A ja pamiętam zarówno lepsze, jak i gorsze chwile, więc u mnie na pewno nie działa efekt wyparcia (śmiech). Jeśli chodzi o najgorsze wspomnienie z grania na scenie, to pamiętam dwie sytuacje: jedną koszmarną i drugą, jak się później okazało, przezabawną. Ta koszmarna to koncert, jaki graliśmy w zastępstwie innego zespołu dawno temu - ów zespół w ostatniej chwili odwołał występ w klubie i zaproponowano nam zagranie koncertu, nie informując o fakcie podmianki, jak się potem okazało, zupełnie nikogo (czy to na plakatach, czy chociażby przy wejściu do klubu). Tym samym publiczność od samego początku nie dała nam szansy. Ludzie nie byli zachwyceni tym, że zapłacili pieniądze, a gra ktoś inny. Zakończyło się to bardzo niemiło i nawet cudem uniknęliśmy bójki. Przezabawny z kolei - ale dopiero po fakcie - okazał się koncert, podczas którego spadłem ze sceny po tym, jak oparłem się o statyw od mikrofonu. Statyw był wadliwy, więc upadłem razem z nim, zahaczając po drodze nogą o przyciski w procesorze wokalnym TC-Helicon VoiceLive. Gdy już dostałem się z powrotem na scenę, czerwony ze wstydu jak burak, i zacząłem śpiewać, wówczas okazało się, że śpiewam głosem Arnolda, gdyż taki preset przypadkowo ustawił się w efekcie podczas mojego upadku (śmiech). Cała sytuacja naprawdę była przekomiczna, ale ja wolałem wtedy, żeby mnie tam w ogóle nie było. Pozostałe występy na żywo to naprawdę wspaniałe wspomnienia, głównie za sprawą publiczności. Jeśli zaś chodzi o studio nagrań, to również wspominam to bardzo miło. Dotychczas mieliśmy okazję nagrywać u Krzyśka Tonna w Łodzi oraz u Bartka Orłowskiego w Szczecinie i zarówno w tym pierwszym, jak i drugim studiu atmosfera, jaką stworzyli wyżej wymienieni panowie, była naprawdę wyśmienita. Mogę jedynie dodać, że w studiu u Bartka czuliśmy się jak w domu i było nam naprawdę żal kończyć nagrania.