Zanurzając się w grzechu od pierwszego utworu ostatniej płyty ‘Humanoid’, przepytujemy jedynego członka oryginalnego składu, gitarzystę i lidera legendarnej, niemieckiej formacji Accept.
Cześć Wolf, widzę, że słońce również zagościło do Kolonii, ładną macie tam pogodę.
Hey man! Tak, świeci, słońce naprawdę dziś dopisało.
Nowy album ‘Humanoid’, który lada moment ujrzy światło dzienne, zaczyna się utworem ‘Diving Into Sin’ – powiedz nam szczerze… kiedy ostatnim razem ‘zanurzyłeś się w grzechu’?
(śmiech) Tak, to świetne pytanie, ale niekoniecznie chciałbym dzielić się z całym światem tym czy oraz jak jeszcze zdarza mi się zanurzyć w jakimś grzechu. Powiedzmy, że mam swoje gusta… Jeśli zaś chodzi o samą piosenkę, to dotyczy ona tak naprawdę nie czynów, a myśli. Każdy z nas ma w głowie gonitwę myśli, a czasem zastanawia się, czy mógłby zrobić coś złego, coś co nie mieści się w kanonach społecznej akceptacji lub w granicach prawa. Pewnego dnia zastanawiasz się co by było, gdybyś zrobił coś czego nie powinieneś nigdy zrobić. Na przykład poderwać żonę sąsiada lub przeciąć komuś opony w aucie. Co by było, gdybyś był seryjnym mordercą, który siekierą zabija ludzi. Czasem oglądam te dziwne programy o mordercach i zastanawiam się: co się czuje, kiedy się jest kimś takim. Jakie byłoby to uczucie zabić kogoś. To nie oznacza, że stanę się mordercą z siekierą, nie zamierzam i nie będę, ale myślę, że każdy człowiek zastanawia się czasem jakie to może być uczucie. Czasem nie możemy nic zrobić – po prostu taka pokręcona myśl zawita nam nagle w głowie.
Masz rację, kiedy wsadzasz taki zamysł w utwór, to wiele ludzi może się jakoś na swój sposób do tego odnieść, bo wielu z nas zapewne miewa takie myśli.
Naturalnie, ten numer prowokuje do zastanowienia się. Wiesz, żyjemy w świecie ustalonych zasad, gdzie nie powinniśmy i nie możemy robić tego czy tamtego. Wszystko jest ustalone. Piosenka stara się wciągnąć słuchacza w rozmyślania o tym wszystkim – co by było gdyby…
Muszę przyznać, że ta pierwsza ścieżka jest dla mnie najfajniejsza na płycie. Zaczynając od intro we wschodnim stylu, groov’u jaki jest, solo gitary bardzo fajne i tekst utworu intrygujący. Uważam, że to świetny wybór na początek albumu.
Dziękuję, to naprawdę miłe, co mówisz…
Jaka jest główna myśl tego albumu? Czy tytuł ‘Humanoid’ jest znaczący i zakreśla tematykę całej płyty, czy może jest to zbiór niezależnych od siebie piosenek?
Wiesz, to nie jest nic w rodzaju koncept albumu. Płytę nazwaliśmy ‘Humanoid’, ponieważ martwi nas to co się obecnie dzieje wokół tematu sztucznej inteligencji. Wszyscy mówią teraz o AI. Cała ta sprawa człowiek przeciw maszynie – znów wróciła, ale znacznie mocniej niż kiedyś.
Kiedy słuchałem płyty po raz pierwszy, przypomniały mi się stare filmy, takie jak Terminator, czy Robocop. Jest to bardzo aktualny temat i wielu ludzi się obawia wpływu AI na nasze życie.
Masz rację, uważam, że powinniśmy się tego obawiać. Będzie to miało bardzo niebezpieczny wpływ na sztukę i na artystów. Niedawno słyszałem muzykę wygenerowaną całkowicie przez AI i powiem ci, że to przeraża. Za każdym razem, kiedy wchodzi coś cyfrowego, co znacznie zmienia nasze otoczenie, robi się dziwnie. Obawiam się, że człowieczy instynkt, wkład emocji w robienie szeroko pojętej sztuki, traci swoją moc i wartość.
Myślę, że jesteś właściwą osobą, by o tym mówić – masz 50 lat doświadczenia jako muzyk sceniczny i widziałeś wiele zmian w biznesie muzycznym na własne oczy.
Absolutnie, powiem ci coś. Parę dni temu myślałem właśnie o całej perspektywie tych wszystkich lat. Popatrz, latami zdzierałem palce i spędzałem setki godzin na ćwiczeniu na gitarze. Byliśmy w biznesie od lat, inwestowaliśmy masę kasy w sprzęt, by dobrze brzmieć, często wyrzekając się innych rzeczy. A teraz? Naciśniesz przycisk i AI zrobi za ciebie całą robotę. Skomponuje, zaaranżuje, przedstawi nagrane ścieżki w gotowym pakiecie – bez człowieka, emocji, prób i wylanego potu. Wszystko automatycznie. To przeraża, naprawdę.
Rozumiem Cie, myślę tu podobnie. Za kolejną dekadę, czy dwie, ludzie mogą nie odróżniać i nie rozumieć kto jest człowiekiem, co jest ludzkie, a co sztuczne i cyfrowe.
Tak, zgadza się.
Czy kiedy wchodziliście do studia nagrywać nową płytę, byliście już w całości przygotowani, czy część utworów powstawała w studio podczas procesu rejestracji płyty?
Byliśmy w dużej mierze przygotowani. Zwykle staram się mieć wszystko przygotowane, ponieważ to zła sytuacja kiedy w studio piosenki są jeszcze nie skończone, a czas ucieka – to kosztuje.
Racja, jak wiesz kiedyś niektórych stać było na długie przesiadywanie w studio nagrań. Was pewnie też…
Tak, my w latach 80. mieliśmy zupełnie inny budżet i naprawdę było nas stać na dużo więcej. Kiedy się siedziało nad nagraniami, wytwórnia dawała na studio 2000 dolarów dziennie. Nasz budżet nagraniowy wynosił wtedy kilkaset tysięcy dolarów. Jak o tym pomyśleć teraz, czyste szaleństwo, ale teraz to już historia. Teraz mamy swoją własną salkę, studio. Siedzę tam bardzo często sam i sobie gram. Pozostali w zespole też grywają u siebie. Potem wszyscy się zbieramy i dzielimy się pomysłami, a następnie wspólnie zaczynamy prace na utworami.
Czy to jest trochę jak za starych czasów?
Trochę tak, choć rzadko się zdarza, że jesteśmy naprawdę wszyscy razem – raczej spotykamy się w grupach, np. w trójkę czy w czwórkę.
Jaki utwór jest dla Ciebie osobiście najważniejszy na tej płycie?
To trudne pytanie, bo wszystkie kawałki są jak moje dzieci. Jak mam wybrać i faworyzować tylko jedno z nich?
No dobra (śmiech)… wiedziałem, że to powiesz, ale ‘come on’, spróbuj dać mi coś więcej w tej materii.
Ok, ok, (śmiech)… To myślę, że prawdopodobnie ‘Southside of Hell’, bo był jakby najbardziej spontanicznym pomysłem ze wszystkich. Wiesz, pozostałe utwory były rozbierane i składane kilkukrotnie w aranżach, a tutaj jakby wszystko samo poszło,oczywiście zaczynając się od pomysłu na riff. Muszę jeszcze wspomnieć o innym utworze. Mogę mieć dwa do wyboru?
No jasne, dawaj!
Wybrałbym jeszcze balladę ‘Ravages of Time’. Jest bardzo droga memu sercu. Naprawdę przemawia przez nią moje wnętrze. Gram muzykę przez prawie 50 lat, a w mojej głowie wciąż jestem nastolatkiem. Chociaż nie wyglądam na nastolatka, to wciąż zachowuję się czasem jak nastolatek. Wciąż mam taką radość i zabawę, jeśli chodzi o muzykę, jaką miałem kiedy byłem 16-latkiem, a przecież czas maszeruje do przodu. Zastanawiałem się wiec wtedy, ile jeszcze lat jest przede mną, w sensie – ile jeszcze lat będę mógł robić to, co naprawdę lubię robić. Nie wiem, była to poważna kontemplacja nad tym gdzie stoimy w życiu i tak dalej, a ten utwór jakoś tak mi zapadł w głowę.
Jaka jest Twoja najbardziej ulubiona solówka na tym albumie? Ja bardzo lubię solo z pierwszego kawałka ‘Diving into sin’ oraz ‘Humanoid’. Łączysz ładne zagrywki, melodie, dodajesz troszkę whammy bar, trochę tappingu tu i tam, ale ze smakiem…
Nie wiem, nie myślałem o solówkach jeszcze – w sensie jakie lubię etc. Wiesz ja nigdy nie słucham swoich numerów jak już są nagrane. Zwykle wracam do odsłuchania czegoś tylko wtedy, kiedy muszę ponownie nauczyć się którejś z piosenek do występu na żywo, bo planujemy coś zmienić w secie.
Chciałbym spytać o numer ‘The Reckoning’. Gitara zaczyna sama, chwilę potem wchodzi sekcja etc. No i słowa… kiedy słuchałem tego, w wyobraźni przeniosłem się do wczesnego średniowiecza i jakiejś niemal biblijnych rozmiarów zagłady, która miała się zdarzyć. Jakie jest przesłanie w tym numerze?
Nie wiem, czy akurat jest jakieś przesłanie, ale Mark napisał tam tekst o takim ostatecznym dniu sądu…
Podoba mi się, że zabrał ten pomysł do przeszłości zamiast umiejscowić go w przyszłości.
Jeśli ktoś napisze tekst, ja używam go jako inspirację. Wiesz, w tym wypadku w ogóle tekst powstał jako pierwszy. Mark przesłał mi tekst, a ja stworzyłem muzykę pod niego. Próbowałem zagrać muzykę, która dobrze ‘sklei’ się klimatemi nastrojemj tego tekstu. Lubię pracować od tej strony, kiedy słowa powstają przed muzyką. To nie była tzw. ‘happy song’, tu było ciemno i poważnie.
Myślę, że trzeba to zaznaczyć. Dla mnie ta piosenka to taka kompletna opowieść. Zarówno dźwięki jak i tekst, wszystko spójnie przenosiło mnie w jakiś inny świat, co nie w przypadku każdej muzyki jest oczywiste. Spójne muzycznie i lirycznie utwory nie zdarzają się często. To naprawdę fajne, że słuchacz może mieć tutaj to wrażenie od samego początku.
Tak, to dobra rzecz. Kiedy masz takie wrażenie, to dobrze świadczy o piosence. Fajnie jak dany utwór się rozwija trochę jak mini film w głowie słuchacza.
Miałem przyjemność słuchać całej płyty i muszę pogratulować Wam efektu. W ogóle trzeba przyznać, że świetnie jest słyszeć płytę facetów, którzy nie zwalniają i nadal mają energię. Nie słychać byście się w jakikolwiek sposób starzeli. Cała płyta brzmi energetycznie, spójnie, dobre groovy, dobra klasyczna heavy-metalowa jazda.
Dziękuję Ci bardzo. To mnie cieszy, to dobra wiadomość, ale wiesz… powinieneś zobaczyć mnie z samego rana. Nie robię się młodszy, nie czuję się wtedy jakbym był pełen energii. (śmiech) Nie mam już 16 lat.
Będziecie sporo grać w tym roku. Zaraz po ukazaniu się albumu ruszacie na trasę po Ameryce Południowej. Potem letnie festiwale w różnych miejscach, a na jesień trasa europejska. Brzmi ekscytująco! Macie fanów wszędzie i jest fantastycznie. Jak postrzegasz fanów, jakie są różnice między nim, gdzie są najbardziej dzicy?
Mamy wspaniałych fanów gdziekolwiek jedziemy. Są zawsze oddani i szaleni. Nieważne czy to Polska, Japonia, Szwecja, Niemcy, itd… Ale musze przyznać, że w Ameryce Południowej chyba są jednak najbardziej szaleni potrafią tam rozrabiać jeszcze na długo zanim pojawimy się na scenie. Wkładają w to wiele pasji i spontanicznej energii. Tak jak w piłce nożnej, która tam jest jak religia, wywołuje sporo emocji. Jednak to nie znaczy, że fani w innych miejscach są gorsi, absolutnie nie. Po prostu trochę inni. Np. w Japonii są bardziej spokojni i dość zachowawczy na zewnątrz. To oczywiście nie oznacza, że gorzej przeżywają nasze koncerty lub mniej nas lubią.
Jaka jest najdziwniejsza, najbardziej nieoczekiwana rzecz jaka Ci się przytrafiła na trasie?
Uuuu… to trudne pytanie, bo dziwnych sytuacji było w naszej karierze naprawdę sporo. Ale pamiętam jedną akcję, kiedy zjadłem sushi – chyba było to w Meksyku – człowieku, byłem tak chory, że nie wiedziałem co się wokół mnie dzieje. Nie mogłem grać jak należy, nie pamiętałem jak szły utwory. Byłem tak słaby, że ledwo stałem. Ale wiesz, zwykle kiedy się źle czujesz to i tak grasz, bo adrenalina pomaga ci się dźwignąć, spinasz tyłek, stajesz i jakoś przetrwasz te dwie godziny, zanim znów stracisz moc. Tak jesteśmy często zaprogramowani jako muzycy – to bitwa i nie poddajesz się. Wszyscy na trasie zwykle w jakimś jej punkcie się rozchorowują, ale jakoś mogą grać mimo to. Oczywiście najgorsze obawy zawsze są z wokalistami, bo jak wokalistę ostro coś chwyci to nie zaśpiewa, choćby próbował. Tego się obawiasz zawsze. Więc wiesz, zwykle jak jesteś chory to jakoś dasz radę, ale w tym wypadku mówię ci – nie wiedziałem co się ze mną dzieje. W pewnym momencie Mark podochodzi i strzela mi tytułem kolejnego utworu jaki mam zacząć, a ja nic. Nie mogłem sobie w ogóle przypomnieć jak to szło. Zaczynałem ten utwór dwa lub trzy razy i musiałem przerwać. W końcu podszedłem do drugiego gitarzysty, by mi pokazał co mam grać: „Pokaz mi ten riff, bo nie wiem jak to szło”. Dopiero kiedy mi pokazał, wszystko wskoczyło w końcu to na właściwy tor i dalej jakoś poszło. Niemniej było to bardzo kłopotliwe i dość krępujące.
To jest jest mega ważne. Podczas takich zdarzeń nie panikujesz, nie poddajesz się i nie rozsypujesz. Młode zespoły w takim momencie mogą całkiem przerwać swój występ i posypać sprawę. Tutaj doświadczenie jest kluczowe. Kiedy stoczyłeś już wiele ‘bitew’, podświadomość przejmuje stery, by wyciągnąć cię z opresji.
Absolutnie i powiem Ci coś. Obecnie nawet lubię takie akcje, które stawiają mnie na krawędzi. Wiesz, jako młody muzyk pewnie bym spanikował, nerwy by mi puściły i bym myślał: „Ja pie***lę, koniec świata’!” Teraz tylko się uśmiecham, kiedy jakaś taka akcja się dzieje nieoczekiwanie i tyle. Powiem Ci, że fani też to rozumieją, bo nie jesteśmy robotami tylko ludźmi, a perfekcjonizm jest nudny.
Pozwól, że spytam o graty. Czy masz ten sam zestaw co lata temu. Czy może ostatnio zmieniłeś coś w sprzęcie? Jakiś nowy efekt? Inne struny? Może nietypowy przetwornik?
Nie zmieniłem żadnej rzeczy przez wiele lat. Kemper, przetworniki Fishman Fluence , moje gitary sygnowane od Framusa, struny D’Addario, od lat to samo. Bardzo lubię mój sprzęt. Koncentruję się na muzyce i zawartości występu, a nie brzmieniu. Przestałem ścigać się po lepszy ton, bo na scenie nie robi to aż takiej różnicy jak się powszechnie myśli.
Na co najbardziej zwracasz uwagę kiedy grasz na scenie – sekcja rytmiczna, trzymasz się werbla lub stopy, czy może słuchasz jedynie głosu Marka? Jak to u Ciebie jest?
To naprawdę dobre pytanie, muszę Ci powiedzieć, że przez tyle wywiadów ile miałem, nigdy nikt nie zadał mi takiego pytania. (śmiech)
Dzięki man!
Mam oczywiście w odsłuchach wszystkie instrumenty i dość dobrą równowagę między nimi, ale najbardziej słucham perkusji. Staram się, by moja gitara była jak najciaśniej dopasowana do bębnów. Słyszę wokal, ale nie mam go głośno w uszach, bo tak jak mowię – koncentruję się na współpracy bębnów i gitar.
Co się dzieje po koncercie? Czy dalej podtrzymujesz tętniącą w żyłach adrenalinę jeszcze przez dłuższy czas, czy może przechodzisz szybko do fazy wyciszenia?
Po zejściu ze sceny uwielbiam iść prosto do hotelu, od razu tak jak stoję, w moich ciuchach koncertowych. Czasem mamy hotel bardzo blisko miejsca gdzie gramy. Po prostu zabiera nas auto, czy taxi, czy organizator i jadę prosto do hotelu, by się wyluzować i spuścić z tonu.
Dziękuję Ci serdecznie za poświęcony czas. To była fajna rozmowa. Wiem też, że gracie w tym roku jak na razie jedyny występ w Polsce i będzie to podczas imprezy Mystic Festiwal w czerwcu. Szczerze gratuluję nowej płyty!
Dzięki! Tak, gramy tam i bardzo chcę widzieć naszych polskich fanów na tym koncercie, więc mam nadzieje, że przybędziecie. Pozdrawiam wszystkich. Wszystkiego dobrego i do zobaczenia!
Zdjęcia: Christoph Vohler