Początki to oczywiście rzeczy podsuwane przez kolegów. Ktoś czegoś słuchał, słuchałem i ja. Brak krytyki, wiadomo. Pamiętam, że w latach 80 - tych któryś z kolegów słuchał Duran Duran, new romantic. Wydawało mi się, że to straszna wiocha, bo wtedy byłem już na etapie punk rocka. Teraz chętnie wracam do muzyki z lat 80 - tych, dla zabawy i z sentymentu. Ale wracając do pytania - świadomie zacząłem szukać rytmu i aranżacji. Zawsze zwracałem uwagę na te elementy. Rytmiczne granie, praca bębnów i niuanse aranżacyjne. Bardzo wcześnie zaczęły mnie fascynować rzeczy wykraczające poza schemat "zwrotka - refren". Znajdowałem takie rozwiązania w muzyce progresywnej, jednak tam z kolei brakowało mi energii, zwierzęcej siły, hałasu. Kolejnym elementem była zabawa dysonansem. I choć dzisiaj jak najbardziej doceniam harmonię i melodię, to dysonans wciąż stawiam bardzo wysoko. Wspomniany noise, poszukiwania - wczesne! - Cave'a, wreszcie kolejne moje odkrycie - Michael Gira i Swans. Mój kolega Krzysiek "Pietrucha" Piekarczyk, wielki znawca muzyki, na początku lat 90 - tych wprowadził mnie w świat nowojorskiej awangardy typu Sonic Youth, właśnie Swans i wiele innych rzeczy. Pamiętam, jak z wypiekami na twarzy przynosiłem do domu kasety z takimi nagraniami, pamiętam pierwszy kontakt z "Confusion Is Sex" SY, "Goat" The Jesus Lizard, "The End Of Silence" Rollins Band, "Repeater" Fugazi czy wrażenie, jakie zrobiła na mnie płyta "Filth" Swans... Pamiętam wreszcie totalny szok, kiedy na jakimś obozie wrzuciłem do paszczy walkmana "Human" Death... Te rzeczy utkwiły w mojej głowie na zawsze... Generalnie serce zostawiłem w latach 90 - tych... Zresztą, nazw zespołów mogłoby się tu pojawić tyle, że zamiast odpowiedzi powstałaby encyklopedia, a nie o to chyba chodzi. Poszukiwałem, i nadal poszukuję, muzycznego absolutu. Którego, na szczęście, nigdy nie znajdę, bo to oznaczałoby koniec tej drogi.