Machine Head
Wywiady
2009-03-13
Ani połamane kości, ani latające po scenie odłamki szkła... - nic nie powstrzyma genialnych metalowców z Oakland.
Czy wiecie, jaki jest szczyt szaleństwa? Na pewno szczytem szaleństwa jest granie koncertu metalowego ze złamanym żebrem i ogromną ilością morfiny w organizmie. Kto tak zrobił? Robb Flynn, gitarzysta zespołu Machine Head. Kiedy kilka godzin wcześniej zjawiliśmy się w International Arena w Cardiff, żeby przeprowadzić wywiad z muzykami z Machine Head, zastaliśmy Robba Flynna w niewesołym stanie. Dzień wcześniej Robb uległ wypadkowi - podczas podróży do Cardiff kierowca gwałtownie zahamował i artysta przewrócił się w autokarze tak niefortunnie, że złamał sobie żebro. Został natychmiast przewieziony do szpitala, ale tego samego dnia go opuścił naszpikowany końską dawką środków przeciwbólowych. Koncert w Cardiff stanął pod wielkim znakiem zapytania... Postanowiono, że na gitarze zastąpi go Matt Heafy z Trivium, a partie wokalu wykona Brian Fair z Shadows Fall. Ostatecznie jednak Flynn doszedł do wniosku, że nie zawiedzie swoich walijskich fanów i... wystąpił! Co więcej, w ogóle się nie oszczędzał. Gdy wyszedł na scenę, wydał z siebie bitewny okrzyk, po czym zagrał najbardziej agresywne utwory, jakie słyszał heavy metal. Razem z innymi muzykami i członkami ekip staliśmy za kulisami i ze zdumieniem podziwialiśmy ten niekwestionowany wyczyn.
Odbyliście już dziesiątki tras koncertowych. Czy w tym, co robicie, jest jeszcze miejsce na entuzjazm?
Tak! Już samo intro wprowadza nas w stan ekscytacji. Ale w ciągu dnia jest dość nudno i często obijamy się w oczekiwaniu na występ. Wszystko zaczyna się dopiero na pół godziny przed koncertem. Mamy tu swój rytuał: spotykamy się, gramy kilka kawałków, po czym jeden z nas wygłasza mowę i razem wychodzimy na scenę.
Czy łatwo jest wam pogodzić życie rodzinne z koncertowaniem?
Niestety, jest to dość trudne. Mam półtorarocznego synka, a w trasę wyruszyliśmy zaraz po jego urodzeniu. Rzadko go widuję i naprawdę bywa mi ciężko. Ale wybraliśmy życie, które jest trochę egoistyczne, więc trzeba ponosić tego konsekwencje. Nagrywam się na wideo i wysyłam do domu kasety. No cóż, udało nam się odnieść sukces i przyzwyczailiśmy się do życia w trasie. Jest to nasze być albo nie być, a więc albo się przyzwyczaisz, albo to cię zniszczy. Ja postanowiłem się przyzwyczaić.
Jakie zalety ma w ogóle jeżdżenie w trasy? Co w nich lubicie?
Na pewno jeżdżenie w trasy jest męczące. Najlepsze w nich jest samo granie koncertów, a zwłaszcza na takiej trasie, podczas której występuje się przed wielotysięczną publicznością. To niesamowite uczucie patrzeć, jak tłumy spontanicznie reagują na twoją muzykę.
Która ze wszystkich tras koncertowych najbardziej utkwiła ci w pamięci? Która z nich była najlepsza?
Właśnie ta! Wspaniała atmosfera, wyprzedane koncerty na stadionach... Tak! Myślę, że jest to najlepsza nasza trasa do tej pory. Poza tym mam niesamowite wspomnienia z trasy Heaven And Hell z zespołem Megadeth. Wtedy była to moja pierwsza trasa i granie na stadionach. Było fajnie, denerwowało mnie tylko to, że przez pierwsze trzydzieści minut graliśmy dla garstki starszych facetów, którzy przyszli zobaczyć Black Sabbath.
W trasie bierze udział kilku genialnych gitarzystów. Jakie są między wami relacje?
Tam, gdzie jest kilku lub więcej wspaniałych gitarzystów, każdy z nich jest raczej skromny. Jednak goście z Dragon Force to chyba najskromniejsi muzycy, jakich w ogóle poznałem. Graliśmy też kilka koncertów z Arch Enemy i uważam, że Christopher Amott jest jednym z najlepszych gitarzystów na świecie. On również jest niezwykle skromny. Podziwiam jego talent muzyczny i mogę powiedzieć, że w chili obecnej to mój ulubiony gitarzysta.
Czy jesteście zespołem, który większą część trasy spędza na imprezowaniu, czy raczej lubicie zebrać siły przed kolejnym koncertem?
No cóż, jesteśmy typami imprezowiczów, to na pewno. W zasadzie pijemy każdego wieczoru. Chodzi przecież o to, żeby się dobrze bawić, nieprawdaż?
Jakie trzy słowa najlepiej podsumowują życie w trasie?
Jak podsumować życie w trasie w trzech słowach? No dobra, niech będzie: picie, picie, picie... (śmiech).
Czy robisz w trasie czasem coś głupiego dla zabicia nudy?
Jesteśmy już starszym zespołem, więc nie robimy nic szalonego. Czasem po koncercie się wygłupiamy i urządzamy sobie durne, pijackie karaoke
w garderobie.
w garderobie.
Czy możecie jeszcze anonimowo zwiedzać miasta, które odwiedzacie? Czy tęsknisz czasami za anonimowością?
Nadal jestem anonimowy i przez ludzi nierozpoznawalny. Mogę więc bez problemu przemknąć przez tłum niepostrzeżenie. Być może jest to kwestia
fryzury - kiedy wstąpiłem do zespołu, miałem krótkie włosy, a teraz mam długie (śmiech). Natomiast Robb, Adam i Dave są zaczepiani - szczególnie tutaj - ale ja pozostaję Mr. Incognito.
fryzury - kiedy wstąpiłem do zespołu, miałem krótkie włosy, a teraz mam długie (śmiech). Natomiast Robb, Adam i Dave są zaczepiani - szczególnie tutaj - ale ja pozostaję Mr. Incognito.
Ile gitar zabierasz ze sobą w trasę? Masz zapasowe wiosła?
Obecnie mam ze sobą tylko trzy gitary marki Jackson, z czego dwie są wyposażone w mostek tremolo, a jedna w mostek stały. Ta ostatnia jest tylko na wszelki wypadek, jakby pękła mi struna. Firma Jackson pracuje obecnie nad modelem sygnowanym moim nazwiskiem. Będzie się nazywać Demmelition V i powinna się niedługo ukazać na rynku. Mam też kilka modeli Jacksona sygnowanych przez innych artystów, na przykład modele King V i Randy Rhoads. Lubię gitary w kształcie litery "V" i zawsze muszę mieć ze sobą chociaż jedną gitarę tego typu.
Czy miałeś jakąś wpadkę związaną z gitarą?
Zdarza mi się wchodzić na przody, co nie zawsze jest bezpieczne... Raz stało się tak, że za bardzo przesunąłem się do tyłu i spadłem, przez co
rozwaliłem sobie nowiutką gitarę. Oczywiście przytrafiło mi się to podczas koncertu na oczach tłumu fanów...
rozwaliłem sobie nowiutką gitarę. Oczywiście przytrafiło mi się to podczas koncertu na oczach tłumu fanów...
Z jakimi innymi problemami musi zmierzyć się muzyk, będąc na scenie?
Ludzie rzucający różnymi przedmiotami to jedna z najbardziej dokuczliwych rzeczy, jakie mogą się przydarzyć artyście. Fani rzucają butelkami, szklankami po drinkach, itp. Gramy ostrą muzykę i tłumaczę to sobie tym, że ludzie muszą dać upust swoim emocjom czy nawet agresji...
Jakie cechy powinien posiadać idealny techniczny?
Musi umieć błyskawicznie rozwiązywać wszelkie problemy techniczne. Na pewno niezbędny jest refleks i umiejętność pracy pod presją czasu. Jeśli coś się stanie podczas koncertu, musi szybko znaleźć przyczynę problemu i od razu go rozwiązać. Ma cały dzień, żeby perfekcyjnie przygotować sprzęt do jednogodzinnego koncertu - wszystko musi idealnie działać. Ta jedna godzina przeznaczona na koncert ma upłynąć bez najmniejszych zakłóceń. Po pierwsze, ważne jest, żeby gitary dobrze stroiły, a po drugie - techniczny musi doskonale znać się na sprzęcie. Dokładnie w takiej kolejności, nie odwrotnie.
Dzisiejszy koncert zamyka trasę po Wielkiej Brytanii. Jak planujecie to uczcić?
Nie mamy żadnych planów. Szkoda, że nie możemy zagrać wszystkich koncertów w Wielkiej Brytanii! Widownia jest wspaniała. No i jedzenie - pierwsza klasa!
Rozmawiamy z Adamem "Green" Martinem, technicznym Phila Demmela...
Jak zaczęła się twoja przygoda z tą branżą?
Łapałem kontakty, poznawałem ludzi, chodziłem na lokalne koncerty. Miałem szczęście, bo mieszkam w Bay Area, tzn. w tej części San Francisco, z której pochodzi zespół Machine Head. A jak to się zaczęło? Otóż po prostu pewnego wieczoru na koncercie poznałem basistę, Adama Duce’a. Rozmawialiśmy sobie później i... to był początek mojej przygody.
Co jest niezbędne do wykonywania tego zawodu?
To zajęcie musi być pasją. Trzeba sprawić, żeby artysta był zadowolony. Phil pewnie by powiedział: "Nie jestem twoim szefem, ponieważ razem tworzymy zespół". Trzeba znać się na grze i cały czas obserwować gitarzystę. Trzeba działać profilaktycznie, zamiast po fakcie. Musisz spodziewać się wszystkiego i być na wszystko przygotowany. Mam w pracy swoje zasady i jestem z tego dumny.
Opisz typowy dzień w trasie...
Zaczynamy rano. Najpierw czekamy, aż ustawią światła, potem rozstawiamy sprzęt i robimy próbę dźwięku. Jesteśmy dobrze
zorganizowani, więc wszystko odbywa się szybko i sprawnie.
zorganizowani, więc wszystko odbywa się szybko i sprawnie.
Czy jest jakiś gitarzysta, dla którego chciałbyś pracować, jakiś twój idol?
Kiedyś był to Dimebag Darrell. Był dla mnie ważny z wielu względów. Ale z Philem wspaniale mi się współpracuje i on jest teraz moim idolem!
Czy zmieniasz struny po każdym koncercie?
Zmieniam struny co trzy, cztery koncerty. Zależy, jak mocno Phil kostkuje (śmiech). Potrafię spojrzeć na struny i już wiem, czy trzeba je zmieniać,
czy nie. Phil nie lubi, jak zmieniam struny po każdym koncercie.
czy nie. Phil nie lubi, jak zmieniam struny po każdym koncercie.
Czy gitarzysta zespołu grającego support może popsuć ci robotę?
Co najwyżej może wchodzić na kable, ale w końcu nikt nie jest doskonały.