Jarosław Śmietana
Jarosław Śmietana, jeden z najsłynniejszych polskich jazzmanów, nagrał niedawno album zatytułowany przewrotnie "I Love The Blues". Z artystą udało mi się porozmawiać podczas II Studenckiego Festiwalu Muzyki Bluesowej "Bluesroads", który odbył się w Krakowie w dniach 24-29 maja br.
Nie wiem jeszcze w jakiej kolejności ukażą się te płyty. Dopiero co wyszła płyta "I Love The Blues", więc na razie jeszcze za wcześnie na konkretną deklarację. Ale ja już powoli myślę o następnych albumach, aby w przyszłym roku mieć coś znowu do zaproponowania. Jedno mogę na dzień dzisiejszy powiedzieć - na pewno coś nagram, bo mam już taki charakter, że muszę coś robić.
Nie przejmuję się negatywnymi komentarzami, bo znam swoją wartość. Nie jestem jednak megalomanem i nie uważam, że to, co robię jest genialne. Potrafię też bardzo krytycznie spojrzeć na swoją twórczość. Poza tym robię rzeczy, które na ogół się sprawdzają. Jestem pod tym względem rozpieszczony przez fanów. Przychodzą oni na koncerty, więc czym mam się przejmować? Mam tego świadomość - nie biorę narkotyków, nie jestem odjechanym schizofrenikiem, nie występuję w programach, po których pieniądze uderzają do głowy. Ja stoję na ziemi i tworzę rzeczy bliskie normalnemu człowiekowi. Nie jestem i nie chcę być celebrytą. Chcę być artystą niepokornym, ale grającym dla ludzi. Mówiąc "niepokornym" mam na myśli to, że nie dam się przerobić na blichtr. Chcę robić swoje rzeczy i całe życie to robię. Dzisiaj się już nie zmanieruję. Trzeba było wcześniej namówić mnie na chałtury (śmiech).
Poza tym nie należy też przeceniać swoich sukcesów, czyli być umiarkowanym w ocenach skrajnych. Jeżeli przychodzi jakiś sukces, nie zachłysnąć się nim. Cieszmy się nim, ale pamiętajmy, że tak jak w przypadku niepowodzeń - to tylko chwila i za moment może być zupełnie inaczej. Muzyka jest kapryśną panią, raz jest wspaniale, a raz jest słabo. Dlatego należy robić swoje i pomimo wszystko ciągnąć ten wózek. I to po latach daje efekty.
Uważam, że moim największym sukcesem jest to, że tyle lat gram, jestem konsekwentny i traktuję to na serio. Ja miałem bardzo trudne okresy w życiu związane z pracą w Polsce. Okres stanu wojennego był dla mnie zupełną klęską, bo zostaliśmy pozbawieni grania. Przeżyłem różne rzeczy, ale zawsze wierzyłem w to, że trzeba grać. Ale frustruje mnie czasem, jak widzę sukces ludzi, którzy na ten sukces nie zasłużyli. Bo zostali wylansowani na gwiazdy, a o ostatnio jest to bardzo w modzie. Ktoś jest gwiazdą, bo tak akurat wyszło. Ale nie należy na to zwracać uwagi. Jeśli jesteśmy pewni swoich działań i działamy konsekwentnie, wtedy możemy mówić o prawdziwym sukcesie.
Kuba Chmiel