Nie będziemy przeprowadzać wywiadu z grupą Airbourne, zamiast nas zrobią to fani zespołu. Może to i lepiej, ponieważ niektórych z tych pytań sami nie odważylibyśmy się zadać...
Grupa Airbourne powstała w 2003 roku w Australii. Jej założycielami są dwaj bracia O’Keeffe - wokalista i gitarzysta Joel oraz perkusista Ryan. Po upływie zaledwie jednego roku formacja ta zadebiutowała EP-ką "Ready To Rock", na której znalazło się osiem kompozycji. W 2005 roku muzycy zdecydowali się na przeprowadzkę do Melbourne, gdzie podpisali kontrakt z wytwórnią Capitol Records i dali się poznać jako obiecujący, pełen energii zespół, którego potencjał został dostrzeżony przez krytyków i szybko doceniony przez błyskawicznie powiększającą się rzeszę fanów. Już wtedy zespół braci O’Keeffe mógł się pochwalić graniem supportów dla takich zespołów, jak The Rolling Stones, Motörhead czy Mötley Crüe. Ale to jeszcze nie koniec zmian, bowiem już w roku 2006 nastąpiła kolejna przeprowadzka, tym razem do Stanów Zjednoczonych. To właśnie tam został zarejestrowany materiał na pierwszą płytę długogrającą formacji Airbourne zatytułowaną "Runnin’ Wild". Krążek ten powstał pod okiem słynnego producenta Boba Marletta, który współpracował m.in. z Alice’em Cooperem. "Runnin’ Wild" został wydany w czerwcu 2007 roku (EMI) oraz w styczniu 2008 roku (Roadrunner Records) i szybko zaskarbił sobie sympatię fanów. Wartość tego wydawnictwa dostrzegła również redakcja magazynu "Metal Hammer", uznając go za najlepszy debiut roku 2008. Skoro muzycy dorastali w południowej części Australii, to czy jest możliwe, żeby wychowywali się bez wpływu AC/DC? Raczej nie, choć ciągłe porównywanie do tego giganta rocka bywa już dla członków Airbourne dosyć męczące. Grupa konsekwentnie zagospodarowuje swoją niszę na australijskiej scenie muzycznej. Ich koncerty emanują czystą rockową energią, która potrafi zelektryzować całą publiczność. Czego potrzeba, żeby tak grać? Dobrych gitar, dobrych wzmacniaczy i - jak się zaraz przekonacie - sporej, naprawdę sporej ilości piwa...
Czy w kontraktach dotyczących przebiegu trasy koncertowej stawiacie czasem ekstrawaganckie wymagania? - Joe Vine, Londyn
Jesteśmy prostymi chłopakami, toteż chcemy, aby było dużo piwa...
No cóż, nie jesteśmy zbyt wymagający. Zdajemy sobie sprawę, że trzeba osiągnąć trochę wyższy poziom popularności, ażeby prosić o szafę grającą, stoły do bilardu i basen przy apartamencie. Takie rzeczy negocjuje się z innego pułapu.
Ale dobra wyżerka też jest ważna.
O tak! Jeśli zaproponują nam chipsy i paluszki, to na pewno przyjedziemy!
Po prostu jakieś dobre jedzonko...
Może powinniśmy zacząć prosić o gitary?
Odprawiacie jakieś rytuały przed koncertami? A może pijecie alkohol przed wyjściem na scenę, żeby zabić tremę? - Dave Montrose, Swansea
Wiesz, zawsze pijemy parę piwek, żeby się trochę rozluźnić i wejść w odpowiedni klimat. Potem słuchamy ostrego rocka w garderobie. Po występie jesteśmy na takim haju, że chcemy tylko pić i bawić się do białego rana (śmiech). Tylko potem budzisz się rano na takim kacu, że nie możesz się ruszyć. I on cię nie opuści aż do wieczora...
Będę grał z moim zespołem kilka koncertów. Czy możecie nam doradzić, jak zjednać sobie trudną publiczność? - Nodger
Po prostu grajcie ostro, wkładajcie w to całą duszę, a nikogo nie będziecie musieli sobie zjednywać. Zróbcie dobry show, niech gitary palą wam się w rękach. Tak, żeby ludzie oniemieli i z wrażenia nie wiedzieli, gdzie są.
No cóż, czasem zdarza się trudna publiczność. Starajcie się jednak nie brać jej reakcji do siebie. Po prostu róbcie swoje.
Czy zdarzyło się wam zapomnieć swoją partię podczas koncertu? - Chris Winn, Hull
O tak, to się zdarza! Na przykład wejście do utworu "Too Much, Too Young, Too Fast" z płyty "Runnin’ Wild" jest dość skomplikowane i zdarzyło mi się kilka razy w nim porządnie namieszać. Czasem zapominam parę nut albo źle zagram jakiś akord. Jestem wtedy na siebie wściekły. Jak można zapomnieć coś, co grało się setki razy! Ale nic nie można na to poradzić, czasem po prostu tak jest.
Czy zdarzyło się wam grać w naprawdę dziwnym miejscu? Który koncert był pod tym względem najbardziej oryginalny? - Millie
Czasami zabawnie jest na festiwalach, które odbywają się w najdziwniejszych miejscach, jak na przykład na pustkowiu, gdzie trzeba budować swoją własną scenę. Nie mówię tu tylko o Australii, ponieważ graliśmy też w dość zaskakujących miejscach w Stanach Zjednoczonych.
Nigdy nie zapomnę koncertu w The Oxford Tavern w Newcastle (Walia). To była zwykła tawerna, w której swoją siedzibę miał też bukmacher. Ludzie jedli obiad i stawiali na konie, a my w tym czasie rozstawialiśmy swój sprzęt. Ten klimat zupełnie nie pasował do koncertu rockowego. Ludzie przekrzykiwali się wzajemnie, kroili te swoje krwiste steki, a konferansjer jak gdyby nigdy nic zapowiada: "A teraz zagra dla was Airbourne!". Kompletny odlot (śmiech).
Gdybyście mieli napisać nowy hymn Australii, to jak byście go zatytułowali? - Colin Flintoff
Ja bym wykorzystał starą przyśpiewkę i zatytułował go "Aussie, Aussie, Aussie, Oi, Oi, Oi!". To mi najbardziej pasuje.
Moja wersja brzmiałaby tak: "Więcej piwa, więcej piwa, więcej piwa!"
Kogo wolicie - Briana Johnsona czy Bona Scotta? - Dean Mahoney, Pembroke
Uwielbiam ich obu. Bon Scott był wspaniałym frontmanem i genialnym wokalistą. To taki gość, na którego można było liczyć w każdej sytuacji - na przykład przy przeprowadzce pomógłby przenieść lodówkę. No i był liderem najbardziej rockowego zespołu na świecie - AC/DC! Z kolei Brian Johnson to drugi najlepszy wokalista rockowy na świecie. Z pewnością nie było mu łatwo zająć miejsce Scotta, a jedyną osobą, która mogła to zrobić, był właśnie Brian Johnson. I spisał się w tej roli absolutnie fantastycznie. Wyobraźcie sobie ich dwóch śpiewających w duecie - to by było naprawdę coś!
Gdybyście mogli wymyślić jedną rzecz, która ułatwiłaby wam życie w trasie, to co by to było? - Sue Phipps, Coventry
Richard Branson (ekscentryczny miliarder, twórca sukcesu Virgin Group - przyp. red.) pracuje nad wynalazkiem, który mógłby oddać nieocenione usługi ludzkości - nad czymś w rodzaju statku kosmicznego pozwalającego przemieścić się z Londynu do Sydney w pół godziny. Gdyby autokary mogły podróżować tak szybko, to byłbym przeszczęśliwy. Autokar byłby wystrzeliwany w stratosferę i za 5 minut lądowalibyśmy na miejscu. Nie trzeba by było spędzać w samochodzie 12 godzin. Fantastyczna sprawa!
Chciałbym też móc normalnie się załatwić w autokarze, bo tam można robić tylko siusiu...
Gram na gitarze Les Paul, ale myślę o tym, żeby przerzucić się na Explorera. Moglibyście mi wyjaśnić, czym się różni brzmienie tych gitar? - David Randall, Londyn
Na początek musimy sobie wyjaśnić, że poszczególne modele gitar Gibsona bardzo różnią się między sobą, dlatego wszystko zależy od tego, jakie konkretnie wersje Les Paula i Explorera masz lub będziesz mieć do dyspozycji. Jedne są lżejsze, drugie cięższe, co ma bezpośredni wpływ na brzmienie. Z kolei SG jest raczej lekką gitarą i ma jaśniejsze brzmienie, bardziej otwarte. Trudno zapanować nad tym instrumentem. Wiosła typu Les Paul, które są cięższe, oferują bardziej zwarte, mocne brzmienie, więc jeśli przytrzymasz jakąś nutę, to ona będzie naprawdę długo wybrzmiewać. Aha, i nie pozbywaj się swojego Les Paula na wypadek, gdybyś zmienił zdanie!
Jak to robicie, że wasze gitary brzmią z jednej strony tak mocno, a z drugiej czytelnie? Dla mnie to prawdziwa zagadka... - Dave Gallard
Po prostu używamy Marshalli.
Tak, używamy starszych wzmacniaczy Marshalla, paru JMP i JCM 800, poza tym SLP Reissue, a także tych z serii Hand Wired. Po prostu podkręć wzmacniacz - wtedy brzmienie będzie mocno nasycone, a jednocześnie czyste.
Jak podchodzicie do nagrywania partii gitarowych? - John Blyth, Richmond
Nagrywamy wszystko jednocześnie. Kiedyś widzieliśmy film o Status Quo, w którym pokazano, jak pracują muzycy z tej kapeli. Siadali wszyscy w kółku i grali do siebie nawzajem - tak wszystko nagrywali. Postanowiliśmy spróbować i u nas też to się sprawdziło. Od tamtej pory zawsze nagrywamy w ten sposób.
Joel, jak często tracisz głos? - Mike Matthews
Bez przerwy. Na przykład teraz nie wiem, gdzie się podział. Czasami znajduję go gdzieś w kącie. Zostawiam go w samolocie, pociągu...
Zdarza mi się zostawić go na scenie, czasami w ustach jakiejś dziewczyny...
O tak, to bardzo ciekawe miejsce!
Dlaczego w Australii tak popularny jest pub rock? - Saffy Williams, Aviemore
Uwielbiamy pub rock, bo można pić, bawić się i generalnie jest głośno. Jest to, co najważniejsze, czyli prosty rock. Zwykle wszystko jest podpięte do wzmacniaczy Marshall, Hiwatt i Vox. Anglicy są dobrzy w te klocki.
Pub rock to część naszej kultury. Tu chodzi po prostu o dobrą zabawę i o to, aby było naprawdę bardzo głośno i na luzie!
Czy w jednym z waszych utworów znalazłoby się miejsce na solówkę na flecie w stylu Jethro Tull? - Ray Fox, Lowestoft
Może lepiej niech na flecie gra Will Ferrell. Świetnie mu to wyszło w filmie "Legenda telewizji".
Mnie się podoba muzyka Jethro Tull.
To jaka jest twoja ulubiona piosenka tego zespołu?
Może "Broadsword"? To świetny utwór. Albo "Jack In The Green"...
Tak, "Jack In The Green" to zdecydowanie mój ulubiony utwór Jethro Tull.
Granie w zespole to wasza praca. Jakie są jej plusy i minusy? - Rob Morrison, Epping
Myślę, że najbardziej lubię usiąść przy piwie, pogadać z kumplami i pobrzdąkać na gitarze. Po prostu robię to, co kocham.
No właśnie, najfajniejsze w naszym fachu jest to, że w pracy możemy pić piwo. Chociaż niektórzy to krytykują, co jest z kolei dużym minusem naszej pracy. No i denerwuje mnie latanie do Australii, całe szczęście bywamy tam coraz rzadziej...
To bardzo długi lot. Najczęściej pijemy w samolocie, co nam jakoś umila czas. No ale potem trzeba leczyć ciężkiego kaca, co już nie jest takie przyjemne...
Załóżmy, że możecie wymyślić nowy efekt do gitary. Jakie miałby funkcje i jakbyście go nazwali? - Rick Roxx, Stoke
Nie używamy efektów, ale gdybym musiał jakiś skonstruować, nazwałbym go Accelerator. Nie wiem, jakie miałby funkcje, ale przynajmniej to fajna nazwa, no nie? O, już wiem! Sprawiłby, że wzmacniacz stałby się jeszcze głośniejszy. Byłby tej samej wielkości co głowa Marshalla i robiłby to samo co ona.
Który serial wolicie: "Sąsiedzi" czy "Home and Away"? - Harry
To niesamowite, oba te seriale leciały w telewizji wiele lat temu, jak jeszcze chodziłem do szkoły. Czy można cały czas je oglądać? Jakim cudem ludzie wciąż chcą je oglądać? A wracając do pytania: nie potrafię wybrać jednego - to jest tak jak z pepsi i colą.
Myśleliście kiedyś o tym, żeby przerzucić się na Fendera Stratocastera lub nawet PRS? - Guy Whitford, Basingstoke
Odkąd mamy znajomości w firmie Gibson, nie ma mowy! (śmiech)
Jeśli mam być szczery, nie sądzę, żeby to było możliwe.
Bardzo podobacie się mojej siostrze. Może nie jest bardzo piękna, ale ujdzie. Jesteście zainteresowani? - Colin Johnson
Dave: Czemu nie? Wszystko zależy od tego, ile się wypije!