Wywiady
Jeff Aug

Jeff Aug od ponad 25 lat koncertuje jako gitarzysta solowy w Europie i Stanach Zjednoczonych, ustanowił dwa rekordy Guinnessa i zajął pierwsze miejsce na liście przebojów Apple iTunes w kategorii Acoustic Music w Stanach Zjednoczonych. Teraz powraca z albumem „Kiss of the Liquid MoonKiss of the Liquid Moon”

2025-01-29

Pochodzący z Waszyngtonu Jeff mieszka obecnie u podnóża Alp w południowych Niemczech. Koncertował z Allanem Holdsworthem, Soft Machine, Stu Hammem, Gregiem Howe, Alexem Skolnickiem, Carlem Verheyenem, Johnnym A., Albertem Lee, moe. i innymi. Po dwukrotnym ustanowieniu rekordu świata Guinnessa w kategorii „Najwięcej koncertów wykonanych w różnych krajach w ciągu 24 godzin” (2009, 2012) Jeff wystąpił w programie NPR Morning Edition. Oprócz pracy solowej Jeff Aug prowadzi obecnie instrumentalno-rockowy zespół Ape Shifter i występuje jako gitarzysta brytyjskiej artystki Anne Clark.

 

Kiedy zacząłeś grać na gitarze i co było twoją główną inspiracją?

Zacząłem grać we wrześniu 1982 roku, kiedy wujek Arthur podarował mi pierwszą gitarę. Miałem wtedy 12 lat. Była to gitara elektryczna o zdecydowanie za wysokiej akcji i jednolampowy wzmacniacz z 5-calowym głośnikiem. Byłem podekscytowany. Wujek był moim ulubionym krewnym. Słuchał fajnej muzyki i miał super plakaty na ścianach i suficie swojego pokoju...

The Stones, The Beatles, Bela Lugosi jako Dracula, Crumb Stoned Agin. Kiedyś puścił mi nagranie z jednego z koncertów Pink Floyd The Wall, na którym był w Nowym Jorku. W samochodzie, w drodze powrotnej do domu, myślałem tylko o tym, żeby to wszystko uruchomić. Brałem lekcje gry na fortepianie przez 5 lub 6 lat, więc mogłem umiarkowanie dobrze czytać nuty. Poleciałem do lokalnego sklepu muzycznego i kupiłem śpiewnik Jimiego Hendrixa, żeby nauczyć się „The Star Spangled Banner”.

Kilka tygodni później kilka dzieciaków chodziło po okolicy z gitarami elektrycznymi na szyi. Jeden z nich mieszkał kilka domów ode mnie i zapytałem, czy może mi pokazać parę rzeczy. Pokazał mi końcową część rytmiczną „Freebird” Lynyrda Skynyrda i chromatyczną opadającą linię w „Fly By Night” Rusha.

Na jakich artystach się wzorowałeś? Kim byli twoi idole?

Słuchałem wszystkich wielkich; Jimi Hendrix, Led Zeppelin, The Who, Cream... W końcu Shem, opiekun obozów letnich, przedstawił mnie Pierre'owi Bensusanowi i Steve'owi Morse'owi z The Dixie Dregs. Byłem zachwycony – Steve Morse od zawsze był moim idolem. Jestem także wielkim fanem Salvadora Dalí i Goucho Marxa.

Uczyłeś się sam czy chodziłeś do szkoły muzycznej?

Zacząłem uczyć się samodzielnie, ale potem zacząłem brać lekcje u Jona Whitneya. Jon był urodzonym talentem. Do szkoły średniej uczęszczał z Martym Friedmanem. Tam była dość prężna scena muzyczna. Jon miał niesamowite ucho – mógł posłuchać w radiu jakiegoś popowego utworu i natychmiast znaleźć akordy z dokładnie takim brzmieniem. Wprowadził mnie też w teorię, dzięki której moje umiejętności zaczęły błyskawicznie rosnąć. Kupiłem książkę teoretyczną, z której przestudiowałem dokładnie skale i strukturę akordów. Pamiętam, że w pewnym momencie zrobiłem sobie przerwę, podszedłem do fortepianu i zacząłem grać „akordy gitarowe”, czyli gitarowe brzmienia na fortepianie. Nagle fortepian – który dla mnie zawsze był bardzo sterylnym instrumentem – nabrał sensu i mogłem naprawdę na nim grać muzykę (zamiast próbować przerzucać losowo nuty). Ale byłem okropnym pianistą.

Co skłoniło Cię do przeniesienia się z USA do Niemiec?

Po studiach założyłem zespół z chłopakami ze szkoły. Nazywaliśmy się Sorry About Your Daughter. W połowie lat 90. podpisaliśmy kontrakt płytowy z niemiecką wytwórnią i odbyliśmy kilka tras koncertowych po Niemczech. Pod koniec lat 90. zespół się rozpadł, a ja zacząłem skupiać się na solowej grze na gitarze akustycznej i kompozycjach instrumentalnych w stylu fingerstyle. Grałem do 5 czy 6 nocy w całym DC, Maryland i Wirginii. W niektóre niedziele grałem w jednym miejscu rano, a w innym wieczorem. Były takie soboty, kiedy grałem 3 koncerty dziennie. Pewnego razu, w sobotę rano miałem swój stały występ w wegetariańskiej restauracji Planet X w College Park w stanie Maryland. Basista z mojego byłego zespołu zaskoczył mnie wizytą. Miał ze sobą naszego starego menadżera trasy Toona Sengersa. Okazuje się, że Toon przeleciał nad Atlantykiem z wizytą na kilka tygodni. W każdym razie Toonowi spodobało się to, co robię i powiedział: „Hej, Jeff, przyjedź do Niemiec, załatwię ci kilka występów!” 6 miesięcy później przyjechałem do Niemiec i Toon odebrał mnie z lotniska. Zapytałem: „No więc, Toon, ile przedstawień zarezerwowałeś?” Toon odpowiedział: „Och, żadnego”. Powiedziałem: „Żadnego? Dlaczego nie zarezerwowałeś żadnych występów?

A on na to: „No cóż, nie sądziłem, że naprawdę przyjdziesz”. Dodam że Toon wziął to sobie do serca i ostatecznie zarezerwował wiele występów, w tym pierwsze występy dla Alberta Lee, Bernarda Allisona i innych. W końcu ponownie nawiązałem kontakt z kilkoma niemieckimi specjalistami z branży z czasów „Sorry About Your Daughter” i zacząłem samodzielnie nawiązywać znajomości.

Jakie wydarzenie w swojej karierze uważasz za punkt zwrotny?

Jest ich kilka, ale wydaje mi się, że jedno miało miejsce we wrześniu 2009 roku. Na początku tamtego roku ustanowiłem Światowy Rekord Guinnessa (TM) w kategorii „najwięcej koncertów wykonanych w różnych krajach w ciągu 24 godzin”.

W sierpniu 2009 roku pojechałem do USA, aby odwiedzić rodzinę. Magazyn Guitar Player zamieścił trzystronicowy artykuł o mnie i pomyślałem, że to dobry moment na zorganizowanie kilku koncertów. Zarezerwowałem występ w Nowym Jorku, Waszyngtonie i Los Angeles (pomyślałem, że jeśli zrobię to w tych trzech miastach, będzie dobrze wyglądać na ulotce). Kiedy przyjechałem do Stanów Zjednoczonych, skontaktowało się z National Public Radio (jedna z największych sieci radiowych w USA z ponad 900 stacjami) z zaproszeniem do jednego ze swoich programów. Udzieliłem wywiadu i występu, a następnie udałem się na występ w Waszyngtonie. Dotarliśmy na miejsce (hol Kennedy Center) i mój wkrótce 9-letni syn zapytał: ile tu jest miejsc?” Policzyłem i odpowiedziałem: „około 200”. Zapytał: „No cóż, jak myślisz, ile osób przyjdzie dziś wieczorem? 30, jak w Nowym Jorku?” Powiedziałem: „No cóż, babcia i dziadek przyjdą, więc…” Kiedy znalazłem się na scenie, było tam stłoczonych ponad 300 osób, siedzących na schodach na podłodze i gdziekolwiek, gdzie tylko było miejsce. Sprzedaż gadżetów osiągnęła wysoki poziom. Trzy dni później wyemitowano nagraną przeze mnie audycję radiową. Natychmiast zacząłem otrzymywać powiadomienia, że wszystkie moje płyty zostały wyprzedane na dwóch platformach internetowych, na których były dostępne moje albumy. Postanowiłem się „popisać” i napisałem do menadżera Andy’ego McKee, że u dystrybutora wszystko mi się wyprzedało i w poniedziałek muszę zrobić kolejne tłoczenie. Odpisał: „Hej, Jeff, widziałeś listy przebojów muzyki akustycznej iTune? Jesteś numerem 1!”

Dlaczego na swoim albumie jako narzędzie artystycznej ekspresji wybrałeś solową gitarę akustyczną?

Bardzo lubię brzmienie gitary akustycznej. Nie podoba mi się brzmienie gitar akustycznych nagranych ‘direct’ (bezpośrednio). Uwielbiam dźwięk gitary w pomieszczeniu. Lubię, gdy ucho jest blisko strun. Poza tym moja gitara Lowden SLE Fingerstyle jest najlepiej brzmiącą gitarą na świecie. Kocham po prostu uderzać w niską strunę E, pozwalać jej wybrzmiewać, a następnie zagrać pod nią melodie lub akordy.Zrobiłem sobie długą przerwę od solowej akustyki, kiedy w listopadzie 2015 roku założyłem mój instrumentalno-rockowy zespół Ape Shifter, ale od początku 2023 roku wróciłem do solowego grania akustycznego. Ape Shifter nadal daje w tym roku kilka koncertów i naprawdę uwielbiam moc gitary, basu i perkusji, ale jest coś medytacyjnego i terapeutycznego w siedzeniu na słońcu z moją gitarą akustyczną, kiedy mój duch wybiera się w jakąś ezoteryczną podróż rytmu i melodii.

Utwory solowe zawierają jednocześnie rytm, podkład i melodię. Jak aranżujesz swoje utwory,aby zapewnić im najpełniejsze brzmienie?

Czasami wymyślam nowe akordy z konieczności. Bywa, że akordy, głosy lub rozmieszczenie palców powstają wskutek tego, czego chcą moje palce. Pusta struna lub dwie zdecydowanie pomagają wypełnić przestrzeń. Zwykle wymyślam części utworów, a następnie zastanawiam się, jak najlepiej je ze sobą połączyć. W większości przypadków moim kompozycjom brakuje skupienia. Praca z Muratem Parlakiem przy aranżacjach pomogła mi w montażu i aranżacji. Murat świetnie opanował aranżację i wie co tam powinno być, a co należy wyciąć.

Czy używasz strojów standardowych czy otwartych? A jeśli stroje są otwarte – czy trudno jest Ci przełączać się między nimi a strojeniem standardowym?

Przeważnie używam stroju standardowego i drop D. Kiedy gram dłuższe występy, przechodzę przez kilka utworów w DADGAD. Kiedyś korzystałem z szerszej gamy egzotycznych strojów, ale uważam, że nadal jest wiele do zagrania w standardowym i drop D.

Jakiego sprzętu użyłeś do nagrania tej płyty?

Cóż, musiałbyś porozmawiać z Muratem w sprawie mikrofonów i sprzętu studyjnego. Nowy album Kiss of the Liquid Moon to trzeci album, który nagrałem w jego studiu. Jeśli chodzi o gitary, wszystko grałem na moim Lowden SLE Fingerstyle… po prostu najlepszej gitarze na świecie.

Na albumie znajduje się 12 utworów, a po tytułach widzę, że kryją się za nimi konkretne historie. Czy któryś z nich jest dla Ciebie najważniejszy?

„Ceramic Tiles” po raz pierwszy ukazało się na moim albumie In The Breezeway z 1997 roku. Pamiętam, jak w latach 90. otwierałem koncert przed Warrenem Zevonem. Grałem w szatni i nagle poczułem na sobie wzrok Warrena. Ciągle myślałem: „nie spieprz, nie spieprz, nie spieprz”. Cóż, kończę grać, patrzę w górę, a Warren po prostu powiedział: „To było piękne”. To było dla mnie potężne wsparcie i nadal gram ten kawałek. Wykorzystałem go jako rozgrzewkę przed jedną z sesji nagraniowych nowej płyty. Murat nagrywał. Kiedy skończyłem grać, Murat zapytał: „Co to było?!” Podobało mu się, dlatego w końcu dodaliśmy go do albumu. „Fuck The Neighbors” opiera się na prawdziwej historii zainspirowanej ludźmi, którzy mieszkali obok. Uwielbiam też „Dwa pokoje”. Układ poszczególnych motywów jest przypadkowy, ale całościowo ma sens. To taki obraz człowieka, zmaga się z chaosem przypadkowych zdarzeń, ale w końcu ląduje na własnych nogach. Ten kawałek sprawia, że czuję się dobrze. „One Way Beat” powstał po europejskiej trasie koncertowej ze Scottem Hendersonem. Zestaw Scotta zawierał „Black Market” Weather Report. Naprawdę polubiłem ten utwór. Myślę, że to bezpośrednio zainspirowało „One Way Beat”. Nakłonienie Murata do zagrania solówki na klawiszach postawiło tu kropkę nad „i”. Murat jest geniuszem.

Kompozycje mają rozbudowane aranżacje – czy poszczególne części utworów wymagają specjalnych ćwiczeń przed koncertami? Jak przygotowujesz się do występów?

Hmm... Dla mnie nie są one zbyt skomplikowane, ale kiedy na przykład nagrywałem „Fuck The Neighbors”, ćwiczyłem to po kilka godzin dziennie przez około 2 tygodnie. Grałem tę kompozycję od lat, ale nigdy nie udało mi się jej wykonać odpowiednio dobrze. Podczas prób do nagrania płyty naprawdę udało mi się opanować moje ręce w kilku sekcjach i znaleźć najbardziej ekonomiczny i skuteczny sposób prawidłowego wykonania tych fragmentów. W końcu nauczyłem się, jak poskładać te puzzle! Przed trasą postaram się przegrać wszystkie elementy programu przynajmniej raz dziennie. Czasami jest to raz na dwa dni. W dniu występu gram już tylko kawałek lub dwa. Staram się nie przesadzać. Carl Verheyen mówił zawsze: ćwiczysz na jutro. Pewnego razu podczas trasy koncertowej z Allanem Holdsworthem, Jimmy Johnson zawołał Allana podczas próby dźwięku. Allan grał i grał, a Jimmy powiedział: „Hej, Allan, zachowaj trochę tego na koncert!” (śmiech) To czyni grę bardziej ryzykowną, ale podczas występu trzeba mieć trochę kreatywnej energii. Musi to mieć emocje i odpowiednią intencję.

Jakie masz plany na najbliższą przyszłość?

W tej chwili promuję nowy album kilkoma klipami wideo. Na przełomie lutego i marca wyruszam w trasę koncertową po Europie, wspierając Scotta Hendersona. Będziemy w trasie przez 5 tygodni, odwiedzając wszystkie większe miasta. Trasa zakończy się koncertem w Wilnie na Litwie. Nigdy tam nie byłam, ale rodzina Augów pochodzi z Wilna. Pod koniec XIX wieku rodzina Aug opuściła Wilno i udała się do Nowego Jorku. Będę pierwszym z rodziny, który powróci do Wilna od ponad 135 lat. Spodziewam się zatem, że trasa zakończy się jakimś dziwnym zwrotem akcji. Mam tylko nadzieję, że nie będzie to skręcony palec lub nadgarstek (śmiech). Potem spodziewam się sporadycznych występów na wiosnę. Następnie w lipcu będę w trasie koncertowej jako gitarzysta Anne Clark w Niemczech. Gram z nią od 2002 roku. We wrześniu i październiku gram solową trasę koncertową po Niemczech. Na początku 2025 roku solowa trasa będzie kontynuowana w lutym. Wszystko, co dobre, we właściwym czasie.

 

www.jeffaug.com jeffaug.bandcamp.com

FOT. Helmut Soltau, Edith Zehentmayer, Chris Lakritz