Kvelertak to sprawca jednej z największych ubiegłorocznych muzycznych sensacji. Entuzjastyczny odzew na debiutancki materiał Norwegów zaskoczył nawet ich samych. Nie mogliśmy więc nie skorzystać z okazji do krótkiej pogawędki z jednym ze sprawców całego zamieszania. Przed Wami wokalista formacji - Erlend Hjelvik.
Cześć stary! Jak się masz? Jak tam po trasie z Comeback Kid? Podobało mi się w Katowicach. Szkoda tylko, że mieliście tragiczne nagłośnienie.
Siemasz! Mam się nadzwyczaj dobrze (śmiech). Trasa przebiegła pomyślnie, ale powiem Ci, że nie ma to jak być w domu - w Norwegii. Najlepiej grało się nam w Helsinkach, Moskwie i Stuttgarcie. Ludzie dostawali pierdolca w trakcie naszego setu. Coś niesamowitego (śmiech). Przykro mi to słyszeć, że brzmieliśmy źle, ale z drugiej strony fajnie, że Ci się podobało.
To niesamowite, że w przeciągu jednego roku osiągnęliście tak dużo, a przecież wszystko jeszcze przed wami - bo zbliżają się letnie festiwale.
Zgadzam się. Sam w to nie wierzę (śmiech).
Skąd wzięła się nazwa Kvelertak?
To po prostu bardzo dobrze brzmiące i krótkie słowo (przynajmniej po norwesku). W języku angielskim znaczy morderczy uścisk.
Dziennikarze mają problem z zaszufladkowaniem waszej muzyki. To miks punka, black metalu, hc i rock'n'rolla. W sumie, to black'n'roll pasuje tutaj jak ulał. Fenriz i Nocturno Culto powinni Wam zazdrościć (śmiech).
To mieszanka naprawdę wielu rzeczy. Nie wiem czy nazwałbym to black'n'rollem. Wolę nie. Źle mi się to kojarzy. Dość gównianie, że tak powiem (śmiech). Co więcej, nie uważam by black metalowe elementy były aż tak wyraźne. Gramy rocka i tyle.
Przywiązujecie jakąkolwiek wagę do tego co piszą i mówią dziennikarze?
Kiedyś tak. Ale to były nasze początki. Teraz wiemy kim jesteśmy i do czego jesteśmy zdolni. Robimy to dobrze i mamy takie opinie gdzieś. Możecie mówić dosłownie co chcecie.
Dlaczego śpiewasz po norwesku? Wokalista Finntroll śpiewa w swoim ojczystym języku ponieważ nie zna angielskiego. Domyślam się, że w Twoim przypadku tak jednak nie jest. I jeszcze, czy wszystkie teksty dotyczą mitologii nordyckiej?
Po prostu nie odpowiada mi język angielski. Źle się z tym czuję. Preferuję swój język ojczysty - i jak widać doskonale się to sprawdza. Na debiucie praktycznie każdy tekst ma coś wspólnego z mitologią. W mniejszym lub większym stopniu. Nie wiem jeszcze jak będzie to wyglądało w przyszłości. Nie myślałem o tym jak do tej pory.
Jak wygląda Wasz proces twórczy? Jamujecie, czy wszystko robicie na komputerze.
Zero klasycznych prób. Nasz gitarzysta Bjarte (Lund Rolland) pisze całą muzykę, nagrywa ścieżki demo i rozsyła nam. Potem to ogrywamy. Nic więcej.
Od początku chcieliście grać na trzy gitary? Daje to wiele możliwości zabawy z harmoniami.
Wiesz co, na początku było tylko dwóch. Z czasem doszliśmy do wniosku, że trzech gitarowych to jednak potężny arsenał - i tak już zostało. Całą muzykę piszemy z myślą o trzech gitarach.
John Baizley z Baroness zaprojektował Wam okładkę. Przyznam Ci się, że niemożliwie podoba mi się ten obrazek. Wasz merchandise to również jego zasługa?
Dzięki! Też go uwielbiam. Niestety nie korzystamy z jego usług w kwestii merchandise.
Wasz debiut brzmi bardzo brudno, może nawet nieco niechlujnie jak na dzisiejsze standardy, ale ten sound zabija.
Dokładnie! Kurt odwalił kawał naprawdę dobrej roboty i nie sądzę, by ktoś to zrobił lepiej. Mieliśmy sporo szczęścia i okazję by móc z nim pracować.
Dzięki za szybką rozmowę! Do zobaczenia!
Grzegorz "Chain" Pindor
Foto: Erik Holsvik