Muzyka w szkole, czyli "chcę nagrać piosenkę, proszę pana!"
Edukacja muzyczna w naszym pięknym kraju nie istnieje. Jest to rzecz oczywista i jako taka nie budzi chyba żadnych kontrowersji. Muzyka przetrwała w szkole podstawowej w formie szczątkowej, a sposób prowadzenia lekcji jest najczęściej... wiadomo jaki. Skutek? Tłum nastolatków ogłuszonych przez tanie słuchawki wepchnięte do uszu, pompujące "absolutnie najmodniejsze i tylko najwspanialsze" radiowe hity.
Nie chcę zawracać kijaszkiem Wisły, nie marzy mi się społeczeństwo, które zna koncerty fortepianowe Mozarta i umie odróżnić kobzę od dud - tu nawet optymizm Lennona byłby za słaby. Ja bym tylko chciał, żeby przeciętny człowiek wiedział na temat muzyki przynajmniej tyle, ile wie na temat historii czy matematyki. Chciałbym tego tylko i wyłącznie z czysto egoistycznych pobudek - o ileż łatwiej byłoby mi pracować...
Zwykły dzień, jak każdy inny w studio. Rano dzwoni telefon.
"Dzień dobry, czy to studio?".
Potwierdzam, że tak.
"Bo ja chcę nagrać piosenkę, da się?"
Rozpoznaję, że właścicielka głosu po drugiej stronie słuchawki nie może jeszcze samodzielnie kupić piwa - jest niepełnoletnia. Pytam grzecznie o to, jaką piosenkę mamy nagrać.
"No nie wiem, jakąś fajną. Może jak Lady Gaga albo Madonna? Albo nie - tata mówi, że śpiewam jak Górniak, to może coś Edyty, da się? Acha, a ile to kosztuje w ogóle to nagrywanie?".
Czasami to nie jest telefon, tylko pytanie zadane przez GG. I wtedy wygląda to mniej więcej tak:
"to studio? jestem wokalistka chciałam nagrac plyte ile kosztuje nagranie plyty i kiedy mogę zrobic zdjecie na okładkę?"
Stary jestem i nauczono mnie grzeczności, więc za każdym razem tracę duże ilości czasu na wyjaśnienie młodzieży, która NIE MIAŁA lekcji muzyki w szkole, że do nagrania potrzebny jest: repertuar (muzyka i teksty) oraz zespół. Byłoby też bardzo miło, gdyby kandydat/tka na przyszłego idola miał choć ciutkę umiejętności. Czasem proszę o próbkę wokalną - najczęściej dostaję wtedy nagranie z telefonu komórkowego: dwie pięknie wymalowane dziewczęta chrypią z manierą Amy Winehouse, wygięte w seksownych pozach rodem z Naszej Klasy. W każdym razie one myślą, że tak wygląda seksowna poza...
Te cudowne dzieci są często wspierane przez swoich rodziców, którzy również nie byli rozpieszczani szkolną wiedzą o muzyce. Normalne jest, że każde dziecko to absolutny fenomen dla swojego rodzica, ale odrobina dobrej woli i obiektywizmu byłaby mile widziana. Nie musiałbym wtedy wysłuchiwać, że "córka śpiewa fantastycznie, tylko tu w tym studio coś jest chyba nie tak z dźwiękiem. Ona naprawdę jest zdolna..." Kiwam głową, zaciskam zęby i próbuję powtarzać w duchu, że przecież za to mi płacą...
Osobną kategorią są raperzy. Nie pojmę nigdy tego zjawiska, ale chłopaki potrafią zarezerwować studio, po czym wpadają na nagranie i podkłady przynoszą w formacie... MP3. Tylko nieliczni wychodzą ponad jakość 128 kB/s. W trakcie nagrania najczęściej okazuje się, że bity wcale nie są ich - ściągnęli je od kogoś z sieci. Uwielbiam pytać, czy nie szkoda im pieniędzy na studio. Skoro podkład jest skompresowany, to nie potrzebują chyba porządnego, studyjnego mikrofonu? Po takim pytaniu zalega najczęściej cisza i widzę wpatrzone w siebie, szczere, młodzieńcze oczy, którym nikt w szkole nie zaszczepił choć cząstki wiedzy muzycznej... "No jak to? Przecież wokal musi być w studio, co nie? A ziomki mówili, że podkład kopie w dupsko i jest w porzo!" No fakt, nie spieram się, nagrywam i wystawiam rachunek.
Oczywiście nie łatwiej jest z bracią rockową. Tu też zdarza się mnóstwo kwiatków wynikających z kompletnej ignorancji muzycznej - ludzie mylą flażolet z synkopą, a strojenie instrumentu uważają za niemodny zabobon... Zgadza się, narzekam - ale robię to tylko dlatego, iż mam świadomość, że wystarczyłoby trochę podstawowej edukacji i nasze wspólne studyjne zmagania byłyby dużo łatwiejsze, a owocem sesji moglibyśmy się chwalić na lewo i prawo. I nie musiałbym, tak jak teraz, na pytanie żony o nowe nagrania odpowiadać pokrętnie, że coś nam komputer szwankuje albo prądu nie było...
Michał Osuch