Herman Li to znacząca postać na światowej scenie metalowej, znany przede wszystkim jako współzałożyciel i gitarzysta brytyjskiego zespołu DragonForce. Urodzony w Hongkongu muzyk zyskał międzynarodowe uznanie dzięki swojemu unikalnemu stylowi gry na gitarze, który charakteryzuje się błyskotliwością, techniczną precyzją oraz innowacyjnym wykorzystaniem efektów.
DragonForce, zespół, którego jest nieodłącznym elementem, słynie z dynamicznych kompozycji, epickich tekstów oraz energetycznych występów na żywo, które przyciągają fanów z całego świata. Najnowsza płyta tej kapeli, zatytułowana „Warp Speed Warriors”, stanowi kolejny rozdział w ich bogatej dyskografii, podnosząc poprzeczkę zarówno pod względem technicznym, jak i kompozytorskim. Album ten był niecierpliwie oczekiwany przez fanów i krytyków, ponieważ zapowiadany był jako „szybszy, cięższy i bardziej agresywny”, a sam zespół słynie z ciągłego przekraczania granic gatunku w jakim się obraca. W tym wywiadzie Herman Li dzieli się swoimi przemyśleniami na temat procesu twórczego, ewolucji muzyki DragonForce, wpływu technologii na współczesną muzykę gitarową, a także swoich osobistych doświadczeń jako muzyka na globalnej scenie metalowej.
Nadchodzący album DragonForce, „Warp Speed Warriors”, stanowi kolejny znaczący kamień milowy zarówno w Twojej karierze, jak i w historii DragonForce. Jak ewoluowała muzyka DragonForce i Twoja gra na przestrzeni lat?
Z każdym albumem DragonForce dodajemy nowe elementy do brzmienia tego zespołu, jednocześnie zachowując charakterystyczny dla DragonForce „vibe” w naszym podejściu do grania i aranżowania muzyki. Na pewno album zawiera cięższe fragmenty i jest szybszy, ale powiedziałbym, że jednym z najważniejszych aspektów jest tutaj dynamika utworów. Są tam rzeczy, których wcześniej nie słyszeliście. Pojawiają się elementy groove, jak w „Doomsday Party”, ale są też oczywiście szybkie piosenki, które wielu fanów lubi, z mnóstwem solówek gitarowych i dużą dawką ekscytacji związaną z tempem, takie jak „Burning Heart”, „Astral Warrior Anthem”, czy „The Killer Queen”. Sądzę, że płyta ma wiele elementów, które spodobają się fanom DragonForce, ale także kilka niespodzianek, które być może przyciągną nowych ludzi.
Szybkie utwory to coś, co kochamy. Jeśli chodzi o moją grę na gitarze, zawsze staram się przesuwać granice, aby stać się lepszym w tym, co robię. Moja gra również ewoluowała. Spędzam dużo czasu na streamach na żywo na Twitchu i YouTube, co pomogło mi w dalszym doskonaleniu brzmienia i umiejętności. Szczególnie w improwizacji i podejściu do gitary solowej, dzięki wielu sesjom na żywo przed publicznością na Twitchu, mogłem poprawić swoje umiejętności. Po prostu włączasz kamerę, grasz spontanicznie i wszystko się może zdarzyć, prawda? Podczas streamów na żywo nie wiesz, kto ogląda po drugiej stronie, ale wiesz, że musisz dobrze zagrać. Więc stawianie się pod taką presją, gdzie trzeba wykonać improwizowane solówki gitarowe z losowymi podkładami znalezionymi w Internecie, pomogło mi zyskać większą pewność siebie i lepiej dobierać nuty.
Jak postrzegasz rozwój muzyki gitarowej, w jakim miejscu znajdujemy się teraz? Czy według Ciebie nadal można wymyślić coś innowacyjnego, zmieniającego dotychczasowe spojrzenie na muzykę metalową?
Zdecydowanie jest postęp i oceniam go bardzo pozytywnie, ponieważ teraz, kiedy wchodzisz na YouTube’a, Instagrama czy TikToka, jest wielu młodych muzyków tworzących niesamowite melodie, czy krótkie fragmenty utworów, i prezentujących to przed kamerą. Można wyróżnić obecną falę muzyków, którzy pochodzą z tej nowej, cyfrowej ery. Spójrz na Tima Hensona z zespołu Polyphia. Chłopaki tworzą niesamowite faktury gitarowe. Nigdy bym nie pomyślał, że po upadku shredu w latach 90. instrumentalna muzyka gitarowa może być znowu tak popularna, ale naprawdę – to właśnie oni przełamali granice. Uwielbiam to, co robią, i sposób, w jaki to robią, jest to zdecydowanie coś, czego nigdy wcześniej w świecie muzyki nie było. Nie mogę się więc doczekać, by zobaczyć co przyniesie następna generacja muzyków, którzy uczyli się, obserwując takich gitarzystów jak Tim Henson i innych YouTuberów. Co wymyślą następnym razem? To ekscytujące. Więc tak, muzyka gitarowa na pewno się rozwija i ewoluuje.
W marcu 2024 odwiedziłeś Polskę, lubicie do nas wracać? Jak oceniasz naszą publiczność?
Zawsze świetnie bawiłem się w Polsce. Jeden z pierwszych festiwali, na których graliśmy, odbył się w Polsce już w 2005 roku i mamy stamtąd piękne wspomnienia. Ostatni raz graliśmy tam, na festiwalu Woodstock, co było niesamowite, ogromna impreza. Wasze jedzenie też mi zawsze bardzo smakowało. Uwielbiam polskie pierogi. Tak więc zgadza się, nie mogę się doczekać przyjazdu do Polski, gdzie jedzenie jest świetne, a publiczność zawsze była dla nas niesamowita.
Czy umieszczenie na najnowszym krążku imponująco wykonanego covera “Wildest Dreams” (Taylor Swift) było Twoim pomysłem?
Tak, to był mój pomysł, aby zrobić ten cover. A oto jak to się stało… Wiele rzeczy na tym albumie odzwierciedla nasze życie i to, co przeżyliśmy. Tak więc również „Wildest Dreams” nie pojawiło na trackliście bez powodu. Cztery lata temu zostałem ojcem, urodziła się moja córka i wiesz, ona urodziła się już z ząbkami, więc przez pierwsze sześć miesięcy cały czas płakała. Zawsze starałem się znaleźć coś, co by ją zabawiło, muzyka oczywiście to jedna z tych rzeczy, więc słuchaliśmy wtedy mnóstwo muzyki, oglądaliśmy dużo teledysków na YouTube i oprócz słuchania rockowej muzyki gitarowej, wciągnęła się również w Taylor Swift. Bardzo jej się to podobało, uspokajała się przy tych dźwiękach. Więc tak się złożyło, że spędziłem ostatnie cztery lata intensywnie słuchając Taylor Swift. Kiedy nadszedł czas nagrywania nowej płyty, postanowiłem zrobić ten cover i sądzę, że fani będą się przy nim dobrze bawić, ponieważ włożyliśmy w tę piosenkę energię i wibracje Dragonforce. Sądzę, że większość z was na świecie nie podejrzewała nawet, że ta piosenka może brzmieć w taki sposób. To była dla nas dobra zabawa i nawet zaczęliśmy grać ją na żywo podczas trasy w USA, gdzie została świetnie przyjęta. To było szalone.
Jak wygląda twoja codzienna rutyna, aby utrzymać tak imponujący poziom gry? Jakie masz preferowane ćwiczenia rozgrzewkowe i jak kończysz swoje sesje ćwiczeniowe?
Codzienne granie na gitarze jest w mojej pracy kluczowe. Niestety, życie wygląda tak, że nie mogę ćwiczyć każdego dnia. Staram się jednak codziennie chwycić gitarę choć na chwilę i trochę pograć. Moja idea utrzymania techniki opiera się obecnie bardziej na umyśle niż na palcach. Palce, wiesz, grałem wystarczająco dużo, więc one zrobią to, co chcę, po kilku godzinach rozgrzewki i ćwiczeń. Ale to umysł jest najważniejszą rzeczą, która kontroluje palce. Dlatego spędzam dużo czasu słuchając muzyki i myśląc o muzyce, nawet kiedy nie mam instrumentu w ręku. Poza tym improwizacja – to jest bardzo ważny aspekt muzykowania. Gram do różnych podkładów w rozmaitych stylach muzycznych, starając się tworzyć na poczekaniu interesujące frazy i melodie. To ćwiczy szybkość reakcji ucho-ręka, pozwalając płynniej i szybciej dobierać właściwe nuty i rytmy. Przy okazji, oczywiście, kiedy improwizujesz do głowy wpadają ci nowe riffy na gitarę. Więc staram się znaleźć te małe rzeczy, które mogę potem wykorzystać i melodie, które mogą kiedyś pasować do któregoś z utworów DragonForce. Mnóstwo takich rzeczy znalazłem poprzez improwizację.
Czy pamiętasz pierwszą piosenkę i solówkę, której nauczyłeś się grać na gitarze?
Pierwszą piosenką, którą nauczyłem się grać, była „Polly” Nirvany, ponieważ ma najprostsze akordy, ale też bardzo ważne akordy do nauki na gitarze. To była pierwsza piosenka, której byłem w stanie się nauczyć, ponieważ to było chyba G, C, D, coś takiego, już nie pamiętam, albo E, wiesz, proste akordy, których trzeba się nauczyć.
A pierwszą solówkę, którą się nauczyłem, to trudne pytanie. Pamiętam, że próbowałem nauczyć się solówek gitarowych Bridgeta Sambory z Bon Jovi oraz piosenek Briana Adamsa z albumu "Waking Up The Neighbours". Na tym albumie "Waking Up The Neighbours" są naprawdę dobre solówki gitarowe, które nie brzmią na tyle skomplikowanie, ale są faktycznie bardzo trudne do wykonania, aby uzyskać właściwe uczucie. Ale są również bardzo zapadające w pamięć, jeśli chodzi o śpiewanie ich. Więc te były piosenkami, które próbowałem grać, jeśli chodzi o solówki gitarowe. Solówka gitarowa, którą można śpiewać, którą mogę zrozumieć, niezbyt skomplikowana technika, była dobrym sposobem dla mnie na rozpoczęcie gry na gitarze.
Jakiego sprzętu obecnie używasz w studio i na scenie?
Ponieważ teraz jestem bardzo aktywny w Internecie, mam system hybrydowy. Używam mieszanki Kempera z różnymi pluginami, które mogę włączać i wyłączać, dowolnie mieszając je z moim profilem z tego urządzenia. Korzystam z własnego profilu, który sam zrobiłem wiele lat temu, a który składa się z Rocktron Prophecy wraz z różnymi paczkami, od kolumny JSX aż po B Marshalla z 1960 r., którą miksuję czasem ze wzmacniaczami Mesa Boogie 250. Stale udoskonalam te profile, aby pasowały do mojego najnowszego sprzętu (gitar, itd). W przypadku płyty nie korzystam zbyt często z cyfrowych wtyczek na komputerze. Nadal trzymam się swojego profilu, ponieważ takie jest moje charakterystyczne brzmienie, które budowałem przez wiele lat. Ale stworzyłem kilka różnych profili, od ciężkiego po bardziej miękki, który pasowałoby do pickupu single-coil. Oczywiście mam teraz nową gitarę. Współpracowałem z PRS od dłuższego czasu – budowali dla mnie gitary na zamówienie, w zasadzie takie, jakie chcę.
W końcu udało mi się zaprojektować gitarę dokładnie według takiej specyfikacji, która dawała mi wszystko czego oczekuję od instrumentu. Mam tam przetwornik Fishman Fluence, który także spersonalizowałem, dodając trzy różne barwy, użyte na nowym albumie. Do gitar zakładam struny D'Addario – są naprawdę świetne na scenę i wytrzymują moje szaleństwa wajchą whammy w gitarze. To jedna z nielicznych marek, która potrafi dotrzymać mi kroku i jakość ich strun nigdy nie spada.
Co było powodem zmiany „stajni” z Ibaneza, gdzie sygnujesz swoim nazwiskiem świetną serię gitar EGEN, na PRS?
Miałem sygnowaną gitarę Ibanez przez ponad 12 lat i była to wspaniała gitara. Naprawdę doceniam to, co zbudowałem z nimi, ale ten model powstał w 2008 roku i od tamtego czasu nie było dużo zmian. Chciałem, aby moja gitara ewoluowała wraz ze mną, chciałem mieć lepszy dostęp do wysokich progów, nieco inny promień na gryfie, trochę inny kształt i barwę. Paul już w 2006 roku pytał mnie, czy chciałbym zbudować z nim gitarę. Teraz, patrząc wstecz, zdaję sobie sprawę, że po prostu nie byłem wówczas gotowy. Teraz wiem o wiele więcej o gitarze niż wtedy, kiedy projektowałem gitarę Ibanez. Widzę teraz znacznie szerszy obraz tego instrumentu. Więc z PRS mogłem zrobić dokładnie to, co chciałem – jednoczęściowy gryf, który jest cienki, ale nie laminowany. Miałem dostęp do całego zespołu PRS, aby zbudować tę gitarę, co uważam za wielkie szczęście. Wszystko w niej to jakby ewoluowana wersja mojej poprzedniej sygnowanej gitary. Mam wiele różnych instrumentów, od Abassiego, przez Petrucciego, Vaia, po Satrianiego, wymień nazwę, a ja prawdopodobnie mam ten model. Mam w domu ponad 200 różnych gitar. Porównuję je i gram na wszystkich. Po rpostu to lubię. Ale gdzieś w trakcie tej zabawy, zaczęła się krystalizować wizja mojej nowej sygnatury i bardzo chciałem ją urzeczywistnić. Więc PRS dał mi dostęp do całego zespołu fachowców i ten proces w zasadzie cały czas trwa. Skończyłem obecnie na prototypie nr 4 i jestem z niego bardzo zadowolony, ponieważ ma az 13 różnych barw, co jest idealne. Wychodzi to daleko poza dźwięk Dragonforce. Wiesz, w social-mediach, jak już mówiłem, dużo improwizuję i pojawiają się różne style, nie tylko rockowe, ale też jazz czy blues. Więc coraz bardziej potrzebuję różnych barw, by zmieścić się w danym kontekście. Kształt tego modelu jest sam w sobie unikatowy, dostęp do wysokich progów jest niesamowity. Do tego moja gitara jest teraz budowana w dziale PRS Private Stock z najlepszego drewna, jakie mogą znaleźć. Więc czuję się naprawdę szczęściarzem, że mogę współpracować z PRS. I to nie jest coś, co łatwo się robi, ponieważ za każdym razem, gdy tworzę nowy prototyp, ta niestandardowa gitara jest przetwarzana przez maszynę komputer, analizowana i konieczne jest ponowne programowanie maszyny CNC, co pochłania mnóstwo pieniędzy i czasu.
Czy według Ciebie gitara sama w sobie jako instrument potrzebuje ewoluować, aby nadal inspirować jej posiadacza? Steve Vai stworzył trzygryfową „Hydrę”. Czy planujesz w przyszłości podobne ruchy?
Chyba już wcześniej odpowiedziałem na to pytanie, ponieważ właśnie ten nowy, sygnowany model, stał się dla mnie wielką inspiracją. Niestety, nie możesz teraz zobaczyć tej gitary PRS (rozmawiamy przez telefon – przyp.red.), ale trzymam ją w rękach i opowiem Ci o niej. I możesz spojrzeć na zdjęcia jeśli chcesz więcej zdjęć, chętnie Ci je prześlę. Z moją obecną gitarą dostęp do progów jest nieporównywalny z żadnym innym instrumentem. Mogę łatwo grać poza 24 progiem i palcami dotrzeć aż do przetwornika przy gryfie. Mam trzy indywidualne charakterystyki brzmienia – single coile, humbuckery, rozłączane humbuckery, i każdy z nich ma swój własny „vibe”. To możliwe dzięki technologii Fishman Fluence. Mam też jednoczęściowy gryf, który z wiekiem się rozgrywa, im więcej czasu spędzasz z instrumentem, tym lepiej brzmi. To samo z korpusem, korpus z mahoniu to jednoczęściowe drewno z płomienistym topem. Mam również nowy system stabilizujący, który pozwala mi podciągnąć jedną strunę, a mostek nie przechyla się do przodu, co w większości mostków z podwójnym blokowaniem powoduje, że wszystkie inne struny rozstrajają się. To rozwiązuje problem i masz najlepsze z obu światów, stały mostek i pełny system pływający jednocześnie. Więc wiesz, staram się rozwijać gitarę jak samochód Formuły 1, jak samochód wyścigowy, i wierzę, że zbudowaliśmy to, aby jeszcze bardziej ułatwić tworzenie muzyki. Mam nadzieję, że pewnego dnia ludzie będą mogli doświadczyć tej gitary sami. Więc tak, doceniam wszystkich muzyków, którzy ciągle pchają gitarę do przodu. Yngwie to kiedyś zrobił ze swoim skalopowanym Super-Stratem, Eddie Van Halen wymyślił humbucker w Stracie i wiele innych rzeczy, a Satriani i Vai wystrzelili ten instrument na orbitę. Dzięki takim ludziom ten świat idzie naprzód i rozwija się.
Co według Ciebie jest najważniejszą rzeczą w muzyce? Jak komponujesz? Czy „wena” pozwala Ci stworzyć utwór „od początku do końca”, czy jest to raczej proces fragmentaryczny, rozłożony w czasie?
Inspiracja i czas. Wiesz, żeby stworzyć muzykę, składającą się z tak wielu elementów i detali, potrzebowaliśmy kilku lat. Chcesz to przecież zrobić dobrze, albo wcale. Ale ten poświęcony czas sprawia, że ta muzyka jest jak migawka z naszego życia. Widzę wszystkie albumy jako film o nas samych. To znaczy, że czasem bywa to lepsze, a czasem gorsze, ale tacy właśnie jesteśmy w tej podróży z gitarą. Wszystko pochłania czas, trzeba szukać inspiracji, trzeba pracować, eksperymentować,, uczyć się na błędach – tworzenie sztuki zjada mnóstwo czasu.
Jak wygląda u Ciebie proces tworzenia solówek?
Nadal interesują mnie improwizowane solówki. I nadal ekscytuję się pomysłami Yngwiego Malmsteena i George'a Lyncha. Obaj improwizują. Więc wszystkie moje solówki gitarowe są także praktycznie improwizowane, ale można by powiedzieć, że to improwizowana kompozycja, ponieważ przez tyle grania nazbierałem już sporo rozmaitych fragmentów muzycznych, które stały się częścią mojego słownika. Powiedziałbym, że komponuję przez improwizację. Gram to co w danej chwili słyszę w głowie, ale często zapamiętuję te rzeczy, które uznaję za ciekawe.
Oprócz rodzimego DragonForce występowałeś obok wyżej wymienionego Steve`a Vai`a, Joe Satrianiego, czy Paula Gilberta. Z którym gigantem chciałbyś jeszcze stanąć na jednej scenie?
Wiesz, niedawno zrobiłem zbiórkę pieniędzy dla gitarzysty Jasona Beckera, który cierpi na ALS, będącego obecnie najdłużej żyjącą z ALS osobą na świecie. Sprzedałem więc trochę gitar, aby zebrać fundusze na jego rachunki medyczne i miałem w trakcie tej akcji okazję zagrać z wieloma niesamowitymi gitarzystami, których sam uwielbiałem dorastając. Podam ci kilka nazwisk: Paul Gilbert, Satchel ze Steel Panther, Alex Skolnick, Steve Stevens, ale też Tim Henson, muzycy z różnych epok od starej szkoły aż po youtuberów. Udało mi się połączyć wszystkie te światy. Często byli to niesamowici artyści, których słuchałem dorastając i którzy zainspirowali mnie do grania. Więc było to naprawdę fajne i zainspirowało mnie do jeszcze mocniejszej pracy nad instrumentem. Mam nadzieję, że zrobimy tego więcej.
Kiedy możemy spodziewać się solowej płyty? Masz to w planach? Jeżeli tak, w jakim kierunku zmierzasz?
Myślałem o swoim solowym albumie już od jakiegoś czasu i naprawdę chcę go zrobić. Wydaje się, że za każdym razem, gdy zaczynam, coś innego mnie zatrzymuje i nie mam czasu, aby to skończyć. Ale mam nadzieję, że pewnego dnia uda mi się wydać ten solowy album. Chcę zrobić coś, co jest ciekawe i brzmi jak ja, ale ma pewną oryginalność, co podąża w kierunkach, których jeszcze nie eksplorowałem, ale żeby ludzie mieli pewność po kilku nutach: „Tak! To jest Herman Li.”.
Prowadzisz również warsztaty gitarowe z młodzieżą. Co im doradzasz i co jest najczęstszym problemem?
Na klinikach gitarowych i warsztatach, które prowadzę online, najważniejsze nie jest pokazywanie miliona technik, ale po prostu utrzymanie ich inspiracji. Chcę, by ci ludzie dalej grali i nigdy się nie poddawali. Bo obecnie może to tworzyć ścianę nie do przejścia – możesz wejść do Internetu i w kilka minut zobaczyć tylu gitarzystów, grających na takim poziomie, że po prostu chcesz się poddać, mówiąc: „Jak ja mam to osiągnąć?” czy „Ile godzin będę musiał siedzieć, żeby zagrać choć fragment tego?”. Ważne jest pokazanie im drogi, aby mogli podążać właściwą ścieżką. Więc dużo więcej mówię, niż próbuję się popisywać, mówię im: „Spójrz, osobiście nie jestem szczególnie utalentowany ani zdolny, ale pracuję ciężko nad tym, co kocham robić.” Więc to jest pierwsza rzecz, o którą trzeba zadbać. Nie o to, czy są wystarczająco utalentowani, czy są za młodzi, czy za starzy. Nie można pozwolić, aby jakakolwiek z tych rzeczy była przeszkodą dla ciebie w tworzeniu sztuki. I nie martw się o bycie doskonałym, ponieważ to właśnie niedoskonałości często czynią muzykę wspaniałą. Nie pozwól, aby perfekcjonizm powstrzymał cię przed zrobieniem tego, co chcesz robić i przed stworzeniem czegokolwiek.
Jako pierwszy w historii wykonałeś solo będąc zanurzonym w wodzie. Czy planujesz przeskoczyć ten brawurowy wyczyn?
To była duża frajda robić te podwodne solówki kilka lat temu. Zdecydowanie dobra zabawa. Było wyzwaniem zaprojektować system, który temu podoła. Ale zrobiłem to ponownie później, grając w jacuzzi, w trakcie innego rejsu, a także grając solówki gitarowe podczas jazdy na zjeżdżalni wodnej. Po prostu staram się bawić grą na instrumencie. A gitara to naprawdę szczególny instrument, ponieważ pozwala ci się wyrazić na tyle różnych sposobów. Nie musisz martwić się o to, co ludzie pomyślą, ponieważ to instrument rockowy. Idziesz tam i tworzysz i nie martwisz się o to, co pomyślą krytycy, bo rock to muzyka nonkonformizmu. Mam nadzieję, że znajdę inne, nowe sposoby, by robić te szalone rzeczy, które tak lubię. O to właśnie chodzi w gitarze, wiesz, tworzyć te specjalne momenty. Nie chodzi o bycie doskonałym, chodzi o to, co sprawia, że ludzie są podekscytowani i co sprawia, że ja też jestem podekscytowany, żeby wstać kolejnego dnia rano i robić to, co robię.
Dziękujemy za rozmowę i do zobaczenia w Polsce!
Bardzo dziękuję jeszcze raz za Wasze wsparcie. Naprawdę to doceniam. Dziękuję za umieszczenie mnie na okładce magazynu i nie mogę się doczekać, aby zobaczyć Was – mam nadzieję – na koncercie. Nie mogę się doczekać powrotu do Polski.
Zdjęcia Travis Shinn/Napalm Records