Miałem chwile zwątpienia odnośnie poszczególnych dyscyplin, w których biorę udział. Jest ich sporo i mają różne fazy. Zdaję sobie sprawę, że komponuję fajne piosenki i że czasem moje pomysły przekraczają moje możliwości. Tak samo wiem, że mam talent do pisania literackich struktur. Ale nie mogę być politykiem, bo oni biorą los ludzi w swoje ręce, a ja bym się bał. Mogę co najwyżej wyrażać swoją opinię. Całkiem niedawno naszła mnie więc myśl: Wiesz co Hołdys, dajmy sobie spokój z pisaniem o polityce. Przecież to nie ma sensu, świata nie naprawisz. Ale wiadomo, że moja natura jest taka, iż nie wytrzymam i w końcu coś gdzieś wyszczekam. Tak też bywa z muzyką. Ja, choć nie grałem na scenie 20 lat, obcuję z muzyką bez przerwy. Były momenty, kiedy dochodziłem do wniosku, że muzyka się kończy. I powiem otwarcie: coś w tym jest. Zaczęto zastępować talent tworzenia pięknych melodii produkcją. Hip-hop pokazał, że sięgając po piosenki Dido, Stinga, Led Zeppelin, można to przeplatać. I widzę dziś, że stare kompozycje są o wiele piękniejsze, kula ziemska zatoczyła koło i z powrotem nowe pokolenie chce słyszeć ładne melodie, zapominając, że powstały one wiele lat temu. Nie chcę powiedzieć, że zupełnie nic, ale mało rzeczy mnie zaskakuje w muzyce. Nudzą mnie niektóre rzeczy. 20 lat temu w każdym nagraniu grał Fender Stratocaster, bardzo rozpoznawalna gitara, i rzygać mi się chciało. Dziś nie mogę słuchać hi-hatu w perkusji. Przecież to tylko części mebla, który się nazywa perkusja. Ktoś kiedyś powiedział, że perkusja musi mieć pedał, bęben centralny, werbel, dwa czy trzy tomy, musi mieć hi-hat, parę czyneli. Musi to mieć? A dlaczego? Dlaczego ma mieć ten hi-hat? Dlaczego bębniarz musi w to stukać wszystkie ósemki? Ludzie stają się niewolnikami schematów. To muzykę dławi. I wreszcie, na koniec, w świecie muzyki zostały zabite osobowości. Nie pozwolono urodzić się i zaistnieć nowym przewodnikom stada. Muzycy, jak i wszyscy inni ludzie, wchodzą w swój świat dzięki idolom. Każdy muzyk zostaje muzykiem, bo chce być tym, kto był przed nim bogiem. Albo Kirkiem Hammettem, albo Kurtem Cobainem, albo Steve’em Vaiem. Jak mu zabierzesz boga, to do czego ma dążyć? Dziś nie ma tych wielkich nazwisk. Nie ma Jimmy’ego Page’a, Keitha Richardsa. Zamieniono świat muzyki na świat ekscesów. Jedyna pociecha w tym, że jest Internet. Nowe pokolenie musi stworzyć armię gitarzystów, musi nastąpić rebelia, jak rebelia punk rocka czy grunge’u.