Adam Waleszyński (Tides From Nebula)
Wywiady
2011-05-06
W przededniu premiery drugiego albumu Tides From Nebula "Earthshine" rozmawiamy z gitarzystą Adamem Waleszyńskim.
Cześć Adam! Słońce za oknem, a my tylko przed tymi komputerami (śmiech) To co, szybka rozmowa i spacer?
Bardzo chętnie! W sumie masz rację, trzeba się ruszyć, bo szkoda marnować tak piękną pogodę.
Mamy kwiecień, ale chciałbym się cofnąć do zeszłego roku. W ciągu dwunastu miesięcy z zespołu, który grał sobie tak trochę dla siebie, a trochę dla post-rockowych miśków w sweterkach i wayfarerach, staliście się międzynarodową marką. Konfrontacja z zachodem przyniosła ze sobą jakieś konkluzje?
Przede wszystkim, nigdy nie staraliśmy się grać dla określonej grupy słuchaczy. Co do konkluzji, to mogę powiedzieć, że za granicą jest inaczej. Granie długich tras koncertowych poza terenem naszego kraju jest dla nas zupełnie nowym doświadczeniem i niesamowitą przygodą. Powiedzmy sobie szczerze, nie jesteśmy zespołem bardzo rozpoznawalnym, ale nie na całe szczęście nie zdarzyło się nam zagrać dla pustej sali. Każdy z koncertów to był szok, bo jednak przychodzili ludzie, a w rezultacie można było odczuć zainteresowanie. Wierzymy, że jak będziemy ciężko pracowali to może być coraz lepiej. To wcale nie jest inny świat, w Polsce jest naprawdę spoko! Serio! (śmiech)
Lepiej, bo z dystrybucją Mystic i wspólną trasą z Riverside. Jak trafiliście pod skrzydła Michała Wardzały i czyj to był pomysł, by wraz z Mariuszem Dudą zaskarbić sobie nowe - progresywne grono słuchaczy?
Agent, który zajmował się poszukiwaniem wytwórni dla naszej drugiej płyty skontaktował się z Panem Wardzałą. Wysłaliśmy mu nasz album, po tygodniu zadzwonił i jak widać wszystko dobrze się skończyło. A wspólna trasa z Riverside to był pomysł zespołu Riverside. Jesteśmy im bardzo wdzięczni za daną nam szansę i możliwość zagrania jako gość specjalny na ich jubileuszowej trasie. Na pewno damy z siebie tyle, ile tylko możemy.
Wiesz, że udowodniliście, że młody zespół bez ''pleców'' może wydać płytę w Polsce, w Polskiej wytwórni i mieć jeszcze międzynarodową dystrybucję. Ostatni raz było tak z Mouga, teraz po latach dopiero z Searching for Calm i najprawdopodobniej będzie tak z In A House of Brick. Wiem, że dla Ciebie to żadna nobilitacja, ale środowisko metalowe ma z tym ogromne problemy.
Wierzę, że wszystko jest kwestią ciężkiej pracy. Dzięki niej można wiele osiągnąć - nawet ten cały sukces. Jeśli ciężko pracujesz, w końcu ktoś to doceni, a kapele które wymieniłeś pracują ciężko nie od dziś. In a House of Brick słuchałem jeszcze w czasach liceum, kiedy grałem w swojej pierwszej kapeli i przeżywałem fascynację taką muzyką. Podobnie z Searchami. Mając plecy, możesz z nich szybko skorzystać, ale i szybko możesz zniknąć.
A za granicą? Jak tam to wygląda. Zagraliście już dwie kontynentalne trasy - teraz czas na kolejną odsłonę. Nie ma problemów z dotarciem do klubów, bookingiem i promocją własnych wydarzeń? Albo wręcz przeciwnie - zainteresowanie jest większe niż przypuszczacie? Z Polski do Hiszpanii przecież daleko.
Po dwóch własnych trasach teraz zagramy kolejne dwie i jak do tej pory nie spotkaliśmy się z przykrymi sytuacjami. Nasz agent koncertowy Manus, perfekcyjnie wykonuje swoją robotę. Źle rozpromowane koncerty, to tylko takie, które były "zaklepane" najpóźniej i na promocję było mniej czasu. A w Hiszpanii, zagraliśmy akurat naprawdę świetne koncerty, na które przyszło dużo ludzi i wspominamy je bardzo miło.
Które z państw najlepiej ''czuje'' post-rocka? Kraje Beneluxu?
Trudno powiedzieć. Wszędzie było bardzo dobrze i muzyka instrumentalna ma chyba swoich słuchaczy w każdej części Europy.
Inspiracją przy pisaniu nowego albumu były góry. Będąc w trasie znajdujecie inspiracje w... ? W czym można znaleźć coś dla siebie, kiedy zwiedza się na przykład kraj Basków?
Góry nie były o tyle inspiracją, co w góry uciekliśmy z dala od naszej salki aby zmienić otoczenie podczas pisania materiału. W trasie niestety mało zwiedzamy, bo nie masz zbyt wiele czasu na spacery po miastach w których grasz koncert. Większość dnia spędzasz w busie, masz więc czas aby pooglądać widoki przez okno i porozmawiać z kumplami na tematy, których zwykle się nie porusza (śmiech) Każdy kraj ma w sobie coś pięknego, szczególnie miło wspominamy Viana Do Castelo w Portugalii, gdzie po koncercie spaliśmy na łodzi szpitalnej z lat 50, która została przerobiona na hotel. Właśnie tam następnego dnia mieliśmy trochę czasu aby zwiedzić to urocze portowe miasto. Samo bycie w trasie z dala od codzienności jest bardzo inspirujące i co chwilę znajdujesz "to coś dla siebie", o które pytasz.
A w Polsce? Stolica chyba bardziej odrzuca niż zachęca. Z wielkomiejska sztuką nie macie zbyt wiele wspólnego.
Chyba nie wiesz w jak pięknym kraju żyjesz!? (śmiech) Przyznam szczerze, że w pełni zwiedziłem kraj, kiedy zacząłem jeździć w trasy z TFN. Wcześniej nie miałem takiej możliwości. Warszawa, Wrocław, Poznań, Kraków, Gdynia wydają mi się o wiele bardziej interesujące niż taki Paryż na przykład. Proszę nie zrozum mnie źle, nie tworzę tutaj kategorii lepsze - gorsze. Staram się udowodnić, że to co nas otacza w naszym kraju jest bardo inspirujące i najzwyklej w świecie piękne. (śmiech)
Nie powiedziałem, że Polska jest zła. Jestem z południa, więc doskonale wiem jak pięknie jest u nas. Paryż jest nudny i nikt tam nie mówi po angielsku (śmiech). Jak jest z muzyką? Projekt taki jak Lunatic Soul może mieć wpływ na post-rock spod znaku Tides From Nebula?
Ale powiedziałeś, że Stolica odrzuca! (foch) Osobiście mało słuchałem Luantic Soul. A czy może mieć wpływ? Nie wiem, szczerze Ci powiem, że to trudne pytanie i nie umiem na nie jednoznacznie odpowiedzieć.
Z racji tego, że nie dźwięki Mariusza nie leżą w kręgu waszych zainteresowań, czy może umownie ambient i post-rock to dwie zupełnie różne rzeczy?
Akurat, bliżej nam teraz do ambientu niż do post-rocka, zarówno w tym co aktualnie tworzymy jak i słuchamy, więc chyba aż tak zupełnie inne rzeczy nie są.
A metal, djent, drone? Akustyczna cisza i melancholia czy gitarowy pazur? Maciej unikał odpowiedzi, gdy pytałem czy ''Earthshine'' przyniesie radykalne zmiany. Ten metal tu nie pasuje (śmiech)
Osobiście, uwielbiam każdy ze stylów, który podałeś. Czasami słucham wręcz ekstremalnej muzyki, co mnie również dziwi. O "Earthshine" powiem to, co zawsze mówimy. Z naszej drugiej płyty jesteśmy bardzo zadowoleni i pozwól, że będą wtórował Maciejowi i uniknę odpowiedzi na to pytanie.
Ale ja muszę o to pytać. Będę pytał ja i będą robić to inni. Zbigniew Preisner też jest zadowolony?
Z tego co wiem, to tak.
To współpraca budząca zainteresowanie równie mocne jak w przypadku Behemoth z Leszkiem Możdżerem. Niestety ten drugi dodał od siebie tylko smaczek. Jak jest w waszym przypadku?
Jeszcze miesiąc i każdy będzie mógł to stwierdzić , czy jest inaczej, czy nie i czy udało nam się "pójść do przodu" albo może stać w miejscu. Zostawiamy to słuchaczom. Tak samo, Pan Preisner wyciągnął z nas to co najlepsze i dodał od siebie to co uważał za dobre. Ta współpraca wiele nas nauczyła o muzyce i jej tworzeniu. Efekty poznasz już 9-go maja.
Bylebyście nie poddali się stagnacji. Póki co ''Aura'' Wam sprzyja. Zarówno Ty jak i Maciek jesteście bardziej tajemniczy niż zwykle (śmiech). Co oznacza tytuł i jak koresponduje z okładką. Tylko nie odsyłaj mnie do Heldera jeśli to on robił layout!
Nie wydaję Ci się, że nasza nowa okładka, trochę się mieni? W porównaniu do debiutu lśni kolorem. Ja osobiście mam takie odczucie, a "Earthshine" to światło Ziemi widoczne na księżycu, więc tutaj jakoby jest wspólny mianownik.
Mi się kojarzy z ogniem, jakby ziemia się miała palić, a to coś, to jakby życie skomasowane i utlenione.
I to mi się właśnie w niej podoba! Każdy może ją odebrać zupełnie inaczej. Przynajmniej, taką mam nadzieję.
Autorem ponownie jest Helder?
Tak. Jesteśmy jego fanami i po raz kolejny jesteśmy bardzo zadowoleni ze współpracy z tym artystą.
Ja się zakochałem w jego pracach. Początkowo miałem wątpliwości, ale wydaje mi się, że to człowiek-geniusz, idealnie przedstawia nawet najbardziej zawiłe formy, a jak widać jego prace pozostawiają szerokie pole do interpretacji. Zrobi dla Was również merch?
Hmmm, nie myśleliśmy nad tym, dzięki za pomysł! Helder jest artystą bardzo wszechstronnym i produktywnym. Dosłownie zasypał nas pomysłami a my wybraliśmy i rozwinęliśmy koncept, który podobał nam się najbardziej.
Nie myśleliście o rejestracji live show w Radio?
Graliśmy raz w Radio PIK w Bydgoszczy. Zarejestrowaliśmy to, nawet chyba można to znaleźć na stronie rozgłośni. Sam nie wiem czy jest to ogólnodostępny zapis. Ale jeśli chodzi Ci o wydaniu płyty "Live" to myślę, że jeszcze długa droga przed nami. Może kiedyś.
Bardziej chodziło mi o to, by wydać oficjalny bootleg lub po prostu tego typu nagranie. Albo - nagrać taki występ w radio ale z obrazem. Fajne pomysły, których realizacja (chyba) wyniesie mniej niż DVD.
Nigdy nie myśleliśmy o wydaniu bootlega, tym bardziej DVD. Wszystko w swoim czasie, spokojnie małymi krokami może kiedyś do tego dojdzie. Na razie czeka nas premiera naszego drugiego krążka i chciałbym by wraz z nią ruszyła prawdziwa promocja.
Na całe szczęście za miesiąc wszystko stanie się jasne, nie mniej jak światło ziemi na księżycu. To co, zapraszasz na koncerty czy nie? Kiedy polska część trasy?
Serdecznie zapraszam na wszystkie nasze koncerty. Niezależnie gdzie i kiedy! Na najbliższych dwóch trasach po europie będzie można kupić ''Eartshine'' jeszcze przed premierą. Zaczynamy 22 kwietnia. Wszystkie daty można sprawdzić na naszej stronie internetowej i na portalach na których znajdują się profile naszego zespołu. Po Polsce zagramy trasę, a kiedy? To ogłosimy niebawem.
Dzięki za rozmowę! Do zobaczenia!
Bardzo dziękuję za rozmowę! Pozdrawiam wszystkich czytelników! Idę na spacer!
Grzegorz "Chain" Pindor
Adam, czy w Waszym zespole zaszła jakaś reorganizacja? Najczęściej wywiadami zajmował się Maciek, teraz rozmawiam z Tobą. Postanowiliście, że przy okazji premiery każdej płyty na pytania dziennikarzy będzie odpowiadał inny członek Tides From Nebula? (śmiech)
Witaj! To chyba kwestia przypadku, że Maciek zwykle odpowiadał na Twoje pytania. Najczęściej dzielimy się wszelką pracą związaną z wywiadami. Zgadza się jednak, że Maciek jest osobą pierwszego kontaktu, jeśli chodzi o nasz zespół. To on zajmuje się kontaktami z wszystkimi na około.
W minionym roku zatrudniliście osobę na stanowisko managera. Ostatecznie nadal sprawami zespołu zajmujecie się w dużej mierze samodzielnie. Trudno zaufać osobie spoza kapeli czy w ogóle znaleźć odpowiedniego człowieka na to miejsce?
Osobą, która zawsze zajmowała się naszymi sprawami był Maciek - to on jest człowiekiem pośredniczącym między zespołem a ludźmi z zewnątrz. Nigdy nie rozpatrywaliśmy managementu w kwestii zaufania. W obecnej sytuacji zewnętrzny manager nam nie jest potrzebny, Maciek wykonuje swoją pracę bardzo dobrze. Jeśli nadejdzie moment, że osoba zewnętrznego managera będzie nam potrzebna, na pewno rozważymy taką sytuację.
Wasz nowy album "Earthshine" wydaje Mystic Production. Dużo mówiło się o tym, że celujecie tym razem w zagranicznego wydawcę. Czy Michał Wardzała przekonał Was ostatecznie tym, że Wasz album będzie miał równoległą premierę za granicą i w Polsce?
Propozycje z zagranicy również były, ale Mystic Production, jako nasza rodzima firma, zajmie się nami chyba najlepiej, tak samo w kraju jak i za granicą. Jak dotąd nasza współpraca układa się bardzo dobrze i wszystko jest jak najbardziej w porządku. "Earthshine" ujrzy światło dzienne w większości krajów starego kontynentu, a wkrótce także w USA oraz Japonii.
Producentem płyty jest Zbigniew Preisner. Jak doszło do Waszej współpracy? To On odezwał się do Was pierwszy?
Tak, Pan Preisner odezwał się do nas jako pierwszy. To był dla nas szok. Usłyszał nas w radiu, które włączył, kiedy wsiadł do samochodu. Natychmiast zadzwonił do rozgłośni aby dowiedzieć się jak się nazywa zespół, który właśnie usłyszał. Kilka dni później w Krakowie doszło do pierwszego spotkania, na którym Pan Preisner zaproponował nam współpracę i wspólne nagranie płyty z nim jako producentem materiału.
Jak wyglądała Wasza współpraca? Słuchając Waszej nowej płyty, np. początku "Caravans", odnoszę wrażenie, że wpływ Zbigniewa Preisnera na "Earthshine" nie ograniczył się tylko realizacji dźwięku. Czy otrzymywaliście od niego także podpowiedzi co do samego komponowania?
Za realizację płyty odpowiada czołowy inżynier dźwięku młodego pokolenia w Polsce, Rafał Smoleń. Pan Preisner to człowiek z ogromnym doświadczeniem na skalę światową, więc jego podpowiedzi były dla nas bardzo pomocne.
A jakie fragmenty na płycie były inspirowane jego podpowiedziami?
Pan Preisner jest producentem materiału, więc cały materiał został wspólnie nim przeanalizowany. W "White Gardens", na przykład, pomógł nam w aranżacji smyczków i klawiszy.
Słuchałeś jakiś płyt jego autorstwa? Znajdujesz wspólny mianownik pomiędzy żałobną wrażliwością jego kompozycji a utworami Tides From Nebula?
Nie uważam płyt Pana Preisnera za żałobne - myślę że są mistyczne i bardzo przestrzenne - i chyba tutaj jest ten wspólny grunt, na którym spotyka się nasza muzyka z muzyką naszego producenta. A z dyskografią zapoznałem się od razu, kiedy do nas zadzwonił. Bardzo mi się spodobała i przyznam, że jego muzyka przekonała mnie do brzmień klasycznych.
Wielu muzyków przyznaje, że komponowanie muzyki przychodzi im najłatwiej w czasie "dołków". Czy z Wami jest podobnie? Kiedyś deklarowaliście się, że wszyscy w zespole jesteście szczęśliwymi ludźmi, Wasza muzyka jest jednak przepełniona melancholią i smutkiem, przez co przebijają się, dosyć jednak nieśmiało, promyki radości.
(Śmiech)To wygląda na to, że w muzykę przelewamy cały smutek, aby w życiu być szczęśliwymi. Gdybym to potwierdził chyba bym skłamał. Muzyka, którą tworzymy, wypływa z nas naturalnie. Może to wynik jakiegoś freudowskiego przeniesienia? (śmiech) Naprawdę nie wiem. Odpowiem tak jak Maciek zwykle odpowiada - "…tworzymy to, na co mamy ochotę".
Wiesz, "Earthshine" jest albumem mocniej nasączonym smutkiem niż "Aura". Szczególnie początki utworów są mocno melancholijne z dynamiczniejszymi, "aurowymi" zakończeniami. To taka metafora wygranej walki z depresją? (śmiech).
To dowód na to, że zrobiliśmy inną płytę niż pierwsza. Bardzo nas to cieszy.
A czy nie korciło Was, żeby nagrać płytę jeszcze bardziej "inną"? Można było jeszcze bardziej poeksperymentować… Z drugiej strony zapewne i tak znajdą się osoby, które uznają, że "Aura" była lepsza i skończyliście się na swoim "Kill’Em All". Ja osobiście jestem zwolennikiem zmian w muzyce.
My również, jednak to jak płyta brzmi, to wynik tego, co widocznie w nas siedziało i naturalnie z nas wypłynęło. Naszym skromnym zdaniem, jest jednak inaczej, jest głębiej, jest dojrzalej w porównaniu do debiutu. Produkcja jest lepsza, warunki nagrywania były zupełnie inne, co wpłynęło na efekt końcowy. Wybacz, mogę brzmieć tak jakbym rozpływał się nad własnym materiałem - ależ nie! Po prostu jesteśmy z siebie, w końcu, bardzo dumni! A co do słuchaczy, którzy stwierdzą, że się skończyliśmy, cóż - nigdy wszystkim nie dogodzisz.
A jak na nową płytę reagują osoby, które już ja usłyszały?
Na razie nie było opinii negatywnych. Wszyscy, którzy ją słyszeli byli raczej zadowoleni z "Earthshine" i bardzo Wam serdecznie dziękujemy za te opinie.
Przedpremierowo opublikowaliście najbardziej "aurowe" nagrania", a nie te które pokazuje Wasze nowe oblicze. Dlaczego?
Bo widzisz, lepiej jednak jak słuchacze odkryją całe "Earthshine " samodzielnie, to muzyka instrumentalna, bez słów , więc każdy na swój osobisty sposób dopisuje do niej własną historię. Moim zdaniem, te utwory brzmią zupełnie inaczej w kontekście pozostałych. Według Ciebie, są "aurowe", a według jeszcze kogoś innego, jeszcze inne. Udostępniliśmy utwory, które pokazują różnicę w brzmieniu w porównaniu do pierwszego albumu.
Okładka tym razem utrzymana jest w ciepłych kolorach. Kontrastują z nią tytuły utworów takie jak "White Gardens", "Hypothermia" czy "Sybiera". To świadome posunięcie?
Oczywiście, przy "Eartshine" postanowiliśmy stawiać kroki ryzykowne i odważne. Do tej pory w minę nie wdepnęliśmy, więc mamy chyba bardzo duże szczęścia w tym, co robimy. Swoją drogą poczekaj do 9-go maja - sam front okładki to nie koniec tego, co przygotowaliśmy w związku z drugą płytą. Jest jeszcze środek.
A co właściwie przedstawia okładka?
Plamę tuszu nad lasem wyrastającym z mieniącej się ziemi (śmiech). Okładka przedstawia to, co zobaczysz, kiedy będziesz słuchał całej płyty, trzymając cały produkt w ręku. Na prawdę nie chcę nic sugerować. Najlepsze jest to, że nawet każdy z nas widzi w niej coś zupełnie innego, a nasze myśli mają wspólny mianownik i większość elementów, choć ubrane w inne słowa, nadal są do siebie zbliżone.
Kariera Tides From Nebula nabiera coraz większego rozpędu? Jak się z tym czujecie? Wiesz, z jednej strony na pewno to cieszy, ale niesie ze sobą też pewne ryzyko.
Cieszymy się bardzo. Na koncertach jest coraz więcej ludzi, zainteresowanie rośnie. W niecałe dwa i pół roku od pierwszego koncertu udało nam się zapełnić klub Firlej we Wrocławiu, a do Progresji w Warszawie sprowadzić tylu słuchaczy, aby móc zagrać na dużej scenie. Wszystko nabrało nieprawdopodobnego tempa. A o jakim ryzyku mówisz? Nie popadniemy w alkoholizm. Mamy trzech psychologów w zespole, non stop się kontrolujemy nawzajem. Jeśli będziemy ciężko pracować, nie ma się czego bać.
Wasza kariera jest jednak taka w ogóle "niepolska". Od początku dużo gracie, jesteście aktywni, do tego nie narzekacie (śmiech).
Z natury jesteśmy ludźmi nienarzekającymi. Poza tym, jak sam powiedziałeś - jesteśmy aktywni, nasza kariera jakoś nam idzie, więc chyba nie mamy na co narzekać.
Kończąc wywiad, zdradź nam kiedy i gdzie będzie można Was zobaczyć w naszym kraju? Wiem, że trasa jest już zaplanowana.
Tak, jest, na jesień i tylko tyle mogę na razie potwierdzić. Proszę śledzić naszą stronę. Serdecznie dziękuję za wywiad i pozdrawiam wszystkich czytelników!
Jacek Walewski