Wywiady
TSA

Pod skrótem TSA MNKWL kryje się nowy skład TSA, a drugi człon tej nazwy to po prostu pierwsze litery nazwisk: Michalski, Niekrasz, Kapłon, Wester i Lekki. Panowie mają spore ciśnienie twórcze i nowe kompozycje sypią się jak z rękawa, więc kolejna płyta wkrótce. Tymczasem nadchodzi wersja LP świetnie przyjętego albumu „Niezwyciężony”. 

2025-01-16

Niestety dziś nie ma już z nami założyciela TSA, Andrzeja Nowaka, a pozostali najstarsi członkowie tego słynnego zespołu podzielili się na dwa obozy – sekcja rytmiczna Niekrasz i Kapłon poszli w jedną stronę, a Machel z Piekarczykiem w drugą. Jak to w polskim piekiełku bywa, fani podzielili się także i mamy teraz ferment, który pachnie dość nieładnie. I po co to? Dlatego my nie chcemy wchodzić zbyt daleko w te tematy, bo liczy się muzyka, a tak się składa, że TSA w wersji MNKWL jest jedynym TSA, który dotąd wydał nową płytę, a z drugiej strony poza singlem nic więcej nie widać. Czekając więc cierpliwie na wydawnictwo TSA Dream Team (o którym z przyjemnością także napiszemy jeśli się ukaże), postanowiliśmy porozmawiać z gitarzystami: Piotrem Lekkim, Maciejem Westerem oraz Januszem Niekraszem. Płyta „Niezwyciężony” została przyjęta świetnie, zebrała dobre recenzje, a w styczniu wychodzi jej wersja na winylu. Muzycy mówią, że chcą nagrywać album minimum raz na 2 lata i palą się do grania koncertów, a trzeba przyznać, że zarówno Lekki jak i Wester czują się na scenie jak ryby w wodzie. Choć może pisząc o rock’n’rollu powinna być to raczej substancja procentowa? Nieważne, zapraszamy do spotkania z gitarzystami zespołu TSA (MNKWL)!

 

PIOTR LEKKI

W jaki sposób trafiłeś do tego składu?

Pewnego dnia zadzwonił telefon, z drugiej strony był Marek Kapłon i Janusz Niekrasz, i zadali mi pytanie czy nie chciałbym grać z nimi w nowym składzie, który postanowili wskrzesić. Wytłumaczyli mi dlaczego tak się stało że nie gra z nimi Stefan i Andrzej więc bez dłuższego namysłu zgodziłem się, bo pomyślałem że fajnie będzie pograć z tą sekcją. Ja moją muzyczną przygodę traktuję jak przyjemność, staram się nie robić niczego wbrew sobie, jak z czymś się źle czuję to odpuszczam i szukam czegoś co daje mi szczęście. Robię różne rzeczy i gram w różnych konfiguracjach, zawsze z wielką frajdą, a nie lubię stagnacji ani rutyny bo to zabija radość z grania.

Czy dobrze się Wam gra razem? Iskrzy?

Granie z Markiem i Jasiem to duża przyjemność. Panowie grają ze sobą od dekad i tego nie da się przecenić. Lubię styl gry Marka, oszczędny ale dbający o brzmienie i punkt, a na takiej podbudowie świetnie się gra gitarowe partie. Z Damianem muzycznie rozumiemy się bardzo dobrze. Współpracujemy nad moją solową płytą i z nikim nigdy nie pracowało mi się tak łatwo i z obustronnym zrozumieniem. Maciek to pełny pasji młody gitarzysta, pracowity i efektowny, to się podoba ludziom i mi też, jest energia którą razem dzielimy, a do tego nie ma między nami żadnych konfliktów, czy sprzeczności, bardzo łatwo się dogadujemy.

Jaki masz stosunek do muzyków oryginalnego składu TSA? Czy uczyłeś się tamtych riffów gitarowych itd.?

Mam wielki szacunek do tego co zrobili. Każdy gdzieś tam próbował grać te riffy :) Jako młody, dobrze zapowiadający się tenisista grywałem „Heavy Metal Świat” na rakiecie do tenisa :) żeby po latach grać ten utwór z tą sekcją rytmiczną na dziesiątkach koncertów, to fajne uczucie.

Które ze starych piosenek TSA lubisz najbardziej?

Bardzo lubię „Bez Podtekstów”, to jeden z moich ulubionych utworów, lubię też „Ty, On, Ja”, ale każda z piosenek które gramy jest fajna i świetnie się to gra na scenie.

Jak komponowany był materiał na płytę Niezwyciężony? Czy był to wysiłek kolektywny, czy raczej każdy osobno przynosił gotowe kompozycje?

W większości każdy miał gotowe utwory, zrobione w domowym zaciszu, gdy komponowaliśmy materiał akurat grasował Covid, był Lockdown i byliśmy zamknięci w domach, więc komputer był niezastąpionym narzędziem. Były też piosenki które powstawały kolektywnie na próbach, ale były to drobne korekty, bo utwory w przeważającej części były już gotowe. Marek bardzo skrupulatnie zapisywał swoje pomysły w komputerze przy pomocy oprogramowania, a my z Maćkiem potem przekładaliśmy te pomysły fizycznie na gitary. Na przykład w „Jak Jest” riff w zwrotkach i melodia solo to pomysły Marka, ja je tylko przystosowałem do swojego sposobu gry i brzmienia, bardzo lubię te partie. Mój utwór „Tylko” był w swojej formie gotowy w 100%, była tylko kwestia zaaranżowania akcentów i zarejestrowania. Demo utworów Maćka powstawały u Marka, panowie pracowali ze sobą bo mieszkają niedaleko od siebie, Marek pomógł Maćkowi zapisać i poukładać pomysły żebyśmy mogli się z nimi osłuchać i nauczyć się ich, a potem już tylko ogrywać je na próbach.

Czy masz na tej Waszej płycie jakąś ulubioną piosenkę, której granie live daje Ci frajdę? Jeśli tak to dlaczego?

Bardzo lubię grać „Ostatni Pociąg”, ma fajny drive i daje radość na koncertach. Lubię też swoje solo które tam nagrałem na płycie, jest to jedna z nielicznych solówek którą odgrywam od a do z jak została nagrana, bo pozwalam sobie na koncertach na dużo improwizacji. Dumny jestem też ze swojej piosenki „Tylko”, mam wrażenie że idealnie wpasowała się w charakter tego składu i bardzo lubię ją grać na żywo, lubię jak publiczność na koncertach dośpiewuje ostatnią linijkę tekstu :).

Gdzie materiał został nagrany?

Bębny Marek zarejestrował w swoim domowym studiu koło Opola, reszta instrumentów i wokale zostały nagrane w Bochni w Studio Leonardo27 Roberta Świątka z którym działamy wspólnie, i w moim KWARTstudio. Miksy i mastering robiłem we własnym zakresie w KWARTstudio, jestem też wraz z Markiem Kapłonem odpowiedzialny za produkcję płyty.

Jakiego sprzętu użyłeś do nagrania tej płyty, gitary, wzmacniacze, efekty? Gitary – dlaczego takie?

Materiał nagrywałem w większości w studio Leonardo27, na systemie złożonym z dwóch interfejsów Universal Audio Apollo, korzystałem z różnych symulacji preampów, Neve1073, API czy UA. Korzystałem też z mojego przedwzmacniacza UA 4-710d. Oczywiście głównym mikrofonem do nagrywania gitar był standardowy Shure sm57, podparty Sennheiserem 421 i czasem mikrofonem wstęgowym. Nagrywaliśmy z Maćkiem na na różnych wzmacniaczach. Maciek ma Labogę, duża część partii została też nagrana na starym Marshallu Super lead, nic niestandardowego nie działo się podczas tych nagrań :) Na płycie są też partie nagrane na Kemperze. Nie używaliśmy żadnych zewnętrznych efektów, gitara prosto we wzmacniacz, tak jak to działa również na żywo. Maciek nagrał swoje partie na gitarze Gibson Les Paul, a ja na swoich Gibsonach Flying V, gdzie w jednym mam zainstalowany pickup Dirty Fingers Gibsona, a w drugim zestaw Seymour Duncan SH2/SH4. Partie akustyczne w „Tylko” nagrałem na moim akustyku Martin DC16.

Czemu raczej klasyczne konstrukcje, a nie nowoczesne wyścigówki?

Ja jestem oldschoolowcem :) lubię te konstrukcje i ich trochę szorstki charakter. Mam około 30 gitar ale w tym gatunku pod każdym względem bardzo lubię Flying V i ich używam :). Na tych gitarach powstawały metalowe riffy które zbudowały tożsamość tej muzyki, ma to dla mnie znaczenie, i lubię ich wygląd. Mam czarnego i białego.

Jakich używasz strun, wysoka czy niska akcja?

W TSA używam strun Ernie Ball 10,5 – 52, gram dosyć mocno i dzięki grubszym strunom mam stabilniejszy, bardziej osadzony i mocniejszy sound. Mam w szufladzie komplet 11-52 i przetestuję go w najbliższym czasie, ale fizycznie mam małą dłoń i nie mogę przesadzić z siłą naciągu, żeby nadto nie przeciążać ręki. Akcję strun mam dosyć niską, ale nie do przesady, gram dużo podciągniętych, długich dźwięków i muszą ładnie wybrzmiewać.

Jakich używasz kostek i czy masz ulubione?

Owszem, ostatnio bardzo lubię trójkątne kostki Clayton 1mm. To kostki dla mnie uniwersalne, używam ich bez względu na to czy gram bluesa, czy koncertuje z moim akustycznym projektem PiS (Piotrek i Sierściu) czy gram z kimkolwiek innym. Lubie to że nie muszę się przestawiać tylko gram tym samym piórkiem.

Czy rodzaj kostki ma dla Ciebie znaczenie?

Ma bardzo duże znaczenie, a w studiu kluczowe. Podczas nagrań często dobieram kostkę do partii którą rejestruję, ma to duży wpływ na to jak dana partia brzmi. Grając podkłady na gitarze akustycznej często używam bardzo cienkich, firmy Dunlop. Mam bardzo duży wybór kostek i podczas pracy poświęcam dużo czasu na dobór właściwej.

Gitarzyści dzielą się na tych, którzy przyznają, że ćwiczą i na tych, którzy twierdzą, że nigdy nie ćwiczą, tylko po prostu grają. Jak jest z Tobą?

Ćwiczę za mało, a lubię. Bywa że gram konkretne rzeczy, żeby nauczyć się jakiegoś materiału, ale nie jest to w moim mniemaniu ćwiczenie. Chciałbym znaleźć więcej czasu na pogranie utworów i riffów które lubię i ćwiczyć rzeczy których nie umiem, a które w kwestii rozwoju są ważne, ale nie chcę też mieć presji psychicznej, granie to moja pasja i hobby, nie chcę traktować tego jako obowiązku. Wiem gdzie jestem, gdzie chcę być, czego już nie uda mi się zrobić, a co jeszcze przede mną. Nie porównuję siebie do innych, bo nie w tym mam cel. Mam jeszcze dużo rzeczy które chciałbym w życiu zrobić i wiele planów.

Jakiej porady udzieliłbyś młodemu gitarzyście/gitarzystce, jeśli zostałbyś o nią poproszony?

Ja czuję się amatorem i to jest pasja mojego życia. Doszedłem do etapu że mogę sobie wybierać co i z kim chcę robić na tym muzycznym polu i to wielki przywilej. Nic nie muszę. Duża zasługa w tym mojej żony Eli bo nie dość że toleruje moje pomysły to jeszcze mnie w nich wspiera i pomaga je realizować. Zresztą razem robimy od 10 lat festiwal Bochnia Rocks goszczący tuzów gitarowego (i nie tylko) świata, i moich wielkich idoli. Kiedyś na łamach tego pisma powiedziałem że należy kochać to co się robi, nie oczekiwać niczego w zamian a wtedy muzyka się nam za to odpłaci, potwierdzam te słowa, dla mnie są ciągle aktualne. Muzyka może dawać wiele szczęścia, ale może też powodować frustracje, wszystko zależy od naszego podejścia.

Jakie plany i nadzieje wiążesz na przyszłość z tym zespołem?

W styczniu nasza dobrze przyjęta płyta zostanie wydana w formie winyla. Już myślimy nad kompozycjami na następną, gramy fajne koncerty, coraz więcej fanów zaczyna zauważać naszą pasję do grania, to że gramy zawsze na 100%, i że angażujemy się w ten zespół z całych sił, więc niech to wszystko posuwa się spokojnie do przodu i daje nam radość.

MACIEJ WESTER

Co zainspirowało Cię do sięgnięcia po gitarę?

Jako dzieciak, jak wielu innych, marzyłem by zostać piłkarzem (śmiech). Niestety nie byłem specjalnie utalentowany w tym kierunku. Zacząłem grać na gitarze jak miałem 14 albo 15 lat. Najpierw podchodziłem do tego luźniej, ale dość szybko się wkręciłem i zacząłem traktować temat bardzo poważnie. Stwierdziłem wtedy, że odnalazłem swoją życiową pasję i to jest właśnie to czym chciałbym się zajmować zawodowo. Zacząłem marzyć o koncertach, nagraniach, kapeli i ćwiczyłem wtedy po 8 godzin dziennie. Wszystkie inne rzeczy jak szkoła, koledzy czy dziewczyny przestały mnie interesować, liczyła się tylko gitara. Inspiracją byli dla mnie oczywiście muzycy tacy jak Randy Rhoads, Zakk Wylde czy Eddie Van Halen, ale ważnym impulsem był także film „Powrót do przyszłości”. Była tam taka scena, w której główny bohater gra utwór „Johnny be Goode” Chucka Berry’ego, kończąc go szalonymi solówkami i wariacjami na scenie. Bardzo mi się to spodobało i uznałem że chciałbym robić to samo co on!

Pamiętasz swój pierwszy instrument?

To był jakiś stary klasyk z NRD, znaleziony na strychu (śmiech). Sam wymieniłem w nim struny i zacząłem ćwiczyć takie riffy jak „Smoke on the water” Deep Purple czy „Iron Man” Black Sabbath. Pierwszym moim elektrykiem był Les Paul marki Epiphone, niestety szybko pękła w nim główka. Wcześniej też grywałem u kumpla na Stratocasterze marki Harley Benton.

Czyli, biorąc pod uwagę na czym grasz obecnie, w tym podziale braci gitarowej na „Stratowców” i „Lespaulowców”, Ty wybrałeś ten drugi obóz?

Zdecydowanie tak. Osobiście lubię także Stratocastery, ale Les Paul to zupełnie inny instrument, zmusza do innego myślenia i innego grania. Ma piękny kształt i pewnie siedzi w ręce. Wielu moich gitarowych idoli gra również na Les Paulach, stąd brzmienie takiego instrumentu odpowiada mi najbardziej. Jest w nim coś co powoduje, że sięgam po niego najczęściej. Czuję też, że taka gitara najlepiej pasuje zarówno do TSA jak i do mnie samego.

Jak się czujesz współtworząc nowy zespół z ludźmi będącymi częścią legendy TSA?

Przede wszystkim jest to wielki zaszczyt. Nigdy nie myślałem, że mnie to spotka. Wcześniej grałem już z Januszem Niekraszem w zespole Blues Power i już samo to było dla mnie sporą nobilitacją. TSA jest więc dla mnie niesamowitą przygodą, ale też nauką, bo doświadczenia można czerpać od tych ludzi garściami. Gra się z nimi super, nie czuć żadnej spinki, czy traktowania z góry. Jesteśmy po prostu rock ‘n’ rollową rodziną. Muszę tu przy okazji wspomnieć także o gitarzystach TSA z oryginalnego składu, do których miałem i mam ogromny szacunek. Byli źrodłem wielkiej inspiracji. Wcześniej słuchałem głównie muzyki zagranicznej i kiedy usłyszałem ten zespół po raz pierwszy na żywo, nie mogłem uwierzyć że tak można grać w Polsce. Zupełnie światowy poziom. Byłem pełen podziwu.

Czyli to Janusz Cię zwerbował do nowego składu?

Tak, dokładnie. Graliśmy już razem, więc wiedział czego się może spodziewać. Janek (Janusz Niekrasz) w prawdzie złożył mi te propozycję, ale za wszystkim stoi Zenon Wawrzynow, perkusista zespołu Blues Power. Gdyby nie on nie poznałbym bym Janusza i nie znalazłbym się w zespole. Zenon postanowił mi pomóc odnaleźć się w tej branży, poznać właściwych ludzi, został moim mentorem i wiele mu dziś zawdzięczam.

Czy materiał na nowy album układaliście wspólnie?

Każdy z nas przynosił pomysły na kompozycje, a potem ewentualnie razem pracowaliśmy nad aranżacjami. Praca ta wyglądała bardzo sprawnie, nie marnowaliśmy czasu ucząc się czegoś na próbach, wysyłaliśmy sobie nagrania i pomysły, każdy przychodził przygotowany. Moim autorskim wkładem są tutaj dwa kawałki: „Choroba” i „Na śmierć”. Pierwszy z nich powstał gdy miałem jakieś 16 lat i kiedyś nawet znajdował się w repertuarze mojego pierwszego zespołu. Później dokonałem w nim parę zmian i w ten sposób nabrał ostatecznego kształtu. „Na śmierć” jest trochę inspirowany wczesnymi utworami TSA. Uznałem, że warto będzie wrócić na tej płycie właśnie tym utworem do pierwotnego brzmienia zespołu. Jest też numer „Ostatni pociąg”, który graliśmy jeszcze z Blues Power. Dodaliśmy do niego modulacje i solówki obu gitar, w ten sposób powstało to co usłyszeliśmy na płycie.

Masz na tej płycie ulubiony numer?

Takich ulubionych jest nawet kilka – „Ostatni pociąg”, „Żarłacz”… Bardzo fajnie nam wyszedł także „Ciężar czasu”, szczególnie podobają mi się tam solówki i nie chodzi mi tu o ich wykonanie a o sam podkład do którego przyjemnie się improwizuje i układa partie solowe.

Jakiego sprzętu używasz w TSA?

Gibson Les Paul Classic przede wszystkim, ale używam też Gibsona Les Paul Anakonda, sygnowanego przez Slasha. Mam też starą, japońską kopię Les Paula Custom firmy Burny, w kolorze czarnym i jest to zdecydowanie moja ulubiona gitara. Mam ją od lat, nigdy mnie nie zawiodła i nigdy jej nie sprzedam. To właśnie ten instrument słychać w większości na płycie. W paru miejscach pojawił się również Les Paul wykonany przez nieżyjącego już lutnika Aleksandra Patera. Wzmacniacz to Laboga Diamond Sound 50 W, na nim nagrałem większość solówek i co ciekawe jest to model który skonstruował sam Adam Laboga. Miałem szczęście go poznać i pamiętam, jak kiedyś podszedł do mnie po koncercie Blues Power i powiedział: „No! Wreszcie ktoś przywalił tak jak trzeba na tym wzmacniaczu!” Zmieniam w nim tylko kolumny – aktualnie gram na paczce Marshalla, ale podczas nagrywania płyty TSA użyłem kolumny Labogi 4x12” i co ciekawe, jest to dokładnie ten egzemplarz, który grał kiedyś w zespole Złe Psy. W pedalboardzie mam tuner TC Electronic, reverb Hall Of Fame tej samej marki, kaczka Cry Baby i booster, zrobiony przez Sławka ze Studio Custom 34, a którym dopalam Labogę. Sprawdzałem wiele różnych opcji, ale tylko ten booster od działa tak jak tego oczekuję. Kable Labogi. Struny 10-52, w standardowym stroju, bo lubię mocniej grać i te grubsze basowe sprawdzają się znakomicie. Cieńsze struny rozstrajają się lekko przy mocniejszym ataku. Kostki Dunlop Ultex Sharp 1,4 mm – wcześniej używałem Dunlopów Tortex 1 mm.

Niektórzy muzycy twierdzą, że nie ćwiczą jak jest u Ciebie?

Tak naprawdę to chyba nie da się być gitarzystą i nie ćwiczyć. Jeśli ktoś mówi, że nie ćwiczy, to wydaje mi się, że kłamie. Przecież nawet granie riffów, czy próby z zespołem, to też są formy ćwiczenia. Osobiście nie potrafię sobie wyobrazić życia bez grania, uwielbiam to robić i zawsze sprawia mi to wielką frajdę. Nie ma dnia żebym nie zagrał na gitarze choć paru dźwięków, ciągle uczę się nowych rzeczy, wymyślam nowe riffy, szlifuję technikę, mam wrażenie że jest to podróż bez końca. Może teraz już nie spędzam zbyt wiele czasu z metronomem, ale bardzo lubię ćwiczyć improwizując do muzyki, czy to do kawałków ulubionych wykonawców, czy do gotowych backing-tracków.

JANUSZ NIEKRASZ

Przed chwilą rozmawialiśmy z Maćkiem Westerem – co sprawiło, że uznałeś go za idealnego kandydata na gitarzystę TSA?

Mam taki band o nazwie Blues Power, który funkcjonuje od 1985 roku, a do którego pewnego dnia dołączył Maciek. Miałem więc dość czasu by się przekonać, że jest świetnym muzykiem i co najważniejsze – czuje bluesa. Dlatego kiedy pojawiła się koncepcja znalezienia dwóch gitarzystów do nowego składu TSA, od razu wiedziałem, że Maciek będzie idealnym kandydatem. Oczywiście wziął udział w oficjalnych przesłuchaniach, ale już miał u mnie dodatkowe punkty. Jest świetnym człowiekiem, choć najmłodszym w zespole, co też jest ciekawostką.

A jak było z Piotrem Lekkim?

Z Piotrkiem grałem w zespole 1One, więc także miałem okazję oglądać go w akcji. To także świetny gitarzysta, wspaniale gra. Kiedy formowaliśmy skład zespołu, pomyślałem, że warto będzie go przesłuchać. No i zaiskrzyło.

Jesteś zadowolony z odbioru płyty „Niezwyciężony”?

Oczywiście, bo są o niej same dobre opinie. Co zresztą nie było dla mnie zaskoczeniem, bo osobiście uważam, że jest to naprawdę dobra płyta. Wiele lat przymierzaliśmy się, żeby ją zrobić i w końcu się udało. Cieszę się, że ludzie ją pozytywnie oceniają.

Komponowaliście tę płytę wspólnie, czy raczej każdy z Was przyniósł własne, gotowe kawałki?

Każdy z muzyków przynosił własne pomysły, a na próbach wybieraliśmy najlepsze i pracowaliśmy nad aranżami. Tak więc mieliśmy tego materiału dużo więcej, ale wybraliśmy to, co uznaliśmy za najlepsze. I może to dlatego ta płyta brzmi tak dobrze.

„Ostatni pociąg” to chyba utwór, który pojawił się już wcześniej w Blues Power?

Tak, wymyśliłem ten kawałek dawno temu, jeszcze za czasów mojego solowego projektu. Tak więc mogłeś go już usłyszeć na koncertach. Kiedy graliśmy próby z TSA, postanowiłem wyciągnąć go z szuflady, a chłopakom się spodobał i powiedzieli: „Bierzemy!”

Masz tu jakieś ulubione utwory?

Ulubiony to chyba nie, bo w zasadzie każdy numer z tej płyty lubię. Wszystkie mają swój własny charakter, żaden z nich nie jest podobny do drugiego i każdy jest dla mnie cenny.

Na czym nagrałeś „Niezwyciężonego”?

Na gitarze Jazz Bass oczywiście, natomiast jest to specyficzny JB, ponieważ posiada przystawki typu humbucking. Normalne Jazz Bassy mają single, więc po ściszeniu jednego z nich, instrument zaczyna brumieć. Tutaj jest cisza. Gitara gra świetnie, a ciekawostka jest taka, że był składany w Chinach.

Czyli gitara z Chin też może grać dobrze?

Oczywiście, tu nie ma reguł. Często spotykałem się np. z tym, że gitara wykonana w Meksyku grała lepiej niż ta z napisem Made in USA. W tym przypadku model złożony w Chinach wygrał z instrumentem amerykańskim, który sprzedałem. Mam także drugiego JB, którego używam na koncertach – jest to fretless marki Vintage. Także świetny instrument. Tak więc wiesz, kiedyś mi zależało na napisach, ale na szczęście mi przeszło i liczy się tylko to, czy gitara gra, czy nie.

A jakie sznurki tam zakładasz?

Zawsze grałem na strunach Ernie Ball, bo mieliśmy dobry kontakt z Music Info, które przysyłało nam struny na sesje. Tak więc są to standardowe, nieszlifowane struny Ernie Ball o grubościach 45-105.

Odwieczny problem wśród basistów: palce czy kostka?

Zwykle gram kostką, a wyjątkiem jest tu fretless. Oczywiście mogę zagrać cały koncert palcami, ale po prostu podoba mi się sound kostki. Jest bardziej agresywnie i atak jest wyraźniejszy.

A jaka koska najlepsza jest do rockerki na basie?

Wiesz co, w zasadzie to mogę używać każdej kostki, byle by była czarna (śmiech). A tak na serio, to gram tym co mam pod ręką i nie przywiązuję zbyt wiele uwagi do modelu, kształtu czy marki. Jedyny wymóg jest taki, że musi być twarda czyli około 1 mm.

Kiedy kładłeś tracki na nowy album, bas był nagrywany bezpośrednio czy przez wzmacniacz?

Zbieraliśmy oba sygnały, zarówno bas wpięty prosto w stół jak i ten z kolumny. Korzystam z kolumn Marlboro Sound Works, które zasilam wzmacniaczem Trace Elliot. Marlboro to ciekawa marka amerykańskich wzmacniaczy, które kiedyś były produkowane głównie na Europę.

Koncerty gracie tradycyjnie, czy na „uchu”?

W ogóle nie używamy tych nowych wynalazków. Wszystko idzie oldschoolowo z paczek, a odsłuchy ma tylko wokalista. Tak więc główny sound idzie ze sceny.

To nagłośnieniowcy muszą Was kochać (śmiech)…

Tak, często każą nam się ściszać i nawet spełniamy te prośby ale do pewnej granicy. Wtedy oni mówią, że wyłączą nam przody. No i OK, wtedy często się rozkręcamy jeszcze głośniej. Poradzimy sobie ze sceny sami. Chłopaki potrafią się sami miksować, kiedy grają solo, włączają sobie podbicie itd.

 

Zdarza Ci się ćwiczyć na basie?

W domu z reguły nie ćwiczę, ale kiedy mam grać próbę czy koncert, to zanim zaczniemy gram sobie trochę patentów i gam. To wystarczy. Nie jestem jakimś wybitnym technikiem, po prostu kładę groove. A jeśli chodzi o drive i puls to uważam, że te rzeczy są bardziej w głowie niż w palcach. Nie da się tego wyćwiczyć – trzeba to czuć.

A co robisz poza sceną?

W życiu mam w zasadzie dwie pasje: muzykę i motoryzację. Więc kiedy nie gram, zajmuję się tym drugim światem, czyli motocyklami i samochodami. Kiedyś też kręciło mnie żeglarstwo, pływałem po jeziorach, ale teraz pływam już tylko kajakami.

Co dalej z TSA?

Mamy spore ciśnienie twórcze, więc chcielibyśmy wydawać album co najmniej raz na dwa lata. To ciśnienie musi znaleźć swoje ujście. To zresztą było powodem powołania do życia solowego projektu, kiedy główny skład TSA nie nagrywał. Mamy mnóstwo pomysłów i nie możemy się doczekać, aż będziemy mogli je zagrać naszym fanom.

  

Zdjęcia: Mariusz Matkowski, Greg Smołoński