Eric Clapton

Wywiady
2009-02-27
Eric Clapton

W latach 1966-1976 Eric Clapton na nowo zdefiniował pojęcie muzyki rockowej. Można przyjąć, że w okresie tej właśnie dekady na zawsze zmieniło się oblicze gitary.

Był rok 1966, a więc rok, w którym Bob Dylan grał na gitarze elektrycznej w Blonde On Blonde, w którym Anglia była gospodarzem Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej i w którym skazano słynnych seryjnych "morderców z mokradeł" Myrę Hindleya i Iana Brady’ego. Londyn miał się dobrze, w mieście królował swing i spódniczka mini, a Mary Quant, która ją zaprojektowała, znajdowała się na ustach niemal wszystkich. Zespół rhythmandbluesowy Manfred Mann coraz bardziej zyskiwał na popularności, szczególnie wśród młodzieży. Ale we mgle i smogu wielkiego miasta wyrastała kolejna grupa, która reprezentowała zgoła inne gusta muzyczne: armia fanatyków gitary głoszących słowo o pojawieniu się "istoty wyższej". Ozdabiali oni fasady miejskich budynków graffiti z napisem "Clapton Is God" (Clapton jest Bogiem). To osobliwe hasło nie potrzebowało żadnego wykrzyknika, ponieważ mówiło samo za siebie. Było prostym i jednoznacznym stwierdzeniem, a nie tylko odkryciem dokonanym pod wpływem chwili. Jak to się w ogóle stało, że Eric Clapton, który wówczas ukończył zaledwie dwadzieścia jeden lat, osiągnął w świecie gitary ten "boski" status?

CLAPTON ISTNIEJE?


Pierwsza proklamacja geniuszu Claptona pojawiła się na ścianach obskurnej stacji metra Islington w połowie lat 60. Wkrótce pojawiły się następne i "Clapton Is God" stało się nową mantrą wśród miłośników gitary. Mimo że Clapton w zespole The Yardbirds przezywany był "Slowhand" (ang. powolna ręka), to jednak już w 1966 roku zyskał dużą sławę i stopniowo stawał się najważniejszą osobą w zespole. Grupa opanowała niepodzielnie klub Crowdaddy, a następnie najsłynniejsze miejsce tego typu w Londynie - Marquee.

Jimmy Page, gwiazda Led Zeppelin i długoletni przyjaciel Claptona, wiedział, że ma on wielki talent i prędzej czy później ten talent zostanie dostrzeżony, co wspomina w ten oto sposób: "Pamiętam, jak Clapton grał w zespole The Bluesbreakers. To była czysta magia i po prostu magia. Grał rewelacyjnie, wręcz genialnie!". Natomiast Jeff Beck, gitarzysta, który zastąpił Claptona w zespole Yardbirds, przyznał, że niełatwo mu było wypełnić miejsce po tak utalentowanym muzyku: "Wtedy obaj graliśmy bluesa. Tylko że on był znacznie lepszy ode mnie".

Clapton był zjawiskiem. Jego gra w dużym stopniu ukształtowała muzykę rockową na przestrzeni dekady lat 60. i miała ogromny wpływ na całe pokolenie gitarzystów. On był królem ówczesnej dekady - dokładnie tak, jak Hendrix. Jimi Hendrix, wbrew temu, co podaje większość źródeł, nie był jedynym geniuszem gitary lat 60. i nie królował absolutnie niepodzielnie. Na pewno uczynił z gitary elektrycznej najbardziej ekspresyjny instrument muzyczny tamtych czasów i to do niego należała pierwsza połowa lat 60., ale druga połowa tej dekady z pewnością nie należała już do niego. Ani trochę...

Clapton - podobnie jak Hendrix - dorastał, słuchając rock and rolla i bluesa, eksperymentując z popularnymi wówczas stylami muzycznymi. W późniejszych latach spod jego palców wyszły wielkie przeboje, które natychmiast podbijały listy przebojów, jak choćby "Wonderful Tonight" czy "Tears In Heaven", ale trzeba też pamiętać, że Clapton był, jest i zawsze będzie gitarzystą bluesowym. W zespole Bluesbreakers Johna Mayalla Clapton zdobywał pierwsze szlify, doskonalił swoje umiejętności, by błyskawicznie wspiąć się na muzyczne wyżyny, które wówczas były dla innych nieosiągalne. W zespole Cream poszedł w stronę brzmienia rockowego, które zostało podchwycone przez miliony gitarzystów na całym świecie i ewoluuje do dnia dzisiejszego. Od roku 1970 do późnych lat 90. każdy wydany przez Claptona album osiągał status platyny. Największe przeboje artysty znalazły się potem na krążku "Unplugged", który został obsypany nagrodami Grammy.

"BLUES BREAKERS JOHN MAYALL WITH ERIC CLAPTON"

Przełomowym okresem dla twórczości Erica Claptona była dekada lat 1966-1976. To właśnie wtedy jego gwiazda świeciła najjaśniej na muzycznym firmamencie i nikt inny nie mógł się z nim równać. Został wyniesiony na piedestał i awansował do miana gitarowego bóstwa - skąpany w chwale, podziwiany przez fanów i przyszłe gwiazdy rocka święcił triumfy na całym świecie. Jeśli zapytalibyście Eddiego Van Halena, co zainspirowało go do gry na gitarze, to odpowiedziałby: "Był to album grupy Mayalla »Blues Breakers John Mayall With Eric Clapton« znany też jako »The Beano Album«, na którego okładce widać Claptona czytającego komiks dla dzieci o tym właśnie tytule. Znam każdą solówkę, jaką Eric kiedykolwiek zagrał. Nuta w nutę. Lubię Hendriksa, ale nigdy nie był dla mnie tak ważny jak Clapton". "The Beano Album" okazał się ważny dla wielu muzyków. Gary Moore mówi: "Krążek »The Beano Album« był dla mnie punktem zwrotnym. Rzucił mnie na kolana. Musiałem sobie pożyczyć tę płytę od przyjaciół, bo nie było mnie stać na to, żeby ją kupić. Płytę »The Beano Album« przesłuchałem tyle razy, że po pewnym czasie została strasznie porysowana i prawie całkowicie zniszczona. Ale w końcu udało mi się nauczyć wszystkich solówek!".

"Blues Breakers John Mayall With Eric Clapton" stał się dla muzyki kamieniem milowym. Młodego Erica ukształtował po części sam Mayall. Dwudziestojednoletni wówczas gitarzysta miał do dyspozycji ogromną kolekcję płyt bluesowych swojego starszego kolegi, której słuchanie zajmowało mu większą część dnia. Słuchał płyt i chłonął wszystko jak gąbka. Efekty stały się wkrótce widoczne. Clapton swoją grą wyprzedzał czasy, w których żył. Jego frazowanie, warsztat, sposób konstruowania solówek sprawiały, że nie miał on sobie równych. Udowodnił, że brytyjski biały muzyk rozumie czarnego amerykańskiego bluesa. Na kształtowanie jego stylu ogromny wpływ mieli najwięksi czarni bluesmani: B.B. King, Freddie King, Albert King, Buddy Guy i Otis Rush. To właśnie dzięki Claptonowi - jego pasji, determinacji i talentowi - świat otworzył się na tę specyficzną, niepokojącą i ekscytującą formę muzyki. Dzięki niemu świat na nowo odkrył wielkich artystów, którzy powołali bluesa do życia, a którzy niestety zostali zapomniani.

CREAM


Zanim Hendrix odwiedził Anglię we wrześniu 1966 roku, Clapton zdążył już nagrać "The Beano Album", odejść z The Bluesbreakers i założyć grupę Cream, w której składzie znaleźli się doskonali instrumentaliści: basista Jack Bruce i perkusista Ginger Baker. Obaj nie bardzo umieli się ze sobą porozumieć, ale tak bardzo chcieli grać z Claptonem, że odłożyli na bok wszystkie dzielące ich różnice i zaczęli ze sobą współpracować. Należy podkreślić, że w The Bluesbreakers gra Claptona przepełniona była swego rodzaju agresją, a nawet złością, natomiast w Cream stała się bardziej dojrzała. Trio odniosło niemal natychmiastowy sukces, co oznaczało konieczność częstego i wyczerpującego koncertowania. Trudno jednak było koncertować ze skromnym repertuarem, dlatego muzycy - aby wypełnić czas na scenie - zmieniali swe koncerty w długie jam sessions. To sprawiło, że Clapton wciąż doskonalił swoje umiejętności i doprowadził grę do perfekcji - jego solówki stały się bardziej rozbudowane i jednocześnie gładsze, świetnie wyważone pod względem długości oraz stopniowania napięcia. Styl gry, jaki rozwinął Clapton w Cream, zainspirował również czarnych bluesmanów. Świetnym tego przykładem może być Eric Johnson, wirtuoz gitary z Teksasu. "Słuchałem płyt Claptona i analizowałem sposób jego gry. Starałem się wyłapać każdy niuans - wspomina Johnson. - Przez kilka lat byłem jak szafa grająca, w której znajdowały się płyty tylko jednego artysty. Płyty Erica Claptona".

 

THE BEATLES


W 1968 roku Claptona odwiedził gitarzysta The Beatles, George Harrison. Chciał, żeby ten zagrał solówkę w jednym z utworów słynnej czwórki z Liverpoolu. "Niestety początkowo Clapton się nie zgodził. Powiedział, że nikt z zewnątrz nie powinien grać na płycie The Beatles - wspominał później Harrison. - Ale to była moja piosenka i chciałem, żeby on w niej zagrał. W końcu jednak przystał na tę propozycję. Byłem naprawdę zadowolony, bo zagrał wspaniale". Wiele osób uważa właśnie "While My Guitar Gently Weeps" z albumu "The Beatles" za jedną z najlepszych partii gitarowych Claptona. Zresztą ten przykład pokazuje, jak genialnie można połączyć prawdziwego bluesa z klasycznym utworem popowym. W tym samym roku różnice między członkami grupy Cream wyraźnie dały o sobie znać, co doprowadziło do rozpadu zespołu. W 1969 roku Eric Clapton powołał do życia, choć na krótko, zespół Blind Faith. W skład tej supergrupy weszli: Steve Winwood z grupy Traffic, Ric Grech z Family i Ginger Baker z Cream. Zespół zapowiadał się świetnie, ale po nagraniu jednego albumu i krótkiej trasie koncertowej formacja podzieliła los grupy Cream.

DELANEY, BONNIE & FRIENDS


Nadszedł czas, kiedy Clapton miał chwilowo dość życia w błysku fleszy i potrzebował nieco odpocząć. Usunął się w cień i jedynie towarzyszył w trasie koncertowej zespołowi Delaney, Bonnie & Friends. Gra artysty się zmieniała, a jego czyściej brzmiący Stratocaster wymagał bardziej zrelaksowanej postawy, mniejszego zagęszczenia faktury i delikatniejszego przesteru. Clapton grał niesłychanie precyzyjnie i w sposób wysoce wyrafinowany, a to świetnie współgrało ze stylem country, który coraz bardziej mu się podobał. Delaney Bramlett namawiał Claptona do rozpoczęcia kariery solowej, co w końcu stało się faktem.

 

KARIERA SOLOWA


I tak w 1970 roku Clapton nagrał swój pierwszy album solowy zatytułowany po prostu "Eric Clapton". Wykorzystał sekcję rytmiczną Bramlettów, a Delaney zajął się produkcją. Sam Clapton powiedział później: "Delaney pozwolił mi odkryć w sobie coś, o czym nie miałem wcześniej pojęcia". Muzycy z zespołu Bramlettów, Bobby Whitlock (klawisze), Jim Gordon (perkusja) i Carl Radle (bas) stali się trzonem jego nowego zespołu: Derek And The Dominos. Grupa nagrała tylko jeden album "Layla And Other Assorted Love Songs" (podobno w narkotykowym transie). Na gitarze slide towarzyszył im Duane Allman. "Był dla mnie jak muzyczny brat, którego nigdy nie miałem" - przyznał Clapton, a Allman też odpłacił mu komplementem: "Byłem bardzo szczęśliwy, mogąc pracować z ludźmi pokroju Claptona, czyli błyskotliwymi i utalentowanymi".

Album, który wtedy został całkowicie zignorowany przez krytykę, szybko stał się klasyką, a utwór tytułowy - wręcz ponadczasowym przebojem. "Layla" to miłosne wyznanie skierowane do żony George’a Harrisona, Pattie, w której Clapton się kochał i którą w końcu poślubił. Zawiera jeden z najbardziej znanych riffów w historii muzyki. "Layla" pokazała światu Claptona ostrzejszego, bardziej zorientowanego na pop. Jego Stratocaster pomagał w utrzymaniu lżejszego brzmienia. W tym samym roku zmarł Hendrix - nie zdążył się nawet dowiedzieć, że Derek And The Dominos nagrali cover jego utworu "Little Wing". Nagranie to miało miejsce osiem dni przed śmiercią artysty.

Śmierć Hendriksa wstrząsnęła Claptonem. Wpadł w depresję, co pogłębiło jego i tak już silne uzależnienie od narkotyków.

Heroinowy nałóg wyrzucił go na margines życia. Na kilka lat muzyk zamieszkał w swojej, położonej na odludziu, rezydencji w hrabstwie Surrey. W 1973 roku Pete Townshend zorganizował dla artysty "Rainbow Concert", który miał mu pomóc powrócić na scenę. Jednak prawdziwy powrót Claptona do świata muzyki po przebytym leczeniu odwykowym nastąpił dopiero w 1974 roku. Pierwszy album po tej nieoczekiwanej przerwie, zatytułowany "461 Ocean Boulevard", zawierał utwory nieco lżejsze i z mniejszą ilością solówek. Znalazły się na nim takie piosenki, jak "Let It Grow" czy "Give Me Strength", w których wyraźnie słychać wpływy Allmana i Harrisona. Niespodziewanym hitem tej płyty stał się cover utworu Boba Marleya "I Shot The Sheriff". Ten cover miał ogromny wpływ na popularyzację reggae i osoby samego Boba Marleya. "Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu ta piosenka błyskawicznie wspięła się na szczyt listy przebojów - wspomina Clapton. - Osobiście poznałem Marleya dużo później, ale kiedy ukazał się ten singiel, to zadzwonił do mnie i wyraził swoje ogromne zadowolenie".

Wielbiciele Claptona z ery Cream byli rozczarowani drogą, jaką teraz podążał muzyk. Nie podobało im się jego swobodniejsze podejście do gry. Za to Clapton zyskiwał coraz większą rzeszę nowych fanów. A gdy nagrał cover piosenki J.J. Cale’a "Cocaine", to okazało się, że trafił w gusta wszystkich swoich fanów - i tych starych, i nowych.

Zespół Cream rozpadł się czterdzieści lat temu, ale kariera Erica Claptona trwa nieprzerwanie do dziś. Jest on jedną z największych postaci rocka. Jego styl ciągle ewoluuje. Clapton jest nie tylko wybitnym gitarzystą akustycznym, ale także znakomitym gitarzystą slide i bluesowym, a jego frazy bluesowe rozpoznawalne są już od pierwszych taktów. B.B. King powiedział: "Zwiedziłem świat wzdłuż i wszerz, poznałem wielu królów i wiele królowych, ale nigdy nie spotkałem człowieka tak szlachetnego jak Eric Clapton. Moim zdaniem Clapton to osobowość numer jeden". A więc wszystko się zgadza - "Clapton is God" (Clapton jest Bogiem).

Subiektywna lista najlepszych utworów Claptona

 

"HIDEAWAY"

PŁYTA: "John Mayall Blues Breakers With Eric Clapton"
Podczas nagrywania tej kompozycji Clapton ustanowił precedens w historii grupy. W jego ślady poszli następcy: Peter Green i Mick Taylor. Ten trudny technicznie utwór Clapton zagrał na Les Paulu, który dodał całości mięsistego brzmienia. Oczywiście nie zabrakło w nim powalających solówek. Jak na standardy lat 60. Clapton osiągnął tu techniczną perfekcję.

 

"HAVE YOU HEARD"


PŁYTA: "John Mayall
Blues Breakers With Eric Clapton" "The Beano Album" to klasyk białego bluesa i jeden z najlepszych momentów w karierze muzycznej Erica Claptona. Prowadzi on dialog na instrumenty z saksofonistą tenorowym, Dickiem Heckstallem-Smithem. Utwór rozwija się ku solówce, a gitarzysta wypełnia pauzy między wokalem smakowitymi akordami. A potem zaczyna się jedna z najwspanialszych solówek bluesowych... Czegóż chcieć więcej?



"I FEEL FREE"


PŁYTA: "Fresh Cream"
Ten przepełniony riffami rockowy kawałek był dla Claptona okazją do stworzenia niezwykle dojrzałej solówki. Zaczyna od nieco wycofanego brzmienia uzyskanego dzięki przetwornikowi przy gryfie, a następnie - przy zagrywce kończącej solówkę - przełącza się na przetwornik przy mostku.

 

 

"CROSSROADS"


PŁYTA: "Wheels Of Fire"
Niektórzy uważają tę kompozycję za najlepszy utwór z repertuaru Claptona. Ten cover utworu Roberta Johnsona (określanego mianem króla gitary bluesowej) świetnie pokazuje, z jaką intensywnością Eric buduje swoje solówki. Są tam klasyczne 12- taktowe bluesy, z których pierwszy jest powściągliwy i subtelny, drugi zaś strzela w przestrzeń jak rakieta. W tym utworze Clapton ma okazję popisać się całą gamą swych umiejętności. Wspaniałe!

 

"LAYLA"


PŁYTA: "Layla And Other Assorted Love Songs"
To wyznanie miłości skierowane do Patti Harrison zaczyna się riffem granym w trzech oktawach. Na swoim Stratocasterze "Brownie" Clapton wygrywa melodię, a slide Duane’a Allmana sprawia, że utwór dosłownie wzbija się w powietrze. Nie ma żadnych wątpliwości, że jest to jeden z riffów wszech czasów.

 

 

SPRZĘT


Grając w The Bluesbreakers, Clapton używał 50-watowego combo Marshalla i Gibsona Les Paula z 1960 roku. Natomiast w zespole Cream używał 100-watowego wzmacniacza JTM 45 - głowa + jedna paczka 4×12" (w studiu) oraz dwie głowy, z których każda zasilała po dwie kolumny 4×12" (na scenie). Kiedy jego Les Paul został skradziony, przerzucił się na Gibsona ES-335 z 1964 roku i Gibsona SG z roku 1964.

Jednak ulubioną gitarą Claptona pozostał Fender Stratocaster. Modeli tej właśnie marki miał bardzo dużo w swojej karierze, zarówno były to gitary vintage, jak i pochodzące z Custom Shopu sygnowane jego nazwiskiem. Z tymi gitarami muzyk najczęściej używał wzmacniaczy Soldano, Cornell i Fender Twin.

 

 

 

 

Neville Marten