Pandemonium

Wywiady
2011-05-25
Pandemonium

W dzisiejszych czasach terminem "kultowy" zwykło się określać niemal wszystko. Kultowe mogą być meble, samochody, buty, ale też filmy, książki no i, oczywiście, płyty czy zespoły. Zdarza się nawet, że kapela nie musi wydać albumu, by zasłużyć sobie na takie miano, innym razem zdobywa je przez zasiedzenie, działając na tyle długo, że polityczna poprawność niejako nakazuje określać je tym mianem.

Polski rynek muzyczny w wielu momentach, niczym w krzywym zwierciadle, odbijający to, co dzieje się w cywilizacji, rządzi się swymi własnymi prawami. Dotyczy to zarówno głównego nurtu, jak i wszelkiego rodzaju nisz, w tym metalowego podwórka. Tu zaś niewiele jest zespołów, do których określenie "kultowy" pasowałoby lepiej, niż do Pandemonium. Paul i Żuber, zakładając kapelę w 1989 roku, od samego początku wiedzieli, że będą iść pod prąd. Grając muzykę, stanowiącą wypadkową wpływów Samael oraz Cetic Frost, opartą na tworzeniu atmosfery, nie na agresji, zaproponowali coś innego, aniżeli większość bandów, które działały ówcześnie w naszym kraju.

Czy takie dźwięki przyjęły się w Polsce? Wszak nie od dziś mówi się, że Polska death metalem stoi. "Nie wiem, na ile nasza muzyka zawładnęła umysłami i do czego poprowadziła lub doprowadziła" - mówi Paul, założyciel, frontman i lider Pandemonium. "Jakieś tam jednak informacje posiadam, mogące świadczyć o sporym zainteresowaniu swego czasu muzyką i zjawiskiem Pandemonium. To prawda, że zdecydowana większość kapel śmiga blasty. Śpieszą się gdzieś najwyraźniej. Ale każdy ma przecież prawo wyboru. Ja wybrałem to, co robię. Nie gonię nikogo". Takie podejście znalazło swoje najpełniejsze i, zdaniem wielu, najlepsze, odzwierciedlenie już na demówce "Devilri" z 1992 roku. To był prawdziwy sukces, a materiał okrzyknięto najlepiej sprzedającym się demo na świecie. Klasę zespołu potwierdził następnie pełnometrażowy debiut "The Ancient Catatonia". To był moment przełomowy w historii bandu. Niestety, kiedy wydawało się, że wszystko zmierza w najlepszym kierunku, atmosfera w ekipie pogorszyła się na tyle, że niemożliwym stało się dalsze jego funkcjonowanie jako Pandemonium.


Jak z dzisiejszej perspektywy Paul ocenia działalność pod szyldem Domain, który zdecydował się przyjąć w tamtym czasie i w ramach którego wydał trzy albumy? "Muzycznie, merytorycznie i ideologicznie wszystko to, co robiłem i robię, było i jest konsekwencją chęci tworzenia jako Pandemonium. Życie pokazało, że etap "tamten" był okresem przejściowym; Stety czy niestety, jedynym możliwym do wdrożenia w życie w tamtym czasie".

W 2004 roku muzycy wracają do nazwy Pandemonium, ale współpraca z ówczesnym wydawcą, Mystic Production, nakładem którego światło dzienne ujrzały albumy "The Zonei" i "Hellspawn", nie okazała się dla łodzian przełomowa. Paul dostrzega jednak także dobre strony tej kooperacji. "Jest chyba tak, że każdy wydawca ma swoje plany odnośnie każdego bandu z osobna. Myślę, że to, co mieliśmy do powiedzenia dla Mystic,  zostało przez nas powiedziane. Wszystko to, co w tamtym okresie zrobiliśmy, było potrzebne i warte zachodu z naszego ówczesnego punktu widzenia. Doceniam to, co zrobił dla nas Mystic. Dzięki nim zaczęliśmy wychodzić z cienia".

Wydaje się jednak, że Pandemonium posiada więcej żyć niż kot i wygląda na to, że dzięki konsekwencji i uporowi Paula zespół otwiera kolejny etap w swojej karierze. Po długim okresie ciszy, przerywanym od czasu do czasu sporadycznymi koncertami, pojawiła się jaskółka w postaci winylowej edycji "Devilri", wznowionej nakładem Godz ov War Productions. Pięknie wydany, do wyboru - biały lub czarny krążek, wzbogacony o booklet zawierający m.in. archiwalne zdjęcia i przedruki z podziemnych zinów, to najwłaściwszy nośnik dla tej muzyki. Nic dziwnego, że Paul nie kryje zadowolenia z reedycji. "Takiego obrotu sprawy chyba nie spodziewali się najstarsi Górale. Ten winyl to kolekcjonerski gadżet. Czarno-biały kruk! Po tylu latach od premiery "Devilri" na kasecie i kilku epizodach wydawniczych na CD, materiał ten znajduje w końcu swoje miejsce również pośród winylowych nośników. Okazuje się, że do dziś dnia ludzie widzą w tym coś kultowego. Wypada się tylko cieszyć, że tak jest."


Jednak najważniejsza informacja to ta, że zespół już wkrótce rozpocznie rejestrację kolejnego, pełnometrażowego albumu. Zajawkę tego, czego można będzie spodziewać się po premierowej płycie, stanowią dwa utwory umieszczone na krążku "Promo 2010", który udostępniono mediom, jak również dołączono do winylowej edycji "Devilri". "Promo 2010" to próbka możliwości i kursu Pandemonium na teraz oraz lata następne. Materiał robiliśmy dość długo, ale z perspektywy czasu widzę, że warto było się nad wieloma rzeczami zastanowić i wybrać to, co w naturalny sposób emanuje z nas samych. Mam przekonanie, że to materiał w stu procentach chciany, przemyślany, przedyskutowany i zaakceptowany. Żadnych rzeczy na siłę, żadnego olewactwa".

Płyta, zatytułowana "Misanthropy", zostanie wydana przez Pagan Records. W jaki sposób udało się zainteresować Tomka Krajewskiego tym materiałem? "Ojcem Chrzestnym przedsięwzięcia jest nasz menago Greg". - wyjaśnia frontman. "Prowadząc już jakiś czas Pandemonium ocenił, że tak będzie najlepiej: powierzyć pewne sprawy Pagan i równolegle prowadzić dalej kwestie wcześniej już uruchomione jako Godz Ov War Productions. Cała akcja wydawniczo-promocyjna będzie prowadzona dwutorowo, przez Pagan i Godz Ov War".

Kompozycje, które wypełnią "Misanthropy", powstały oraz zostaną zarejestrowane w tym samym składzie, w którym nagrano "Hellspawn". Czyżby, po tylu zmianach line-up’u, jakich Pandemonium doświadczył w przeszłości, nadszedł wreszcie czas kadrowej stabilizacji? "Mam nadzieję, że tak, że skład już okrzepł, chociaż ta miłość na odległość czasem jest trudna do zniesienia. Na dzień dzisiejszy nic mi w każdym razie nie wiadomo, by ktoś z ekipy Pandemonium podawał się do dymisji".


Początkowe plany zakładały, że krążek będzie nagrywany w różnych studiach, pod opieką kilku producentów. Ślady bębnów miały zostać zarejestrowane w Brodnicy, zaś gitary - w Łodzi, pod czujnym okiem Piotra Tyszkiewicza. Życie jednak raz jeszcze zweryfikowało pierwotne plany. "Cały materiał będziemy robili jednak w Łodzi, w studio Piotrka Tyszkiewicza. W ostatniej chwili jakiś ktoś, kto miał nagrywać nam bębny, zrezygnował ze współpracy z moim bębniarzem. Przerosło go to, o co go poprosiliśmy. Nieważne. Cały materiał wyjdzie zatem spod hebli Piotrka".

Zapas nowych sił, gotowy materiał oraz nowy wydawca. Wygląda na to, że Pandemonium, pomimo wielu zawirowań i licznych problemów, z którymi musiał borykać  się w przeszłości, ani myśli się poddawać. Skąd tyle samozaparcia i woli kontynuacji działalności kapeli? "To już taki "fach" i karma, piekło na ziemi i ciężka tyrka. Nie wiem, co mi kazało i  każe dalej to robić. Chyba potrzeby wyższe prowadzą tym wszystkim. Bo przecież nie pieniądze". Czy zatem możemy mówić o czwartym otwarciu w historii Pandemonium? Paul z optymizmem patrzy w przyszłość. "Każdy nowy pomysł i widoki na lepszą przyszłość każą postrzegać to, co przed nami, w kolorowych barwach. Tak jest i w tym przypadku. Można śmiało powiedzieć, że Pandemonium dostaje kolejną szansę, mozliwość pokazania siebie inaczej, na nowo, lepiej. Kolejne kości zostały rzucone, a czort karty rozdaje. Z niecierpliwością czekam na premierę "Misanthropy" i dalsze ruchy promocyjno-dystrybucyjne. Po tym okresie będziemy mogli powiedzieć więcej, co i jak".

Czy "Misanthropy" zamiesza na metalowym rynku i przyczyni się do ponownego wzrostu popularności Pandemonium, czas pokaże. Jedno jest pewne, łodzianie bez wątpienia na to zasługują.

Szymon Kubicki