Valentin Hauser (Betraying The Martyrs)
Wywiady
2010-08-23
Valentin Hauser to basista sześcioosobowego składu Betraying The Martyrs. Francuska grupa gra... chrześcijański deathcore.
Hej stary! Jak się masz? W Polsce żar leje się z nieba i szczerze nie wiem co mam ze sobą zrobić. A jak u Was?
Masz szczęście. U nas pada. Szaro i ponuro niestety.
To niedobrze. Obyś tam czasem nie został emo...
Dokładnie właśnie tak. Zabiję się a potem będę Cię nawiedzał w trakcie snów ha,ha.
Nie ma mowy! Koniec tych pierdół. Czas wrócić do normalnej części wywiadu. Aktualnie jesteście w fazie przedprodukcji swojego nowego albumu - następcy "The Hurt, The Divine, The Light". Jak przebiega cały proces nagrań? Mamy oczekiwać znaczących zmian w waszym stylu?
Wszystko przebiega zgodnie z planem. Jesteśmy niezwykle zadowoleni, a to dopiero przedprodukcja. Uważam, że tak. Będą a właściwie to już nastąpiły poważne zmiany w naszej muzyce. Mamy nowego gitarzystę, który potrafi nieźle śpiewać, więc logicznym jest, że będzie więcej wokali (w końcu dwa czyste i jeden krzykacz), więcej orkiestracji (te chyba najbardziej zaskoczą), więcej przestrzeni czy jak tam kto woli - atmosfery i klimatu. Staramy się dodać elementy które wykraczając poza deathcore. Także znajdzie się nieco miejsca dla post-hardcore'owego klimatu, nieco ambientowych zagrywek, bardzo złożonych i trudnych do zagrania riffów rodem z płyt kapel tech death. Więc zdecydowanie możecie oczekiwać albumu melodyjnego, brutalnego a jednocześnie bogatego w różnorodne dźwięki.
"The Hurt, The Divine, The Light" było, a właściwie jest nadal niezłym kopniakiem między oczy. Nie wiem czy się ze mną zgodzisz, ale w pewnym sensie jesteście europejską odpowiedzią na Bleeding Through, Rose Funeral a przede wszystkim Winds of Plague. Tak czy owak z mojej strony wielkie propsy. Wracając jednak do tego czym ma nas zaskoczyć nowy album. Staracie się unikać przypisywania do nurtu deathcore. Ale swoją drogą... ambient, core, death metal... to bardzo różniące się od siebie gatunki muzyki, raczej nie łatwe połączenia w jedną całość. Dlaczego akurat taki kierunek? Czyżby deathcore był nudny? Lepiej jest być zespołem grającym progresywny metal?
Po pierwsze: jeżeli masz w zespole sześciu facetów o zgoła odmiennym guście oraz o znacznie różniących się metalowych korzeniach trudno będzie każdemu dogodzić dlatego też będzie tak a nie inaczej - bardzo różnorodnie. Ja na przykład w głównej mierze może nie wychowałem się na technicznym death metalu, ale bardzo lubiłem (i lubię nadal) takie zespoły jak Cynic/Atheist. Zaś Antoine siedzi (choć to mało powiedziane) głównie w brutal death... i tak dalej i tak dalej. Prozaicznie gramy to co lubimy. Masz racje. Deathcore w pewnym sensie nas ogranicza. Nie uważam też byśmy kiedykolwiek byli zespołem prog metalowym. Kocham progresywny metal, ale w naszym zespole chodzi o to by brzydko mówiąc - spuszczać ludziom wpierdol. Szybko, do przodu, konkretnie. Kiedy piszemy materiał staramy się by był jak najbardziej koncertowy. Chcemy tworzyć muzykę przy której publiczność samoistnie zacznie machać głową. To chyba nie takie trudne, co? He, he.
Dziwi mnie jednak to, że wcześniej cała wasza szóstka odnalazła się w symfonicznym deathcore'owym graniu. Powiedziałeś, że lubisz szybkie, brutalne granie z dużą dozą agresję. Więc gdzie tutaj miejsce na ambient, który ani trochę nie ima się z blastami czy innymi brutalnymi elementami.
Na naszej ostatniej trasie zagraliśmy kilka nowych utworów by sprawdzić jak zareaguje publiczność. Źle nie było. Zresztą, chodzi tutaj o to, że słuchacz słyszy ładny ambientowy pasaż, który o dziwo czyni przykładowo breakdowny jeszcze brutalniejszymi, tylko po to by kolejne, już normalne były już czystą anihilacją. Brzmi dziwnie, może nawet śmiesznie ale tak jest. Poza tym, tego typu wstawki mają za zadanie wprowadzić pewien klimat, nastrój, dać odpocząć zarówno nam jak i widzom. Chcemy zachować pewien kontrast. Nie da się grać blastów przez bitych dwadzieścia minut - i to bez przerwy na chwilę oddechu! Nikt tego nie lubi. Ponoć...
Z pewnością znajdę je na YouTube. Zwłaszcza, jeżeli faktycznie mają mną ostro pozamiatać. Wasze aktualne podejście niczym się nie różni od tego co chcą osiągnąć inne zespoły z tego nurtu - granie powiedzmy umownie, zwykłego deathcore'a staje się nudne i trzeba sięgnąć po coś innego, pójść o krok dalej - a jakże - w stronę metalu. Ten temat póki co zostawmy. Francja ma niezwykle interesującą scenę metalową - Gojira, Dagoba, L'esprit Du Clan, Anorexia Nervosa (szkoda, że już nie istnieją), a nawet wiele intrygujących uwaga - religijnych black metalowych aktów, a nawet wliczając w to Twój, rosnący z miesiąca na miesiąc zespół. Ale czy we francji jest więcej chrześcijańskich zespołów? Czy na wzór stanów zjednoczonych jest u was popularne bycie chrześcijaninem i granie w chrześcijańskiej (metalowej) kapeli? Z tego co wiem niezbyt wiele zespołów w zachodniej europie przyznaje się do wyznawania Boga...
Z tego co wiem prócz nas tylko Psigma jest stricte chrześcijańskim zespołem. Poza tym są bardzo śmieszni, śpiewają w naszym ojczystym języku no i grają neometal. Fajne, często kosmiczne dźwięki. Więc podsumowując: nie, nie jest to u nas popularne.
Więc jesteście JEDYNĄ chrześcijańską, i to w dodatku umownie metalcore'ową formacją. Na dodatek popierającą różne stowarzyszenia dotyczące zarówno wiary, tematyki społecznej, czy wegańskiego stylu życia.
Swoją drogą wielu metalheads we Francji uważa nas za swoich wrogów - właśnie z racji wiary. Nie wiem czy myślą, że z tego powodu odwołamy Hellfest czy co? Ha, ha.
Ale to głupie. Hellfest to festival, nie miejsce czczenia kultu szatana. Przeszkadza Ci granie wespół z death/black metalowymi zespołami? Wszystko jest pewnie ok, dopóty ktoś nie zacznie Ci wrzucać?
Całkiem niedawno graliśmy na Extreme Festival w Paryżu. Prócz nas wystąpiły tam takie hordy jak Dark Funeral czy Samael. Oba zespoły lubię, nie był, nie jest, i nie będzie to dla mnie żaden problem. My mamy swoją wiarę, oni swoją (jeśli to w ogóle wiara), i tyle. Za to bardzo nie lubię, nie popieram i generalnie odcinam się od palenia biblii na scenie i innych tego typu akcji. Czasem jednak okazuje się, że inni nie mogą trwać bez tego.
Trochę nie rozumiem tej nagonki na chrześcijan. Nie nauczacie na koncertach jak For Today, jakbyście to robili to sam bym rzucił kilka niemiłych słów w waszą stronę. Dziwnie jest robić problem z niczego. W końcu to wasza osobista sprawa..
Nie chcemy nawracać ludzi. Nie w tym rzecz. Koncert to koncert. To ma być dobra zabawa, a, że przy okazji można ludziom powiedzieć coś od serca, albo zareklamować (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) organizacje które wspieramy to według nas dobrze. Standardowo chcemy dać ludziom trochę ciepła, a przede wszystkim muzyki by mogli się odstresować. Zawsze odchodzą. A co do tej nagonki... nie pytaj mnie dlaczego tak jest. Kurwa, nie wiem. Widocznie wychodzi na to, że bycie chrześcijaninem nie jest zbytnio "true" metalowe. Pa licho, iż wiele, naprawdę wiele dobrych zespołów to zadeklarowani chrześcijanie. Jak widać tylko we Francji mamy taki problem (bo jest to problem). Nigdzie indziej nikt nic sobie z tego nie robił. Francja ma poważny problem z własną identyfikacją - polityczną, seksualną, religijną. W każdym razie nie jest dobrze.
Ja przykładowo jestem zadeklarowanym ateistą i słucham metalcore'a - o nie! Jak mi przykro. Tak czy owak uważam wasz zespół za bardziej true od wielu marnych black metalowych purystycznych hord. Przynajmniej macie jakąś misję, lub może grzeczniej mówiąc cel - a coś, ktoś (Bóg?) daje wam ku temu siłę do działania. Dla mnie osobiście granie metalu dla Boga, albo od Boga dla Boga to niesamowity fenomen - zwłaszcza w Stanach. Tam istnieje ogromne zapotrzebowanie na tego typu zespoły, a co jest paradoksalne, w wytwórnie płytowe (te zajmujące się metal/hardcore) łaskawiej patrzą na grupy "christian" niż te, które grają tak samo a nimi nie są.
My nie gramy metalu z powodu wiary. Gramy metal i uwaga: wkładamy w niego naszą wiarę i nadzieję. To daje nam więcej siły. Wiem jak to brzmi - ale to szczere i prawdziwe. Walczymy o coś, słowem i uczynkiem, a akurat granie metalu i trwanie w naszych przekonaniach to zaiste wspaniałe doświadczenie. Wszystko to jest powiązane ze sobą. Spójrz, gdybyśmy tak zabrali kwestię wiary w naszej muzyce, to z pewnością nie miała by takiej siły rażenia. Przynajmniej ja to tak pojmuję.
W pełni to rozumiem, tak sądzę. Przy okazji chciałbym Cię zapytać o jeden z utworów na waszym myspace, który nie znalazł się na ep. Mowa tutaj o coverze Destinys Child "Survivor". Dlaczego akurat ten popowy szlagier, i skąd pomysł by przerobić taneczny hit na deathcore?
Jeśli dobrze sobie przypominam Wiktor próbował zagrać jakiś ciekawy riff. Nie wychodziło mu to zbytnio i nagle zagrał melodie z "Survivor". Śmialiśmy się z tego do rozpuku, ale na koniec próby, po którymś tam razie Wiktor stwierdził, że musimy zrobić z tego cover. Wiele nam to nie zajęło, a jak widać efekt jest "porywający". (śmiech).
Ostatecznie brzmi bardzo.. po waszemu. A to chyba największa nobilitacja. Chciałbym usłyszeć więcej coverów w waszym wykonaniu... może tak Lady Gagę, co? "Poker Face" to jeden z metalcore'owych hitów... czas więc na wersję deathcore. (śmiech)
Eee... nie. Coś Ty. "Poker Face" przerobiono, przemielono już zbyt dużą ilość razy. Wczoraj widziałem wersję tego kawałka w stylistyce "polki"....
Nie wyobrażam tego sobie.
Ja też tak myślałem, dopóty tego nie zobaczyłem (śmiech).
Kończymy wywiad. Na koniec standardowo proszę o kilka słów dla czytelników Magazynu Gitarzysta.
"Na zdrovie" (śmiech). Pozdrawiam wszystkich gitarowych maniaków, sprawdźcie nas na MySpace i dzięki Bogu, że macie zarówno tak dobrą vódkę jak i zespoły począwszy od Behemoth, przez Vader a na Decapitated skończywszy. Wielkie dzięki i do zobaczenia!
Grzegorz "Chain" Pindor