Marek Gliniecki
Wywiady
2011-08-11
Marek zdobył nagrodę główną w konkursie Wojny Gitarowe. Artysta pochodzi z Suwałk i gra na gitarze od 1996 roku. Od dwóch lat jest liderem rockowego tria o nazwie Non Solid.
Już od dzieciństwa był aktywny na lokalnej scenie muzycznej - początkowo jako gitarzysta rytmiczny, a później również jako gitarzysta prowadzący, wokalista i w końcu także kompozytor we własnym rockowym zespole oraz sideman w formacjach ska, hardrockowych, a nawet metalowych. W latach 2005-2009 był liderem, gitarzystą i wokalistą funkrockowej formacji Funklab, z którą zagrał wiele koncertów w całej Polsce.
W jaki sposób zacząłeś swoją przygodę z gitarą?
Pierwsze akordy grałem na gitarze mojej siostry jeszcze w podstawówce. To były czasy boomu muzyki grunge i szybko przestała mi wystarczać zwykła gitara klasyczna produkcji ZSRR. Postawiłem wtedy wszystko na jedną kartę. Sumiennie odkładałem kieszonkowe i po roku patrzenia w witrynę sklepu muzycznego wszedłem do środka, pokazałem palcem na wybrany instrument i stałem się posiadaczem gitary elektrycznej. Oczywiście z humbuckerem, bo innej możliwości nie brałem wtedy pod uwagę. To była taka moja przepustka do rockowej kariery. Od tamtej pory nie było dnia bez gitary. Ciągle ćwiczyłem i chodziłem na próby. Nie wyobrażam sobie żadnej ciekawszej formy spędzania wolnego czasu. Kolejne koncerty i sukcesy na lokalnej scenie jeszcze bardziej dopingowały mnie do doskonalenia zwinności w grze i znajomości samej gitary.
Czy pamiętasz jakiś moment przełomowy, który zmienił Twoje podejście do życia i gry na instrumencie?
Tak i chyba trudno mi będzie go zapomnieć. Miałem wtedy 20 lat i postanowiłem pójść na prawdziwe lekcje gitary. Myślałem, że umiem wszystko, znałem przecież zagrywki Petrucciego, komponowałem utwory z mocno połamanymi rytmami i zawiłymi harmoniami. Znalazłem gitarzystę z doświadczeniem w rocku - to był Waldek Lewandowski. Poprosił mnie o zagranie skali durowej i "pajączka", po czym stwierdził, że gram do d***. Coś we mnie pękło, bo nie rozumiałem wtedy zupełnie dlaczego. W końcu byłem najszybszym gitarzystą w okolicy. I wtedy on zagrał mi tę samą skalę. Oniemiałem. Pewnie wielu by w takim momencie powiedziało: "dość grania, czas zająć się czymś bardziej przyziemnym". Mnie to jednak zmotywowało do dalszej pracy nad sobą. Gdyby nie tamten dzień, pewnie do tej pory grałbym szybko, niedbale i dziwiłbym się, dlaczego to wszystko nie brzmi tak jak powinno. Do tej pory jestem mu wdzięczny za tamten komentarz.
Jakie masz najlepsze i najgorsze wspomnienie z grania na scenie i w studiu?
Najlepsze wspomnienia mam z grania w pierwszych zespołach - to było coś niesamowitego. W mojej rodzinie nie było tradycji muzycznych z prawdziwego zdarzenia, więc granie w zespole, a przede wszystkim tworzenie muzyki i bycie częścią sceny muzycznej, było dla mnie jak odkrywanie świata na nowo. Pamiętam też pierwszy koncert mojego pierwszego, własnego zespołu - na sali było ciasno, nasza muzyka przyciągnęła na koncert mnóstwo osób, dużo więcej niż zwykle przychodziło na koncerty tego typu. Zrozumiałem wtedy, jak istotną rzeczą jest granie własnych, szczerych kompozycji. Najgorszy moment na scenie to taki, gdy zawodzi sprzęt. Jeden z koncertów musiałem kiedyś cały zagrać tylko na czystym brzmieniu, bo na scenie przestał działać mi przester. Nie muszę chyba tłumaczyć, jak dziwny jest rockowy koncert bez przesteru... Śmieszny moment miałem też, gdy któregoś razu pękła mi w trakcie wykonywania piosenki struna E1, a zaraz potem B2 (H2). Na szczęście gitara była ze stałym mostkiem, ale mózg parował, gdy przekładałem w locie wszystkie solówki i zagrywki na inne struny tak, żeby nadal zagrać to, co było zaplanowane.
W jaki sposób ćwiczysz?
Dość spokojnie. Podczas ćwiczeń bardzo ważne jest, żeby nie gonić metronomu, żeby dać sobie na wszystko tyle czasu, ile potrzeba do nauki danej partii materiału. Jeśli ćwiczę nowe zagrywki, to pilnuję, żeby artykulacja była perfekcyjna. Potem wystarczy powtórzyć frazę kilkaset razy i jeśli wszystko się zgadza, to można przejść do kolejnego zadania. Ćwiczę do skutku - wcześniej czy później każda zagrywka wchodzi pod palce i staje się banalnie łatwa. Niestety zwykle później niż bym tego chciał, ale na scenie nie ma miejsca na skupianie się nad każdym dźwiękiem. Jeśli coś nie wychodzi na scenie, to znaczy, że nigdy nie było to dopracowane podczas ćwiczeń.
Jak scharakteryzowałbyś swój styl gry?
Swoją grę opieram na amerykańskim rocku oraz elementach bluesa, funku i country. Jest to więc granie na bazie dosyć prostych harmonii, ale dokładnie w timie. Kładę duży nacisk na rytmikę gry. Poza gitarą gram też czasem na perkusji i mam wyczulone ucho na przesunięcia dźwięków. Staram się komponować proste, ale ciekawe piosenki. Nie mam już takiej potrzeby szybkiego grania jak kiedyś, ale zdarza mi się wykorzystywać te szybkie przebiegi w głównych riffach utworów.
Jacy gitarzyści wywarli na Ciebie największy wpływ?
Na moje brzmienie i stylistykę ogromny wpływ miał Richie Kotzen. Ten człowiek żyje muzyką i pisze genialne gitarowe partie. Potrafi też w prostej piosence zagrać takie solo, że zapiera dech w piersiach. Zaraz za nim jest Keith Scott, gitarzysta Bryana Adamsa. W całej jego dyskografii nie ma ani za mało, ani za dużo dźwięków gitary. A każdy z nich jest po prostu niepowtarzalny. Zresztą kto nie zna Adamsa? I kto nie zna "Summer Of 69" albo "Everything I Do"? Nie spotkałem takiej osoby.
Porozmawiajmy o Twoim zestawie sprzętowym. Na jakich grasz gitarach?
Po latach gry na Fenderach Stratocasterach i Ibanezach (RG550, FGM300) zacząłem grać na Telecasterze. Model, który mam, to sygnatura Richiego Kotzena. To bardzo przyzwoite i uniwersalne wiosło. Sprawdza się w każdej sytuacji. Nagrałem na nim kilka piosenek z Non Solid i jestem bardzo zadowolony z jego brzmienia i z tego, jak wiele niuansów pozwala przekazać do wzmacniacza. Gryf jest bardzo płaski, ale gruby. Dobrze gra się na nim szybsze partie, jeśli ma się długie palce. Ta gitara wystarcza mi prawie do każdego rodzaju muzyki. Oczywiście poza metalem, bo tutaj klonowa podstrunnica i vintage’owe pickupy nie mają racji bytu.
A co powiesz o wzmacniaczach?
Obecnie używam Marshalla Silver Jubilee. Jest to 50-watowa wersja modelu Slasha. Ma piękny czysty kanał i potężny przester. Do tego boost dla obu kanałów. Maszyna do grania rocka. Ostatnio odkryłem też wzmacniacze Jean Paul Electronics. Jest to nasza rodzima firma, która zrobiła dla mnie model customowy. To pierwszy piec, jaki spotkałem, na którym można grać bez dopalania (duży zapas przyjemnego gainu) i jednocześnie cały czas słyszeć dokładnie brzmienie własnej gitary. Jest to głowa 18-watowa, więc można łatwiej poczuć lampową kompresję. Kolumny, na których gram, zmieniają się w zależności od potrzeb konkretnego występu, ale zawsze są wyposażone w głośniki Celestion Vintage 30 lub Heritage 65. Trudno jest je źle nagłośnić, więc są idealne do grania koncertów.
Kolejny temat to efekty. Z jakich urządzeń korzystasz na co dzień?
Tu już jest więcej gadżetów... Tunery Boss TU-2 i N-Tune (wbudowany w gitarę), kompresory Boss CS-3 i MXR Dyna Comp, tremolo Jean Paul Electronics, phaser MXR EVH-90, overdrive’y DigiTech Bad Monkey, MXR Distortion III, Fulltone OCD, delay MXR Carbon Copy, a do tego kaczka Crybaby 535Q. Z takim zestawem można zagrać w każdym gatunku coś ciekawego. Ale dzięki temu, że mam tuner wbudowany w gitarę, mogę bez problemu grać, nie używając efektów w ogóle. Na przykład na jam session nie ma czasu na ustawianie wszystkich efektów. Zdarza mi się więc często grać tylko "na kablu".
W jaki sposób poznałeś zapis nutowy? Czy chodziłeś do szkoły muzycznej?
Nuty poznałem już w podstawówce na lekcjach muzyki. Zawsze mnie fascynował ich wygląd i szybko mi weszły do głowy. Przyznam szczerze, że do grania nowych utworów w locie wybieram tabulatury, ale z nutami też całkiem dobrze sobie radzę. Jazzowe Realbooki i klasyczne utwory, które przerobiłem, były dla mnie najlepszą szkołą zapisu nutowego. Do szkoły muzycznej nie chodziłem. Miałem na studiach epizod ze szkołą muzyki rozrywkowej. Zawsze byłem wykuty na dwie lekcje do przodu i znałem dokładnie partytury. Niestety tylko ja, bo inni woleli uczyć się swoich partii w czasie przeznaczonym na ich odgrywanie i ostateczne korygowanie detali. Tempo nauczania było więc bardzo powolne, a ja zrezygnowałem z tej formy nauki i przeszedłem na lekcje indywidualne.
Czy znajomość nut ułatwia Ci codzienną pracę z instrumentem?
Bezapelacyjnie tak. O ile swoje kompozycje znam i pamiętam na tyle, że nie muszę ich sobie zapisywać dokładnie, to do komunikacji z innymi muzykami nuty są niezastąpione. Miałem okazję pracować z pianistami i saksofonistami - i nie wystarczy powiedzieć: "wciskam na drugiej kropce, na trzeciej strunie". Musi być konkret. Nuty dają możliwość dokładnego określenia każdego dźwięku.
Gdybyś miał wybrać tylko jedną najbliższą Ci technikę gry, to co byś wybrał? Legato...?
Obym nigdy nie musiał podejmować takiej decyzji (śmiech). To trochę tak, jakby musieć stracić palec u ręki i wybierać, który to ma być. Gdybym miał grać tylko jedną techniką, to wybrałbym strumming, czyli zwykłe granie akordów. Legato, staccato, string skipping, flażolety, bendingi - to wszystko tylko dodatki i smaczki. Bez akordów w podkładzie ciężko byłoby im zaistnieć. Poza tym bez akordów nie ma też piosenek. A zatem nie wyobrażam sobie muzyki gitarowej bez akordów. Tym bardziej nie wyobrażam sobie piosenek (The Beatles, Roxette, Bryan Adams) bez akordów. Sam dużo komponuję dla Non Solid właśnie z użyciem pełnych akordów. Wymiatacze, wybaczcie mi, ale ja zostaję przy najzwyklejszym w świecie strummingu...
W jaki sposób grasz podciągnięcia realizowane z wykorzystaniem dwóch strun? Co doradzisz ćwiczącym tego typu zagrywki?
Przy dwóch strunach mamy dwie możliwości. Albo podciągamy obie (trudniejsza wersja), albo podciągamy tylko jedną, a drugą gramy bez podciągania. Przy podciąganiu jednej struny ważne jest, aby nie było niedociągnięcia ani przeciągnięcia, bo efektem będzie niestrojący dwudźwięk. Brzydka sprawa. Tak jak przy zwykłym bendingu trzeba dużo ćwiczyć i na początku często porównywać dźwięk uzyskany z podciągnięcia z dźwiękiem, do którego dążyliśmy. Przy dwóch strunach jest nieco łatwiej, bo jak nie dociągniemy, to fałsz mocno słychać i łatwo można to skorygować w trakcie gry. Takie korygowanie nie przejdzie jednak przy nagraniu w studiu i warto wcześniej przyłożyć się do ćwiczeń, jeśli planujemy w przyszłości coś nagrywać, jak również dlatego, że na scenie nie zawsze dobrze się słyszymy - tutaj w "wycelowaniu" w dźwięk pomoże tylko doświadczenie wyniesione z ćwiczeń. Trudniej robi się, gdy chcemy podciągnąć naraz dwie struny i do tego wykończyć to podciągnięcie strojącym interwałem. Zwykle jedną ze strun podciągamy o pół tonu, a drugą o cały ton. Sprawniejsi gitarzyści mogą zrobić to nawet jednym palcem, ale szanse zagrania fałszu wzrastają dość mocno. Podciąganie dwóch strun wymaga dużej precyzji i porządnego przećwiczenia, ale jest za to bardziej efektowne i ciekawsze brzmieniowo.
Jakie ogólne rady dotyczące gry na gitarze dałbyś młodym gitarzystom?
Sam czuję się jeszcze młody (śmiech). A co do rad, to przede wszystkim powinno się szukać w grze na gitarze autentycznej radości. Im więcej radości wyniesiemy z gry, tym szybciej nauczymy się instrumentu. Gra na gitarze ma być dobrą zabawą. Jak już kupimy najnowsze modele gitar i wzmacniaczy, jak już przeczytamy o tajnikach techniki gitarowej i posiądziemy całą teorię, to warto użyć tego arsenału sprzętu i wiedzy, by sprawić radość innym i sobie. To po pierwsze. Po drugie - niestety trzeba być w grze na instrumencie sumiennym. To wymaga dyscypliny i poświęcenia, ale osiągnięte efekty warte są tego wysiłku.
Jakie są Twoje najbliższe plany? Jak widzisz swoją karierę w przyszłości?
Miałem z Non Solid kilka miesięcy bez koncertów. Pisaliśmy nowe piosenki, ulepszaliśmy aranże w starych. Teraz znowu zaczynamy grać w klubach. Zaczniemy tradycyjnie od Warszawy. Na pewno będzie jeszcze lepiej niż w 2010 roku. Mamy lepsze brzmienie i jesteśmy lepiej zgrani. Są też realne plany nagrania większej partii materiału. W tym roku znowu Wojny Gitarowe - tym razem jestem jurorem, więc nie biorę udziału, ale poza konkursem znowu dołączę swój utwór. Tym razem chcę przemycić troszkę brzmienia Steve’a Lukathera. Będzie czad! Będą też inne przeglądy solistów gitarowych, do których chciałbym się zakwalifikować i zmierzyć z innymi gitarzystami z naszego kraju. Moja kariera gitarowa na pewno będzie się toczyła co najmniej w tym samym tempie, co do tej pory. Myślę, że chyba jestem skazany na gitarę (śmiech).