To wynika też z ilości zespołów, a jak sam wiesz, nie ma ścisłych ram odnośnie organizacji imprez. Po prostu, każdy chce zarobić, a kiedy zaliczasz wtopę - cóż, zastanawiasz się dwa razy nim zrobisz coś znowu. I właśnie, według mnie, powinno się bardziej myśleć o przyszłości niż o teraźniejszości.
Czy istnieje coś takiego jak scena deathcore w Czechach? Kogo byś polecił?
Scena rozwija się prężnie, ale generalnie z powodu panującej mody - nie z pasji. Wiesz o co chodzi. Jeśli mam wymienić zespoły, które zasługują na uwagę, to zdecydowanie warto mówić o Apostate - Rosjanach, którzy mieszkają w Pradze i grają naprawdę dobry metalcore, Mamma Knowi Best - takie nasze połączenie Norma Jean i The Dillinger Escape Plan - szczere granie i wali w pysk. Dalej, Suffocate With Your Frame - fajny, melodyjny deathcore z ciekawymi wokalami, Truth is Out There - metalcore’owa wersja Enter Shikari, Modern Day Babylon - jedyny zespół grający djent w Czechach, no a byłbym zapomniał, jeszcze mój drugi zespół - Noostrak! (śmiech). Są jeszcze chłopaki z Victims, The Black Stone Chronicles, i wielu innych…
Poza śpiewaniem w zespołach, pracujesz też przy organizacji Brutal Assault - jednego z najlepszych festiwali w Europie Środkowej. Jak jest Twoja rola?
Generalnie, to w ekipie Brutal Assault znalazłem się zupełnie przypadkowo. Swego czasu skarżyłem się szefowi BA, że nie mogę pogodzić pracy z koncertami i ten zaproponował mi dołączenie do jego ekipy. Zajmuję się całym PR festiwalu, akredytacjami, promocją w zagranicznych mediach oraz internetową sferą festiwalu. Dodatkowo, jestem odpowiedzialny za merchandise i proces akredytacyjny.
Co jest najtrudniejsze gdy idzie o organizację takiej imprezy? Wasz festiwal skupia tysiące fanów z całego kontynentu. Jak sobie z tym radzić?
To trudne głównie z racji na to, że tak jak mówisz, wszyscy ci fani składają się na element całości. To takie małe puzzle, które muszą pasować do siebie aby całość mogła zaistnieć.
Dla Smashed Face grać jak najwięcej koncertów i wypromować materiał. Później zajmiemy się komponowaniem nowych rzeczy. Co do Brutal Assault - zrzeszanie fanów, promocja festiwalu a przede wszystkim, robienie dla słuchaczy tego, co kochamy. Mamy wiele do zrobienia a ciągle brakuje nam czasu.
To ja dziękuję za Twój czas. Do zobaczenia.
Grzegorz "Chain" Pindor