Aaron Moreland (Moreland & Arbuckle)

Wywiady
2011-05-10
Aaron Moreland (Moreland & Arbuckle)

W przededniu polskich koncertów Moreland & Arbuckle, o inspiracjach, sprzęcie i oczywiście niepowtarzalnej cigar box guitar, z Aaronem Morelandem rozmawiała Ewa Jodko.

Choć dla uproszczenia są nazywani zespołem bluesowym, takie zaszufladkowanie ich twórczości - jak to zwykle z szufladkowaniem bywa - jest dużym skrótem myślowym. Fakt, że od tradycyjnego bluesa wszystko się zaczęło, ponieważ to dzięki wspólnemu zainteresowaniu tym niszowym gatunkiem dziesięć lat temu się poznali. Ale na ich brzmienie ma wpływ bardzo szeroki stylistyczny wachlarz: od bluesa tradycyjnego i chicagowskiego, przez heavy metal i rocka, po muzykę country, i jazz. Najtrafniejszym określeniem ich stylu zdaje się jednak być "muzyka rdzennie amerykańska", bo styl ten zawiera zarówno echa work songs rodem z pól bawełny, transowość hippiesowskich jam-bandów, jak i gitarowy czad w stylu the White Stripes.

Trzon zespołu tworzą: gitarzysta Aaron Moreland i wokalista oraz harmonijkarz Dustin Arbuckle. Przed rozpoczęciem działalności pod hasłem Moreland & Arbuckle (i przed poszerzeniem składu o perkusistę Brada Hornera) tworzyli jam band o nazwie the Kingsnakes. Grali zarówno stare bluesy, jak i kompozycje klasycznie rockowe. Okres ten szybko okazał się przejściowym, bo niebawem zmienili wszystko: od nazwy zespołu (na Moreland & Arbuckle), przez repertuar (stopniowo rezygnując z coverów, i skupiając się na własnej twórczości, jednak pozostając w estetyce rockowo-bluesowo-rootsowej), po skład - z kwartetu, przez duet, doszli w końcu do tria (gitara, harmonijka / śpiew, perkusja), i właśnie w takiej postaci pojawią się w Polsce, by między 13 a 29 maja zagrać 10 koncertów.  Mają na koncie trzy wydane własnym sumptem płyty ("Caney Valley Blues" z 2005 roku, "Floyd’s Market" z 2006 i nazwaną na cześć roku, w którym ich rodzinny stan Kansas przystąpił do amerykańskiej Unii, "1861" z 2008), jedną wydaną przez cenioną w bluesowym środowisku wytwórnię Telarc ("Flood" z 2010 roku). Właśnie pracują nad kolejną. Ma się ukazać nakładem tej samej wytwórni pod koniec lata, a wśród gości pojawi się na niej m.in. legendarny gitarzysta wytwórni Stax, Steve Cropper (znany też z zespołu towarzyszącego braciom Blues w filmie "the Blues Brothers").

To tylko kolejny dowód na ich rosnącą pozycję, potwierdzoną już wcześniej występami na tych samych scenach, co gwiazdy takie, jak Buddy Guy czy ZZ Top. Jak w telefonicznej rozmowie wyznał Aaron Moreland, zwłaszcza spotkanie z ZZ Top było nie lada przeżyciem, bo to jego idole: Często łapię się na myśli, że mam szczęście, bo spotykają mnie w życiu rzeczy o których kiedyś nawet nie śmiałem marzyć. Ale marzenia się spełniają! Przekonanie o tym daje mi dużo siły do dalszej pracy, bo mam poczucie, że jeszcze nie powiedzieliśmy ostatniego słowa, a nasza kariera dopiero się zaczyna. Najlepsze jeszcze przed nami. Choć już teraz jest super, bo robimy to, co kochamy, i jeszcze nam za to płacą! Jeśli chodzi o ZZ Top, to są jednym z moich ulubionych zespołów, i granie przed nimi było... przeżyciem nie do opisania.

Choć brak basisty był początkowo nie wyborem, a zbiegiem okoliczności, z czasem okazał się ich znakiem firmowym: Z basistami zawsze mieliśmy problem: trudno było znaleźć dobrego, a jak już się raz udało, to szybko od nas odszedł. Wtedy zdecydowaliśmy, że będziemy grali bez basisty. Nie, żeby od razu mieli stuprocentową pewność, że to tak dobra decyzja, jak się później okazała: Szczerze mówiąc, gdy podejmowaliśmy tę decyzję, miałem niezłego stracha, i nie byłem jej zwolennikiem. Głównie dlatego, że to przede mną stawiała nowe, poważne, wyzwania. Ale po tym, jak już decyzja została podjęta i wcielona w życie, okazało się, że jestem z niej bardzo zadowolony. Wręcz żałowałem, że nie podjęliśmy jej wcześniej, bo stałem się dzięki temu lepszym gitarzystą, lepszym muzykiem. To gitarzyście z tytułu braku basisty przybyło najwięcej nowych obowiązków: Musiałem znaleźć sposób jak dobrze wykorzystać te umiejętności, które już miałem. Na moją korzyść działało to, że wcześniej dużo grałem na gitarze rezofonicznej bez użycia kostki, dzięki czemu potrafiłem jednocześnie grać prawą ręką różne partie. Tak więc, nie było to dla mnie nowością. Choć na początku miałem pewne obawy, to potem ze zdziwieniem zobaczyłem, że ta zmiana wcale nie była trudna.

Nowa sytuacja nie tylko przyczyniła się do zmiany  stylu gry Morelanda, ale też wymusiła na nim nowe podeście do sprzętu. Wcześniej grałem głównie kostką i tylko raz na jakiś czas palcami, ale od czasu gdy gramy bez basisty przestałem używać kostki. Nie byłbym w stanie zagrać wszystkiego tego, co muszę zagrać, używając do tego celu czegokolwiek innego, niż palców. Zmieniło się moje brzmienie, i ustawienia. To była pierwsza duża zmiana, którą musiałem wprowadzić. Kolejną był nowy instrument: gitara zrobiona z pudełka po cygarach. Ponieważ ma ona trzy struny gitarowe i jedną basową, musiałem zacząć używać wzmacniacza basowego. Grając na 'zwykłej' gitarze, chcąc osiągnąć jak "największe" brzmienie,  używam dwóch wzmacniaczy gitarowych. Skąd się wzięła gitara z pudełka po cygarach? Z kompletnego przypadku! Graliśmy na festiwalu King Biscuit w miasteczku Helena w stanie Arkansas, na jednej z ulicznych scen. Zagadnął nas facet. W trakcie rozmowy zauważyłem, że trzyma w ręku instrument zrobiony z pudełka po cygarach. Bardzo mi się spodobał, i powiedziałem, że chętnie bym go kupił. A on zaproponował, że skonstruuje mi specjalny egzemplarz. Tak się zaczęła nasza przyjaźń, która trwa już pięć lat.

Jeśli chodzi o wzmacniacze, używa 22-watowej lampowej głowy zrobionej specjalnie dla niego przez kolegę mieszkającego tak, jak on w Wichita w stanie Kansas. Łączy ją z kolumną z jednym 12" głośnikiem. Używa też lampowego wzmacniacza Princeton Reverb z 1968 roku, który lubi za - jak mówi - dość czyste brzmienie. W połączeniu z głową, której brzmienie jest raczej tłuste, daje bardzo ciekawy efekt. Takiego zestawu używa do tradycyjnej gitary elektrycznej (używa gibsonów i fenderów). Sięgając po cigar box guitar, dodatkowo dodaje wzmacniacz basowy. Co jeszcze składa się na unikalność brzmienia tego instrumentu? Parę rzeczy. Po pierwsze, jest strojona w 'power chords'. Po drugie, ma basową strunę, co pozwala mi na granie pełnoprawnej linii basowej. Ponadto, gram na niej tylko slidem - bo nie ma progów. To dość unikalne podejście, bo nie jesteśmy przyzwyczajeni do linii basu granych slidem. Przy takiej konfiguracji sprzętu nasuwa się pytanie o kolejność, w jakiej poszczególne elementy są ze sobą połączone. Podłączam gitarę do tunera, który ma dwa wyjścia. Każde z nich podpinam do jednego ze wzmacniaczy gitarowych. W efekcie, mój tuner działa jak przełącznik A/B, umożliwiając mi korzystanie z obydwu wzmacniaczy naraz.

Jakich strun używa? Już wiemy, że zawsze trzech gitarowych i jednej basowej, ale jak je dobiera? Ponieważ nie używam kostki, często raniłem sobie palce i paznokcie. Zawsze grałem na strunach 0.75", ale od niedawna zamieniłem ją na strunę w płaskim oplocie. To ogromna zmiana - przede wszystkim ulga dla moich palców, ale również wpływa na brzmienie, które stało się tłustsze. Jeśli chodzi o struny gitarowe, to używam 0.32", 0.16" i 0.12". Długo eksperymentowałem, zanim udało mi się dobrać optymalne rozmiary. Ten układ aktualnie bardzo mi odpowiada, choć to nie znaczy, że za pół roku nie wymyślę jakiegoś innego! Doświadczenie nauczyło go także, że lepiej kupować struny basowe pojedynczo, a nie w zestawach, bo inaczej miałby pokaźną - i ciągle rosnącą - kolekcję niewykorzystanych basowych strun. Poza tunerem nie używa żadnych efektów, choć przed wyeliminowaniem ze składu basisty używał ich wielu.

Czy po tylu latach gry w składzie bez basisty potrafiłby wrócić do grania z basistą? To zabawne, że zadajesz mi dziś to pytanie, bo w ostatnich dniach Dustin (Arbuckle - wokalista i harmonijkarz) zaczął podgrywać na basie. Oczywiście, jego głównym instrumentem pozostaje harmonijka, i nie zamierza tego zmieniać, więc i nasz skład nie ulegnie zmianie na bardziej 'tradycyjny', niemniej, gdy on sięga na próbie po bas, ja automatycznie muszę modyfikować moje partie. Ale gram an gitarze od 21 lat, z czego 17 grałem z basistą, więc to dla mnie nie problem. Lubię zarówno granie w składzie z basistą - bo to daje mi dużą wolność - jak i granie bez basisty - bo to też pewien rodzaj wolności (śmiech). Żadne zmiany w składzie nie są jednak planowane, a Arbuckle doskonali swoje umiejętności basisty jedynie po to, by wzbogacić nimi brzmienie pojedynczych utworów - na zasadzie urozmaicenia, nie zasady: Jest pewna (mała) liczba piosenek, których nie możemy zagrać bez basu, stąd ostatnie działania Dustina. Ale rozwijamy się też pod innymi względami: ostatnio wzięliśmy się za harmonie wokalne. Nigdy wcześniej się na nich nie skupialiśmy, a teraz nagle wychodzą nam jakoś tak... naturalnie.

Keith Richards powiedział kiedyś, że nigdy nie zapomni jak pierwszy raz usłyszał nagrania klasycznego bluesamana, Roberta Johnsona, ponieważ nie mógł wtedy uwierzyć, że słucha jednego gitarzysty, a nie dwóch. Czy Aaron Moreland doznał kiedyś podobnego "olśnienia"? Też czytałem tą wypowiedź Keitha Richardsa, i całkowicie się z nim zgadzam! Podobne odczucia mam słuchając wielu przedwojennych nagrań bluesowych. Wielu z nich słyszałem już tak wiele razy, a nadal nie wiem jak jeden człowiek mógł sam to wszystko zagrać! Do takich wykonawców oprócz Johnsona należą Bukka White i Son House - mój ulubieniec, jeśli chodzi o tradycyjnego bluesa. Każdy z nich zagrał parę rzeczy, których - pomimo wielu godzin ćwiczeń i lat prób - nie jestem w stanie dokładnie powtórzyć. To muzycy, którzy należą już do historii. A czy wśród współczesnych wykonawców zdarzają się podobne niespodzianki? Tak, to dotyczy wielu różnych muzycznych gatunków, nie tylko bluesa. Jeśli chodzi o czasy bardziej współczesne, dobrym przykładem jest Eddie Van Halen. Nie mam pojęcia jak on gra te wszystkie szybkie legata... nigdy nie próbowałem się ich uczyć, ale gdy ich słucham, zawsze jestem nimi zaskoczony. Podobnie jest z Richiem Blackmorem z Deep Purple... nie wiem jak on to robi, ale jego wibrato jest takie... przejmujące. Dla wielu adeptów gitary sam Aaron z pewnością jest muzykiem, którego technika jest tajemnicą. Przyznaje, że po każdym z koncertów zadaje mu się setki pytań: Ludzie zawsze chcą wiedzieć jak działa 'cigar box guitar', i jakim cudem było słychać bas?! (śmiech) Choć odpowiadałem na te pytania tysiące razy, z chęcią robię to ponownie - szybko dodaje. Nie pozostaje nic innego jak wybrać się na któryś z koncertów, i dopytać Morelanda o parę technicznych szczegółów!

Rozmawiała: Ewa Jodko


Moreland & Arbuckle
zagrają w następujących polskich miastach:

13 maja Kraków - "Mile Stone"
15 maja Piekary Śląskie - Ośrodek Kultury "Andaluzja"
16 maja Chorzów - "Sztygarka"
23 maja Poznań - "Blue Note"
24 maja Grodków - "OKiR"
25 maja Gdynia - "Blues Club"
26 maja Olsztyn - "Pod Amfiteatrem"
27 maja Ciechanów - "Spring Blues Festival"
28 maja Świętochłowice - Festiwal "Na Skałce"
29 maja Warszawa Festiwal "Warsaw Blues Night" - Hybyrydy

Więcej informacji:

www.delta.art.pl
www.morelandarbuckle.com